Rozdział 19

Malec wstał.

Stanął teraz na przeciwko Meralona i z uporem w oczach powiedział :

- Nigdzie z tobą ne pójdę!

Meralon zaśmiał się złowieszczo i kpiącym tonem powiedział :

- Ależ oczywiście, że pójdziesz. Tatuś już ci nie pomoże. Mówię ci, lepiej chodź ze mną po dobroci, bo inaczej będę musiał użyć przemocy.

Chłopiec zastanawiał się przez chwilę.

Nagle wpadł na pewien pomysł.

- No dobzie. Wyglał pan. Pójdę z panem. - powiedział Will.

- Taaaak? No nareszcie zmądrzałeś. No to chodź. Idziemy.- rzucił zwiadowca i spojrzał na niego wyczekująco.

Will podszedł do niego.

Lecz nagle, niespodziewanie wziął zamach i kopnął zwiadowcę z całej siły w krocze.

Gdy niczego nie spodziewający się Meralon, jęknął głucho, zwinął się z bólu i chwycił się za bolące miejsce, Will trzasnął go pięścią w szczękę.

Teraz zwiadowca leżał na ziemi, a Will wyjął z  jego pochwy  na noże wielką saksę i dwa mniejsze noże do rzucania i rozbroiwszy Meralona, wyrzucił jego saksę daleko w ciemną uliczkę, a sobie zostawił dwa małe noże, z czego jeden z nich przyłożył do gardła zwiadowcy i powiedział :

- Ma pan mnie zostawić w spokoju i odejść śtąd. Albo pan poczuje własną saksę.

Twarz Meralona się zmieniła.

Jeszcze przed chwilą miała kpiący wyraz twarzy, a teraz była ona pełna strachu i niepokoju o własne życie.

Ze zdumieniem stwierdził, że powoli zaczyna się bać tego chłopca.

Zdał sobie sprawę, że mały czeka na odpowiedź, więc szybko wydukał ochrypłym ze strachu głosem :

- No dobra zostawię cię w spokoju. 

- Ma pan przysiąc, że gdy odsunę się od pana, nie zaatakuje mnie pan i że odejdzie pan w swoją stronę. - zażądał Will.

Gdzieś w środku duma Meralona nie chciała spełnić żądania chłopca, ale strach o własne życie przezwyciężył dumę i zmusił zwiadowcę do wypowiedzenia tych słów : 

- Uroczyście obiecuję, że cię nie zaatakuję i zostawię cię w spokoju i odejdę w swoją stronę.

- Daj słowo zwiadowcy i przysięgnij na swój honor.- upierał się dalej Will.

- Przysięgam na swój honor  dochować  złożonej przeze mnie obietnicy i daję słowo zwiadowcy.- powiedział markotnym tonem Meralon.

Will patrzył się przez chwilę na jego twarz po czym powiedział :

- A więc dobzie. Tylko pamiętaj, że jesteś teraz bez broni, a ja mogę cię w każdej chwili przeszyć noziem, kiedy tylko zobaczę twój ruch w moją śtronę. 

Gdy skończył mówić, zabrał nóż z szyi zwiadowcy i odszedł od niego parę metrów, tak, że znów znalazł się przy leżącym Halcie.

Meralon wstał i rozmasowując sobie ręką obolałą szczękę, popatrzył się nienawistnie na Halta i odwróciwszy się na pięcie, poszedł ciemną uliczką, którą tędy przyszedł.

Will gdy się upewnił, że zwiadowca już nie wróci, uklęknął przy Halcie i znów zaczął nim potrząsać.

- Halcik? Halcik no zyj! Zyj! Nie ziośtawiaj mnie siamego... - chłopiec zaczął w tym momencie płakać.

Cicho płacząc położył się koło zwiadowcy i wtulił się w niego.

Minęło parę chwil, nim Will coś sobie uświadomił.

W tym momencie przypomniał sobie słowa Halta, kiedy to jeszcze zanim wjechali do Highcliff powiedział do niego : Zapamiętaj to sobie. Jeśli w trakcie bitwy jakimś cudem zostaniesz ranny, a mnie przy tobie nie będzie, masz udać się do medyka. Medyk przebywa w takim biało-czerwonym   namiocie na dziedzińcu. On powinien ci wtedy pomóc.

Tylko, że to nie on był teraz ranny, ale Halt. 

No ale co za różnica? 

Przecież jeśli teraz sprowadzi tego medyka, to może Halt wtedy wyzdrowieje?

Will wstał z ziemi.

Wyznaczył sobie za zadnie sprowadzić medyka i zamierzał je teraz wykonać.

Pobiegł uliczką, którą wcześniej tu przybiegł.

Kluczył tak jeszcze wśród tych starych budynków, aż wypadł w końcu na dziedziniec.

Rozejrzał się.

Zobaczył wielki biało- czerwony namiot.

Był to namiot który był cały biały, ale był ubarwiony czerwonymi paskami , które zaczynały się na jego dachu, a kończyły na samym końcu , tuż przy ziemi.

Will pobiegł prosto do niego.

Wpadł przez płócienne drzwi i zobaczył średniego wzrostu pana, który siedział przy małym stoliku i mieszał jakieś zioła.

Podbiegł do niego i powiedział :

- Pseplasam pana, ale potsiebuje pana pomocy.

Medyk podniósł na niego swój wzrok i zaciekawiony zapytał się go ;

- W czym mam ci pomóc?

- Bo taki zwiadowca potsiebuje, natychmiastowej pomocy.

- Niech no zgadnę. Pewnie to ten, który miał na głowie bandaże prawda?- spytał się go uzdrowiciel.

Malec pokiwał potwierdzająco głową.

- Czy jest on przytomny?

- Ne.- odpowiedział malec.

- Mhm, w takim razie trzeba będzie wziąć dodatkowych ludzi do   pomocy.- mruknął do siebie medyk.

- Tomasz! Jerry! Weźcie nosze i chodźcie ze mną! - zakomenderował medyk.

Po chwili cała czwórka poszła w miejsce, gdzie leżał nieprzytomny zwiadowca.

--------------------------------->

Później, gdy wrócili do namiotu medyk zwrócił się do Willa :

- No mały, to teraz możesz już wracać do siebie. Dziękuję, że mnie o tej sprawie powiadomiłeś.

- Ale ja chcie zostać z Halcikiem!- powiedział płaczliwym tonem chłopiec.

- Hmm, a co? To twój ojciec? Mentor?- spytał się zdziwiony medyk.

- To jeśt mój mentor.- powiedział Will.

- Aha, w takim razie... Możesz zostać w przedsionku. Tam masz łóżko , gdybyś miał ochotę się przespać. Tam możesz poczekać.- powiedział medyk i wskazał mu miejsce.

  - Dziękuje .- rzucił Will na odchodnym i poszedł do wskazanego miejsca. 

Wszedł na łóżko i się na nim położył.

Zmęczony przeżyciami tego dnia zasnął.

------------------------------------>

Halt obudził się z wielkim łupaniem w głowie.

Strasznie go bolała.

Czuł się znacznie gorzej niż wtedy, gdy się obudził w tym namiocie zaraz po bitwie.

Zupełnie jakby w jego głowę uderzał jakiś młotek.

Naraz wróciły mu wspomnienia.

Zerwał się jak oparzony i już chciał wstawać, ale się powstrzymał.

Siedział teraz i trzymał się jedną ręką za głowę, gdyż ta zaczęła go boleć jeszcze bardziej.

- Hola hola! Nie tak prędko! A dokąd my się to wybieramy?- powiedział medyk , który nie wiadomo skąd , wyrósł nagle przed Haltem.

- Chłopiec... Muszę znaleźć chłopca...- wyjąkał Halt. Jego ból głowy coraz bardziej się nasilał.

- Jakiego chłopca?- spytał się nic nierozumiejący medyk.

- Miał brązowe włosy...- powiedział Halt. 

- Chodzi ci o tego co był naszpikowany strzałami? Eh pewnie go sprzątnęli już dawno. Biedny mały... A może ci chodzi o tego z ....- ale medyk nie zdążył dokończyć, bo Halt zerwał się z posłania i pobiegł w stronę wyjścia z namiotu.

- Wracaj mi tu!- krzyknął medyk i puścił się za nim w pogoń.

No nie. Tym razem Meralon już przesadził. Niech ja go dorwę tylko w swoje ręce...- myślał Halt.

Gdy dobiegł do wyjścia zwolnił nieco.

Teraz już szedł, bo obraz zaczął mu się trochę rozmazywać.

No to nieźle dostałem w tą głowę.- pomyślał.

Wszedł do przedsionka.

Nagle coś go złapało za nogę i powiedziało :

- Halcik?

Halt stanął w miejscu.

Od razu poznał do kogo należał ten głos.

Odetchnął cicho z ulgą , pochylił się i wziął małego chłopca na ręce.

- Cześć mały.- powiedział Halt.

- Ceść. Tęskniłem zia tobą.- powiedział mały Will i oplótł małymi rączkami szyję Halta i go przytulił.

Halt mimo woli pogłaskał go łagodnie po pleckach.

Usiadł na pobliskim łóżku, bo ból głowy był nie do opisania.

Posadził sobie chłopczyka na kolanach.

Wtem z namiotu wybiegł zdyszany medyk i powiedział :

- Masz mi natychmiast wracać do łóżka , słyszysz? 

Ale gdy zobaczył małego Willa siedzącego na kolanach Halta złagodniał nieco i rzekł :

- A więc o tego ci chłopca chodziło? 

Halt odpowiedział mu morderczym spojrzeniem.

- No co? Skąd miałem wiedzieć, że chodzi ci akurat o tego małego? A nawiasem mówiąc, to bardzo dzielny z niego dzieciak. Uratował ci życie. Gdyby po mnie nie przyszedł, to już byś pewnie dawno nie żył.- powiedział mężczyzna.

Halt spojrzał ciekawie na małego, który siedział teraz na nim i bawił się jego palcami.

- Dobra, to ja zgarnę tego małego, bo widzę, że jesteś zmęczony. Idź się połóż.- powiedział do niego medyk.

- Nie, zostaw go. Nie przeszkadza mi. Ale mógłbyś na chwilę stąd pójść? Chcę z nim porozmawiać na osobności.- poprosił go Halt.

- Jak sobie życzysz.- powiedział medyk i wszedł z powrotem do namiotu.

- Opowiedz mi mały co się stało gdy... no gdy zemdlałem. - zwrócił się Halt do chłopca.

Will w skrócie opowiedział co się stało.

- Hmm świetnie sobie poradziłeś z Meralonem. - pochwalił małego zwiadowca.

Will uśmiechnął się na słowa pochwały, ale za chwilę spoważniał i spytał się Halta :

- Cemu wcześniej skłamałeś? Mówiłeś, że ne wolno kłamać. Że to brzydko.

- Wiesz Willu, nie zawsze trzeba mówić prawdę. Czasami trzeba skłamać dla słusznej sprawy. Gdybym wtedy powiedział prawdę, Meralon by cię zabrał, a tego to byś chyba nie chciał co? - wyjaśnił chłopcu Halt. 

- No w sumie to ne.- potwierdził chłopiec.

- No widzisz. Ale przemyślałem wszystko i chyba wiem co trzeba zrobić. Wiem, że Meralon nigdy nie odpuści, a przecież nie możemy cały czas kłamać. Prawda zawsze kiedyś musi wyjść na jaw. Dlatego postanowiłem, że cię zaadoptuję Willu. ( No i w tym momencie wbija fangirl xd. Kto chciał, żeby Will i Halt byli już do reszty tatuśkiem i synkiem to niech się cieszy. Na zdrowie xd.)

- A co to znaćy?- spytał się chłopczyk.

- Emm no wiesz... ja  tak jakby... stanę się twoim tatą.- wyjaśnił Halt.

- Będziesz moim tatą? Tiaaaaak! Dziękuję Halcik!- powiedział radośnie Will i znów przytulił oniemiałego ze zdumienia Halta.

- No dobra już dobra. Ale jeden mały warunek.- powiedział Halt.

 Mały podniósł na niego spojrzenie swych pięknych czekoladowych oczu i spytał się :

- Jaki?

- Nie mów do mnie Halcik.- zażądał Halt.

- Tata?

- No niech ci będzie. To akurat może być.- powiedział Halt i tym razem nie mógł powstrzymać małego uśmiechu, który pojawił się na jego twarzy.

C.D.N.

Nosz kurde to jest chyba najdłuższy rozdział w tej książce! xd

No i macie swój sweeeet rozdział. Zadowoleni?

Świetnie. No to nara.

willtreateyandhalt







Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top