Rozdział 1
Pov. Peter Parker
— Kurwa! Znów się spóźnię! — krzyknąłem zerkając na kolegów.
Oczywiście jak zwykle musiałem się totalnie zagapić.
— Znów na ten twój staż u Starka? — wywrócił oczami jeden z chłopaków, z którymi siedziałem.
A mianowicie był to Max. Jest moim najlepszym kumplem. Poznałem go jak siedziałem sam, zapłakany w parku. Był to dzień, gdzie zmarł wujek Ben. Podszedł do mnie, a później zaprowadził do tych debili z którymi aktualnie siedzę, czyli - Jake, Michael (na którego po prostu mówimy Miki) i Harry. Trzymamy się w piątkę. Żaden z nich nie chodzi do mojego liceum, z czego w sumie się cieszę. Nie wiedzą, że jestem prześladowany przez niejakiego Flasha. I wolę, żeby tak zostało.
— Ta, muszę lecieć — wyrzuciłem niedopałek papierosa na ziemię, po czym zdeptałem go butem.
— Cholera, też musimy iść inaczej będziemy mieli karę — Jake sprowadził przerażony wzrok na resztę kolegów. Reszta pokiwała od razu zrozumiale głową zbierając się do wyjścia z parku, w którym siedzieliśmy.
A tak, chyba zapomniałem wspomnieć. Oni wszyscy mieszkają w domu dziecka. Są współlokatorami. Często opowiadają mi o warunkach w sierocińcu. Krótko mówiąc - nie są najlepsze. Wręcz są okropne. Pokoje są małe, za małe jak dla 5-tki chłopaków. Tak, 5-tki. Oczywiście to nie ja! Tylko sporo młodszy od nich chłopak. Dlatego też z nimi nie przychodzi. Gdyby miał przynajmniej 13 lat, pewnie zabierałby się z przyjaciółmi. Nie chcą, żeby w tak młodym wieku wpadł w używki. A na naszych spotkaniach często ich nie braknie. Ma może z 11 lat? Najstarszy z nas ma za 2 miesiące 17, a najmłodszy dopiero co zaczął 15-sty rok życia. Czyli Harry.
A tak odbiegłem od tematu - warunki. Mimo wszystko, da się przeżyć z pokojami - tak bynajmniej mówią. I tak przesiadują tam tylko kiedy to konieczne. Czyli naprawdę rzadko. Jednak reszta.. pozostawia wiele do życzenia.
Spóźnienie? Kara. Nieposprzątanie pokoju? Kara. Odezwanie się bez zgody? Kara. Zła ocena? Kara. Niewyjaśniona nieobecność w szkole? Kara. Przyjście pod wpływem używek? Kara. Próba samobójcza? Kara. Tak dobrze słyszycie, jeśli ktoś próbował odebrać sobie życie, dostanie karę.
— Trzymajcie się! — krzyknąłem biegnąc w stronę zaułka, by przebrać się w strój spider-mana. Tak najszybciej dotrę do Stark Tower. Jak co tydzień mamy dziś naradę, która jest za.. kurwa 5 minut. Cholera spóźnię się! Błyskawicznie przebrałem się w strój pajączka i łapiąc się budynków pajęczynami leciałem w stronę wieży.
Wracając do tematu.. jaka jest ich ta cała 'kara'? Zależy. Najlepsza to kilka kopnięć w brzuch od opiekunek lub głodówka czy zamknięcie w kanciapie na weekend. Pewnie się zapytacie to jaka jest najgorsza? Tak wiem, ta 'najlepsza' kara jest już chora. Przecież to są tylko dzieciaki, które straciły wszystko co miały! O najgorszej ciężko się mówi nawet chłopakom. Nikt z nich nigdy jej nie dostał. Ale ich inni znajomi z domu dziecka, owszem. Najgorzej jest jak ktoś się na ciebie uweźmie - a mimo wszystko zdarza się to często. Dostajesz najgorszą karę za wszystko. Dosłownie. Będziesz 21:01? Masz najgorszą karę. Dostaniesz 4? Najgorsza kara. Po prostu mają zły humor? Najgorsza kara.
Kurwa, nie powiedziałem jaka jest ta najgorsza kara! Idiota ze mnie.
Najczęściej jest to bicie biczem w plecy, aż do omdlenia. Nie od opiekunek, to wtedy byłaby za łagodna kara. Od samego właściciela. Chłopaki opisywali go jako silnego, wysokiego i barczystego mężczyznę około 40. Aż dreszcze przechodzą na myśl o nim wściekłym, co podobno dość często się zdarza.
Krążą plotki, że lubi też się 'zabawiać' sierotami. Chyba nie muszę opisywać w jaki sposób? Właściciel zostawia dziecko w piwnicy, nie przejmując się nim czy wyjdzie. Zazwyczaj, gdy zniknie on z zasięgu wzroku, ktoś z innych sierot przyjdzie pomóc takiemu dzieciakowi.
Kary cielesne obejmują od 6 roku życia. Tak dobrze słyszycie. OD 6 ROKU ŻYCIA. Przechodzi to ludzkie pojęcie. Przyjaciele często mówili, mi, że przyjmują kary za dzieciaki. W końcu to tylko maluchy, które dopiero co poznają świat. Nie powinny by karany za swoje błędy.
Po 6 minutach znalazłem się w końcu pod wieżą. Wszedłem w stroju spider-mana tylko witając się lekkim skinięciem głowy z sekretarką. Wszedłem do przestronnej windy i wybrałem 51 piętro, czyli piętro narad. Gdy drzwi windy się zamknęły spojrzałem na wyświetlacz telefonu 20:52. Kurwa miałem być 20:50. Jak zwykle dostanę ochrzan, że się spóźniłem.
Oparłem się o ścianę windy czekając aż w końcu drzwi się otworzą. Odchyliłem lekko głowę do tyłu i westchnąłem głęboko. Zamknąłem oczy i znów pochłonąłem się w myślach. Mam ciocię, którą kocham, mam przyjaciół, znam się z Avnegrsami. Co najpewniej jest marzeniem wielu. Ba! Jak nie wszystkich w moim wieku. Jestem jebanym spider-manem. A i tak nie radzę sobie.
May kilka miesięcy temu zaczęła coś podejrzewać. Wiedziała o spider-manie. Więc, na początku myślała, że dlatego chodzę taki przybity. Jednak po miesiącu, zaczęła po prostu podejrzewać, że jestem chory. I nie, to nie było przeziębienie. Nie miałem siły wstać z łóżka, miałem problemy ze spaniem i ciągle chodziłem jak na szpilkach. Ciocia zaczęła słyszeć jak płacze w nocy. Wtedy mnie zaciągnęła do psychologa.
Psycholog dał mi skierowanie od psychiatry a ten.. stwierdził depresję. Tak. Ten wielki spider-man nie umie poradzić sobie sam ze swoją głową. Jaki ze mnie bohater? Mija już 5 miesięcy od diagnozy. Zacząłem brać leki i było lepiej. Do czasu.
Spełnił się mój największy koszmar - May zachorowała. Poważnie zachorowała. A mianowicie - rak serca. Po 2 miesiącach, nie była w stanie chodzić do pracy. Dlatego ja zacząłem chodzić, aby moja ostatnia żywa rodzina nie musiała się przemęczać. Mówiła, że będzie pracować zdalnie, jednak wiem, że nie dałaby rady. Zapewniłem ją, że sobie poradzę. Więc teraz pracuje w barze. Tak wiem, 16-sto latek pracujący w barze. Niemożliwe, nie? A jednak. Wystarczyło się udać do któregoś baru z najgorszych zakątków Queens. No i się udało.
Wypłata jest mierna - 3000 na miesiąc. Wystarcza jednak na mieszkanie, trochę jedzenia, którego sobie oszczędzam, aby ciocia miała co jeść, i oczywiście na opiekę medyczną dla cioci.
Pracuje po nocach. Zaczynam zmianę o 22:00 a kończę o 4:00 nad ranem. Śpię, jeśli mi się uda, 3 godziny. Robię śniadanie i podaje leki cioci. Idę do szkoły, wracam robiąc mały patrol. Znów opiekuje się ciocią. Dzwonię po opiekunkę, która zostaje do 1:00 w nocy z May. Idę się spotkać z przyjaciółmi, lecę do wieży i idę do pracy. Tak wygląda mój dzień, a ja jestem cholernie zmęczony wszystkim.
Oczywiście, nie mogę sobie dłużej pozwalać na kupno leków na moją depresję i bezsenność, dlatego też choroba jest coraz silniejsza. Mimo wszystko ma to swoje plusy - dzięki bezsenności mogę pracować na noc, bo i tak bym nie zasnął.
Cóż za szczęście życiowe.. — prychnąłem w myślach.
Usłyszałem dźwięk wychodzący z windy, która powiadomiła mnie o tym, że znajduje się na odpowiednim piętrze. Odetchnąłem głęboko i zdjąłem maskę. Założyłem kolejną.
Maskę szczęśliwego dzieciaka.
Włożyłem na swoją twarz sztuczny uśmiech i zmierzyłem w stronę ogromnego stołu obrad, który znajduje się za zakrętem. Gdy tam dotarłem wszystkich wzrok skierował się na mnie. Spojrzałem na ogromy zegar na ścianie. 20:53 - trzy minuty po czasie.
Znów zawiodłem.
— Przepraszam was bardzo za spóźnienie — wymamrotałem i usiadłem na swoim miejscu.
— Nic się nie... — zaczęła z uśmiechem Natasha, lecz nie dane było jej dokończyć.
— Znów się spóźniłeś Parker, czy ty traktujesz naszą pracę w ogóle poważnie? — warknął wściekły miliarder.
— T-tak, panie Stark. Przepraszam, to ostatni raz obiecuję — powiedziałem nieśmiało patrząc na swoje stopy.
Było mi cholernie głupio, jednak wiedziałem, że muszę się spotykać z chłopakami. Jest to jedyna odskocznia w dniu, przez którą mam siłę wstać z tego cholernego łóżka. Czułem, że moja depresja nie pogłębia się tak bardzo, gdy oni są obok. Poza tym często dają mi używki, takie jak alkohol czy coś mocniejszego, przez co mogę chwilę zapomnieć o swoich problemach.
— Dobra nie mam czasu — westchnął zirytowany. — Ale później sobie porozmawiamy.
Kiwnąłem lekko głową ze zrezygnowaniem. Oby się nie przedłużyło. Nie mogę się spóźnić do pracy! Jak mnie wyleją.. nie będzie już nadziei. Zostanę w kropce. Nie, nie mogą mnie wylać. Nie będziemy mieć żadnych pieniędzy oprócz tych miernych z ubezpieczenia May. 800 złotych miesięcznie to nie jest dużo. Cholera, to 1/4 opieki medycznej cioci.
Oczywiście nikt nie wie o niczym. Avengersi nie wiedzą ani o chorobie May, ani o pracy, ani o moich przyjaciołach z domu dziecka, ani o mojej diagnozie. I niech tak zostanie.
May nie wie, gdzie pracuje. Myśli, że zarabiam na nas pracując w sklepie, a ona i tak zasypia o 12:00 w nocy więc nie wie, że wracam o 4. Nie wie też, że odstawiłem leki. Mówię, jej, że biorę, aby się nie martwiła. Wiem, że i tak nie ma jak tego sprawdzić. Źle się czuje ją okłamując, ale co mam zrobić? Od razu by stwierdziła, że opiekunka czy jej niektóre leki są zbędne i abym za te pieniądze zaczął kupować tabletki na depresję i bezsenność. Nie mogłem się na to zgodzić. Ciocia jest najważniejsza w moim marnym życiu, mogę poświęcić dla niej wszystko.
A chłopaki? Wiedzą o stażu, o pracy i o May. Nie mają zielonego pojęcia o diagnozie i o spider-manie.
Źle się z tym czuje, że muszę wszystkich okłamywać, ale cóż.
Taki los Petera Parkera.
---------------------------------------------------------------
Mam jakiś zarys na tą książkę, ale wszystko się będzie działo powoli więc nie spodziewajcie się, że w następnym rozdziale Tony będzie jak ojciec dla Petera.
hihihihihiihi
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top