23 | Nowa wolność
Kira pov.
Uciekliśmy stamtąd.
Zatrzymaliśmy się w lesie. Levi wysłał Jean'a, Armin'a i Mikasę po zaopatrzenie, a reszta została. W ten sposób niwelowaliśmy odkrycie naszych w mieście, a mogliśmy lepiej pilnować się w lesie.
-Jesteś pewny, że to dobry pomysł posyłać ich samych? - Zapytałam, siadając koło Levi'a.
-A mamy inny wybór?
-Mogłabym z nimi iść...
-Przydasz się tu bardziej.
Westchnęłam, ale posłusznie zostałam. Już zrozumiałam, że jeśli Levi tak decyduje to jest duże prawdopodobieństwo, że ma rację. Więc się go słucham. Nawet bardziej niż wcześniej.
Po kilku godzinach zobaczyłam sylwetki swoich kamratów.
-Kapralu, przynieśliśmy zapasy. - Spisali się nieźle jak na okoliczności.
Armin od razu podszedł do mnie i Levi'a.
-Żandarmeria wydaje listy gończe.
Levi wziął od chłopaka kartkę. Spojrzałam na nią i...wybuchnęłam śmiechem. Śmiałam się tak bardzo, że aż spadłam z kamienia.
Levi patrzył na mnie z wkurwieniem.
-Prze-przeapraszam. - Wciąż się śmiałam, ale już trochę mniej. - A-ale to w ogóle nie przypomina ciebie.
Otarłam łzę, która wypłynęła z mojego oka. A w następnej chwili dostałam z otwartej w tył głowy.
-Ała. - Pomasowałam bolące miejsce. - Nie jestem już dzieckiem, więc przestań mnie w końcu bić.
I wtedy ogarnęłam, że palnęłam coś czego nie powinnam. Oczy wszystkich skupiły się na mnie.
-Ups? - Znów dostałam po głowie, ale tym razem nic nie powiedziałam.
-To znaczy, że Zwiadowcy zostaną rozwiązani. Podobno dzisiaj ma być obława. Umieścili także straże na każdej ważnej drodze, więc nie można przejść bez kontroli. Kapralu, co teraz?
-Jeśli się nie pospieszymy, Eren...
-Uspokój się. Używają powozu. Dotarcie na ziemię Reissów zajmie im co najmniej dobę. Musimy w tym czasie opracować plan.
-Kapralu słyszę kroki. - Wszyscy po słowach Sashy zaczęli nasłuchiwać. Ja wyostrzyłam słuch. Miała rację. - Idą w tym kierunku.
Podniosłam się z zamiarem udania się w tamto miejsce, ale poczułam uścisk na ręce.
-Stój.
-Jaki masz plan? - Opuściłam głowę. Wysłuchałam jego planu. - Nie ma mowy. Nie zgadzam się. Twoja noga wciąż nie jest zdrowa.
Nie odezwał się. Wiedziałam, że nie dowierzał moim słowom. Ale ja byłam pewna. Widziałam jak jeszcze czasem kuleje.
-Masz czekać.
-Ale...
-Wyraziłem się dostatecznie jasno. - Jego ton znów był lodowaty.
Poczułam ból w klatce piersiowej. Levi bał się mnie puścić, bo jestem za słaba? Czy po prostu nie chciał, żebym mu wchodziła w drogę?
Spojrzałam na niego wściekła i ruszyłam w przeciwnym kierunku. Czułam jak łzy zbierały się pod moimi powiekami, ale nie pozwoliłam im wypłynąć.
Nie będę płakać nad taką błahostką.
Usiadłam z dala od wszystkich, ale na tyle blisko, żeby widzieć co się dzieje. Żeby w razie czego móc zainterweniować.
Po chwili wrócili wraz z dwoma Żandarmami. Pozbawili ich uzbrojenia oraz peleryn. Jean podszedł do Levi'a z jakimś notesikami. Zamknęłam oczy i skupiłam się tylko na słuchaniu ich.
-Gdy tylko stąd odejdziemy, zostaniecie uwolnieni. - Otworzyłam oczy i spojrzałam z niedowierzaniem na Levi'a.
Ty chyba nie mówisz serio?!
-Pozwólcie mi z wami iść!
A ten co, z choinki się urwał?
-Nie ma mowy. Nie jestem w stanie stwierdzić czy jesteś gotowy stanąć do walki z rządem. Idziemy.
-Kapralu. - Jean zatrzymał Levi'a w pół kroku. - Pozwól mi się tym zająć.
-Do roboty.
Levi zniknął mi z pola widzenia. Podniosłam się, żeby za nim ruszyć, kiedy usłyszałam bardzo ciche.
-Pilnuj go.
Wiedziałam, że ten rozkaz był skierowany do mnie. Nikt inny nie mógł go usłyszeć.
Więc zrobiłam tak jak kazał.
Kiedy Jean zabrał ze sobą więźniów, ruszyłam za nimi. Kroczyłam w bezpiecznej odległości lecz kiedy któreś z nich postanowiło się odwrócić, wlazłam na drzewo i później śledziłam ich z wysokości.
Kiedy dotarli do kamiennej ściany, Jean kazał im się zatrzymać.
-Zapomnimy co tutaj widzieliśmy. - Powiedział Marlo. Ułożyłam się wygodnie w gałęziach. Miałam stamtąd dobry widok, wygodne miejsce oraz mogłam szybko zareagować w razie potrzeby.
-No raczej u trupów to chyba normalne. - Może nie widziałam twarzy Jean'a, ale po jego głosie wywnioskowałam, że jest dobrym aktorem.
Podniósł do góry nóż, a tamta dwójka zaczęła się cofać. Hitch oczywiście ukryła się za Marlo.
-Nie taka była umowa.
-Puszczenie was wolno jednak jest zbyt ryzykowne. Wezmę waszą śmierć na siebie. - W myślach biłam mu brawo.
Szkoda, żeś nie był taki odważny kilka dni temu.
-Błagam zaufaj nam. Wierzymy, że walczycie dla dobra ludzkości. Prawda, Hitch!?
Dziewczyna energicznie pokiwała głową. Śmiać mi się chciało w tamtym momencie.
Czyli to tak zachowują się Żandarmi zapędzeni w kozi róg.
-I miałbym tak po prostu wam uwierzyć? Szczególnie takiemu objebanemu na grzybka cwelowi. [ to nie jest moje tłumaczenie...ale niemniej, mi się bardzo podoba] Kto przy zdrowych zmysłach robi sobie taką fryzurę!?
Najpierw patrz na siebie Jean...Później oceniaj innych.
-Jakoś trudno mi wam współczuć!
Jean zaczął biec w ich kierunku i... wypierdolił się na prostej. Musiałam się nieźle nagimnastykować, żeby nie zacząć ryczeć ze śmiechu oraz nie spaść z drzewa.
Marlo chwycił nóż i kazał uciekać dziewczynie. Jean zerwał się i chwycił go za ręce, podciągając je do góry i przyłożył mu do gardła...
...
...
...
...patyk.
Nie chciałam słuchać ich rozmowy, bo wyglądała na prywatną, więc wyciszyłam się. Widziałam tylko determinację na twarzy chłopaka i to jak puszcza nóż.
A w następnej chwili Jean'a, który dostaje kijem po mordzie.
-Przeklęty koński łeb. - Nie tylko Eren?
-Czekaj, Hitch!? On nas tylko sprawdzał. Powiedz co byś zrobił gdybym zaatakował Cię nożem? - Znów skupiłam się na nich. - Dlaczego tak bardzo mi zaufałeś?
-Bo cholernie mi kogoś przypominasz. - Powiedział Jean siadając. - Pewnego kretyna.
-Czy to ten, o którym opowiadała Annie?
-Bo ja wiem...Kretynów ci u nas dostatek. - Wstał, przyjmując pomocną dłoń Marlo. - Masz zamiar stamtąd wyleźć czy będziesz tam dalej gnić?!
Jean spojrzał w moim kierunku.
No kto by się spodziewał?
Zeskoczyłam na ziemię i poprawiłam włosy.
-Od jak dawna wiesz?
-Zobaczyłem Cię jak dostałem kijem.
-Kto..? - Marlo spojrzał na Jean'a. - Jak?
-Jestem niczym cień. Nie martw się. Jeśli mnie nie zauważyłeś jesteś normalny. - Zaczęłam bić brawo i odwróciłam się do Hitch. - Trzeba odwagi, żeby wrócić po swoich. Ty ją posiadasz. To powinno przekonać Levi'a.
-Użycz nam swojej mocy. - Jean spojrzał na chłopaka.
\*|*/
Dołączyliśmy do reszty. Marlo i Hitch zaprowadzili nas do obozu Żandarmerii, który znajdował się w głębi lasu.
-To najsłabszy punkt kontrolny. - Powiedział chłopak.
-W porządku. My zajmiemy się resztą. Wracajcie do oddziału zanim zaczną coś podejrzewać.
-Tak jest.
Zanim jednak się wycofali Levi podziękował im.
Załatwiliśmy wszystko szybko i bezboleśnie. No...prawie.
Na wstępie wjechaliśmy wozem, a później wtłukliśmy im do nieprzytomności. Na koniec Levi wytargał ich dowódcę za fraki. Musieliśmy zbierać się stamtąd, więc ogłuszyliśmy mężczyznę i zabraliśmy go ze sobą.
Gdzieś głęboko w lesie.
Przywiązaliśmy mężczyznę do drzewa, a Levi znów zajął się torturami.
Ale mężczyzna był niesamowicie wytrzymały.
-Odpuść mi. - Powiedział po kolejnym kopniaku od Levi'a.
-Gdzie Eren i Christa? - Levi zniżył się do poziomu mężczyzny.
Moje serce z jednej strony mówiło „odejdź", żeby nie musieć oglądać tego wszystkiego. Z drugiej zaś mówiło „zostań", żebym mogła pomóc Leviowi. Wybrałam drugą opcję i choć chciałam uciec, zostałam.
-Cóż za wspaniały akt odwagi. W tamtym obozie byli sami rekruci, którzy ledwie potrafią władać bronią. Macie się za pieprzonych bohaterów, bo złoiliście im skórę?
-Cóż za okropną rzecz żeśmy uczynili. - W jego głosie nie było nawet grama skruchy. Levi wpakował swojego buta do jego gęby, skutecznie pozbawiając mężczyzny uzębienia. - Tyle, że twoja gęba jest jeszcze okropniejsza. Radzę ci zacząć gadać, póki jest jeszcze sprawna. Gdzie jest Eren i Christa?
-Nie uda wam się! Pozostało wam już tylko zaszyć się w jakiejś śmierdzącej dziurze i przeczekać tam do waszej parszywej śmierci! Jeśli się nie podporządkujecie i nie wydacie w ręce władzy, wasi kumple zostaną straceni. - Kiedy spojrzałam na Levi'a jego oczy wydawały się puste. Wyglądał jakby coś w nim umarło. - Zaczynając od najbardziej winnego Erwin'a!
Levi chciał do niego podejść ale zatrzymałam go. Spojrzałam na niego z uśmiechem.
Levi pov.
Słuchając pierdolenia tamtego człowieka czułem jak powoli coś mnie rozrywa od środka. Nie mogłem pozwolić, żeby źle mówił o moich ludziach.
Już miałem go chwycić, ale Kira zasłoniła mi drogę.
Spojrzała na mnie z szerokim uśmiechem, a w jej oczach widać było obłęd.
-Pozwól mi się z nim pobawić.
Nie wiedziałem czy to był najlepszy pomysł. Widziałem w jej oczach czyste szaleństwo. Obłęd, który może zaspokoić tylko jedno.
Co nie zmienia jednak faktu, że pozwoliłem jej działać.
Podeszła do mężczyzny i przykucnęła do jego poziomu. Wyciągnęła nóż i zaczęła go podrzucać. Później spojrzała mężczyźnie w oczy.
-Ponawiam pytanie. Gdzie jest Christa i Eren? Jeśli grzecznie na nie odpowiesz, zaoszczędzisz nam obu roboty. Jeśli nie...lepiej, żebyś tego nie wiedział. Więc? - Dalej milczał. - Cóż. Widzę, że trzeba to zrobić boleśnie.
Chwyciła za nóż i wyglądało to jakby się przyglądała własnemu odbiciu.
Kira pov.
I tak jestem przeklęta. Gorzej być nie może.
Levi pov.
W następnej chwili ruszyła ostrzem, pozbawiając mężczyzny kawałka ucha. Z jego gardła od razu wydostał się krzyk bólu.
-Myślisz, że jesteś taki mądry? W Zwiadowcach życia żołnierzy mają różne wartości. Jedni są potrzebni bardziej od drugich. Dołączają tylko Ci, którzy to rozumieją.
Zamachnęła się drugi raz, pozbawiając mężczyzny palca.
-Ale skąd masz to wiedzieć? Jesteś Żandarmem. Nie robisz nic oprócz grzania dupska w fotelu.
Ucięła mu kolejny palec.
To nie jest Kira, którą znam. Nigdy nie zrobiłaby czegoś takiego.
Więc dlaczego jej nie powstrzymasz?
-Powiesz gdzie są? Czy może wolisz, żebym kontynuowała?
-Jesteś potworem.
-Może. Ale czy ty nim nie jesteś?
Chwyciła kolejnego palca.
-Przestań! - Wstrzymała nóż i spojrzała na mężczyznę. - Naprawdę nie wiem. Nie mam dostępu do takiej wiedzy! Kenny Ackermann jest bardzo ostrożny!
Kenny?
-To znaczy, że nie jesteś już na nic potrzebny.
Uniosła nóż z zamiarem zadania ostatecznego ciosu. Lecz nim to uczyniła podbiegłem do niej. Jedną ręką zasłoniłem jej oczy, a drugą zacząłem odciągać.
Niedługo potem poczułem jej łzy na swojej dłoni.
Kira pov.
Zobaczyłam ciemność. Poczułam ciepło czyjejś dłoni na swojej twarzy. Dopiero wtedy odzyskałam panowanie nad swoim ciałem. Dopiero wtedy zrozumiałam co chciałam zrobić. Dopiero wtedy emocje wzięły nade mną kontrolę.
Po moich policzkach zaczęły spływać łzy.
To nie ja...To nie ja go chciałam zabić...Coś kazało mi to robić...
Co się ze mną dzieje?!
Nie pozwoliłam, żeby szloch wydostał się z moich ust. Odsunęłam rękę Levi'a i podniosłam się. Chciałam odejść, żeby nikt nie widział w jak tragicznym stanie jestem. Żeby przestali patrzeć na potwora, którym się stałam.
-Będziesz płonąć w piekle. - Powiedział mężczyzna.
-Już od dawna tam jestem.
Kiedy tylko od nich odeszłam zauważyłam, że w naszym kierunku zbliżają się dwie zakapturzone postaci.
Nie wiedziałam czy moi kompani usłyszeli, ale nie mogłam ryzykować. Po cichu, ukrywając się w trawie zaczęłam za nimi iść. Kiedy tylko zbliżyłam się dostatecznie blisko, rzuciłam się w ich kierunku. Jednego z nich objęłam ramieniem i przyłożyłam nóż do gardła, a drugiemu przystawiłam pistolet do głowy.
-Nie ładnie, tak się podkradać. - Powiedziałam chłodno.
-I ty to mówisz?
Rozpoznałam głos Hange. Natychmiastowo zabrałam pistolet i puściłam kobietę.
-Przepraszam. Jestem przewrażliwiona.
-Nie dziwię się. Też bym się tak zachowywała, gdyby ktoś polował na moją głowę.
-Nie wyszedł Ci ten żart.
-Wiem. Możemy iść dalej?
-Nie zatrzymuję was. - Powiedziałam, chowając broń.
-Nie idziesz?
-Wolę pobyć sama.
-Nonsens.
Hange chwyciła mnie za rękę i zaczęła ciągnąć za sobą.
Chyba będę musiała to jednak przeżyć.
Posłusznie poszłam za nimi.
\*|*/
Okazało się, że zostaliśmy oczyszczeni z zarzutów. Wszystkie nasze działania zostały uznane za działanie w obronie własnej. W końcu byliśmy wolnymi ludźmi, a Zwiadowcy znów mieli rację bytu.
Skakaliśmy wręcz z radości na tą wieść...no dzieciarnia. Ja z Leviem wymieniłam zadowolone spojrzenia.
I choć wiedziałam, że będę musiała porozmawiać z nim później na temat mojego „ataku", to w tamtym momencie nie miało to zbytniego znaczenia. Po prostu.
Cieszyliśmy się chwilą.
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
I na tym chwilowo kończymy.
Mam na razie zastój, a moje zainteresowania się zmieniły. Nie odwołuję książki, tylko zawieszam ją na jakiś czas. Kiedy chęć powróci napiszę kolejny rozdział.
Za to wzięłam się za książkę o innej tematyce. Jest to wciąż fanfiction i prawdopodobnie pojawi się w najbliższej przyszłości. Jednak chcę mieć trochę rozdziałów w zapasie, żeby nie było problemów z publikacją.
Przepraszam was za to, ale nie chcę robić tego na pół gwizdka. Mam nadzieję, że nie macie mi tego za złe.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top