Rozdział 3

Thomas

Zadowolony wszedłem do domu wołając mojego przyjaciela, a zarazem betę. Obszedłem wszystkie pokoje, lecz nie odpowiedział na moje wołanie. Poszedłem na tyły ogrodu, gdzie po chwili zobaczyłem jak ogon brązowego wilka znika w żywopłocie oddzielającym naszą posesję od Griffinów. Zakląłem w duchu i ruszyłem za nim, nie zdążyłem jednak go dogonić. Nie chciałem nagle wyskoczyć zza płotu, to mogło wyglądać co najmniej podejrzanie. Aby dostać się tam musiałem obejść dom dookoła.

- Mike, ty idioto - przeklinałem chłopaka. Znalazłszy się przed domem Keiry zadzwoniłem domofonem. Po chwili otworzyła drzwi, z szokiem wymalowanym na twarzy. Czyli zapewne go widziała.

- Um, cześć - zaśmiałem się nerwowo. - Nie widziałaś może mojego psa? Musiał mi dzisiaj uciec, a w płocie jest dziura.

- Taki duży, brązowy, z niebieskimi oczami? - zmarszczyła brwi, lecz widać było, że odetchnęła z ulgą.

- Tak, dokładnie ten! - pokiwałem entuzjastycznie głową.

- Przed chwilą przebiegł mi przez ogródek. Myślałam, że to wilk - oznajmiła cierpko. - Następnym razem pilnuj go lepiej. - Dodała, zamykając drzwi.

- Widziałaś, gdzie poszedł? - spytałem, ale nie dostałem odpowiedzi, więc wzruszyłem ramionami i odwróciłem się. Mike i tak wróci. Chciałem odejść, ale za drzwiami usłyszałem nagły huk.

- Keira?! Żyjesz?! - Cisza. Po krótkiej chwili zawahania pchnąłem drzwi, które okazały się być jedynie przymknięte. Dziewczyna leżała na wznak w przedsionku, i nawet nie poruszyła się, kiedy ją podniosłem. Wszedłem do dość dużego salonu, urządzonego w czerni i bieli. Położyłem ją na kanapie i rozejrzałem się za telefonem. Nie chciałem, aby ona i jej rodzice pomyśleli, że ktoś się włamał. Znalazłem urządzenie w kuchni, na lodówce była przyczepiona kartka z numerami telefonów. Wybrałem ten oznaczony jako 'tata' po trzech sygnałach jej ojciec odebrał.


- Scott Griffin, czym mogę służyć?

- Dzień dobry, Scott, tu Thomas. Znalazłem Keirę nieprzytomną. Leży w salonie. Na twoim miejscu przyjechałbym do domu, może się już zaczynać - mruknąłem do słuchawki.

- O mój Boże, dziękuję ci chłopcze. Zostań z nią dopóki nie przyjedziemy. Postaram się tam dotrzeć jak najszybciej - odparł.

W tle słyszałem jego rozmowę z jakąś kobietą, a po chwili się rozłączył.
Wróciłem do salonu i zająłem miejsce na fotelu. Z braku innych rozrywek zacząłem się rozglądać ciekawy po pokoju. Rodzinne zdjęcia, kamienny kominek, dywanik we wzorki... Obrazek jak z opowiadania o szczęśliwej rodzince. Potem mój wzrok przeniósł się na Keirę. Miała nietypową urodę, i zapewne duże powodzenie wśród chłopaków. Ciekawe co zrobi, gdy się dowie. Bycie wilkołakiem, to był dar i jednocześnie przekleństwo. Lubiłem swojego wilka, ale nie chciałem się ukrywać. To nie jest zgodne z moją naturą. Nagle ciszę przerwał szczęk kluczy w zamku i dźwięk otwieranych drzwi. Instynktownie wyszczerzyłem kły, przygotowując się do ataku, ale to Griffin wszedł do salonu. Musiał się naprawdę mocno spieszyć.

- Plus za gotowość, synu. Nie przejmuj się, tylko nie trać kontroli w towarzystwie Keiry.

- Oczywiście.

Spojrzałem w jego błyszczące oczy w kolorze srebra. To naprawdę świetne, że moi sąsiedzi nie będą zdziwieni, jeśli w czasie pełni po lesie będzie biegać wataha wilków o świecących oczach.

- Będę już lecieć, twoja córeczka chyba mnie nie polubiła - mrugnąłem do starego Alfy, na co ten zaśmiał się serdecznie.

- Obu wersji?

- Najwyraźniej. - rzuciłem ostatnie spojrzenie na leżącą dziewczynę, która wyglądała na bardzo spokojną. Przez chwilę aż zrobiło mi się jej żal, że ten spokój już niedługo zostanie zburzony. - Powiadom mnie jeśli coś zacznie się dziać.

Mężczyzna skinął głową, siadając przy swojej córce i delikatnie gładząc jej włosy.

- A, i Scott? Może lepiej będzie, jak powiesz jej trochę szybciej, niż kiedy stanie na czterech łapach po raz pierwszy. Nie jest głupia, zaczyna łączyć fakty. I myślę, że domyśla się już od jakiegoś czasu. - powiedziałem na odchodne.

***

Keira

Czułam ból. Potworny ból. I nie tylko w głowie, wszędzie. W każdym kawałeczku mojego ciała. Czułam się jakby ktoś zadał sobie wiele trudu, żeby dokładnie obić każdą jego część. Leżałam chwilę, w końcu zaczęłam słyszeć wyraźniej głosy. Mój tata z kimś rozmawiał. Próbowałam otworzyć oczy, ale światło było dla mnie tak intensywne, że aż zabolało. Mimowolnie syknęłam. Usłyszałam odsuwanie krzeseł od stołu, a potem szuranie butów po podłodze. Ktoś, najprawdopodobniej mój tata, dotknął mnie delikatnie.

- Keiro, jak się czujesz? - spytał.

Otworzyłam usta, gardło mnie paliło, ale zdołałam odpowiedzieć.

- Cudownie po prostu - odparłam z sarkazmem.

- Jak zwykle w dobrym humorku.

- RayBan! - podniosłam się gwałtownie, ale zaraz tego pożałowałam, czując jak kręci mi się w głowie.

Dziewczyna uśmiechnęła się słabo, jak nie ona. Czułam, że coś jest na rzeczy, więc powoli podniosłam się i poszłam do pokoju, kiwając na nią by ruszyła za mną. Mój tata wyglądał jakby chciał mnie zatrzymać, ale widząc moje spojrzenie chyba zrezygnował. Kiedy tylko zamknęłam drzwi, Ray wyrzuciła z siebie:

- Przepraszam. - na chwilę zapanowała cisza, gdy moja przyjaciółka usiadła przed dużym oknem, zajmującym niemal całą ścianę i wychodzącym na ogród i las. Zajęłam miejsce obok niej. - Przepraszam za bycie dzisiaj taką suką. Po prostu... - westchnęła, ale ja wiedziałam. Nie musiała nic mówić. Ray mogła wydawać się najbardziej beztroską i dziecinną nastolatką na świecie, ale nie była taka bez powodu.

- Twoi rodzice znowu się kłócili. - bardziej stwierdziłam, niż zapytałam. Skinęła lekko głową, a po jej policzku spłynęła łza. Po chwili jednak dziewczyna otarła ją, przywołując na twarz swój standardowy uśmiech. Podziwiałam po cichu to, jaka była silna.

- Ale ty chyba mi o czymś nie mówisz - powiedziała, patrząc na mnie z półuśmiechem na ustach i łobuzerskimi ognikami w oczach. - Powiedz, kto jest twoim nowym sąsiadem?

Jęknęłam, bo przecież to jakieś wynaturzenie, żeby ona wiedziała wszystko o wszystkich. Kobieta-diabeł, ot co.

***

Kiedy zamknęłam drzwi po wizycie Ray, wybijała już dwudziesta trzecia. Odwróciłam się, opierając głowę o framugę z westchnieniem, gdy usłyszałam głos mojej mamy z kuchni.

- Keira, kochanie? Przyjdź tu proszę.

Powlokłam się do pomieszczenia, marząc jedynie o udaniu się do łóżka i spaniu, spaniu, spaniu, bo przecież następnego dnia była sobota. Klapnęłam na miejsce przy stole, patrząc z wyczekiwaniem na rodziców, lecz ich poważne twarze wprawiły mnie w konsternację.

- Musimy porozmawiać.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top