Rozdział 6


Czułam się wyczerpana. Tak, to dobre określenie. Bolało mnie dosłownie wszystko, od głowy po czubki palców u stóp. To tak jakbym przez cały dzień zabijała nieustannie powiększającą się hordę demonów. Nic przyjemnego. A więc przeżyłam. Cudnie, byłam wdzięczna losowi i tacie za taki dar. Człowiek, zresztą wszystkie istoty, doceniają życie dopiero kiedy mogą je stracić.

Przez długi czas dryfowałam w bezkresnej ciemności. Byłam tylko ja i ona, a to oznaczało, że odzyskałam przynajmniej świadomość. Wtem przede mną pojawił się jasny punkt, mały świetlik, który z czasem robił się coraz większy i większy, aż przybrał postać kobiety. Naraz wokół rozbrzmiała cudna melodia, jakby ktoś potrząsał dzwoneczkami i śpiewał cichą arię. Nie mogłam dokładnie przyjrzeć się przybyłej, bo jej postać była ukryta jakby za mgłą. Słyszałam tylko jej melodyjny głos, który szeptał nieustannie: "Twoja moc jest twym błogosławieństwem".

Nie byłam w stanie nic powiedzieć. Otworzyłam usta, ale kobiety już nie było, a ja ponownie zostałam sama. Głupstwa plotła. Podświadomość płatała mi figle. Potem odzyskałam słuch. Słyszałam, że ktoś oprócz mnie jest w pomieszczeniu, a po głosach rozpoznałam, że był to tata i Thor. Rozmawiali przyciszonymi głosami.

— Dlaczego nie powiedziałeś, że masz dziecko? Ile ona ma lat? — Pytał gromowładny.

— Nikt nie wiedział — odpowiedział spokojnie mój ojciec. — Tak miało być. I ma siedemnaście wiosen.

— Dlaczego, bracie? Przecież mogła żyć z nami w Asgardzie. Mogła iść dobrą drogą, a teraz jest — urwał, nie wypowiadając kolejnych słów.

Grabisz sobie, wujcio. Grabisz.

— Kim jest? No kim? — Syknął zdenerwowany ojciec. — Przestępcą? Z powodu tego, że uratowała wam życie? Poza tym miała mieszkać w Asgardzie, aby Odyn... — teraz to on urwał, jakby zdał sobie sprawę, że nieomal powiedział za dużo. 

Zaciekawiona nadstawiłam uszy. Takie sekreciki zawsze mnie interesowały.

— Co Odyn? — Pytał niezrozumiale Odynson.

— Nic. I nie jestem twoim bratem — zaznaczył dobitnie.

Tatuś urywa temat? Coś musi być faktycznie na rzeczy! I już moja w tym głowa, aby dowiedzieć się co!

— Kim jest jej matka? — Zapytał ponownie Thor po dłuższej chwili milczenia.

— Jedyną kobietą, którą kochałem — przyznał bóg psot i chyba tylko ja wychwyciłam nutę bólu w jego głosie.

— Gdzie jest teraz?

— Nie żyje — oznajmił gorzko, a po tonie jego głosu wiedziałam, że ma już serdecznie dość niezdrowej ciekawości przyszywanego brata i jeśli nic nie zrobię to nie omieszka poszczuć go wężami.

— Co...

— Zadajesz za dużo pytań, wujaszku. Skończ już — przerwałam mu, unosząc powieki.

Znajdowałam się w niewielkim pokoju medycznym, wzorowanym na te w szpitalu. Obaj bogowie stali cztery kroki od mojego łóżka, a kiedy się odezwałam spojrzeli na mnie jak jeden mąż, a tata szybko do mnie podszedł, kładąc dłoń na mym czole.

— Jak się czujesz? — Zapytał Loki.

— Jakbym zeszła na dno piekła i wróciła. Tęskniłeś? — Zatrzepotałam rzęsami z sarkastycznym uśmiechem, bo naprawdę uważałam jego pytanie za głupie.

— Jak widzę humor cię nie opuścił, czyli jest dobrze — oznajmił, wykrzywiając wargi w coś na kształt uśmiechu.

— Co mi zrobiłeś? — Zapytałam podciągając się na łokciach i patrząc na niego wyczekująco. 

Nie czułam mocy, choć wiedziałam, że tam była. Nie czułam też żadnej bariery, a to oznaczało, że ojciec wykombinował coś innego.

— Wykorzystałem część moich mocy, aby na jakiś czas zablokować twoje moce, ale nie będzie to trwało wiecznie — wyjaśnił mi krótko. 


Zmarkotniałam słysząc drugą część zdania. To znaczy, że niedługo ponownie będę musiała zmierzyć się z jej potęgą.

— Nie możesz dać mi kolejnego naszyjnika? — Zapytałam z nadzieją. 


Perspektywa tego, że niedługo będę musiała ponownie zmierzyć się ze swoją mocą przyprawiała mnie o zawrót głowy.

— Nie ma drugiego. Ten był jedyny — odparł mi, na co westchnęłam ciężko. — Musisz zabrać ją do Asgardu, do matki — zwrócił się do Thora.

Czekaj, co? Do Asgardu? TEGO Asgardu? A co ja tam niby, na Anioła, mam robić?!

— Zwariowałeś tato? — Zmarszczyłam brwi. 


Przecież wiadomym jest, iż nie może pojechać ze mną, a sama nie znam tej planetu. Poza tym spędzenie z wujaszkiem więcej czasu niż jest to konieczne także nie napawało mnie radością. Thor chyba nadal nie przyzwyczaił się do myśli, że jestem córką Lokiego, bo miał dziwny wyraz twarzy.

— Nie, matka nauczyła mnie posługiwania się magią, wychowały ją wiedźmy. Ciebie też może nauczyć — wyjaśnił mi spokojnie.

— Ma rację — potaknął Thor, otrząsnąwszy się z zamyślenia. — Powiedziałem to z ciężkim sercem — dodał, gdy zauważył, że mój ojciec chce coś powiedzieć z dziwnym uśmieszkiem na twarzy. — Powiadomię resztę. Zaraz wrócę.

Kiedy zostaliśmy sami poprosiłam ojca, aby odebrał bohaterom moje rzeczy, bo bez nich nigdzie się nie ruszam. Chciałam także zadzwonić do swoich opiekunów i powiadomić ich o zaistniałej sytuacji. Nie dyskutowałam z tym, że muszę jechać do Asgardu. Zostałam postawiona przed faktem dokonanym, a skoro tylko Wszechmatka mogła nauczyć mnie radzić sobie z mocą, to wolałam pobyć tam przez kilka dni, niż męczyć się dalej przez resztę życia. Nie wiedziałam tylko, jak Jace, a przede wszystkim Clave na to zareaguje. Mężczyzna był dla mnie autorytetem, to on nauczył mnie walczyć i był przy mnie kiedy tego potrzebowałam. Nigdy nie zapomnę mu tego, co dla mnie zrobił. Nie chciałam go opuszczać, bo — bądź co bądź — był dla mnie jak ojciec. Jednak nic nie mogło trwać wiecznie i wiedziałam, że kiedyś i tak muszę odejść, dać jemu i Clary przestrzeń, której potrzebują.

Jeśli w końcu opanuję magię, to mogę być bardziej przydatna jako Nocny Łowca i Clave na pewno dojdzie do tych samych wniosków, dlatego pozwolą mi... jechać? Lecieć? Sama nie wiedziałam dokładnie, jak to określić. Półgodziny później, kiedy wróciły mi siły i wypiłam gorzką, zieloną miksturę, która dodała mi energii, zobaczyłam, jak z windy wychodzi Thor oraz Natasha wraz z Clintem, którzy nieśli moją broń. Nareszcie. Romanoff z niechęcią odłożyła wszystko na stół, patrząc na mnie z wrogością. Za to ja ze zwycięskim uśmiechem wstałam i pochowałam wszystko tam, gdzie powinno być. Zanim schowałam stelę dokładnie ją obejrzałam, czy nie jest uszkodzona. Na szczęście nie była.

Obrzuciłam wszystkich wymownym spojrzeniem, wskazując na drzwi. Z niechęcią mnie zostawili, a wtedy wybrałam numer do Jace'a.

— Możesz mi wyjaśnić, dlaczego nikt po mnie nie przyszedł? — Zapytałam, gdy odebrał, zanim jeszcze zdążył się odezwać.

— Ciebie także dobrze słyszeć, Leo. Próbowałem rozmawiać z Clave, nawet byliśmy już gotowi do akcji odbicia ciebie, ale w ostatniej chwili nam przerwano. Wiesz, jakie oni mają do ciebie nastawienie — odpowiedział zwięźle mężczyzna.

— Wiem — westchnęłam. — Przekaż im, że udaję się do Asgardu. Ojciec powiedział, że Frigga nauczy mnie kontroli tej mojej magii. Jeśli będą mieli coś przeciwko, to powiedz im, że jak wrócę to mogę być... przydatniejsza. I niech nie martwią się tym, że nas zdradzę — dopowiedziałam z nutą ironii. 

Tyle razy byłam o nią posądzana, że szkoda słów.

— Dobrze, uważaj na siebie — odpowiedział mi mężczyzna.

— Będę — zapewniłam, po czym się rozłączyłam.

Kiedy wyszłam na zewnątrz wszyscy na mnie czekali.

— Gotowa? — Zapytał Thor.

Bardziej nie będę. Przytaknęłam, po czym pożegnałam się z ojcem. Nie mówiliśmy za dużo, po prostu ojciec zamknął mnie w mocnym uścisku.

~ Tak szybko się mnie nie pozbędziesz, kryształku ~ powiedział do mnie w myślach z cwaniackim uśmiechem na twarzy.

~ Nie wątpię, tato. Zatem do zobaczenia ~ uśmiechnęłam się do niego, puszczając oko.

Udaliśmy się na gigantyczny balkon. Stąd zawsze lubiłam podziwiać wschody słońca, mieli najlepszy widok. Stanęłam tuż obok wujaszka, który, pomimo mojej niechęci, chwycił mnie za ramię, abym się "nie zgubiła".

— Heimdallu, otwórz most! — Zawołał bóg piorunów, wymierzając młot w niebo.

Nagle znalazłam się w tunelu z tęczy. Była piękna, bo za nią widziałam wszechświat, o którym opowiadał mi ojciec. Co nie zmienia faktu, że już po chwili znaleźliśmy się w złotej kopule, gdzie czekał na nas złotooki i czarnoskóry asgardczyk, a mnie tak mocno zakręciło się w głowie, że musiałam na chwilę usiąść na schodach, które prowadziły do miejsca, gdzie był włożony miecz.

— Witaj, Thorze, synu Odyna — skinął mu z uznaniem głową mężczyzna. — Witaj i ty, Leanno, potomkini starych bóstw — powitał mnie oficjalnie.

Potomkini starych bóstw? To mi się podoba! Tylko, czy dziadek Laufey jest faktycznie aż tak stary?

— Wszystko dobrze? — Zapytał Thor, dopiero teraz zauważając, że siedzę nieco oszołomiona na schodach.

— Tak, pewnie — odpowiedziałam, wstając i otrzepując się z niewidzialnego pyłku. — Heimdall, tak? — Zapytałam mężczyzny. — Skąd wiesz, kim jestem?

O ile historię Nocnych Łowców znałam od deski do deski, to z mitologii nordyckiej odrobinę kulałam. Wiedziałam, kim jest mój ojciec, dziadek i wuj, tyle mi wystarczyło.

— Mam taki dar, że widzę i słyszę wszystko — odpowiedział asgardczyk. — Ale ciebie, Leo, zobaczyłem dopiero niedawno, kiedy miałaś osiem, bądź dziesięć wiosen. Raczysz mi to wyjaśnić?

Wtedy po raz pierwszy użyłam mocy i zniszczyłam sobie życie.

— Mam taki dar — powtórzyłam to, co sam powiedział chwilę wcześniej. 

Mężczyzna zaśmiał się do siebie pod nosem i mruknął coś w stylu "widać, kto jest jej ojcem". Thor ponaglił mnie do skończenia "pogaduszek", bo mamy mało czasu. Dlatego wsiadłam na karego konia, który razem z białym rumakiem czekał na nas na Tęczowym Moście (tym samym co został zniszczony z winy tatulka, a potem odbudowany, ale to było dawno temu). Zaciekawiona rozglądałam się wokół. Asgard miał w sobie pewien urok, ale było tu zdecydowanie za dużo złota i tęczy. Nie dziwię się, że tatuś po spędzeniu tu całego dzieciństwa dostał depresji.

~ Wcale nie mam depresji ~ rozległ się w mojej głowie głos ojca, przyprawiając mnie o lekki zawał.

~ Jakim cudem mówisz do mnie teraz w myślach? ~ Spytałam zaskoczona.

~ Na razie nie mogę powiedzieć. Niedługo się zobaczymy, k r y s z t a ł k u ~ zaakcentował ostatnie słowo wiedząc, że mnie tym zdenerwuje.

~ Nie nazywaj mnie kryształkiem! ~ Zawołałam oburzona, ale jedyna odpowiedź, jaką dostałam to śmiech ojca.

Naprawdę bardzo zabawne. Ha, ha, ha. Zauważyłam, że Thor wpatrywał się we mnie przez dłuższy czas.

— Jeśli chcesz coś wiedzieć to pytaj, a nie wiercisz we mnie dziurę spojrzeniem — powiedziałam, nie odrywając wzroku od drogi. 

Przejeżdżaliśmy właśnie przez miasto, odprowadzeni ciekawskimi spojrzeniami i mało dyskretnymi spekulacjami mieszkańców. W końcu niecodzienne widzi się tak dziwnie ubraną i uzbrojoną dziewczynę z tajemniczymi tatuażami na ciele, jadącą konno w towarzystwie ich księcia. Wyprostowałam się, starając się wyglądać jak najgodniej. W końcu pierwsze wrażenie jest najważniejsze, prawda?

— Skąd masz te tatuaże? — Zapytał cicho gromowładny, czerwieniąc się, że złapałam go na występku.

— To dowód mojego pochodzenia oraz tego, że poszłam w ślady matki — odpowiedziałam mu zwięźle. — Twoi rodzice to Odyn i Frigga, o ile dobrze pamiętam? — Zapytałam, nie chcąc popełnić żadnej gafy. 

Jeśli chciałam osiągnąć swój cel musiałam, chociaż na początku, postarać się być dla nich miła.

— Tak — potwierdził książę Asgardu. — Będziesz musiała się przebrać, by wpasować się tutaj.

Prychnęłam. Jeszcze czego! A co było złego w moim stroju? Na pewno nie założę różowej sukienki! Może zieloną...

— Może później — mruknęłam.

Po kwadransie oboje dotarliśmy do pałacu, który też, do cholery, był ze złota. Wejścia pilnowało czterech strażników uzbrojonych w tarcze, miecze i włócznie. Wyglądali groźnie, ale niezbyt inteligentnie. Trzeba będzie potem troszkę ich podrażnić. Może wyjdzie z tego jakaś fajna bójka?

Nie, Leanna! Miałaś być grzeczna! Zobaczymy, jak wyjdzie...

Przed strażnikami stała kobieta, także uzbrojona. Jej oczy ciskały wokół gromy, ale kiedy spoglądała na Thora robiły się maślane. Fuj.

— Witaj w domu, przyjacielu — powitała boga piorunów uściskiem. — Nie spodziewaliśmy się, że przybędziesz z gościem. A tym bardziej z kolejną Midgardką — obrzuciła mnie zniesmaczonym spojrzeniem, a kiedy otworzyłam usta, odwróciła się do mnie plecami, idąc przed siebie. — To nic. Wszechojciec już czeka.

Su... zmęłam w ustach przekleństwo. Jeszcze się zemszczę. Obetnę ci włosy za ten brak szacunku i wrogą postawę!

Thor spojrzał na mnie przepraszająco, ale posłusznie ruszył za kobietą. Poszłam za nimi, w głowie już układając plan zemsty. W środku, co kilka metrów również byli rozstawieni strażnicy. Kiedy wpuszczono nas do ogromnej sali tronowej, podeszliśmy do schodów, które prowadziły na podwyższenie, gdzie na tronie siedział Odyn, a obok stała Frigga. Przyjrzałam się Wszechojcowi. Miał przepaskę na oku i był siwym dziadkiem z włócznią w ręku oraz wyrazem wyższości na twarzy. Do tego jego tron też był ze złota.

I to na nim chciał zasiąść tatusiek? Przecież musiał być piekielnie niewygodny!

— Synu, dlaczego sprowadziłeś do Asgardu człowieka? — Odezwał się Odyn nie zwracając na mnie uwagi.

Kobieta, która nas tu przyprowadziła, a i która stanęła nieopodal tronu z dłonią na mieczu, uśmiechnęła się pod nosem. Jeszcze zetrę ci ten uśmieszek z twarzy. Jedynie Wszechmatka patrzyła na mnie z większym zainteresowaniem niż inni oraz o wiele łagodniej. Była naprawdę piękną kobietą, nawet złota suknia na niej wyglądała tak... inaczej. Podkreślała jej niezwykłą urodę.

— Ojcze, ta Midgardka jest... — zaczął Thor.

— Potrafię się przedstawić — przerwałam mu z przekąsem, występując krok do przodu i unosząc wyżej podbródek.

Odyn, jak i reszta spojrzeli na mnie zdziwieni. Chyba nikt nie przerywa Thorowi jak mówi do swojego ojca. Albo w ogóle nikt nigdy mu nie przerwał. Cóż, zawsze musi być ten pierwszy raz.

— Jak śmiesz przerywać Odynsonowi, synowi Wszechojca, midgardko? — Syknęła pani x, która od początku nie wzbudziła mojej sympatii.

— Midgardko, midgardko... Czy asgardczycy naprawdę są tak nieprzyjaźni względem innych społeczności? Uważacie się za ważniejszych, bo co? Mieszkacie w złotym mieście? — Zapytałam z kpiną.

I tyle z dobrego pierwszego wrażenia i grzeczności.

—Jak śmiesz, ty...

— Jak ty śmiesz? Jestem Leanna Arianna Ikol. Córka najlepszej Nocnej Łowczyni, jaka chodziła po ziemi, Venus Montgomery oraz Lokiego  Laufeysona, syna Laufeya, boga kłamstw i psot. Wnuczka Laufey'a, króla jednego z dziewięciu światów. Druga osoba w kolejce do tronu Jotunheimu. A ty kim jesteś? —Zapytałam patrząc wojowniczce prosto w oczy.

— Ty...

— Wystarczy, Lady Sif — przerwał jej stanowczo Odyn, na co posłałam rozeźlonej kobiecie zwycięski uśmiech. 


Szybko rozejrzałam się po zgromadzonych. Wszyscy wyglądali na zadziwionych, z wyjątkiem Friggi. Może wiedziała od początku? Odyn natomiast miał dziwny wyraz twarzy odkąd wypowiedziałam imię matki i przyglądał mi się intensywnie. 

— Thorze — zwrócił się do syna, nie odwracając ode mnie wzroku. — Czy to prawda? Czy ta dziewczyna jest córką twego brata?

— Z tego, co wiem, mój ojciec nie jest bratem Thora — wtrąciłam, a po chwili usłyszałam cichy śmiech. Należał on do bogini.

— Ona na pewno jest jego córką — powiedziała kobieta, a jej głos był łagodny jak szum leśnego potoku. — To słychać i widać.

— Zatem co cię tu sprowadza, Leo? — Zapytał Odyn. 


Czułam się skrępowania jego intensywnym spojrzeniem, czułam się jak karaluch, którego chciałby zgnieść. Wyprostowałam plecy. Nie w tym życiu, starcze.

— Przybyłam z prośbą do Wszechmatki — odpowiedziałam.

— W czym mogę ci pomóc, drogie dziecko? — Zapytała zaciekawiona Frigga.

— Mam problem z mocą, którą dostałam po rodzicach. Mój ojciec powiedział, że może mnie pani nauczyć jak sobie z nią radzić, tak jak jego — wyjaśniłam, schylając z szacunkiem głowę.

— Dobrze zrobił — uśmiechnęła się kobieta, schodząc po schodach. — Choć ze mną, kochanie, pokażę ci twoją komnatę. A wy sobie porozmawiajcie — rzuciła do kompletnie zaskoczonych mężczyzn ( i tej całej Sif), po czym drzwi do sali tronowej zamknęły się za nami.






Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top