Rozdział 6

Piotruś Pan

Zabrałem Lenę do obozu. Rozglądała się wszędzie z ciekawości co było naprawdę urocze.
- Podoba mi się tutaj!- pisnęła szczęśliwa a mnie ogarnęła radość.
- Ciesze się skarbie.- zagruchałem do niej. To dobrze żeby była szczęśliwa.- Felix! - zawołałem. Jeden z zagubionych chłopców podszedł do mnie.
- Tak Pan?- zapytał. Zgromiłem goza to wzrokiem a on się skulił. Moja księżniczka nie powinna słyszeć takich rzeczy.
- Kto to Pan?- spytała a mnie serce przyspieszyło znacznie szybciej.
- Nikt taki skarbie.- zagruchałem do niej.- może usiądziesz sobie tu? Felix będzie się tobą zajmował kiedy ja bedę zajęty.
- Zajęty czym?- pyta a ja się robię spięty chociaż dobrze to ukrywam.
- Niczym konkretnym kochanie. Baw się dobrze.- pogładziłem ją po włosach i pocałowałem w policzek.- niedługo wrócę. Zanim weszłem w dżunglę ostatni raz spojrzałem na Lenę. Siedziała na kłodzie spokojnie niczego nie podejrzewając. Moja mała słodka niewinna dziewczynka. Ona nie może się dowiedzieć że jestem jej ojcem. Znienawidzi mnie. To jedyna rzecz której lękam się najbardziej. Muszę za wszelką cenę to ukryć.

Lena

Piotruś gdzieś zniknął a ja zostałam sama z Felixem. Wpatrywałam się w blondyna zaciekawiona.
- Cześć jestem Lena. Od jak dawna tu jesteś?- pytam go.
- Już jakiś czas.- odpowiada. Nie musiał się przedstawiać dlatego że Piotruś wcześniej wymówił jego imię.
- Aha.- dodaję.- dobrze znasz Piotrusia?
- Tak. A czemu pytasz?- mruży oczy podejrzliwie. Przewracam oczami.
- Z ciekawości. Nic innego.- wzruszam ramionami. Pod wieczór ( tak myślę że to wieczór w Nibylandii czas nie płynie ) wraca Piotruś i zaczyna się ognisko a wraz znim impreza.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top