2 | Praktyka czyni mistrza
Miłość jest dla mnie najbardziej niszczycielską
i zarazem najbardziej twórczą siłą na świecie.
Paulo Coelho
Levi pov.
Dzień w dzień zabierałem dziewczynę na trening. Trenowaliśmy w nocy, bo za dnia mieliśmy inne zajęcia. Każdego dnia spędzaliśmy kilka godzin, a treningi były bardzo intensywne. Widziałem, że Kira ledwo stoi na nogach, kiedy kończyliśmy, ale ani razu nie usłyszałem od niej słowa sprzeciwu. Jak na dziewczynę była naprawdę wytrwała i brnęła do przodu, żeby osiągnąć swoje cele.
Czekałem na brunetkę od dobrych kilkunastu minut, a jej wciąż nie było. Moja cierpliwość była na skraju wytrzymałości. Wstałem z ziemi i miałem już wracać, ale zauważyłem jak biegnie w moim kierunku. Założyłem ręce na piersi i czekałem na jej tłumaczenie.
-Prze-przepraszam. - Zgięła się wpół i zaczęła brać głębokie wdechy. - Zaspałam. Isabel dopiero mnie obudziła.
Wyprostowała się i wyciągnęła zza paska nóż.
-Możemy zaczynać. - Wzięła głęboki wdech i ustawiła się w pozycji bojowej.
Przyjrzałem się jej. Dobre rozstawienie nóg, ręka na dobrej wysokości, a druga w gotowości. Minęło tylko kilka dni, a zielonooka wiedziała jak ustawić się, żeby przeciwnik miał utrudnione zadanie.
Podszedłem do niej i poczochrałem po włosach.
-Tobie jak na razie wystarczy. Za dwa dni wznowimy ćwiczenia. Wyśpij się dobrze za ten czas.
-Nie traktuj mnie jak dziecka. - Jęknęła cierpiętniczo. - Sam nie śpisz, więc jesteśmy w tym samym stanie.
-Jesteś dzieckiem i dlatego potrzebujesz więcej snu.
Na jej twarzy zobaczyłem coś na znak...upokorzenia?
Odwróciła się i zaczęła zmierzać w kierunku bazy.
Będą problemy z tym dzieckiem.
Ruszyłem za nią.
Kira pov.
On naprawdę traktuje mnie jak dziecko. Czyli skoro jestem młodsza to znaczy gorsza. Nie daruję mu. Udowodnię, że jestem więcej warta niż sądzisz.
Weszłam do kryjówki i trzasnęłam za sobą drzwiami. Zwróciłam tym uwagę obecnych, a jak na złość Farlan właśnie zebrał wszystkich członków.
Spojrzeli na mnie ze zdziwieniem. Kiwnęłam im głową na powitanie i udałam się do sypialni. Położyłam się i czekałam na dogodny moment.
\*|*/
Po upływie kilku minut usłyszałam jak otwierają się drzwi do pokoju. Wyrównałam oddech i zamknęłam oczy, bo ktoś szedł w moim kierunku. Poczułam za sobą czyjąś obecność, a później dłoń na swojej głowie. Musiała włożyć całą swoją siłę woli, żeby nie poruszyć się. Chciałam wiedzieć, kto to. Moje życzenie zostało jednak spełnione i po chwili usłyszałam głos intruza.
-Odpocznij odrobinę. - Głos Levi'a był wyjątkowo miękki. Czułam się dziwnie, ale w tym samym czasie odczuwałam przyjemne ciepło w sercu. - Odzyskaj siły. Będą ci potrzebne.
Dotyk jego dłoni był tak kojący, że nawet nie zauważyłam kiedy zasnęłam.
\*|*/
Otworzyłam oczy, a następnie zerwałam się z łóżka jak oparzona. Nie wiedziałam, która była godzina, ale wiedziałam, że zasnęłam. Moje mięśnie nie były już tak bardzo sfatygowane, stąd wiedziałam, że minęło dużo czasu.
Rozejrzałam się po pokoju i dostrzegłam Isabel leżącą w swoim posłaniu.
Po cichu wydostałam się z pościeli i uchyliłam drzwi. Rozejrzałam się i powoli zaczęłam schodzić po schodach. Zobaczyłam, że na dole świeci się światło i kiedy byłam dostatecznie daleko przysiadłam na stopniach i wychyliłam głowę. Zobaczyłam w salonie całą drużynę i na szczęście Levi z Farlan'em siedzieli do mnie tyłem. Spokojnie wycofałam się i wróciłam do pokoju. Wyciągnęłam spod poduszki nóż i przymocowałam go do paska. Następnie podeszłam do okna i przeskoczyłam na zewnątrz. Zwisając odbiłam się i wylądowałam na oknie budynku naprzeciw. Zsunęłam się z parapetu i zeskoczyłam na ziemię, lądując na ugiętych nogach. Wyprostowałam się i zaczęłam biec w stronę kopca.
Levi pov.
Kiedy tylko skończyliśmy spotkanie i mężczyźni rozeszli się do swoich domów, sam postanowiłem się położyć. Wstałem z zamiarem udania się do pokoju, ale nagle po schodach zbiegła Isabel, wpadając tym samym na Farlan'a.
-Nie ma jej. - W jej głosie pobrzmiewała nutka przerażenia.
-Czego? - Farlan spojrzał na dziewczynę zakłopotany.
-Kira. Nie ma jej. Zniknęła, a okno w pokoju jest otwarte.
Moje oczy rozszerzyły się ze strachu. Prawda znałem dziewczynę tylko rok, ale polubiłem ją i co najważniejsze, ufałem. A w tym miejscu jest to bardzo trudne.
Założyłem za pasek nóż i sięgnąłem po pelerynę.
-Idę na północ.
-Uważaj na siebie. - Powiedział Farlan.
Kiwnąłem głową i opuściłem budynek. Naciągnąłem na głowę kaptur i szybkim krokiem ruszyłem w stronę bramy.
Co za debil. Przecież zabroniłem jej opuszczać samej kryjówkę. Tym bardziej w środku nocy, gdy na ulice wychodzą największe padalce.
Kiedy tylko dotarłem do schodów zacząłem przeszukiwać najbliższy teren. A skoro jej nie znalazłem skierowałem się w jedyne miejsce, które przyszło mi na myśl.
Po kilku minutach dotarłem pod kopiec, obok którego zobaczyłem tego gnojka. Już miałem podejść, ale coś mnie zaciekawiło. Ukryłem się w cieniu i zacząłem ją obserwować. Dopiero po chwili zrozumiałem dlaczego tutaj jest.
Przyglądałem się jak wyprowadza pchnięcia, ćwiczy uniki i zasłony. Mięśnie miał cały czas napięte, dzięki czemu jej reakcje były zabójczo szybkie. Zrobiłem krok, żeby wyjść z cienia i w tej samej chwili do brunetki podeszła grupa mężczyzn.
-Co takie dziecko jak ty tutaj robi? - Zapytał się najwyższy z nich, przypuszczalnie herszt zgrai.
-A co cię to obchodzi? - Jej głos ociekał jadem. Widziałem, jak ukryła nóż za plecami.
-Grzeczniej trochę. Nie nauczyli cię jak rozmawiać ze starszymi?
-Uczyli jak rozmawiać z mądrzejszymi, ale w waszym przypadku to chyba nie obowiązuje.
Jak tak dalej pójdzie, to ją zabiją.
Ruszyłem w ich kierunku. Stanąłem kilka kroków od nich i zagwizdałem, zwracając na siebie uwagę wszystkich.
-Wracajcie psy do budy. - Spojrzałem na dziewczynę. Widziałem jak przełyka ciężko ślinę. - A z tobą jeszcze sobie pogadam.
-Patrzcie. Kurdupel przyszedł jej pomóc.
Zaczęli się śmiać. Poczułem jak krew zaczyna się we mnie gotować, ale powstrzymałem się.
-Idziemy. - Powiedziałem. Dziewczyna spuściła głowę i zaczęła iść w moim kierunku, dopóki jeden z nich nie złapał jej i nie przyłożył ostrza do jej gardła.
Jej oczy wyszły z przerażenia. Chwyciła mężczyznę za dłoń, próbując choć odrobinę odsunąć klingę od swojej skóry, ale on był zbyt silny. Posłała mi tylko błagalne spojrzenie.
-Jeśli chcesz swoją panienkę to musisz mnie pokonać.
-Brzmisz jak panienka. - Odpowiedziałem z pogardą. Mężczyzna był największy z całej bandy, a i tak brzmiał jak kastrat.
-Pożałujesz tego.
Zamachnął się w moją stronę. Zwinnie uniknąłem ciosu i wyprowadziłem prawy sierpowy w jego nos. Chwycił się za niego, a spomiędzy jego palców zaczęła przeciekać krew.
-Ty mały...
Zamachnął się z zamiarem uderzenia mnie w głowę. I to był jego błąd. Podnosząc rękę dał mi dostęp do swoich punktów witalnych. Zamachnąłem się i kopnąłem go w brzuch, a kiedy zgiął się wpół chwyciłem go za koszulę i pociągnąłem kolanem. Upadł na ziemię. Ruszyłem w jego kierunku żeby go dobić.
Kira pov.
Levi kilkoma ciosami powalił przeciwnika na łopatki. Zaczął iść w jego kierunku z zamiarem zakończenia bójki. Jeden ze zbirów szedł w jego kierunku, chcąc zaatakować go od tyłu. [oj, bo od tyłu to nie widać] Levi nie był świadomy zagrożenia, ponieważ był zbyt mocno zaabsorbowany walką.
Zaczęłam się szarpać, ale to spowodowało tylko, że mężczyzna docisnął ostrze do mojego gardła. Poczułam jak po skórze zaczyna spływać moja krew.
Zacisnęłam zęby, a następnie zrobiłam coś bardzo haniebnego. Mianowicie ugryzłam go w rękę.
Mężczyzna rozdarł się, ale zwolnił swój uścisk. Wykorzystałam to i wyrwałam się. Zaczęłam biec w kierunku mężczyzny, który chciał niehonorowo zaatakować Levi'a. Zacisnęłam prawą rękę na uchwycie noża, a drugą oparłam na jego końcu. Biegłam z nożem wyciągniętym przed siebie i kiedy wpadłam na mężczyznę, sztych broni przebił się przez jego skórę i przebił kręgosłup. Upadłam, ale uderzenie złagodziło ciało mężczyzny, który padł przede mną. Podniosłam się i rozejrzałam dookoła. Mężczyźni, którzy przed chwilą byli tak bardzo odważni, patrzyli na mnie z przerażeniem. Spojrzałam na nich z nienawiścią.
-Spierdalać.
W sekundę zebrali się i zwiali z miejsca zdarzenia.
Dopiero, kiedy zniknęli z pola mojego widzenia doszło do mnie co zrobiłam. Opadłam na kolana, a mój wzrok powędrował na zwłoki mężczyzny, który dopiero co zginął...którego dopiero co zabiłam.
Czułam, że zawartość żołądka podnosi mi się do góry, a chwilę potem moim ciałem wstrząsają torsje. Poczułam na swoich włosach dotyk chłopaka. Odczuwałam dyskomfort przez to, że widzi mnie w takim stanie, ale nic nie zrobiłam. Samo to, że mi pomógł wymagało od niego dużego poświęcenia.
Chwilę później, gdy moja kolacja znalazła się na bruku, mogłam odetchnąć z ulgą. Miałam przetrzeć usta ręką, ale przed moją twarz została wystawiona chusteczka. Spojrzałam w górę, ale chłopak patrzył w innym kierunku.
-Dziękuję. - Powiedziałam cicho i wzięłam od niego materiał. Wytarłam twarz i schowałam ją do kieszeni, z zamiarem późniejszego wyprania jej.
Levi wyciągnął w moją stronę dłoń, którą ujęłam z wdzięcznością i pomógł mi wstać.
-Dlaczego przyszedłeś? - Mój głos był bardzo cichy. Bałam się jego brzmienia. Do tego nie chciałam zezłościć Levi'a. Bałam się, bo złamałam zakaz.
-Tch.
To jedyne co usłyszałam z jego ust. Zdjął ze swoich ramion pelerynę i założył ją na mnie, a następnie zaczął iść w kierunku wschodniej bramy.
Nic nie powiedziałam. Obejrzałam się jeszcze ostatni raz, ale zanim zdołałam zobaczyć masakrę za sobą, moje oczy zostały zasłonięte.
-Napatrzyłaś się już dostatecznie. - Poczułam jak mnie odwraca w drugą stronę. - Nie powinnaś była tego robić.
-Miałam mu pozwolić cię zaatakować?! - Spojrzałam na niego z niedowierzaniem.
-Powinnaś krzyknąć, a nie atakować go.
Poczułam jak pod moimi powiekami zbierają się łzy. W tamtym momencie miałam w dupie co sobie o mnie pomyśli. Bolało mnie to, że uważa mnie za słabą.
-Miałam krzyknąć, tak? A co jeśliby zaatakował szybciej, niż ty zdołałbyś zareagować? A co jeśli ten drugi zaatakowały cię, gdybyś walczył z tamtym? Moje ciało zadziałało instynktownie. Myślałam wtedy tylko o tym, żeby nic ci się nie stało. - Po moich policzkach spływała kaskada łez. - Ale jestem za słaba. Rozumiem, że nie chcesz mojej pomocy.
Opuściłam głowę, aby ukryć swoją twarz. Po chwili poczułam uderzenie w sam jej środek, przez co syknęłam z bólu i uniosłam ją.
Levi wyglądał w tamtym momencie jakby miał ochotę mnie zabić.
-Tch. Czy tobie trzeba wszystko mówić? - Chwycił się za głowę, a później wrócił wzrokiem na mnie. - Nie chciałem tego. Chciałem żebyś pozostała niewinna. Żeby twoje ręce nie zostały splamione krwią. Żebyś nie musiała dźwigać brzemienia odebrania czyjegoś życia. Ale już za późno. Teraz będzie tylko łatwiej.
Wiedziałam, że ostatnie zdanie powiedział tylko po to żeby mnie pocieszyć. Levi był osobą, która bardzo ceniła ludzkie życie i kiedy je komuś odbierał musiało to być ostatecznością.
-Dziękuję. - Podeszłam do niego i objęłam.
Dopiero po chwili zrozumiałam co zrobiłam i kiedy miałam się już wycofać, poczułam że on też mnie obejmuje.
-Cieszę się, że nic ci nie jest. - Powiedział cicho, ledwo dosłyszalnie. Na moich ustach pojawił się uśmiech i choć wiedziałam, że nie powinnam tego usłyszeć, postanowiłam mu odpowiedzieć.
-Tak samo.
Farlan pov.
Przeszukałem z Isabel południową i zachodnią część, ale dziewczyny nigdzie nie znalazłem. Postanowiłem się udać do wschodniej części. Poza tym właśnie tam mieliśmy się spotkać z Levi'em.
Kiedy udałem się na miejsce zastałem czkającą już Isabel. Po jej minie wiedziałem, że jej poszukiwania też były bezowocne.
-I jak? - Zapytała, kiedy tylko mnie zobaczyła.
-Nic.
-Powinnam była jej bardziej pilnować. A co jeśli coś jej się stanie? Ktoś ją spróbuje wykorzystać? - Jej głos z każdym słowem był bardziej płaczliwy.
-Uspokój się. Czekamy na Levi'a, a następnie zobaczymy.
Nie minęło pół godziny, a zobaczyłem bruneta, który zbliżał się w naszym kierunku. U jego boku zobaczyłem postać, która posturą przypominała kobietę. Kiedy tylko doszli do nas, postać ściągnęła z głowy kaptur.
W przypływie złość walnąłem ją w głowę. Chwyciła się za bolące miejsce i spojrzała na mnie z...uśmiechem?
-Rozumiem. Należało mi się. - Podeszła i przytuliła mnie i Isabel. - Cieszę się, że was widzę.
Kiedy odsunęła się zobaczyłem spomiędzy peleryny, jej ubranie zdobione czerwonymi plamami. Moje oczy rozszerzyły się w niedowierzaniu.
-Czy to...?
-Krew. - Odpowiedziała tak spokojnie, że nie dowierzałem własnym uszom. - Mieliśmy mały...wypadek.
-Nic ci nie jest. Powinniśmy to opatrzyć. - Isabel podeszła do dziewczyny i położyła na jej ramionach ręce.
-Nie jest jej. - Głos Levi'a był tak samo beznamiętny jak zawsze.
-Co znaczy, że nie jest jej?
-Za... - Zanim jednak Kira zdążyła dokończyć zdanie, Levi jej przerwał.
-Gdyby nie ten dzieciak, wąchałbym już kwiatki od spodu. Powiedzmy, że honor popłaca.
-Czy ty właśnie przyznałeś się do błędu? - Isabel opadła szczęka ze zdziwienia.
-A co najważniejsze mówisz, że Kira zabiła.
Brunetka kiwnęła głową na tak.
-Domyślam się, że teraz będzie ciężej.
-Poradzimy sobie. Jak zawsze. - Na twarzy Isabel pojawił się ogromny uśmiech, na co Kira zaczęła się śmiać. - Wracajmy do domu.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top