Rozdział 14
Lena
Rozglądałam się po dżungli zastanawiając się w którą stronę iść. Czy aby na pewno był to dobry pomysł. W końcu ruszyłam przed siebie starając się zbytnio nie oddalać od obozu i nie bacząc na konsekwencje. Szłam szłam i szłam do końca nie wiedząc czego sama szukłam. Czego ja tak właściwie szukałam? No właśnie dobre pytanie? A może ja już sama nie wiedziałam do końca co robiłam? Ale przecież ja podświadomie czułam że on coś ukrywa więc jak mogłam to zlekceważyć do cholery no jak!? Sfrustrowana kopnęłam kamyk na przeciwko mnie. Najgorsze było to że nie wiedziałam gdzie mam dalej iść. Sfrustrowana przygryzłam wargę. Zawołać go? Ale jeśli go zawołam to wyjdzie że gdzieś wyszłam bez jego zgody a wtedy będę miała szlaban do końca życia! Dodatkowo dostanę niezły ochrzan że gdzieś wyszłam nawet nie uprzedzając nikogo. Niech to wszystko trafi szlak!
Piotruś Pan
Szukałem jej po całej dżungli. Najpierw odetchnąłem i spróbowałem wyczuć gzie jest. Bingo! Mam ją! Pomyślałem kiedy moja magia ją namierzyła. Znalazłem mije dziecko samo w dżungli. Lena stała sama pośrodku nie wiedząc co dalej zrobić a ja spojrzałem na nią wyczykejąco.
- Masz mi coś do powiedzenia moja panno?- zacząłem niezbyt przyjemnym tonem. Odwróciła się do mnie przestraszona. Nie tego chciałem no ale cóż mówi się trudno. Złość wzięła nade mną górę.
- Ja..- zaczęła nie wiedząc co powiedzieć. Uniosłem rękę nie dając jej dokończyć.
- Co ty?- spytałem szorstkim od którego się wzdrygnęła.- wiesz jak się martwiłem?- dodałem już łagodniej. Odchodziłem od zmysłów. Spuściła głowę zawstydzona.- Ja przepraszam.- wyjąkała.- nie chciałam cię zmartwić. Uniosłem jej podbrudek delikatnie.
- Nic się nie stało kochanie. Następnym razem jak gdzieś wyjdziesz uprzedź tylko kogoś skarbie. Dobrze?- kiwnęła głową na znak że rozumie. Uśmiechnąłem się do niej.
- Dobrze a teraz wracajmy do obozu.- chwyciłem ją za rękę i razem ruszyliśmy do naszego obozowiska.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top