25 | Nowy tytan
Ruszyliśmy biegiem za nimi. Dobiegliśmy do wielkiej siatki. Na ścianie była też mała dziura, która także była zakryta.
Skoro tak, to musi dać się tamtędy przejść.
Usłyszałam głos blondyny:
- Nie pozwólcie nikomu przejść! Dopóki utrzymamy ten punkt, będzie dobrze!
Nagle wszystko rozbłysnęło ciepłym światłem.
- Co u diabła!? Tytan?
- Eren!
Czułam w kościach, że to nie Eren. To był ktoś inny.
Ból w barku nasilił się, przez co jęknęłam.
- Kurwa. To nie jest Eren. Musimy się pospieszyć.
- Mów jak! - Mikasa spojrzała na mnie z furią.
- A skąd ja mam niby kurwa wiedzieć!?
Nagle uderzyła w nas fala gorącego powietrza. Wszyscy skuliliśmy się, żeby uniknąć większych oparzeń oraz żeby pęd nas nie porwał.
- Wszystko się tu zawali!
Spojrzałam w to samo miejsce co Sasha. Widziałam jak filary zaczynają pękać.
- Nie jest dobrze. Oj, kurwa jest źle. Levi masz jakiś pomysł!? - Krzyknęłam, żeby przekrzyczeć świst wiatru.
Usłyszałam w odpowiedzi głos Armina.
- Kapralu, otwór!
Spojrzałam w kierunku, w którym wskazywał blondyn. Wyrwa w ścianie była teraz otwarta.
W końcu coś idzie po naszej myśli.
- Armin, Moblit bierzcie Hange i wynoście się stąd! Reszta za mną!
Zrobiliśmy jak rozkazał. Miałam problem z poruszaniem się, ale dałam radę się przecisnąć. Widziałam jak Mikasa ratuje Historię przed uderzeniem w ścianę, a chłopaki lecą ratować Erena.
Na cholerę, żeś mnie ze sobą wziął!?
Doleciałam do Mikasy i Historii.
- Żyjesz? - Zapytałam blondynkę.
- Jakoś. - Kiedy zobaczyła moją rękę zakryła usta dłonią. - Co ci się stało?
- A, to? To nic. Niefortunna seria zdarzeń. Wyliże się.
Usłyszałam huk pękających ścian. Spojrzałam w tamtym kierunku i widziałam jak sufit odpada.
- Sufit!
W ostatniej chwili udało im się odskoczyć. Milisekundy później i zostałaby z nich krwawa breja.
Przyciągnęli Erena do ściany, tam gdzie stałyśmy we cztery.
- Niedobrze. Odciął nam drogę ucieczki! - Usłyszałam głos Jeana.
Kurwa! Kurwa! Kurwa! Jesteśmy w dupie! Nie mamy jak uciec...Czy tak wygląda koniec?
Eren obsunął się po ścianie i zaczął ryczeć.
- Przepraszam was... - Wszyscy patrzyli na niego jak na debila. - Jestem kompletnie bezużyteczny. Od początku taki byłem. Nigdy nie stanowiłem dla ludzkości żadnej nadziei.
- Jak mocno jebnęli cię po łbie?
- Hę? - Spojrzał na mnie zdziwiony.
- Nie chce mi się powtarzać. - Spojrzałam na niego z uśmiechem. - Skoro jesteś bezużyteczny, to kto zatkał dziurę w Rosę? Bo ja widziałam 15 metrowego tytana o długich ciemnych włosach. Kto uratował swoich przyjaciół, choć ledwo stał na nogach? Eren, skoro ja wierzę że jesteś nadzieją, to musisz nią być, bo ja w bajki nie wierzę.
Zaraz usłyszałam kolejne słowa otuchy. Bardziej lub mniej przychylne, ale jednak.
- Ja wezmę Erena. - Powiedziała Mikasa.
- Nie mogę być zbyt ostrożny, więc trzymaj się mocno. - Powiedział Jean do Historii.
To się nie uda. To nie ma kurwa prawa bytu! Myśl idiotko. Musi być sposób, żeby stąd uciec...Tylko jaki?
-Wybacz, że znowu zwalam to na ciebie, Eren, ale rób co uważasz za słuszne.
Osunęłam się po ścianie.
- To nie ma sensu. Nie ważne co zrobimy umrzemy.
Poczułam silne uderzenie w głowę.
- Przestań się mazać. - Usłyszałam głos Levi'a.
-Mnie już...
Czekaj.
Zobaczyłam przy swoich nogach buteleczkę z napisem „opancerzony".
Żeby to było to o czym myślę.
Chwyciłam za butelkę i zerwałam się na równe nogi. Załapałam Erena za rękę i pociągnęłam w stronę klifu.
Teraz albo nigdy.
- Co ty?
Rzuciłam mu buteleczkę. Chwycił ją i spojrzał na mnie zdziwiony.
- No to do dna, młody.
Przeczytał napis na flakonie i kiwnął mi głową.
Ruszył biegiem w stronę klifu. Kiedy Mikasa zrozumiała co się stało, ruszyła za nim, ale udało mi się ją chwycić.
- Zostaw mnie! Posłałaś go na śmierć! - Oberwałam w twarz.
- A to się jeszcze zobaczy.
Nagle pomieszczenie rozświetliło ciepłe światło. Musiałam przymknąć oczy, ponieważ było tak oślepiające. Kiedy je otwarłam zobaczyłam tytana. Jego ręce były przygwożdżone do ziemi, a z jego palców wychodziły kryształowe „gałęzie".
Udało się?
Zaczął tworzyć coś na pozór klatki, która miała zablokować odłamki, które spadały z sufitu.
- Szybko, schowajcie się pod Erenem!
Nie zastanawiałam się zbytnio, tylko wykonałam rozkaz.
\*|*/
Niedługo wszystko się skończyło. Jean i Mikasa wzięli się za uwolnienie Erena, a ja przyglądałam się temu co stworzył. Było to...było to po prostu przepiękne. Kryształy stały się klatką, która uratowała nas przed odłamkami.
Dzieciak odwalił kawał dobrej roboty.
Nawet kiedy wyciągnęli go z ciała, tytan pozostał.
- To musi być efekt Utwardzania. Nawet gdy cię z niego wyjęliśmy, ciało tytana nie zniknęło.
Noo, robiło to wrażenie.
- Nie powiem całkiem nieźle.
Levi coraz bardziej przyzwyczajał się do nowego składu. Można wręcz powiedzieć, że go nawet polubił.
Przyklękłam koło Erena i oparłam na jego plecach rękę.
-Dobra robota. Widzisz nie jesteś jednak bezużyteczny. Dzięki tobie żyjemy. Więc wbij sobie to do swojego pustego łba... - Tu przywaliłam mu z piąchy prosto w sam środek czachy. - ...że jesteś jednak coś wart. Tak jak my wszyscy.
Chłopak uśmiechnął się na moje słowa.
- Zabezpieczyliśmy wyjście! Armin jest cały i zdrowy! - Usłyszałam Sashkę, a po chwili zobaczyłam ją opuszczającą się na linie.
- Hange i Moblit też są bezpieczni. - Zaraz obok był Connie.
- Dobra robota. Ruszajmy. Musimy dogonić ten ogromny zadek.
\*|*/
Reszta grupy, która pozostała na górze pomogła nam wyjść z groty. Kiedy stanęłam już na powierzchni, moim oczom ukazał się przerażający widok.
Monstrum, które było przynajmniej 3x większe od opancerzonego tytana, czołgało się w kierunku muru, zostawiając za sobą pożogę i zgliszcza.
Trzeba było szybko coś z tym zrobić.
- Zbierać się. - Usłyszałam, głos Levi'a.
Szłam już w kierunku konia, kiedy złapał mnie za rękę.
- Ty jedziesz na wozie. Nie będziesz z taką ręką prowadzić konia.
Spojrzałam na niego, a później na swoją rękę i zrezygnowana ruszyłam w kierunku wozu.
\*|*/
Pędziliśmy przed siebie, kiedy zobaczyliśmy światła pochodni. Chwilę później dołączył do nas Erwin i jego grupa żołnierzy.
- Nikomu nic się nie stało? - Były to pierwsze słowa jakie padły z jego ust.
- Tylko Hange oberwała. - Odpowiedziałam, a Levi zgromił mnie wzrokiem.
- Nie tylko Hange. - Kobieta pokazała mu zakrwawioną rękę.
- To tylko zadrapanie. Przeżyję.
- To dobrze. Świetnie się wszyscy spisaliście.
- Mam ci do przekazania masę informacji. - Powiedział Levi. - Ale najpierw...
- Co to za tytan?
- Rod Reiss. - Widziałam, niedowierzanie na twarzy Erwina po tych słowach.
- I właśnie w tej sprawie chcę się ciebie poradzić, generale.
- Nie możemy tutaj czekać. Wracamy pod Sinę.
- Pozwolisz mu się doczołgać pod sam mur?
- Dokładnie do dystryktu Orvud. Najpewniej zmierza w tamtym kierunku.
Ruszyliśmy pędem w tamtym kierunku.
\*|*/
Podczas powrotu obmyśliliśmy plan. Były dwa:
1/ Dać pożreć Erena i pochwycić Roda, żeby uwolnić go spod władzy Pierwszego Króla
2/ Zabić Roda i nauczyć Erena panować nad mocami, które są w jego posiadaniu
Jak można się domyślić wybraliśmy opcję 2. Pierwsza była zbyt niepewna. Nie wiadomo czy dalibyśmy radę uwolnić Roda spod władzy, więc postawiliśmy na to co mamy. Najtrudniejszą decyzję miała Historia. W końcu to jej ojciec zostanie zabity. Przez chwilę się wahała, ale zdecydowała się na śmierć ojca.
Może nie znała go bardzo dobrze, ale ojciec wciąż jest ojcem, nie ważne jaki by nie był.
\*|*/
Kiedy dotarliśmy do Orvud od razu skierowaliśmy się do bazy.
Niedługo potem jeden z żołnierzy kazał Levi'owi zebrać oddział. Miało się rozpocząć spotkanie strategiczne.
- Historio, zapomniałem ci powiedzieć. - Kiedy cały zespół stał już ze sobą Levi zaczepił dziewczynę. - Mamy dla ciebie misję do spełnienia.
- Słucham.
- Rozkazy Erwina. Jako że jesteś prawowitą spadkobierczynią, gdy tylko bitwa dobiegnie końca, zostaniesz królową.
Wszyscy spojrzeli na niego z niedowierzaniem.
- Historia ma rządzić ludzkością?!
- Choć udało się obalić poprzednią władzę, wojsko nie pociągnie za sobą ludzi. Konieczna jest historia prawowitej dziedziczki, która wyrwała koronę z rąk przebierańca.
- Ja miałabym...
- Kapralu. - Spojrzałam na Connie'ego. - Na pewno pan słyszał, co Historia wcześniej powiedziała, ale, cóż, żegnając się ze swoim ojcem, w końcu wyzwoliła się z okowów swojej rodziny, a mimo tego pan...
- No? Jak chcesz coś powiedzieć, to wal.
- Innymi słowy. Connie próbuje powiedzieć, że Historia w końcu uwolniła się od rodziny i odnalazła prawdziwą siebie. - Jean podjął się przetłumaczenia, tego co powiedział Connie. - A pan zmusza ją do przyjęcia kolejnej roli.
- Gdyby była inna możliwość, to byśmy ją wybrali. - Posłałam dziewczynie przyjazny uśmiech. - Ale problem w tym, że nie ma kogo posadzić na tronie.
- Czy nie jest wam jej żal!?
- Zrozumiałam. - Wszyscy odwróciliśmy się w stronę dziewczyny. - Więc mą kolejną misją jest zasiadanie na tronie? Tak też zrobię.
- Historia...
- Dziękuję za waszą troskę. Jednak nawet jeśli jestem naciskana, wierzę, że ostateczna decyzja należy do mnie. - Posłała do chłopaków mały uśmiech. - Tyle że, kapralu, mam jeden warunek...Chcę się sama rozprawić ze swoim przeznaczeniem.
\*|*/
Staliśmy w gabinecie. Oddział do zadań specjalnych stał ustawiony w rzędzie. Przed nimi stał Levi wraz ze mną, a po drugiej stronie Erwin oraz kilku stacjonarnych. Kiedy tylko dołączyła do nas Historia usłyszałam Mikasę:
- Jako królowa, będziesz mogła przywalić kurduplowi w mordę.
- Tylko uważaj, żeby ci nie oddał. - Szepnęłam, odwracając się do nich obu.
W tym momencie na salę wszedł stacjonarny.
- Ustaliliśmy pozycję tytana Roda Reissa. Zmierza do Orvud z południowego-zachodu. Powinien dotrzeć do muru przed świtem.
- Generale, - Kolejny stacjonarny zwrócił się do Erwina. - chcielibyśmy wysłuchać pańskiego planu. Jak chce pan ewakuować ludzkość na czas?
- Nie będzie żadnej ewakuacji. Mieszkańcy pozostaną w domach.
Widziałam na twarzach zebranych niedowierzanie. Ale mnie zbytnio to nie zdziwiło. Erwin już taki był. Uwielbiał hazard i duże ryzyko.
Ale zawsze wiedział co robi i zawsze to się sprawdzało. Dlatego to on był dowódcą.
- Na mózg ci padło, Erwin!? - Mężczyzna chwycił go za kołnierzyk. - Kazałeś zostawić cywilów w mieście, zamiast ich stąd ewakuować!? Przecież ten chrzaniony potwór wparzy tu najpóźniej nad ranem!
- Ten tytan jest odmieńcem. - Powiedziała Hange.
- I jakie to ma niby znaczenie!?
- A takie, że przyciąga go skupisko ludzi, a nie pojedyncze jednostki. Nie zainteresuje go byle jaka wioska. Skieruje się w miejsce gdzie wyczuje więcej ludzi.
- Co w wolnym tłumaczeniu oznacza, że jeśli ewakuujemy ludzi do stolicy, ruszy za nimi i rozpierdoli Sinę. - Powiedziałam zakładając ręce na piersi. - A tego wolelibyśmy uniknąć.
- W drodze powrotnej podjęliśmy próbę wykorzystania należącej do Erena Jeagera mocy kontrolowania tytanów, jednakże tytan Roda Reissa nie zareagował.
- Krótko mówiąc, jedynym wyjściem jest powstrzymanie tytana pod murami dystryktu Orvud. W tym celu potrzebujemy przynęty w postaci mieszkańców. Co nie zmienia faktu, że ochrona ludności cywilnej jest dla żołnierzy obowiązkiem i stanowi sens ich istnienia. Dlatego na wypadek gdyby nasz plan zawiódł, musimy zrobić wszystko, by nikomu nic się nie stało. Poinformujemy mieszkańców, że odbywają się ćwiczenia w ewakuacji, w związku z czym mają pozostawać w gotowości do szybkiego przemieszczenia.
- A zetem nie ma innego wyjścia, co?
- Choć nigdy dotąd nie walczyliśmy z tak ogromnym tytanem, jego wolne ruchy sprawiają, że jest o wiele łatwiejszym celem. Ostrzał z dział powinien poskutkować. Jeśli jednak to nie wystarczy by go powstrzymać, rzucimy w bój najpotężniejszą broń w arsenale Zwiadowców.
Po słowach Erwina nastała długa chwila niezręcznej ciszy. Wszyscy stacjonarni wpatrywali się natarczywie w Erena.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top