15 | Pożoga
Muzyka będzie trochę później ;)
Stałam z tyłu i przyglądałam się co robi Hange. Spuściła Eren'a do studni i kazała mu się przemienić. Wystrzeliła flarę, która miała sygnalizować rozpoczęcie eksperymentu.
Czekaliśmy. Czekaliśmy. I jeszcze raz czekaliśmy.
Potem Hange i Levi wrócili do studni. Widziałam na ich twarzach niedowierzanie. Później dowiedziałam się, że Eren nie dał rady zmienić się w tytana. To jest silny cios dla ludzkości. Bez tego wracamy do punktu wyjścia.
Siedzieliśmy przy stole. Hange gdzieś zniknęła, a Levi stał nad Eren'em jak kat.
Bardzo współczułam chłopakowi. To nie była jego wina, że był jaki był. To przez kogoś. Tak samo jak ja.
-Rany na twoich rękach się nie goją?
-Nie.
-Masz to opanować. To rozkaz.
Westchnęłam. Levi najwidoczniej to usłyszał, bo odwrócił się do mnie z tym zabójczym wyrazem twarzy. Oczywiście postanowiłam to zignorować i usiadłam koło Erena.
-To dobrze. Przynajmniej wiemy, że masz w sobie coś z człowieka.
-Lepsze to niż zamiana w potwora, żeby dać się zabić.
-Nie można być zbyt ostrożnym.
Byli bardzo spokojni. Tak, że chciało mi się śmiać. Oni cieszyli się, że Eren nie zdołał się przemienić. Oni po prostu się go bali.
-Nie martw się. Jeśli będziesz naprawdę tego potrzebował, to przemienisz się.
-Co...?
-Zaufaj. Po prostu wiem.
Posłałam mu pokrzepiający uśmiech. Zmieszał się na chwilę, ale go odwzajemnił. Wstałam od stołu i zaczęłam się kierować w stronę studni, gdy nagle usłyszałam huk. Zawróciłam w miejscu i pobiegłam w kierunku z którego przyszłam.
Na środku placu stał Eren, a pod nim był korpus tytana. Jedynym, który się go nie bał był Levi. Reszta jego ludzi osaczała Erena, z obnażonymi mieczami.
Levi starał się ich uspokoić, ale to nie odnosiło wielkich skutków. Jego ludzie byli spięci, a Eren coraz bardziej panikował. Zaczynało się robić gorąco.
-Eren, udowodnij, że jesteś człowiekiem!
-Jeśli ruszysz tą ręką, to skrócę cię o głowę!
-Kapralu proszę się odsunąć!
Czułam, że zaraz mi łeb pęknie. Podeszłam do nich.
-To wy powinniście się odsunąć. - Levi bronił Erena za co byłam mu bardzo wdzięczna.
Kiedy byłam już niedaleko wyciągnęłam noże i stanęłam obok Levia.
-Odpowiadaj Eren!
-Zamknąć ryje! - Mój głos przebił się ponad resztę. Spojrzeli na mnie z niedowierzaniem. Odwróciłam się do chłopaka. - Eren, uspokój się. Wszystko będzie dobrze. A wy? Co wy właściwie odpierdalacie!? Jest jednym z was. Należy do drużyny, a wy traktujecie go jak jakiegoś pierdolonego mutanta. - Czułam na sobie wzrok każdego z nich, ale najgorszy był ten Levia. Nie wiedziałam czy był zły czy zadowolony.
-Jest potworem. - Petra była bardzo przerażona.
-Jak my wszyscy. - Spojrzałam jej w oczy. - To, że ma zdolności tytana, nie znaczy, że chce nas zranić.
-Nie rozumiesz? Człowiek nie zrobi krzywdy innemu człowiekowi.
-To wytłumacz mi co to jest? - Wskazałam mu na bliznę, którą zrobił mi Erwin w dniu, w którym Levi opuścił Podziemie. - Powiedz to tym, którzy zostali na ulicach zarżnięci jak świnie. Ludzie są gorsi od tytanów, a jednak ich nie zabijacie.
-O czym ty pieprzysz kobieto? - Oluo był mocno zakłopotany.
-O tym, że tytani zabijają bo muszą. Ludzie zabijają dla chorej satysfakcji. Czyli co? Powinniśmy mordować także ludzi? Dla mnie nie ma problemu. Nie widzę różnicy czy to człowiek czy tytan.
-Ona jest jedną z nich! - Bozad trząsł się cały ze strachu. - Powinniśmy się jej pozbyć.
-Chcesz mnie sprawdzić? - Zapytałam, przykładając klingę noża do ust. - Możesz próbować, ale nie wyjdziesz z tego bez szwanku.
Widziałam jak przełyka ślinę. Uwaga wszystkich była teraz skupiona na mnie. Czułam się niekomfortowo, ale udało mi się odciągnąć ich uwagę od chłopaka, który odrobinę się uspokoił.
-Spokój, Kira. - Levi był bardzo chłodny. Czyli go wkurwiłam.
Stałam w pozycji gotowa do ataku, jeśli któryś z nich by się choćby poruszył. Oni są do zastąpienia. Eren nie. I dlatego musimy go bronić za wszelką cenę.
Nagle przybiegła Hange, której nikt nie zauważył w całym tym bałaganie. Skakała wokół Erena, a ja postanowiłam się cichaczem zmyć.
Dopiero wieczorem zostaliśmy zawołani przez Hange. Powiedziała nam, dlaczego Eren mógł się przemienić, a jej teoria miała sens. Eren mógł się zmieniać kiedy miał jakiś cel.
Potem nastąpiło coś niespodziewanego. Oluo, Eld, Gunther i Petra ugryźli się w rękę. Miała to być ich kara, za zwątpienie w Erena.
-Przepraszam, za to, że posądziłam cię, że jesteś przeciw nam.
Te przeprosiny były skierowane do mnie. Nie wierzyłam, że po tym co odstawiłam na placu jeszcze ktoś będzie chciał mieć ze mną do czynienia.
Po tych słowach na mojej twarzy pojawił się ogromny uśmiech, a w kącikach oczu zebrały się łzy.
-My wam ufamy. Dlatego wy zaufajcie nam.
~*~
Tutaj puśćcie muzykę.
-..ra. Kira!
Zaczęłam się oglądać wokół siebie.
-Co jest? Co się stało?
-Nie rób tak więcej. - Christa rzuciła mi się na szyję. Boli. - Myślałam, że cię straciliśmy.
-Nie, wszystko okej. - Chyba. - Zamyśliłam się tylko.
Dlaczego akurat teraz?
-O czym myślałaś? - Spytała, uwalniając mnie.
-O niczym ważnym. Coś mi się przypomniało.
Kiwnęła głową i o nic już nie pytała, tylko wróciła na swoją pozycję. Siedziałam i przypatrywałam się okolicy. Tytani nauczyli się już wspinać po drzewach, ale było to tak niezdarne, że przeważnie lądowali na ziemi.
Nagle z wnętrza lasu usłyszeliśmy huk armat. Podniosłam głowę i spojrzałam w tamtym kierunku.
-Dlaczego używają armat w środku lasu? - Usłyszałam Christę.
-Nie wiem, ale warto byłoby sprawdzić.
Podniosłam się i przygotowałam się do zejścia na ziemię.
-Co robisz? Nie było rozkazów. - Powiedziała to, chyba, Nanaba. Nie znam jeszcze wszystkich ludzi.
-Nigdy nie byłam posłuszna. Jeśli będą chcieli, żebym odpokutowała to, to zrobię, ale tylko jeśli Erwin mi będzie kazał.
-Nie. - Christa uwiesiła się u mojego ramienia. - Nie pozwolę ci iść. Jesteś ranna. Nie poradzisz sobie.
-Tytani skupią się na was, a ja przejadę bez problemu. Musisz mi zaufać, bo zdania nie zmienię.
Oderwałam ją od siebie i wystrzeliłam linki. Opuściłam się na ziemię i zaczęłam odwiązywać swojego konia. Akurat w tą stronę biegł jeden z tytanów i gdyby nie moja spostrzegawczość, byłabym tylko mokrą plamą.
Odwiązałam wierzchowca i dosiadłam go, by po chwili poczuć okropny ból brzucha.
A trzeba było zostać na dupie.
-Co robisz!?
-Łamię rozkazy przełożonych.
Spięłam konia i zaczęłam pędzić w głąb lasu. Przeczucie mówiło mi, że stanie się coś strasznego. Musiałam się pospieszyć.
Nagle usłyszałam przeraźliwy krzyk. Należał on do tytana. Czułam okropny ból głowy. Poczułam jak coś spływa po moich uszach i kiedy tego dotknęłam, okazało się, że jest to krew. Musiałam mi okaleczyć bębenki, bo miałam wyostrzony słuch w tamtym momencie.
Ból był okropny, ale nie mogłam się zatrzymać. Poza tym utraciłam zbyt dużo krwi i byłam ledwo żywa.
Chwilę po tym jak przeraźliwy ryk ustał, usłyszałam zbliżające się kroki tytanów. Ale nie było ich kilku czy kilkunastu. Słyszałam kilkadziesiąt tytanów i wszystkie biegły do środka lasu.
Na początku próbowałam jakoś je omijać, ale było ich za dużo. W ostatniej chwili wystrzeliłam linki, które wbiły się w pobliskie drzewo. Inaczej zostałaby ze mnie tylko mokra plama.
Używając sprzętu dostałam się na sam środek. Po drodze udało mi się ubić kilku tytanów, ale to i tak było bardzo mało. Co najdziwniejsze nie zwracały na mnie uwagi, tylko przebiegały obok. A wokół nie było, żadnej żywej duszy oprócz mnie.
Kiedy tylko dotarłam na miejsce skąd dobiegł krzyk, nie mogłam dowierzyć temu co widziałam. Na środku była unieruchomiona kobieta tytan, a wokół niej Zwiadowcy walczyli z tytanami, którzy próbowali się do niej zbliżyć.
Włożyłam ostrza do uchwytów, przerzuciłam miecz w prawej ręce i ruszyłam do ataku. Nie byłam tak efektowna, jak w dniu kiedy zniszczyli bramę Trostu, ale moja szybkość nie była najgorsza.
Cięliśmy i zarzynaliśmy najlepiej jak mogliśmy, ale nie było mowy, żebyśmy zdołali pokonać taką ilość tych mutantów. Kobieta tytan była powoli zjadana.
Nagle coś mignęło mi kątem oka. Odwróciłam się w tamtym kierunku i zobaczyłam tylko zieloną pelerynę. Czułam, że muszę się za tym kimś udać.
Zaczęłam śledzić tą osobę, ale było bardzo ciężko. Pędziła bardzo szybko, a nie pomagał mi w tym stan, w którym się znajdowałam. Zgubiłam ją nawet ze dwa razy, ale jakoś udało mi się ją złapać. Za trzecim razem nie miałam szczęścia i zgubiłam ją na dobre.
Kurwa, gdzie on jest?!
Pędziłam przed siebie na oślep modląc się, żeby ją odszukać. Nagle zobaczyłam kogoś zwisającego pomiędzy drzewami. Podleciałam do niego i poczułam jak zbierają mi się łzy pod oczami.
To był Gunther. Miał rozcięty kark, a jego głowa wisiała jedynie na cienkim kawałku skóry. Pomrugałam, żeby odgonić łzy i zacisnęłam zęby.
Nie daruję. Kurwa nie daruję.
Zamknęłam mu oczy i ruszyłam pędem przed siebie.
Zabiję tą dziwkę, która to zrobiła. Może nie znałam go długo, ale był jednym z tych którzy mi zaufali. Zwykłej dziewczynie z rynsztoku. Mam zamiar go pomścić.
Słyszałam odgłos wiatraka od sprzętu do manewrów i zaczęłam się kierować w tamtą stronę. Leciałam modląc się, żeby mój słuch mnie nie zawiódł, aż usłyszałam okropny huk, a w ziemię uderzyła błyskawica.
Mam cię.
Zbliżałam się do miejsca, w które uderzył piorun. Zobaczyłam kobietę tytana i już miałam zaatakować, ale zauważyłam Oluo i Petrę, którzy synchronicznie zaatakowali ramiona potwora.
Byłam onieśmielona tym co potrafili zrobić. Byli niesamowici. Stracili Gunthera, a potrafili wciąż poruszać się płynnie. Potrafili współpracować bez słów. Zawsze miałam problem z grą zespołową, ale oni potrafili to zrobić i to jeszcze w jakim stylu.
Stałam na drzewie niedaleko i przyglądałam się temu. Po chwili ręce tytana opadły, a Eld miał zadać jej cios w szyję. Ale coś poszło nie tak.
J-jak!? Nie powinna widzieć!?
Zanim zrozumieliśmy co się stało, Eld został przegryziony na pół. Nie mogłam stać. Nie mogłam czekać. Wystrzeliłam linki i leciałam w jej kierunku. Petra wzięła szybki odwrót i zaczęła uciekać.
-Petra!
Tytan złapał ją przy ziemi. Jednym kopnięciem wbił ją w drzewo. Poczułam jak czas się zatrzymuje. Przez chwilę straciłam zdolność do czegokolwiek. Widziałam tylko w zwolnionym tempie, jak zabija Oluo.
Czas stał w miejscu. Zamarłam, a w moich oczach zebrały się łzy.
Zginęli...Oni wszyscy zginęli.
Nie mogłam wykonać najmniejszego ruchu, do momentu, aż ten mutant na mnie nie spojrzał. Wtedy zacisnęłam zęby i spojrzałam na niego z mordem w oczach. Jeszcze nigdy nie pragnęła czyjejś śmierci tak gorąco jak w tamtym momencie.
-Zarżnę jak świnię. Zajebię!
Ruszyłam w jej kierunku z pełną parą. Jej noga poleciała w moją stronę. Uniknęłam jej i zaczęłam się kręcić, przecinając wzdłuż całą nogę tego bydlęcia. Wbiłam haki w jej bok i wykorzystując siłę z jaką pędziłam, okręciłam się wokół niej. Zniżyłam lot i zaatakowałam jej ścięgna. Nie zareagowała dostatecznie szybko i po chwili opadła na ziemię. Odsunęłam się od niej i będąc w dogodnej pozycji, wyrzuciłam ostrza w stronę jej oczu. Nie wiedziałam, że zdołała zregenerować ręce, więc moje ostrza wbiły się w skórę na jej rękach. Na moich ustach pojawił się uśmiech.
-Przedłużasz tylko swój koniec. Ale nich ci będzie. Pobawię się z tobą trochę dłużej.
W moją stronę poleciała pięść. Bez problemu uniknęłam jej i założyłam nowe ostrza na uchwyty. Nacięłam jej mięśnie na nadgarstku, unieszkodliwiając jej rękę. Potem wycięłam kawałek mięsa na jej boku. Widziałam, coś co przypominało grymas bólu na jej twarzy.
-Czyli jednak cię boli.
W moją stronę został skierowany kopniak. Wbiłam haki, w nogę, którą chwilę wcześniej ominęłam i kiedy stawiała ją na ziemi, nadała mi dodatkowego pędu. Podciągnęłam się do góry i pozbyłam się jej ręki. Nawróciłam z tyłu i nim zareagowała, była znów pozbawiona wzroku.
Nie pozwolę ci zbliżyć się do drzewa.
Wycięłam płat skóry z tyłu nogi, powalając ją tym na ziemię. Wymieniłam ostrza na nowe, niestępione i przygotowałam się do ostatecznego ataku.
Zdychaj.
Zamachnęłam się i uderzyłam w jej kark. Moje ostrza się złamały, a ona nie została uszkodzona. Dopiero wtedy zobaczyłam na jej karku, coś na kształt kryształu.
Chciałam zaatakować jej szyję. Jeśli pozbyłabym się jej głowy, miałabym bezproblemowe dojście do jej karku. Ale poczułam okropny ból brzucha. Spojrzałam w dół na ranę. Bandaże były całkowicie przesiąknięte krwią.
To był zły pomysł, ale nie mogę się teraz wycofać.
Zamachnęłam się z zamiarem wprowadzenia swojego planu w życie, ale ten cholerny ból mnie zdekoncentrował. Nie zauważyłam, że tytan widzi i kiedy chciałam się zbliżyć, zaatakowała. Udało mi się uniknąć, ale otarłam się o jej rękę. Posłała mnie w przeciwną stronę. Nie zdążyłam wystrzelić linek i gruchnęłam w drzewo. Wszystko mnie bolało. Nie mogłam ruszyć żadną kończyną. Po mojej głowie zaczęła spływać krew, uniemożliwiając mi zobaczenie czegokolwiek. Próbowałam utrzymać świadomość, ale ból wygrał tą nierówną walkę i po chwili otuliła mnie ciemność.
Ostatnie co zarejestrowałam, to błysk oraz huk błyskawicy.
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Przepraszam na obsuwę i mam nadzieję, że się podobało.
Buziakuję ;*
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top