Rozdział 25
Minęło już kilka miesięcy odkąd Will się rozchorował i teraz już chłopiec był całkiem zdrowy.
Chłopczyk już dawno skończył trzy latka, a Halt ustalił jego datę urodzin, jako dzień kiedy Will do niego przybył.
Zwiadowca nie wiedział dokładnie, kiedy to Will się urodził, więc podał właśnie taki dzień, do papierów, które baron Arald pisał.
A Halt dalej nie jeździł na misje.
Crowley z wyraźnym niesmakiem i zazdrością wystawił mu " urlop rodzicielski" jak to on nazwał.
Urlop ten miał trwać cztery miesiące.
No a Halt z zadowoleniem , siedział sobie w zamku Redmont z kubkiem kawy z miodem w ręku i to pilnował bawiące się dzieci, to rozmawiał z Sir Rodneyem i baronem Araldem.
Inaczej mówiąc, jak to ujął kiedyś Crowley, Halt sobie zwyczajnie leniuchuje pod pretekstem spędzania czasu z dzieckiem, a on biedny Crowley, siedzi zakopany w papierach.
No i pewnego wiosennego dnia, przyjechał do Redmont król i zapowiedział, że następnego dnia przyjedzie Morgarath z zamiarem paktowania.
Wszyscy na ten temat się nagle ożywili.
Cały zamek aż huczał na wieść o tym, że Morgarath przyjedzie.
A gdy nadszedł ten dzień i przybył dawny lord Gorlanu, cała zamkowa służba pochowała się w swoich pokojach.
Przerażający lord wkroczył do zamku w towarzystwie dwóch wargali, którzy służyli mu za ochroniaży.
Król Duncan wyszedł mu na przeciw mówiąc :
- Witaj Morgarathcie. Czego od nas chcesz?
- Ah Duncanie, czy zawsze tak załatwiasz sprawy państwowe? Przy drzwiach?- odpowiedział mu Morgarath.
- Eh, no tak. Pozwól, że przejdziemy do jednego z tutejszych gabinetów.- powiedział Duncan i zaczął iść w stronę schodów.
Baron Arald, Sir Rodney, Crowley i Halt podążyli za nim, jako jego obstawa, a na samym końcu szedł Morgarath ze swymi stworami.
Później pół godziny debatowali nad końcem wojny.
Oczywiście Morgarath żądał by Duncan abdykował i oddał mu swoją koronę, ale król się na to nie zgodził.
Doszło w końcu do tego, że nic nie ustalili i Morgarath musiał wychodzić.
- Mówię ci Duncanie, przemyśl jeszcze raz moją ofertę. A może chcesz się stać mordercą swych ludzi, którzy zginą na wojnie?- mówił lord Gorlanu.
- Nie ja jestem mordercą, lecz ty Morgarath. To przez ciebie ta wojna. A teraz mi precz z zamku!- powiedział do niego Duncan.
- Będziesz tego jeszcze żałować.- rzucił na koniec Morgarath, gdy schodzili ze schodów.
------------------------------->
Kilka minut wcześniej w jednym z pokoi...
- Ej chcecie się pozbyć Mordzia?- spytał się Will swoich przyjaciół.
- No oczywiście, ale jak mamy to zrobić?- odpowiedział Horace.
- No więc słuchajcie, bo nie mamy dużo czasu...- powiedział z chytrym uśmieszkiem mały Will i zaczął im wykładać plan działania.
-------------------------------->
- Będziesz tego jeszcze żałować.- powiedział Morgarath.
I w tym momencie dało się słyszeć radosne śmiechy i zza rogu wypadły roześmiane dzieci, które się bawiły w berka .
Popędziły prosto na schody.
Nadal się goniąc, biegły w górę po schodach i nagle stało się to.
Dzieci potrąciły po drodze Morgaratha i ten spadł ze schodów.
Pokonał już połowę schodów, więc leciał krótko i nic takiego mu się nie stało.
Upadł plackiem na ziemię i przez chwilę się nie ruszał.
Wszyscy patrzyli na to i w duchu prosili, by dawny lord nie żył.
No i te marzenia legły w gruzach niczym domek z kart, gdy Morgarath wydał z siebie cichy jęk.
Oczywiście dwoje wargali już było przy swoim panu i brało go na ręce.
- Uważajcie wy niedorajdy! Mam złamaną nogę i co najmniej jedno żebro!- syknął gniewnie na swoje stwory.
Lecz za chwilę skierował swoje ostre, jak brzytwa spojrzenie na dzieci, które teraz z zawiedzionymi minami i zarazem zaciekawione, stały dwa metry od niego i patrzyły się na niego.
- A co do was! Skórę z was zedrę za to ! To był zamach na moje życie! Skandal! - mówił wściekły Morgarath do nich .
Wargalowie wyszczerzyły swoje kły i ruszyły ku dzieciom.
Przerażone zaczęły się cofać.
Na szczęście koło nich już byli król, baron, Sir Rodney i dwoje zwiadowców , którzy wyciągnęli swoją broń, gotowi je obronić.
- Uspokój się Morgarath! To tylko dzieci! Na pewno nie chciały tego zrobić.To był wypadek.- powiedział król do wściekłego lorda.
- Tak, na pewno! Już ci wierzę! Wojna odbędzie się za dwa miesiące!- odpowiedział lord i rzucił do wargali : - Ruszajcie! I ostrożnie!
Chwilę później nie było po nich śladu.
- No dobra, kogo to był pomysł?- spytał się Halt.
Halt nie wierzył w zbiegi okoliczności.
Dlatego też od razu przeszedł do sędna sprawy.
Cała czwórka dzieci spuściła głowy i popatrzyła się na podłogę .
Po chwili odezwał się cichy głos :
- Mój.
Halt zaskoczony spojrzał na Willa.
- I co przez to chciałeś osiągnąć?- spytał się go.
Will podniósł głowę i spojrzał Haltowi prosto w oczy.
- A ciy tak by nie było lepiej? Przecież gdyby zginął nie było by wojny.- odpowiedział malec.
- Niby tak, ale...- Haltowi wręcz brakło słów.- ... ale tak nie wolno robić!Król Duncan go tutaj gościł, a gdyby zginął Morgarath w tym zamku, to by wyszło, że król złamał zasady pokoju, jaki nastaje w czasie paktowania i dostałby uszczerbek na honorze! Tak po prostu nie wolno!
- Psieplasiamy.- powiedziały dzieci chórem.
W tej samej chwili Crowley już się nie mógł powstrzymać i wybuchł ogromnym śmiechem.
- No proszę, niedaleko pada jabłko od jabłoni. Halt, ależ on do ciebie podobny! Te pomysły to wy macie obydwoje po prostu w genach!- śmiał się Crowley na całego.
- Ale , że co?- spytał się go Halt.
- Ty też wiele razy się mnie i króla pytałeś, czy możesz Morgaratha zepchnąć ze schodów. I tak samo twierdziłeś przy tym, że to najlepszy sposób. Nawet raz wykładałeś to mi i królowi, że jeśli go zepchniesz i on się zabije, to to będzie wtedy wyglądało jak wypadek i się nikt nie skapnie. Nosz mówię ci! On to ma normalnie po tobie!- mówił i śmiał się na przemian Crowley.
Rozbawienie udzieliło się także królowi i pozostałym.
- No a czy by tak nie było lepiej. Tak by było po prostu prościej i schludniej.- stwierdził Halt.
Crowley już nic nie odpowiedział, tylko dalej się śmiał.
Za to do rozmowy wtrącił się król.
- No dobra, teraz trzeba dać im niezłą karę. Dlatego, że dzięki wam uzyskaliśmy dodatkowe 2 miesiące na przygotowania do wojny, dostaniecie ciasto czekoladowe!- powiedział Duncan do dzieci.
-Taaak!- krzyknęły wszystkie radośnie.
- No to chodźcie ze mną.- powiedział król i zaczął iść korytarzem.
Cała czwórka pobiegła za nim.
- Halt, ja wiem, że ty lubisz omijać niewygodne tobie zasady, ale nie przekazuj tej wiedzy Willowi.- powiedział żartobliwie Crowley.
Halt tylko burknął coś pod nosem i odszedł.
Uważał, że jego godność została już ostatecznie skrzywdzona i warto się teraz ulotnić, by obronić to co jeszcze z niej zostało.
C.D.N.
Uh te pomysły Willa, ciekawe po kim to ma? *patrzy wymownie na Halta,który coś mruczy pod nosem i odchodzi.*
Do zobaczenia!
willtreateyandhalt
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top