Rozdział 11

Następnego dnia rano, Halt i Will wyruszyli w drogę do lenna Highcliff.

Podróż zajęła im 4 dni drogi.

Piątego dnia byli już na skraju miasta.

I tu właśnie zaczynały się schody. 

Will i Halt musieli zostawić swoje wierzchowce w lesie.

Will już dawno dostał małego źrebaka o imieniu Wyrwij. 

Szybko się razem zaprzyjaźnili. 

Mały chłopiec nie był wielkim ciężarem, więc stary Bob przydzielił mu właśnie  źrebaka .

Tak więc, zostawili swoje wierzchowce w lesie, a sami ruszyli do obleganego przez wargale zamku.

Mijali po drodze kilka wargali , aż w końcu dotarli do zamku.

Na razie zamek nie był szturmowany, ale pod jego bramą miało swój obóz około setki tych stworów.

Halt polecił małemu by teraz jeszcze bardziej stał się ostrożniejszy.

Lawirując w cieniu między namiotami i stworami, dotarli do głównej bramy.

Była noc i wszędzie było ciemno, tylko ogniska rozpalone  wargali dawały trochę światła na okolicę.

Halt wziął malca za rękę i ostrożnie poprowadził go do muru.

- Umiesz się wspinać prawda?- spytał go szeptem Halt.

- Tak.- odpowiedział równie cicho mały.

- To dobrze. Teraz wejdziesz na ten mur i przedostaniesz się na drugą stronę. Nie musisz się bać, bo po drugiej stronie nie ma wargali. Widziałeś, że ludzie z zamku zamknęli bramę i jeszcze stoi na tych zawiasach, co oznacza, że na razie żaden wargal, nie zdołał się tam przedostać. Ja tu zostanę i będę cię pilnował byś nie spadł. Później gdy przejdziesz na drugą stronę poczekasz tam na mnie i  razem wejdziemy do zamku. No to teraz ruszaj.- powiedział Halt.

Chłopiec zaczął się powoli wspinać po kamiennym murze.

Po kilku minutach przedostał się na drugą stronę i Halt podążył jego śladem. 

Po chwili obydwoje razem zmierzali do wrót zamku.

Halt zapukał w wielkie dwuskrzydłowe drzwi.

Chwilę później dało się słyszeć cichy głos zza drzwi :

- Coś za jeden?

- Jestem Halt, królewski zwiadowca przysłany by pomóc wam odeprzeć atak wargali.- powiedział Halt.

Nastąpiła chwila ciszy , a sekundę później drzwi się otworzyły i ze środka wyszedł strażnik.

- Witaj zwiadowco. Dziękujemy za szybkie przybycie.

- Drobiazg. A teraz zaprowadź nas do barona Douglasa. - poprosił go  Halt.

Strażnik służbiście skinął głową i poprowadził ich przez zamkowe korytarze na pierwsze piętro.

Pchnął jedne drzwi i powiedział :

- Przybył zwiadowca Halt.

Will i Halt weszli do sali.

Był tam wielki dębowy stół, przy którym były teraz zgromadzone cztery osoby. 

Był tam baron, mistrz szkoły rycerskiej, kapitan gwardii i zwiadowca tego lenna.

- Witaj Halt. Cieszymy się, że przybyłeś nam z pomocą. Właśnie planowaliśmy atak, który przeprowadzimy jutro z samego rana. - powiedział baron.

Halt zbliżył się z Willem do zebranych przy stole.

- Witam wszystkich, za nim przejdziemy do omawiania ataku, czy może mi ktoś wskazać miejsce, gdzie będę mógł zostawić tego chłopca?- spytał się Halt.

- Ja mogę go zaprowadzić do piwnic, gdzie skryła się cała służba i baronowa ze swymi prywatnymi służącymi. Tam będzie bezpieczny.- zaoferował się kapitan.

- Dziękuję kapitanie.- powiedział Halt, a za chwilę zwrócił się do Willa :- Idź Willu razem z tym panem, zobaczymy się jutro , albo za kilka dni. Nie wiem, kiedy dokładnie będę miał czas, ale jeśli będę miał, to cię odwiedzę.

- Ale ja chcie zostać z tobą.- powiedział smutnym głosem chłopiec.

- Wiem mały, ale tam będziesz bardziej bezpieczny. Idź proszę cię.- powiedział Halt i zmierzwił mu pieszczotliwie włosy .

- Pa pa.- powiedział Will i zanim Halt zdążył zareagować, objął jego nogę przytulając go.

Zdezorientowany Halt i wiedzący, że patrzą się na niego wszyscy w sali poklepał lekko małego po plecach i szepnął do niego :

- Pa mały. Idź. Idź już. 

Chłopiec puścił go wreszcie i podszedł w stronę kapitana , który wziął go za rękę i wyprowadził z sali.

C.D.N. 


Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top