6. Adaptacja

Ta noc wydawała się ciążyć niemiłosiernie na psychice Fraisa, gdy pozwalał, aby prześlizgiwały mu się przez palce kolejne godziny. Pozostawał w niemal całkowitym bezruchu, odtwarzając w myślach, cały wczorajszy dzień, minuta po minucie analizując wszystko, co przeżył. Był to mechanizm, który wypracował w Azkabanie, gdy wiedział, że nie zdarzy się nic interesującego w najbliższych godzinach. Zajmował wtedy wygodną pozycję - najczęściej siedzącą - na podłodze, oparty o ścianę i odtwarzał w głowie lekcje matki lub próbował uporządkować szczątkowe informacje, które otrzymał od lub zaobserwował u dementorów. Było to bardzo pomocne, ponieważ gwarantowało, że nie zapomni żadnych z już przyswojonych informacji, a także pomagało mu to poukładać wszystko w swojej głowie. Zabijało także czas, co było cenną umiejętnością w monotonnym miejscu, jakim było więzienie. Teraz chłopak używał tej samej metody, aby odnaleźć się w nowym otoczeniu. Były dwa główne wspomnienia, na których się skupiał.

Pierwsze z nich dotyczyło jego ojca. Odtwarzał w głowie całe spotkanie kilkanaście razy. Każdą jego reakcję, zmianę mimiki, gest czy odruch. Teraz był jeszcze bardziej świadomy, jak bardzo ten mężczyzna był zaszokowany jego istnieniem. A także jak bardzo był z tego powodu szczęśliwy. Stało się to jasne dla Fraisa dopiero po kilkukrotnym odtworzeniu całego spotkania w głowie. Nastolatek myślał, że czysta radość po usłyszeniu jego pełnego imienia - do którego powoli się przekonywał - była spowodowana zachowaniem tradycji i tym, że Rudolf ponownie spotkał Bellatrix. Jednak po kolejnym spojrzeniu na tę chwilę, stało się całkowici jasne, że moment ujawnienia imienia był właśnie tym momentem, w którym jego ojciec przezwyciężył pierwszy szok i zakochał się - przynajmniej w samej koncepcji - posiadania syna i dziedzica. Cieszył się tym, na tyle, że chwilowo porzucił swoją sztywną postawę, aby przywitać nowego członka rodziny. Mógłby być to także długotrwały wpływ dementorów, choć mężczyzna nie wydał się być całkowicie niestabilny psychicznie. Mając to na uwadze, nastolatkowi pozostawała nadzieja, że Rudolf - jego ojciec - stanie się dla niego kimś w rodzaju oparcia, choć na razie nie wyobrażał sobie, aby mógł mieć dla niego taki sam poziom oddania jak do swojej matki.

Drugie wspomnienie zajęło mu niepokojąco więcej czasu, choć było zdecydowanie krótsze. Sam Frais nie był do końca pewien, co sądzić o tej fascynacji. Jego umysł cały czas powracał do tych płonących czerwienią oczu, które widział przez zaledwie sekundę. Ale to wystarczyło, aby wyryły się w jego głowie niczym powidok na źrenicach, gdy spojrzało się na zbyt jasne źródło światła. Ten kolor wydawał się całkowicie nienaturalny, jak zbyt czerwona krew, która powoli spływała z rany. Odcień dodatkowo podkreślany był przez niemal białą skórę twarzy. I jeszcze sama moc, którą promieniował Czarny Pan. To przerażająco-ogromne źródło magii, zawarte w czymś tak niepozornym, jak ludzka forma. Gdyby mężczyzna ten posiadał wygląd przeciętnego człowieka, jego oczy zawsze zdradzałyby go. Jego tęczówki jarzyły się od nadmiaru magii, który posiadał. Przelewające się strumienie magii, powodowały nienaturalne minimalne drgania, których nie dało się w żaden sposób rozsądnie opisać. To tam po prostu było, wgląd do tego, jak ogromny potencjał posiadł Czarny Pan i, co może zrobić ze światem.

To objawienie powinno go oszołomić, wypełnić strachem lub ślepym oddaniem, jakie wykazywali pozostali wyznawcy. Bo to zawsze były te dwie postawy albo bezwzględne posłuszeństwo ze względu na - niezrozumiałe dla nikogo spoza środowiska czarnej magii - uczucie czci lub pozostawianie w tradycji z powodu strachu przed konsekwencjami i gniewem swojego Lorda. Była oczywiście trzecia droga, ale człowiek, który postanowił podążać ścieżką zdrady, nigdy nie był w stanie przetrwać zbyt długo, a przynajmniej tak wynikało ze słów jego matki.

Frais westchnął lekko sfrustrowany, gdy jego własny umysł znów zdawał się kwestionować wiedzę matki. Wystarczyła jedna zatajona informacja, a on już kwestionował wszystko, co usłyszał od niej. Przetarł dłonią twarz, przy okazji odsuwając zbyt długie włosy, które łaskotały go po policzkach. To nie była byle jaka informacja, a jego pełne imię.

Nazywał się Frederici.

To słowo wydawało mu się obce i nie wydawało się pasować do niego w żaden sposób. Czuł się, jakby ktoś nagle narzucił na niego niedopasowane do niego ciało i po prostu kazał mu biec przed siebie.

Frederici Honores Lestrange I

Chciał wymówić swoje pełne imię na głos, ale nie był w stanie zmusić ust do współpracy. Te cztery słowa stały mu w gardle, jak guzek, którego nie można przełknąć.

Zatajenie tego powinno wyjaśniać, dlaczego zaczął kwestionować matkę, jednocześnie miał świadomość, że ta kobieta jest... niezwykła, aby nie użyć bardziej doraźnego określenia. Czuł, jakby oskarżenia były niesprawiedliwe, ale z drugiej strony przez to nie był w stanie czuć się komfortowo we własnym ciele. Miał nadzieję, że uczucie to za niedługo zniknie lub przynajmniej stanie się mniej zauważalne.

Na razie nastolatek cieszył się, że przeanalizował, to co się wydarzyło - nawet jeśli nie czuł się z tym do końca komfortowo - ponieważ właśnie zaczynało wschodzić słońce. Powoli blask poranka zaczął oświetlać jego twarz, sprawiając, że otrząsnął się ze swojego stanu pół-medytacji. Było to o dziwo przyjemne uczucie. Delikatne ciepło tańczyło na jego skórze, tak różne od mroźnego wiatru, który panoszył się pomiędzy starymi murami Azkabanu. Po raz pierwszy doświadczył tego i było to cudowne. Im więcej minut mijało, tym więcej światła wpadało do pomieszczenia przez ozdobne okna. Jasność lekko raziła go w oczy, więc zdecydował się zamknąć je. Siedział tam, rozkoszując się tym. W pewnym momencie poczuł, jak to ciepło zmienia się w coś mniej komfortowego, jakby nagrzał się za bardzo. To uczucie było podobne do tego, gdy rumieniec rozlewa się na policzkach, ale zamiast tego obejmowało całą odsłoniętą skórę. Nie raniło go to jednak tylko powodowało minimalny dyskomfort, więc nie zawracał sobie głowy przeniesieniem się. Tym, co zmusiło go w końcu do reakcji, był ruch z lewej strony. Natychmiast otworzył oczy, tylko aby po chwili tego żałować, gdy oślepiło go zbyt jasne światło. Trwało to tylko chwilę i na pewno nie polubił czarnych kropek, które teraz migotały mu pod powiekami.

Obok niego jego matka właśnie budziła się z tak potrzebnego snu. Zamrugała kilka razy, a następnie przeciągnęła się niczym kot. Zachowywała się niezwykle sennie, jakby nie do końca się jeszcze otrząsnęła. Wyglądało, jakby miała znowu zapaść w drzemkę, gdy nagle zerwała się z łóżka. Zaskoczyła tym ruchem Fraisa na tyle, że o mały włos nie upadł na podłogę. Jego matka przeskanowała otoczenie całkowicie napięta. Wyglądała, jakby spodziewała się ataku. Jej postawa lekko się rozluźniła, gdy uświadomiła sobie, gdzie jest. Na jej ustach pojawił się jeden z jej łagodniejszych uśmiechów, gdy przypomniała sobie, że jest wolna. Rzadko można było zobaczyć ją z tak otwartą.

Gdy tylko kobieta uświadomiła sobie, że za nią znajduje się jej syn, odwróciła się w jego stronę i przytuliła go gwałtownie. Frais nie miał nic przeciwko, aby delikatnie rozpieszczać matkę czułościami, nawet jeśli skóra na jego klatce piersiowej była jeszcze delikatnie zaogniona, po wczorajszym zaklęciu niekompetentnej praktykantki. Bella poklepała go po głowie niczym szczeniaka, po czym odsunęła się i ze śmiechem podeszła do sąsiedniego łóżka. Przez chwilę patrzyła na swojego męża z psotnym, ale kalkulującym uśmiechem, po czym po prostu upadła na niego całym ciężarem i złożyła pocałunek na ustach zszokowanego mężczyzny, który właśnie próbował przetworzyć, co wybudziło go ze snu i dlaczego ciężko mu oddychać. Wyglądało to komicznie na tyle, że nastolatek nie był w stanie powstrzymać się od śmiechu. Z powodu zamieszania kilku innych Śmierciożerców, także się obudziło i nie wyglądali na zbyt zadowolonych z tego faktu, ale nikt się nimi nie przejmował. Rudolf w końcu otrząsnął się z szoku i tylko westchnął pokonany. Położył dłoń na karku żony i pocałował ją w czoło, z rozdrażnioną czułością, zbyt przyzwyczajony do jej wybryków.

- Tobie też dzień dobry, kochanie. - Powiedział nadal sennym głosem.

Bellatrix zaśmiała się i wyglądała na bardzo zadowoloną z siebie, gdy pociągnęła go do siadu. Przecierając oczy, mężczyzna zebrał się w sobie i lekko strzelił karkiem, zaczynając w końcu dochodzić do siebie po śnie. Gdy wyprostował się, jego wzrok padł na syna, który nadal uśmiechał się szeroko, po ujrzeniu wybryków matki. Przez chwilę Rudolf miał pustkę w głowie, nie wiedząc, jak zareagować w tej sytuacji. Chciał w jakiś sposób zaakcentować, że nie ignoruje jego istnienia, ale nie wiedział nawet jak się przywitać. Na szczęście nastolatek odezwał się pierwszy.

- To na pewno była niezwykła pobudka. - Zielone oczy błysnęły lekko złośliwie, tak bardzo podobnie do Bellatrix, gdy ta obrażała w młodości inne damy z wyższych sfer, że było to wręcz przerażające.

Rudolf i tak uśmiechnął się z ulgą, że ma jakikolwiek początek rozmowy do uchwycenia.

- Po niemal trzydziestu latach małżeństwa, muszę uczciwie przyznać, że to jedna z najłagodniejszych pobudek, które doświadczyłem ze strony mojej żony. - Powiedział otwarcie mężczyzna, starając się zaskarbić sobie choć trochę sympatii syna. - Pewnego razu wyrzuciła mnie z łóżka wprost na ścianę i przykleiła mnie tam na kilka godzin, tylko dlatego, że poprzedniego dnia zmusiłem ją do uczestnictwa w spotkaniu rodzinnym, na które nie miała ochoty. - Choć to, że wisiał tam całkowicie nagi i, że z powodu zimna kamiennych ścian przewiał sobie pewne delikatniejsze partie ciała, wolał zachować dla siebie.

- Był też ten jeden raz, gdy pozbawiam cię włosów we śnie. - Wtrąciła Bellatrix, jednocześnie bawiąc się swoimi lokami.

Rudolf wydał z siebie lekko upokorzony jęk, w tym samym momencie, gdy Frais zareagował zaskoczonym śmiechem.

- Mamo, dlaczego zgoliłaś mu włosy? - Zapytał chłopak z niedowierzaniem.

- Bo na to zasłużył. - Stwierdziła po prostu kobieta, nie przerywając nakręcania pojedynczego pasma włosów na swój palec. To nie wyjaśniało niczego, więc zielonooki skierował swój wyczekujący wzrok, na ojca.

- To było wtedy, gdy postanowiłem zapuścić włosy. - Stwierdził zażenowany mężczyzna. - Zawsze miałem problem z oswojeniem ich na czubku głowy - tu wskazał na syna, który zdawał się mieć podobny problem, nawet z dłuższymi włosami - więc postanowiłem je zapuścić. Było dobrze, dopóki nie sięgnęły do podbródka. Wtedy twoja matka zaczęła narzekać, że moje włosy nachodzą na jej twarz w nocy. Teraz wiem, że niemądrze zignorowałem to ostrzeżenie.

Frais już w tym momencie wiedział, dokąd zmierza ta historia. Po kilku nocach bycia ignorowanym jego matka po prostu dodała mu do posiłku eliksir powodujący wypadanie włosów - wszystkich włosów - i, aby dodać wisienkę na torcie, zrobiła to w noc przed zlotem całej rodziny Lestrange. Mężczyzna był zmuszony pójść bez włosów, brwi i rzęs na spotkanie, gdzie obecni byli wszyscy jego krewni. Był tematem rozmów na spotkaniach towarzyskich, nawet dwa lata po tym fakcie. Nic dziwnego, że nie przepadał za przypominaniem mu o tym. Poza rozbawieniem w tej sytuacji w nastolatku pojawiła się też nutka dziwnego ciepła. Cieszył się z myśli, że ma jakąś rzecz wspólną z tym człowiekiem, nawet jeśli to tylko problem z fryzurą. Pozwalało mu to się czuć mniej wyobcowanym w jego obecności. Istniało coś namacalnego, co wskazywało na ich związek ze sobą. Mogli wspólnie narzekać na ten problem. Po chwili pojawiła się kolejna historia, tym razem o zemście mężczyzny, która z wiadomych powodów zakończyła się jeszcze gorzej.

Cichy trzask rozległ się w pokoju i pojawił się skrzat domowy. Purka rozejrzała się po pomieszczeniu swoimi szerokimi oczami i zadowoleniem przyjęła fakt, że większość byłych więźniów już się obudziła. Pstryknęła małą rączką, a na stolikach pojawiło się papkowate danie. Znowu niemal wszyscy rzucili się na swoje porcje, nie przejmując się etykietą, choć tym razem nie krztusili się nim, aż tak bardzo. Bellatrix wstała z łóżka swojego męża, chwyciła swoją porcję i tym razem usiadła obok syna, pochłaniając ją w alarmującym tempie. W trakcie posiłku do pomieszczenia wszedł uzdrowiciel Keriat, tym razem mając ze sobą tylko młodego chłopaka. Najwyraźniej nie chciał ryzykować zabrania ze sobą drugiej praktykantki. Z zadowoleniem przyjął, że wszyscy jedzą i na razie nie przeszkadzał nikomu, przeglądając swoje notatki. Miski zostały szybko opróżnione i nadszedł czas, aby znów zająć się zdrowiem pacjentów. Uzdrowiciel od razu podszedł do pierwszego pacjenta i zaczął z nim na nowo omawiać jego zdrowie. Tym razem na jednego pacjenta przeznaczono o wiele więcej czasu. Najpierw sprawdzono stan gojenia się najpoważniejszych ran. Ustalono także bardzo dokładny plan leczenia; rozpisano, w jakiej grupie znajdzie się na ćwiczeniach zarówno fizycznych, jak i magicznych, jakie są prognozy powrotu do zdrowia, pojawiły się nakazy i zakazy, których należało bezwzględnie przestrzegać oraz pojawił się harmonogram eliksirów i maści, które miały być przyjmowane w określonych porach dnia. Odbyły się także rozmowy o konieczności uczestnictwa w sesjach z uzdrowicielem umysłu.

Gdy nadeszła kolej Rudolfa ten odbył raczej łagodną rozmowę z uzdrowicielem i nie zareagował negatywnie na słowa Uzdrowiciela o konieczności sesji terapeutycznych tak jak niektórzy więźniowie. To było całkowite przeciwieństwo Bellatrix. Zanim mężczyzna mógłby nawet zacząć omawiać jej plan leczenia, kobieta stwierdziła, że chce już dziś wieczorem wyjść ze skrzydła szpitalnego. Keriat starał się ją przekonać, że nie będzie to dla niej dobre i nawet przez pewien moment spojrzał na Fraisa z prośbą w oczach o wsparcie. Chłopak tylko pokręcił przecząco głową, wiedząc, że to przegrana sprawa. Jeśli mógł wynegocjować delikatne ustępstwa wczorajszego dnia, to dziś maniakalny błysk w oczach jego matki mówił mu, że nie da rady.

Tak więc dyskusja trwała, aż nie udało się ustalić bardzo chwiejnego, lecz jednak kompromisu. Bellatrix oraz kilku innych Śmierciożerców, którzy nie mieli zagrażających życiu obrażeń i mogli poruszać się samodzielnie, zostaną ulokowani w pokojach, które będą znajdować się bardzo blisko skrzydła szpitalnego. Codziennie rano i wieczorem będą musieli przyjść na kontrolę oraz uczestniczyć we wszystkich procedurach leczenia. Jeśli ktokolwiek złamie, którykolwiek z punktów kompromisu, zostanie zaciągnięty z powrotem do łóżka i leczony, nawet jeśli wymagałoby to użycia siły. Spóźnienie więcej niż 20 minut na kontrolę bez ważnego usprawiedliwiania, niestawianie się na posiłkach, odmowa przyjmowania eliksirów, nie uczestnicto w sesjach terapeutycznych lub treningach - każdy z tych punktów mógł sprawić, że wolny szczęśliwiec może nawet zostać przykuty pasami do łóżka na cały tydzień, jeśli oznacza to ich wyleczenie.

Tak więc zaraz po kontroli Bellatrix chciała zerwać się do wyjścia, aby znaleźć jej nowy pokój, ale powstrzymał ją wzrok uzdrowiciela skierowany na jej syna. Kobieta natychmiast się zjeżyła, choć nie zareagowała tak jak ostatnio warczeniem. Napięła tylko swoją postawę jak drapieżnik ostrzegający przed spojrzeniem na jego młode. Rudolf także stał się bardziej obronny, nawet posuwając się do tego, że wstał ze swojego łóżka i stanął obok Bellatrix, kładąc jej rękę na ramię. Było to oznaka wsparcia i ruch wykonany, aby Frais siedzący z tyłu na łóżku był mniej widoczny dla publiczności. Widząc to, Keriat zaczął bardziej pilnować siebie, ale mimo wszystko postanowił wreszcie zwrócić uwagę na słonia w pokoju. Odchrząknął lekko, zanim zdecydował się zwrócić do Fraisa.

- Na początku chciałbym przeprosić za wczorajsze zachowanie naszej praktykantki. Mogę zapewnić, że nie zjawi się ona więcej w tym pomieszczeniu. To, co zrobiła, było karygodne i ten fakt nie polega dyskusji. Ze względu na możliwe konsekwencje jej wczorajszego działania, chciałbym sprawdzić, czy nie powstały jakieś poważne obrażenia. Oczywiście, tylko za twoją zgodą. - Mężczyzna wiedział, że jedynym możliwym przejściem przez obronę tak zaciekłych rodziców, było zwrócenie ich uwagi na możliwe rany ich dziecka.

Była to stara technika manipulacji, ale jak widać skuteczna, ponieważ postawa Lorda Lestrange zaczęła się lekko chwiać, gdy usłyszał, że jego syn może być ranny. Jednak Lady Lestrange nie zareagowała w ogóle, nawet wyglądała na o wiele bardziej gotową do ataku niż chwilę wcześniej, jeśli to możliwe. Uzdrowiciel martwił się, że nigdy nie zostanie dopuszczony do zbadania chłopca, nawet tylko wizualnie. Chciał się tylko upewnić, że wyniki badań, które otrzymał, były wynikiem błędnie rzuconego zaklęcia. W innym wypadku, dziecko przed nim będzie wymagać leczenia przez lata. Według tego, co udało się uzyskać z krótkiego kontaktu wcześniejszego tragicznego zaklęcia diagnostycznego, niemal wszystkie organy w tym młodym ciele były na granicy niewydolności. Wyniki badań, jakie otrzymał, bardziej pasowały do pacjenta od miesięcy wyjadanego od środka przez smoczą grypę, a nie kogoś, kto ma na oko szesnaście lat. Nie było widać żadnych oznak takiego procesu, ale jako Uzdrowiciel, Keriat musiał się upewnić. Jego sumienie nie pozwoliłoby mu odpocząć, gdyby z powodu tak banalnego zaniedbania umarła młoda osoba.

Na szczęście Frais postanowił samemu zainterweniować w tym momencie. Przerzucił nogi z łóżka na podłogę i po prostu obszedł swojego ojca, aby stanąć przed uzdrowicielem. Jego matka wyglądała, jakby miała ochotę rzucić się na niego i zakryć go, byle tylko nie znajdował się w zasięgu mężczyzny przed nimi. Na szczęście Rudolf nie pozwalał Bellatrix wpaść w tryb szału i cały czas stał przy niej, uziemiając ją i przytrzymując lekko, aby nie zrobiła nic pochopnego. Oczywiście, miał własne wątpliwości, po tym, co zrobiła wczoraj praktykantka, ale postanowił na razie zobaczyć, jak potoczy się sytuacja. Miał tylko nadzieję, że tego nie pożałuje.

Nie marnując okazji, a jednocześnie ciągle świadomy obserwujących każdy jego ruch spojrzeń, Keriat podszedł delikatnie do swojego pacjenta. Tłumacząc dokładnie, co będzie robił krok po kroku, odsłonił część szaty i spojrzał na ranę, a raczej to, co z niej zostało. Ze zdziwieniem musiał stwierdzić, że pozostał jedynie delikatny obrzęk skóry. Rana na pewno była poważniejsza. Mimo że uzdrowiciel wcześniej nie widział jej rozmiaru to krzyk przy trafieniu i późniejsze problemy z poruszaniem świadczyły, że wtedy rana była zdecydowanie bardziej rozległa. Poza tym nie widać było żadnych poważniejszych oznak nieprawidłowego funkcjonowania organów. Oczywiście, chłopiec był szczupły i trochę blady, ale nie odstawało to za bardzo od normy. Tydzień większej porcji jedzenia powinien doprowadzić go do idealnego stanu. Zostało zadane jeszcze kilka pytań na temat ogólnego samopoczucia, bolesności obszaru gdzie była rana, jakiś innych ran na ciele lub oznak dyskomfortu. Z wiadomych przyczyn wyniki nie mogły odpowiedzieć na te pytania, więc trzeba było zdać się na prawdomówność pacjenta. Już niemal cała karta leczenia została wypełniona, wraz ze wstępnym planem leczenia. Pozostało jeszcze tylko kilka rubryk do wypełnienia.

- Już prawie koniec, zapewniam. Muszę tylko zapytać jeszcze o kilka szczegółów. Pierwsze z nich: czy możesz powiedzieć mi, jak się nazywasz? Niestety wydaję mi się, że uciekło mi to gdzieś w konwersacji.

- Frais Lestrange. - Odpowiedział odruchowo zielonooki, gryząc się po chwili w policzek, gdy uświadomił sobie, że podał swój skrót imienia, zamiast pełnego. Choć szczerze nie był pewien, czy pełne imię przeszłoby mu w tym momencie przez gardło. Najwyraźniej tak musiało zostać, ponieważ uzdrowiciel przeszedł już do kolejnego pytania.

- Poproszę o przeliterowanie imienia, ponieważ nie chciałbym popełnić jakiegoś błędu w dokumentacji medycznej. - I tak imię zostało powoli wpisane dość czytelnym pismem na samej górze pergaminu. Pozostawało jeszcze tylko jedno niewypełnione pole.

- Dobrze, powiedz mi jeszcze tylko twoją datę urodzenia, a będziemy to mieli wszystko za sobą.

Frais otworzył usta, aby odpowiedzieć, gdy uświadomił sobie, że nie ma pojęcia. Zmieszany spojrzał do tyłu na swoją matkę, która wyglądała, jakby chciała sobie przypomnieć i była wściekła na siebie, że nie wie. Sfrustrowana nawet zaczęła ciągnąć się za loki we frustracji. Uzdrowiciel Keriat wyłapał przedłużającą się ciszę i spojrzał na rodzinę przed sobą. Wszyscy wyglądali na niesamowicie zdezorientowanych tym pytaniem, jakby nie przyszło im do głowy wcześniej o to zapytać. Było to bardzo dziwna sytuacja i niestety jako uzdrowiciel, mężczyzna musiał delikatnie wybadać temat.

- Spróbuję zadać kilka pytań, może wtedy uda się określić datę w przybliżeniu. Może zacznijmy od bardziej znaczących wydarzeń. Proszę, poprawcie mnie, jeśli się mylę, ale to dość długi okres po waszym ślubie, prawa? - Oboje małżonków skinęło głowami. - Więc jest to jakiś punkt zaczepienia. Pracując od tego miejsca, możemy stwierdzić, kiedy wasz syn się urodził. - I tak Uzdrowiciel zaczął wymieniać pomniejsze daty, starając się sobie przypomnieć niektóre większe wydarzenia.

Czy Frais może był na świecie przy wyborach ostatniego ministra? Może w czasie wielkiego skandalu u Wolfbredów, którym żyła cała społeczność magiczna? Albo w czasie, któregoś z wielkich bali urządzanych przez ród Malfoy'ów? Uzdrowicielowi powoli kończyły się daty, ponieważ coraz bardziej zbliżał się do czasu uwięzienia dwójki osób przed sobą i upadu ich Mistrza. Był to bardzo wrażliwy temat, który nie powinien być poruszany w tym pomieszczeniu. Niestety po wyczerpaniu wszystkich opcji, gdy sam Rudolf w końcu przyznał, że przed pójściem do Azkabanu nie był nawet świadomy posiadania dziecka, opcja była tylko jedna. Zmroziła ona stare serce mężczyzny, ale musiał on wziąć to pod uwagę.

- Lady Lestrange, czy jest możliwe, abyś urodziła swojego syna w Azkabanie? - Ta myśl wydawała się całkowicie absurdalna. Żadne dziecko nie przeżyłoby w takim miejscu. Na pewno nie bez naruszonej psychiki i chorób, które ciągnęłyby go w dół do końca raczej krótkiego życia. Ale ta opcja wydawała się jedyną prawdopodobną.

Bellatrix przez chwilę wyglądała, jakby była gotowa odgryźć mężczyźnie przed sobą wszystkie palce u rąk. I tym razem musiała zostać mocniej przytrzymana przez Rudolfa, gdy szarpnęła się lekko do przodu, jakby testując uścisk. Widząc, że raczej nie jest zdolna do odpowiedzi, Frais sam postanowił uchylić rąbka tajemnicy.

- Wszystko, co pamiętam to mury Azkabanu. Nie sądzę, abym kiedykolwiek był poza murami tego miejsca, aż do wczoraj, choć mogłem zapomnieć o tym. - Ostatnia część została dodana jako lekkie pocieszenie, choć uzdrowiciel był pewien, że było to kłamstwo.

Biedny chłopak przed nim spędził całe życie w najgorszym miejscu, jakie można było sobie wymarzyć. Spędził lata tam, gdzie trafiają najgorsze szumowiny, w budowli z zimnego kamienia, które okrzyknięto mianem piekła na ziemi. A mimo to jakimś cudem stał tutaj, jakby nienaruszony przez warunki, w jakich się wychował. Uzdrowiciel starał się uspokoić własne odruchy, wiedząc, że w tym przypadku zasugerowanie jakiekolwiek formy dodatkowego leczenia doprowadzi do katastrofy. Zamiast tego zebrał się w sobie i postanowił dokończyć swoje zadanie. Przeanalizuje to wszystko, gdy uda mu się wrócić do swoich komnat.

Odsuwając wszystkie inne myśli, skupił się na obliczeniach. Jeśli poprawnie pamiętał, Śmierciożercy przed nim zostali aresztowani pierwszej listopadowej nocy 1981 roku, gdy szukali śladów swego Pana. Oznacza to, że w tym czasie Bellatrix musiała już być ciąży. Mogło to być tylko około maksymalnie dwóch miesięcy, ze względu na fakt, że później ciąża zaczyna być widoczna, choć zdarzają się przypadki, gdy przez całe 9 miesięcy u kobiety nie było widać zmian. W tej sytuacji lepiej jednak brać pod uwagę, zasadę niż wyjątek. Trzeba dodać do tego momentu mniej więcej dziewięć miesięcy. Dziecko mogło urodzić się wcześniej, ale ze względu na to, że przetrwało takie warunki w więzieniu, musiało minąć co najmniej osiem miesięcy. To było wiele założeń bez potwierdzonych informacji, ale pozwało na oszacowanie czasu narodzin pomiędzy lutym a lipcem 1982 roku. Więc chłopiec ma około 14 lat?* Wyglądał o wiele bardziej dojrzale, ale można było zrzucić to na warunki, w jakich dorastał.

- Z moich obliczeń wynika, że Frais najpewniej ma 14 lat, a urodzin powinien obchodzić między lutym a lipcem, choć dokładny dzień urodzin powinien zostać dobrany przez rodziców. - Uzdrowiciel ostatni raz spojrzał na swoją kartę, aby upewnić się, że nie przegapił żadnego z najważniejszych punktów. Miał świadomość, że kolejna okazja do zadawania pytań najpewniej nie nadejdzie w najbliższym czasie, ale nie mógł też przeciągać tego spotkania ze względu na aktualnie delikatną sytuację. - Z mojej strony to wszystko. I zanim zapomnę, skrzat domowy pokaże wam drogę do waszych nowych pokoi, gdy tylko będziecie gotowi, aby opuścić tę salę. Bardzo dziękuję za współpracę.

Uzdrowiciel ruszył w stronę kolejnego Śmierciożercy, jednocześnie starając się nie obracać w pełni plecami do Lestrange'ów. Miał pełną świadomość, że Bellatrix jest aktualnie w stanie szoku psychicznego, więc pokazanie swojej słabej strony jest niemal jak proszenie się o atak. Na szczęście ta nie zaatakowała bardziej przejęta uświadomieniem sobie, że nie pamięta narodzin swojego syna, niż mężczyzną, który zadał niewygodne pytania.

Rudolf pochylił się do przodu, obejmując swoją żonę w uścisku, gdy ta zdawała się nie radzić sobie z nowymi rewelacjami. Mężczyzna nie odsunął się, nawet gdy zaniedbane paznokcie zaczęły wbijać mu się w skórę nad nadgarstkami, gdy kobiet uziemiała się na własny sposób. Brązowe oczy a chwilę podniosły się z twarzy żony i zwróciły się w stronę syna, który nadal stał lekko z boku, nie wyglądając na zdruzgotanego, ale na pewno wydawał się zagubiony. Jeśli prawdą było, że spędził całe życie w murach Azkabanu, to Rudolf nie powinien się dziwić, że chłopak czuł się nie na miejscu w nowym środowisku. Mając nadzieję, że nie popełnia wielkiego błędu, brunet podniósł ramię, które obecnie nie znajdowało się w bolesnym uścisku żony, w zapraszającym geście. Frais widząc to, wydawał się jeszcze bardziej zagubiony i zdecydowanie zaskoczony, ale po kilku sekundach, zaczął zbliżać się do pary. Po tym, co wydawało się dla mężczyzny wiecznością, chłopak w końcu pochylił się w uścisku. Widać było, że zdecydowanie bardziej ciągnęło go w stronę matki, ale pozwolił, aby bok jego ciała pozostawało w kontakcie z Rudolfem. To był dobry początek, zwłaszcza gdy jego syn nie odtrącił ramienia, którym objął zarówno jego, jak i Belle.

- Spokojnie, na pewno znajdziemy datę, która będzie wspaniałym dniem do świętowania. - Zapewnił zarówno żonę, syna, jak i siebie. Czuł się w jakiś sposób szczęśliwy, że jest w obecny przy tak ważnym momencie i wściekły jednocześnie na świat, że jego rodzina straciła tak wiele.

- Wczorajsza data. - Wychrypiała Bellatrix niespodziewanie, lekko cofając się z uścisku. - Dzień, w którym zwrócono nam wolność, gdy nasz Pan przyszedł po na, gdy spotkaliśmy się znów po tylu latach, a nasz syn pierwszy raz mógł wyjść poza teren tego przeklętego więzienia.

- 21 czerwca to dobry dzień na świętowanie. - Potwierdził Rudolf z uczuciem ulgi, czując, jak napięcie w ramionach jego syna ustępuje na tę wiadomość.

- Dobrze. - Stwierdziła stanowczo kobieta, wyrywając się w pełni z uścisku. - A teraz lepiej się stąd wynośmy, zanim tu bardziej oszaleję. - Bellatrix nawet nie czekała na odpowiedź, tylko chwyciła swojego męża i syna i praktycznie wyciągnęła ich z pomieszczenia, warcząc przy tym. Najwyraźniej miała już dość emocjonalnych rozmów. Wyglądało, że będą szli na oślep, gdy niespodziewanie obok nich pojawił się skrzat. Małe stworzonko niemal natychmiast musiało zacząć biec, aby ich dogonić, ale zdołało doprowadzić ich pod pokoje, choć nie obyło się bez złośliwych komentarzy kobiety. Problem pojawił się, dopiero gdy skrzat oznajmił, że zostały im przydzielone dwa pokoje - jeden dla pary i drugi dla dziecka. Bellatrix niemal przymierzała się do kopnięcia biednego stworzenia niczym piłki, ale Frais zdołał interweniować. Przypomniał matce, że nawet w Azkabanie nigdy nie spali blisko siebie, poza tym było to schronienie zapewnione przez Czarnego Pana, więc powinna zaufać jego zabezpieczeniom. Ta w końcu odpuściła, a Rudolf wyglądał na zbyt szczęśliwego z tego powodu z niepokojącą ilością czerwieni na twarzy.

Bellatrix przed pożegnaniem się przyciągnęła swojego syna do kolejnego dramatycznego uścisku, a Rudolf wydukał lekko niezręczne dobranoc i para weszła do swojego pokoju. Frais miał właśnie otworzyć własne drzwi, gdy poczuł, jakby był obserwowany. Palące spojrzenie zdawało się atakować go z prawej strony, ale gdy obrócił się w tamtą stronę, nikogo tam nie dostrzegł. Spędził jeszcze niemal minutę, badając wzrokiem pustą przestrzeń, dopóki nie pokręcił głową i wszedł do swojego pokoju, tym razem bez zawahania się, zatrzaskując za sobą drzwi.

---

*Frais/Harry w momencie trwania tej sceny ma tak naprawdę 16 lat, ale ze względu na założenie, że ciąża i poród miały miejsce, gdy Bellatrix znalazła się już w Azkabanie, oznacza, że uzdrowiciel, Lestrange'owie i sam Frais założyli, że jest młodszy.



Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top