Rozdział 24


Siedem kolejnych dni zdominowała porażająca rutyna. Rano w swej komnacie spożywałam pospiesznie śniadanie, potem szłam na trening (nie mogłam dopuścić, aby moja kondycja spadła. Co by na to powiedział Jace po moim powrocie?), następnie do obiadu studiowałam podarowane mi przez Wszechmatkę księgi rozprawiające o sztuce magicznej. Zdążyłam się z nich nauczyć paru sztuczek, lecz wątpię, aby były mi one potrzebne w boju. Książki w większości rozprawiały o umiejętnym używaniu magii w celach leczniczych (ale jak się potem okazało to będę mogła opanować dopiero za kilka lat, a tyle cierpliwości nie miałam). Zaś rzeczy tak podstawowych jak chociażby zapalenie świecy bez zapałek nauczyłam się w dobę.

Obiad, niestety, musiałam spożyć ze wszystkimi i za każdym razem atmosferę można byłoby kroić nożem. Razem z Odynem, co chwila rzucaliśmy sobie ponure spojrzenia spod byka. W powietrzu nieuchronnie wisiała kolejna kłótnia. Po każdym obiedzie Frigga zabierała mnie na lekcje. Dobra wiadomość jest taka, że w końcu przestaliśmy medytować i przeszliśmy do praktyki. Pomimo tego, że chłonęłam wiedzę jak gąbka, Wszechmatka nadal nie chciała uczyć mnie wykorzystywania mocy w walce, skupiając się na mniej ważnych aspektach (jak chociażby formowanie kształtów z kul energii. Do tego za wszelką cenę chciała mnie nauczyć leczenia ran. Nie jestem zielarką tylko Nocnym Łowcą, wojownikiem! Od tego mam stelę!), co wprawiało mnie w zirytowanie. Ćwiczyłyśmy do kolacji, którą jadłam już w swojej komnacie z Neną (Will rzadko do nas dołączał, tłumacząc się wieloma obowiązkami, a jeśli już był obecny — dużo milczał, unikając mego wzroku. To było przykre, lecz rozumiałam jego zachowanie. Kiedy nie mieliśmy tak dużo kontaktu ze sobą to, co się wydarzyło nie bolało aż tak bardzo).

Potem przychodziła pora na sen. Kładłam się dość szybko, tłumacząc się zmęczeniem, choć rzeczywisty powód był z goła inny. Zamiast spokojnie spać i śnić o czymś przyjemnym, wypluwałam płuca, uczona potajemnie przez babcię Nyks walki z użyciem mocą. Kiedy tylko jej powiedziałam o decyzji żony Odyna odnośnie braku nauki w tym zakresie, bardzo się oburzyła i stwierdziła, że uczyć mnie będzie każdej nocy we śnie.

I tak mijały dni. Byłam już zmęczona tą monotonią, jeszcze bardziej przygnębiającą atmosferą i ciągłymi ćwiczeniami. Odyn działał mi na nerwy za każdym razem, kiedy choć na niego spojrzałam. Przypominały mi się wówczas wszystkie jego zbrodnie, knowania i to, że szukał sojuszników, istot gotowych mnie zabić. Jeszcze się z nim za to policzę.

Will starał się mnie unikać, Nena jako dama dworu miała sporo innych obowiązków i dodatkowo wodziła maślanym spojrzeniem za jednym ze strażników. Frigga, choć kochana, próbowała odwlec to, co nieuniknione. Nyks nie dawała mi odpocząć. Jeszcze ta cała sprawa z ponownym zniknięciem ojca (nasz kontakt urwał się po pamiętnej rozmowie) i ciążąca mi wiedza o bardzo niebezpiecznym demonie na wolności... Musiałam dowiedzieć się czegoś więcej. W końcu byłam wnuczką Nyks i Nocnym Łowcą: pokazanie tamtej bestii gdzie jej miejsce należało do moich obowiązków.

Dlatego kiedy tylko pewnego dnia miałam chwilę wolnego (a było to spowodowane migreną Wszechmatki), udałam się do biblioteki, gdzie spędziłam długie godziny szukając jakichkolwiek informacji. W końcu, kiedy miałam już zrezygnować, spomiędzy grubych ksiąg, które nie do końca były legalne (zresztą w tej części biblioteki przebywałam też nie do końca legalnie, zakradłam się tu, korzystając z runy niewidzialności. Gdzie indziej miałam szukać informacji o Wielkim Demonie jak nie w zakazanych księgach?), wypadła mi mała, cienka książeczka. Była bardzo cienka, bardziej przypominała notatnik, wytarty w brązowej oprawie. Pod warstwą kurzu ukrył się tytuł, który niepokojąco głosił: "Początek i koniec". Już sam tytuł nie wróżył niczego dobrego. Pierwsza stronnica, wypłowiała i żółta, głosiła: "Tylko Nocny Łowca jest w stanie odczytać treść tej księgi".

Zmarszczyłam brwi. Skąd w Asgardzkiej bibliotece taka książka? Niepewnie przewróciłam na następną stronę, po czym rozszerzyłam ze zdziwieniem oczy. Runy. Cała strona była nimi pokryta. Zafascynowana przejechałam po nich dłonią. Wtem na nadgarstku coś potwornie mnie zapiekło. Spojrzałam na źródło dyskomfortu. Moja runa iratze błyszczała jakby została posypana brokatem. Wtem runy wyrysowane czarnym tuszem na kartce, zabłyszczały na zielono, a potem zaczęły się przekształcać i zmieniać swoje miejsce, stając się literami. Otworzyłam usta. Jak to możliwe? Nigdy nie spotkałam się z czymś podobnym. Pełna obaw zaczęłam czytać.

" W wielu podaniach mówi się, że na początku była pustka lub Chaos, lecz jest to łgarstwo. Na początku bowiem z kłębiącej się w kosmosie czarnej materii oraz pyłu, naznaczonego pierwotnym złem powstał On. Wielki Demon. Starszy niż sama galaktyka. I to on jest ojcem wszystkich demonów, nawet tych, co przydały sobie tytuł wielkich. Jest z nich wszystkich najpotężniejszy i żaden nie może się z nim równać. Wiele lat temu został pokonany przez królową Nyks, córkę Heliosa. Ona dla bezpieczeństwa Wszechświata wyrzekła się samej siebie, wygód i opinii dobrej królowej. Pozwoliła, aby okrzyknięto ją zimnym potworem. Z miłości do poddanych wypędziła ich, aby byli bezpieczni i zamknęła demona w podziemiach swego zamku, za sługi mając magicznych mieszkańców jej królestwa. Każdego dnia dbała, aby stwór nie przybrał znacząco na sile. Więziła i jego i siebie samą, nigdy nie opuszczając posterunku. Przez te wszystkie wyrzeczenia jest godna miana największego Nocnego Łowcy. Żywota dokonała samotnie w swym zamku. Wraz z jej śmiercią odeszła moc więżąca demona i został on uwolniony. Lecz przyjdzie ten, który dokończy jej dzieła. Nocny Łowca z boską krwią, potomek Nyks w linii prostej. On posiądzie moc pradawnych bóstw i na nim spoczywać będzie brzemię ochrony Wszechświata. A żeby to uczynić będzie musiał przejść przez drogę naznaczoną cierniami. Sprzymierzy się z tą, która od lat jest na wygnaniu, zapomnianą córką Odyna, aby pozyskać broń potrzebną do zgładzenia Wielkiego Demona. Zostanie okrzyknięta zdrajcą i znosić będzie musiała męki, aby uzyskać swój cel. Aż ostatecznie stanie na ziemi śmiertelnych dokończyć dzieła swojej wielkiej poprzedniczki i niech jej Anioł wtedy dopomoże. Albowiem żaden ze światów nie będzie przygotowany na tak wielką i krwawą wojnę. Wtedy i tylko wtedy wszechświat będzie mógł przez kolejne milenia spać spokojnie."

Zatrzasnęłam notatnik, biorąc drżący wdech. Choć nie wszystkie informacje były prawdziwe (w końcu Nyks zginęła i przecież była w związku z Charlesem), to zdawałam sobie sprawę z tego jak cenna jest ta niepozorna książeczka. Schowałam ją do wewnętrznej kieszeni marynarki (którą uszył mi Myrnin na moją prośbę, była wygodniejsza od futer i płaszczy). Reszta jej zawartości powinna mi się przydać i to nie raz.

Zamknęłam oczy. Druga część tekstu... Wiedziałam, że była o mnie. Na świecie nie istnieje drugi Nocny Łowca z boską krwią, potomek Nyks. Będę musiała pójść w jej ślady. Moim obowiązkiem jest zgładzenie demona. Jaka będzie tego cena? Słona, jeśli wierzyć zapiskom. Czy byłam gotowa ją zapłacić? Nie. I chyba nigdy nie będę. Lecz czy mogłam zrezygnować? Zostawić Wszechświat sam sobie? Pozwolić, aby Wielki Demon mordował niewinnych, bo Odyn zawarł z nim pakt? Po moim trupie.

— To się wpakowałam — mruknęłam zrezygnowana, otrzepując się z kurzu i szybkim krokiem opuszczając bibliotekę.

Czy Odyn tego chciał czy nie, siedział w tym bagnie tak samo głęboko jak ja. On był wszystkiemu winny. I to on jako pierwszy za to wszystko zapłaci głową.

***

— Mamy do pogadania! — powiedziałam głośno, bezceremonialnie wparowując do jego komnaty. 

Czy był to dobry pomysł? W żadnym wypadku! Czy w tamtym momencie mnie to obchodziło? Absolutnie! Odyn zaskoczony zerwał się z fotela. Przeszkodziłam mu w drzemce. Jaka szkoda.

— Kim ty jesteś? Za kogo się uważasz? — zapytał wzburzony, obrzucając mnie rozeźlonym spojrzeniem. — Jakim prawem naruszasz mój spokój?!

Ktoś inny zaraz prosiłby o wybaczenie. Przeraziłby się wyrazem jego twarzy i iskrami gniewu płonącymi w jego oku. Ale nie ja. Nie bałam się Odyna tak jak nie bałam się demonów. W moich oczach był tylko żałosnym, choć niebezpiecznym, starcem, aktorem na deskach teatru, który żarliwie mówi o pokoju, choć na myśli ma wojnę.

— Jestem Leanna Ikol z rodu Nocte! Córka Lokiego, syna Laufeya i Venus, córki bogini Nyks, córki Heliosa. Jestem potomkinią starych bóstw — oznajmiłam, dumnie unosząc podbródek. 


Nie będę kryć się z pochodzeniem. To tak jakbym wyrzekła się samej siebie. Wystarczy, że niemożność zaakceptowania mocy przez tak długi czas nastręczała mi problemów. Teraz widzę jak głupia byłam. To, co się stało to już się nie odstanie. Byłam wtedy tylko dzieckiem równie przerażonym tym wszystkim, co reszta Nocnych Łowców. Nie miałam pojęcia o mocy. To nie była moja wina. To była przeszłość i, choć bolała, dobrze zrobiłam w końcu zamykając ją za sobą.

Kim teraz byłam? Choć w moich żyłach nie płynęła czysta boska krew (w końcu Charles był Nocnym Łowcą, a tata jest bogiem spokrewnionym w linii prostej z Laufeyem), to moc, którą miałam w sobie, i z którą żyłam teraz w symbiozie dawała mi wręcz boskie możliwości. I zamierzałam z tego w pełni korzystać.

— Jesteś nikim! — wrzasnął, lecz nawet nie drgnęłam. — Zwykłą smarkulą, która nieproszona przybyła do Asgardu! Córką bękarta, którego ojcem jest potwór i kobiety pochodzącej z rodu potworów. Przybyłaś do mego domu, obrażałaś i ośmieliłaś się knuć za moimi plecami! Naiwnie myślisz, że jesteś potężna, choć ja widzę w tobie tylko zagubione dziecko, usiłujące udowodnić światu, że jest kimś wartościowym. Dziecko, które pcha się tam, gdzie jej nie chcą. Dziecko bez rodziców, które prędzej, czy później zabije tych, których kocha — powiedział. Na mojej twarzy musiało odmalować się zdziwienie, bo zaraz kontynuował. — Tak, Leanno. Swoimi intrygami zgubisz i siebie i rodzeństwo Lannister.

— Mówisz o mnie chcąc zamaskować swoje grzechy — uniosłam głos, a krew we mnie zawrzała. Nie pozwolę, aby mi groził. Nie w ten sposób. Jeśli ośmieli się zrobić coś Nenie lub Willowi zabiję go nawet na środku sali tronowej w obecności dworu. — Zabiłeś królową Ziemi Nocy, bo była potężniejsza od ciebie. Sprzymierzyłeś się z istotą, której sam się boisz. Naraziłeś Asgard tylko dla własnych pobudek. Zabiłeś mi matkę, choć niczym ci nie zawiniła. Ojca wziąłeś jako trofeum wojenne i całe życie go okłamywałeś, niszcząc od środka. Gardziłeś nim. Tak jak ja gardzę tobą — wysyczałam z nienawiścią. 


Moc zaczęła we mnie buzować, a za oknem dzień powoli przeradzał się za moją sprawą w noc. Wpatrywaliśmy się w siebie gniewnie. Żadne nie miało zamiaru odpuścić. Mierzyliśmy się spojrzeniami, ukradkiem sięgając po broń. To była już ta chwila. Ten moment. Czułam to.

Dziś albo zginie Odyn, albo ja dołączę do matki i babki.

Wszystko trwało mniej niż mrugnięcie oka. Szybko wydobyliśmy broń i nie powstrzymując emocji, skoczyliśmy ku sobie z wrzaskiem, krzyżując oręża w boju.

A wtedy nastąpił wybuch.





Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top