Rozdział 14
Sif Złocistowłosa znana była we wszystkich Dziewięciu Światach jako doskonała wojowniczka i posiadaczka długich, lśniących oraz złocistych włosów, których zazdrościła jej niejedna szlachcianka i które były jej dumą. Cóż, były zanim przybyszka z Midgardu ich nie zniszczyła. Do tej pory pamięta ten feralny dzień, w którym została podle ośmieszona, a jej miękkie pukle stały się szorstkie, krótkie i — co gorsza — z i e l o n e.
W jej pamięci wciąż tkwi ból w sercu, który zranił ją niczym ostrze najlepszego miecza, kiedy Thor, którego miłowała, wyśmiał ją przy wszystkich, doszczętnie rujnując jej reputację i przyszłe plany dotyczące Asgardzkiego tronu. Doskonale pamięta gorycz, którą czuła, kiedy ci, którzy powinni być po jej stronie, stanęli po przeciwnej oraz żądzę zemsty, którą poprzysięgła sobie, kiedy w zaciszu swojej komnaty wylała łzy.
Pamięta jeszcze jedno. Uśmiech. Perfidny, złośliwy i pełen fałszywej słodyczy uśmiech córki Kłamcy oraz zwycięski błysk w jej przeklętych, zielonych oczach. Leanna Ikol ( kto by się nie domyślił czyją jest córką? W końcu nie tylko wygląd świadczy o jej pochodzeniu, lecz także lustrzane odbicie nazwiska. Prostackie!) nie zasługiwała na nic, co ją spotkało. Ani na splendor, który przyszedł kilka chwil po tym jak dumnie wjechała konno u boku Thora do miasta, ani na tytuł księżniczki, który każdy respektował, choć pochodził z królestwa, którego nienawidzili, ani na zwracanie się do niej per Lady Asgardu, tytuł, który przysługiwał tylko jej, Sif Złocistowłosej, i na który ciężko zapracowała.
Nie zasłużyła także na szczególną atencję Friggi, o którą ona, Sif, tak zabiegała, ani na jakąś niewyjaśnioną sympatię wśród służby, którą ona, Sif, tak bardzo gardziła, choć i jej pragnęła. Jednym słowem, ta przeklęta dziewucha, której z całego serca nienawidziła, odebrała jej wszystko. I miłość, i sławę, i uwagę, i tron. A tego Sif nie mogła jej wybaczyć. Przyjechała tu niespodziewanie, niechciana, niepotrzebna, niewychowana, zbyt śmiała i uważająca się za nie wiadomo kogo, po czym skradła wszystko, o czym Sif skrycie marzyła. Być może dlatego postanowiła się jej pozbyć. Zdobycie trucizny nie było trudne, jej podanie sprawiło, co prawda, więcej problemów, lecz miała nadzieję (ba, była przekonana!), że dziewczyna zdechnie, ale nie! Ta służka narobiła rabanu i gdyby nie ona, dziś problem by nie istniał.
PRAWDZIWA Lady Asgardu musiała znosić jej obecność na posiłkach i treningach. Milczeć, kiedy ta śmiała się pełną piersią z głupich żartów kolejnego jegomościa na biesiadach, chociaż ten śmiech i te niewinne uśmiechy oraz sympatyczne spojrzenie były równie fałszywe, co ona. Sif ją przejrzała. Widziała jak paskudne wnętrze skrywa pod skorupą niewinności. Odkąd jej plan odnośnie śmierci konkurentki spalił na panewce była, delikatnie mówiąc, nerwowa. W każdym jej spojrzeniu szukała czegoś, co nasunęłoby jej pomysł, jaki może być następny krok Lei. Każdy uśmiech traktowała jak zapowiedź nadchodzącej zemsty. Każdy gest był dlań zapowiedzią odwetu. Bo nie ulegało wątpliwością, że takowy nastąpi.
Dziewczyna na pewno domyśliła się, że to ona, Sif, stała za jej gorszym samopoczuciem i byciem o krok od śmierci. Pytanie, co teraz zrobi? Zaatakuje? Uknuje intrygę? A może będzie chciała ją znowu upokorzyć? Dlatego przedsięwzięła wszelkie kroki ostrożności. Posiłki, zanim sama je spożyła, kazała wcześniej sprawdzać. Spała ze sztyletem pod poduszką, a z mieczem nawet się nie rozstawała. Czekała, choć to czekanie powoli sprawiało, że dostawała szału.
— Głupia jestem i tyle — mamrotała, idąc pewnego dnia przez jeden z pałacowych korytarzy. — Nic nie widziałam, to tylko złudzenie, odbicie słońca, czy inne zjawiska astrofizyczne.
Przez cały dzień prześladował ją pech. Wpierw uczucie, że ktoś ją obserwuje nie pozwoliło jej w spokoju potrenować. Potem ktoś wyrwał z jej dłoni sztylety, kalecząc ją przy tym, a przecież była sama. Następnie podczas rozmowy z innymi wojownikami zdawało się, że widzi świetlistą postać, a dalej, że ktoś krępuje jej ruchy, odbiera dech, smaga batem, lecz nikogo wokół nie było.
Czy zwariowała? Pasmo nieszczęść, które dziś ją spotkało sprawiło, że wciąż oglądała się za siebie, a jej serce biło mocniej, kiedy tylko zasłony okiennic poruszyły się mocniej pod wpływem podmuchu wiatru. Zmierzała właśnie do swojej komnaty. Szła szybkim krokiem decydując się na skrót przez nieuczęszczany korytarz. Przez okna wpadały promienie słońca, tańcząc na barwnych zdobieniach ścian, złoto lśniło bardziej niż kiedykolwiek wcześniej. I nagle nastała ciemność. Kobieta zamarła w pół kroku. Ciemność zalała korytarz, nie było ani jednego źródła światła, co zmuszało ją do maksymalnego wytężenia wzroku, choć i to niewiele dało. Wtem rozległ się chichot. Odbijał się echem od ścian i uderzał w złotowłosą, której serce zabiło szybciej z powodu strachu.
— Siiif — poniósł się po korytarzu słodki jak miód głos, który wołał ją, wpadał do ucha, muskając umysł delikatnymi jak skrzydła motyla dłońmi, mącąc jej zmysły. — Sif, moja miła, gdzie się podziałaś?
— Kto tu jest? — Spytała hardo wojowniczka, wyciągając miecz i rozglądając się czujnie dookoła.
Nie mogła dać po sobie poznać jak bardzo zlękła ją ta sytuacja. "To tylko ułuda", tłumaczyła sobie, "Lub kolejny wróg z którym rozprawię się w mig".
— A tu jesteś — coś musnęło jej ramię. Podskoczyła i zamachnęła się w tamto miejsce, lecz przecięła tylko powietrze, a głos nadal szeptał. — Jak czujesz się z próbą morderstwa, przyszła królówo Asgardu? — Ostatnie trzy słowa wybrzmiały jak najgorsza obelga. — W końcu chciałaś przelać królewską krew.
— Pokaż się, tchórzu! — Zawołała, marszcząc gniewnie brwi.
Ktoś jeszcze mógł usłyszeć tamte oskarżenia, a ona, póki nie widzi swego oprawcy, nie może się z nim rozprawić.
— Nie ujrzysz mnie — odezwał się ten sam głos, zdawało się, że tuż przy jej uchu, lecz kiedy się odwróciła, nikogo tam nie było. — Jestem duchem, duchem zemsty! — Zawołał przeraźliwie, a po korytarzu zawiał tajemniczy wiatr nieznanego pochodzenia, sprawiając, że kobieta zadrżała.
Chyba naprawdę miała do czynienia z istotą z tamtego świata, a jeśli tak: musi dojść z nią do porozumienia albo marny jej los.
— Będę nawiedzać cię do końca twego nędznego życia! Żyjemy po pięć tysiącleci — wyszeptała blada, naraz zdjęta strachem.
Nie wiadomo, co bardziej ją przeraziło: wizja nękania przez ducha czy ton głosu zjawy, który niósł za sobą obietnicę niewyobrażalnego cierpienia. Nie miała pojęcia, czym zawiniła. Czy faktycznie próba odebrania życia córce Lokiego mogło sprowadzić na nią ten gniew?
— Masz rację. W takim razie już teraz zabiorę twą duszę na piekielne męki. Szykuj się! — Zawołał, a wtedy Sif poczuła jak zimne palce zaciskają się na jej ramionach i równie zimny sznur, który oplótł jej szyję i pozbawił tchu.
Wrzasnęła, wierzgając gwałtownie. A kiedy uścisk zelżał, wyrwała się i poczęła machać orężem na oślep, zaciskając mocno powieki i z trudem dusząc coraz bardziej narastającą panikę. Kiedy po kilku chwilach nic się nie działo, niepewnie otworzyła oczy. Stała w zalanym słońcem korytarzu. Sama. Nie było nikogo prócz niej, a dotkliwe zimno ustąpiło. Zamrugała, rozglądając się wokół z niedowierzaniem. Powoli schowała miecz i wyprostowała się. Co to miało być? Przecież był środek dnia, a ten korytarz był pusty od wielu lat z niewiadomego powodu. Dlaczego w takim razie widziała (a była pewna, że widziała) coś takiego? Kobieta powoli odwróciła się na pięcie i nadal czując, że jej nogi są skostniałe ze strachu, zmusiła się do stawiania kolejnych kroków, byle dalej od tego miejsca. Musiała przemyśleć to wszystko u siebie.
Sif nie biegła. Lady Asgardu nie wypadało przecież "galopować" przez pałacowe korytarze bez żadnego powodu, a jej duma nie pozwalała okazać choćby krzty strachu. Dlatego szła przyspieszonym krokiem, lecz jej twarz z trudem utrzymywała narzuconą maskę spokoju. Jej serce biło nienaturalne szybko, a gęsia skórka na ramionach nie chciała zniknąć. Walczyła z paniką i wygrała. Teraz musi tylko zdusić lęk, który zakiełkował w jej sercu niczym oset. Tylko w swojej komnacie będzie bezpieczna. A kiedy była już tuż tuż, pozwoliła sobie, aby emocje przejęły kontrolę i wpadła tam jak burza.
— Lady Sif — powitały ją chórem trzy pokojówki, dygając przed nią i odruchowo wlepiając wzrok w podłogę.
Dawno temu zabroniła im patrzeć na nią, a one się jej bały, szczególnie kiedy była w takim humorze. Ich zdaniem była wówczas nieobliczalna. Wojowniczka nawet nie znała ich imion. Dla niej zawsze były tylko służkami, mającymi spełniać jej rozkazy.
— Precz — wysyczała, a te natychmiast spełniły jej żądanie.
Kobieta opadła na sofę z głośnym westchnieniem, drżąc na ciele. Zamknęła oczy, próbując się uspokoić. To tylko złudzenia. Wytwory jej wyobraźni. Gra światła i co tam jeszcze... Albo klątwa rzucona przez tamtą dziewkę. Gwałtownie otworzyła oczy i poderwała się do pozycji siedzącej. Tak, to musiało być to. Potomkini zdrajcy rzuciła na nią urok, chciała, aby postradała zmysły i w ten sposób miała zamiar się jej pozbyć. Nos kobiety zafalował jak u wściekłego zwierzęcia, a oczy pociemniały ze złości. Tamta samozwańczyni, bachor Lokiego, głupia krowa chciała zniszczyć ją, potężną Sif Złocistwłosą, wojowniczkę Asgardu, która przeżyła i WYGRAŁA niejedną potyczkę.
Rozeźlony wzrok kobiety powiódł po komnacie, szukając czegoś — lub kogoś — na czym mogłaby wyładować swoją złość. Aż w końcu padł na szklany stolik, stojący przy sofie. Zwykle stał tam dzban ze słodkim winem, które rozjaśniało jej umysł i koiło rozedrgane emocje. Teraz była tam tylko mała buteleczka. Niewielka, brązowa, dokładnie zamknięta z białą etykietą przedstawiającą czaszkę. Sif nawet nie zastanawiała się, jakim cudem znalazła się w jej komnacie na widoku. Jak zaczarowana chwyciła w dłoń truciznę. Przez moment wpatrywała się w nią milcząc, a potem ścisnęła ją w dłoni, a jej oczy zabłyszczały determinacją.
***
Frigga od setek lat była królową Asgardu. Posiadała szeroką wiedzę w niemal wszystkich dziedzinach życia, a ona, wzbogacona o tak długie doświadczenie, sprawiała, że kobieta uważana była za jedną z najpotężniejszych we Wszechświecie. Tylko jej łagodny charakter i miłowanie pokoju nie pozwalały na używanie swych atutów w niecnych celach. W Asgardzie panowało przekonanie, że królowa musi czasem zamykać się w zaciszu swej komnaty i tam medytować, zgłębiając tajniki swej mocy. W pałacu sądzono, że jest słabego zdrowia, dlatego znika. Thor i jej mąż byli przekonani, że to zwykłe migreny, echo choroby, którą przebyła będąc dzieckiem. Nikt z nich tak naprawdę nie miał racji. Jej zniknięcia były pilnie strzeżoną przez nią samą tajemnicą, nikt nie miał pojęcia o ich właściwym powodzie. Nikt, nawet Odyn czy Thor. Jedynie Loki zdawał się coś podejrzewać, lecz nigdy nie zadał wprost żadnego pytania, które mogłoby rozwiać jego wątpliwości, za co była mu niezmiernie wdzięczna.
Ona sama milczała przez wiele stuleci, bojąc się, aby jej dar nie został wykorzystany przeciwko innym. Frigga bowiem widziała przyszłość. Wizje zaczynały się zwykle bólem głowy. Nie wiedziała, kiedy nadejdą, dlatego wymówka o migrenie była idealna. Potem zapadała w sen, gdzie widziała wiele obrazów przyszłości, które mogą się wydarzyć, ale jak wiadomo, to my kształtujemy przyszłość i może się ona w każdej chwili zmienić, toteż jej widzenia były tylko możliwymi wariantami, wystarczającymi jednak, aby zapobiec niektórym z nich. Ostatnia z nich wprawiła Wszechmatkę w przerażenie, a niewiele było takich rzeczy. Jednak ujrzenie zniszczonego Asgardu, pałacu skąpanego we krwi, straszliwych obrazów wojny, słyszenie szczęku oręża, agonalnych okrzyków i triumfu wrogów było ponad jej siły.
Długo nie mogła dojść do siebie po tym, co ujrzała. Szczególnie, że dostrzegła tam czarnowłosą dziewczynę w srebrnej zbroi, która mieczem przebijała pierś jej męża. Czy taka była przyszłość? Czy Leanna rozpęta wojnę i zabije Odyna? Czy jej wnuczka mogłaby być aż tak okrutna? Frigga nie wiedziała. Wierzyła w dobroć dziewczyny, ale usłyszawszy o feralnym śniadaniu i kłótni, która wówczas wynikła, obawiała się, że coś takiego może rzeczywiście się zdarzyć. Jedno jest pewne. Już raz straciła równie bliską jej osobę. Milczała, kiedy Odyn poniżał jej syna, odwracała wzrok, kiedy ranił go batem. Słuchała jego marzeń w głębi serca wiedząc, że one nigdy się nie ziszczą przez jego pochodzenie.
Nie zauważyła, kiedy duszę Lokiego pochłonął mrok mający źródło w głęboko skrywanym bólu, który przerodził się w gniew. Straciła syna. Nie zamierzała stracić też wnuczki. Jedynym wyjściem, jakie widziała było odseparowanie stron konfliktu. Wpierw zajrzy do Lei, aby poinformować ją o nadchodzącej podróży, potem postara się pomówić z Odynem. Być może podróż do Ziemi Nocy, którą już raz musiała przełożyć, uzdrowi ich relację, przemyślą wszystko, a potem stwierdzą, że lepiej byłoby zawrzeć sojusz, w końcu oboje są potężni.
Dotarłszy do komnaty Leanny, odprawiła damy dworu, które nieustannie jej towarzyszyły i zastukała trzy razy. Otworzyła jej młoda blondynka, Nena, sierota po generale asgardzkiej armii, który zginął podczas jednej z bitew. Dziewczyna, widząc królową, szybko dygnęła.
— Wasza Królewska Mość.
— Witaj, Neno — uśmiechnęła się do niej pani Asgardu. — Czy zastałam Leę?
— Panienka Leanna jest w swoich komnatach — wyrecytowała dziewczyna, lecz nadal nie zrobiła nic, aby przepuścić ją w wejściu.
— Czy mogę zatem wejść? — Spytała lekko zdziwiona.
— To niemożliwe, Wszechmatko — oznajmiła pokojówka. — Panienka odpoczywa.
— W środku dnia? — Zmarszczyła brwi Frigga.
Z tego co wiedziała, Lea rzadko korzystała z możliwości odpoczynku za dnia, woląc trenować, czytać lub po prostu spacerować z przyjaciółmi po pałacu w niewiadomym celu.
— Panienka śpi i kazała, aby nikt jej nie przeszkadzał — odpowiedziała jasnowłosa, unikając wzroku Friggi, co nasunęło jej pewne podejrzenia.
Co jeśli znowu kombinuje jakaś psotę? Teraz, będąc skłócona z Odynem, musi uważać, bo ten będzie robił wszystko, aby jej zaszkodzić.
— Nie pojawiła się na treningu już drugi raz. Zaczęłam się niepokoić — rzekła, licząc, że chociaż na to uzyska odpowiedź od młodej pokojówki.
Czasem lubiła popatrzeć jak Lea zgrabnie tnie powietrze mieczem lub walczy ze swoim przyjacielem, bratem Neny, gdzie oboje pełni pasji wymieniają się ciosami. Córka Lokiego nigdy nie opuściła żadnego z nich, dbając o formę, a teraz nie ma ani jej, ani Williama, co również było podejrzane. Czyżby tą dwójkę łączyło coś więcej niż przyjaźń?
— Panienka studiuje księgi do późnej nocy — odparła na to Nena.
— Ach, a cóż takiego studiuje? — Uśmiechnęła się, poniekąd uspokojona, Frigga. To już bardziej pasowało do Lei, kochała książki równie mocno jak jej ojciec.
— Nie jest mi to wiadome, ale wymaga dużo czasu i pracy, dlatego panienka jest zmęczona i odpoczywa w dzień — wytłumaczyła sprytnie pokojówka, w duchu modląc się, aby ta niezręczna rozmowa dobiegła już końca.
— Chyba nie boczy się na Odyna? Mój mąż jest ostatnio poddenerwowany — spróbowała wybadać sytuację Wszechmatka.
Może dziewczyna powie jej coś przydatnego w tej kwestii...
— Panienka Leanna zapewniła, że nie chowa urazy i z chęcią pojawi się na wieczornej biesiadzie — oznajmiła dyplomatycznie Nena.
— Czy mogę z nią porozmawiać? — Spytała w końcu Frigga, czując, że nie wyciągnie nic od wiernej powierniczki swojej wnuczki.
— Proszę wybaczyć, Wasza Królewska Mość, ale panienka zabroniła kogokolwiek wpuszczać podczas swego wypoczynku, a rozkaz to rozkaz — obstała przy swoim dziewczyna.
— Rozumiem. Kiedy moja wnuczka się zbudzi racz jej proszę przekazać, aby pojawiła się u mnie w komnacie. Zdaje mi się, że już doszła do siebie, pora zatem wrócić do lekcji — oznajmiła królowa, uważając rozmowę za zakończoną.
— Oczywiście, przekażę. Do zobaczenia, Wszechmatko — dygnęła pospiesznie dziewczyna i zamknęła drzwi.
— Dobrego dnia, dziecko — mruknęła do siebie Frigga, odwracając się i idąc prosto korytarzem.
Cokolwiek Lea kombinowała, miało pozostać sekretem.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top