Rozdział 5

Niesamowite jak ten mały urósł.
Dopiero co go wiozłem na rękach opatulonego w kocyk, a teraz biega jak nie wiem.
Ehh, jak te dzieci szybko rosną.
Tylko co ja z nim teraz zrobię?
Przecież jak go znowu gdzieś oddam, to może tam być traktowany tak samo jak w tamtym domu, albo i nawet jeszcze gorzej.
Mogłem chociaż przewidzieć, że dziecko,  które przyniósł zwiadowca , jest uważane za dziwactwo.

Takie myśli towarzyszyły Haltowi przez całą jego drogę.

Gdy dotarł na miejsce zeskoczył z konia i podszedł do mężczyzny leżącego na ziemi.

Kucnął przy nim i popatrzył na jego klatkę piersiową.

Nie unosiła się.

Halt w zamyśleniu skinął głową.

Tak  jak przypuszczał,  mężczyzna nie żył.

Już nawet z daleka można się było tego domyślić, widząc jego zmasakrowaną twarz.

W niektórych miejscach po uderzeniach kijem, czaszka mężczyzny była wgięta do środka, a cała jego twarz, usmarowana była jego własną krwią.

Halt westchnął cicho.

No cóż, należało tego wieśniaka pochować, choć z całą pewnością na pochówek nie zasłużył.

Halt wziął ciało i nie mając czym wykopać dołu w ziemi, zakopał je w śniegu.

Później wsiadł z powrotem na Abelarda i pojechał do swojej chaty.

------------------------------------------------->

Kilka minut potem, Halt wrócił do swojej chatki.

Zsiadł z konia i zaprowadził go do stajni, gdzie oporządził go i dał mu dużo owsa.

Dopiero gdy  skończył, zmęczony udał się do chaty.

Gdy do niej wszedł było już ciemno.

Halt podszedł do kominka, dołożył drewna i je zapalił.

Już po chwili w pomieszczeniu, zrobiło się jasno i ciepło.

Zwiadowca odwrócił się i spojrzał na fotel.

Leżał w nim mały chłopiec owinięty w koc i smacznie sobie spał.

Halt uśmiechnął się mimo woli.

Malec wyglądał tak strasznie słodko kiedy spał.

Podszedł do niego i delikatnie, żeby go nie obudzić, wziął go na ręce i zaniósł do wolnego pokoju, jakim był pokój ucznia.

Pokój pozostawał na razie wolny, gdyż Halt nie miał na razie żadnego ucznia,  to też nie było problemu, by chłopiec tam spał.

Położył chłopczyka na łóżku i dokładnie go przykrył, żeby nie zmarzł w nocy.

Dopiero wtedy wyszedł z pokoju i udał się do swojego własnego.

Jeszcze zanim zasnął pomyślał :

Na razie mały zostanie u mnie, dopóki nie znajdę dla niego nowego domu.
Myślę, że Crowley nie będzie miał do mnie pretensji, że chłopiec zostanie na jakiś czas u mnie i będzie zajmował pokój ucznia.
Zrozumie to.

C.D.N.


Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top