Rozdział 2

- No pospiesz się dzieciaku, przynoś tą wodę szybciej! - krzyczał mężczyzna z środka domu.

Mały chłopiec jeszcze bardziej przyspieszył.

Bał się, że znów oberwie od wielkiego pana domu.

Ale wielkie i ciężkie wiadro pełne wody mu strasznie ciążyło i nie dawał już dłużej rady.

Ale ostatkami sił ciągnął je do domu.

Mroźny, zimowy wiatr  srasznie wiał i w niczym nie pomagał biednemu dwulatkowi.

Malec zdążył już porządnie zmarznąć i się przeziembić.

Cały zmachany i zmarznięty dotarł do domu.

W progu przywitało go przyjemne  ciepło.

Ale nie długo było mu dane się tym cieszyć , ponieważ z kuchni wypadł rozzłoszczony pan domu.

- No i co to tak długo ci zajęło co?! Miałeś pójść po jedno wiadro wody! Tylko jedno! A ile ci to zajęło? Prawie pół godziny! Ty śmieciu! Do niczego ty się nie nadajesz! Do niczego! A teraz precz mi! Do swojego pokoju! A o kolacji możesz zapomnieć! - wrzeszczał wściekły mężczyzna i zamachnął się na niego ręką.

Will dostał w twarz, a siła uderzenia sprawiła  że mały chłopiec przeleciał do tyłu dwa metry zanim upadł.

Malec szybko się pozbierał i pobiegł do swojego pokoiku, jakim był mały schowek na miotły pod schodami.

Chłopczyk skulił się na ziemi na malutkim kocyku, który służył mu za łóżko i zaczął cicho płakać .

Oko, które zdążyło mu już całkiem spuchnąć strasznie go bolało.

Dlaczego pan domu był zły? Dlaczego? Przecież tak się starałem...- Myślał dwulatek.

Jego płacz  przybrał na sile.

- Cicho mi tam!- wrzeszczał z drugiego pokoju pan domu.

Chłopiec skulił się jeszcze bardziej.
Rączką zasłonił sobie usta, usiłując stłumić swój szloch.

Bał się.

Ogromnie się bał.

Powinien już do tego dawno przywyknąć, ale on ciągle się bał.

Strach towarzyszył mu od początku jego przebywania w tym domu.

Zmęczony całym dniem ciężkich dla niego robót, mrozem i płaczem zasnął w niespokojny sen.

C.D.N. 


Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top