Rozdział 32

Z góry sory za to, nie zabijcie mnie i no za nudno się robiło no, poza tym będzie nowe oblicze Petera, więc mam nadzieje, że się spodoba.

Miłego czytania.



Pov. Steve Rogers

Siedziałem  na rogu kanapy. Byłem tu sam, a ciemność rozjaśniał jedynie blask księżyca.  Powoli wstałem i podszedłem do blatu. Wziąłem pierwszą lepszą szklankę i nalałem do niej wręcz lodowatej wody. Wypiłem ją duszkiem, a następnie odstawiłem naczynie do zlewu i tak zapełnionego różnymi brudnymi naczyniami i sztućcami. Oparłem się rękami o blat i odchyliłem głowę do tyłu. Od kilku tygodni obecność Tonego przyprawia mnie o dziwne uczucie w brzuchu, którego nie miałem od II wojny światowej, czyli szmat czasu.

Może się sam nie chce do tego przyznać, że może zaczynam coś czuć do tego dupka?

Nie, to nie możliwe, żebym coś czuł do milionera. Jednak, gdy się tak przybliżył poczułem znów te dziwne uczucie, którego nie mogę znieść. Miałem ochotę mieć go gdzieś przy sobie, a może go nigdy nie widzieć? Nigdy nie czułem niczego do tej samej płci, czy to by się mogło nagle zmienić za sprawką filantropa?

Nagle poczułem chłodne ręce na swojej tali.  Postać ułożyła czubek swojej głowy w zagięciu mojej szyi. Uśmiechnąłem się delikatnie i zamknąłem oczy. Czułem jak dłonie, jak przypuszczam, mężczyzny zaczynają iść w górę, powoli ustatkowując się pod moją luźną koszulką.  Chłodne opuszki palców badały moją klatkę piersiową, na co cicho mruknąłem.

— Steve.. co my mamy teraz zrobić — usłyszałem cichy szept.

— Tony, to co chcesz — mruknąłem odwracając się do mężczyzny.

Zeskanowałem go wzrokiem. Jego włosy miały soczysty kasztanowy odcień, przeplatały się jedynie siwe pasemka. Miał na sobie błękitną, lekko over-size bluzę oraz czarne dresy. Jego brązowe tęczówki przyciągały mnie i nie mogłem przestać się w nie wpatrywać. Uśmiechnąłem się do mężczyzny łapiąc go delikatnie za biodra. Nagle przyciągnął mnie do siebie łącząc nasze usta. Moje powieki automatycznie opadły zatracając się w tym uczuciu. Jego wargi były nad wyraz miękkie. Moje myśli kierowały się jedynie do tego jak brunet cudownie się całuje.

Milioner odsunął nasze usta od siebie kończąc pocałunek. Spojrzałem się na niego delikatnie marszcząc brwi. Nie rozumiałem czemu się odsunął. Zrobiłem coś nie tak? A może on tego nie chciał?

— Steve — Tony złapał moją twarz w swoje dłonie. — To tylko sen.


Przebudziłem się od razu wstając do siadu. Próbowałem opanować ciężki oddech. Oparłem się o metalową część łóżka odchylając głowę do tyłu. Zatopiłem twarz w dłoniach.

Znowu ten sam sen. Dokładnie ten sam. Nie mogłem przestać myśleć w inny sposób o milionerze, szczególnie po tych jednoznacznych snach. Sam nie wiem, czy coś od niego czułem. Nigdy nie miałem takiego mętliku w głowie. Zwłaszcza, że Tony to mój przyjaciel, którego mimo wszystko uważam za skończonego dupka. Nawet jeżeli moje uczucia zabłądziły właśnie do niego to nie mogę się w tym zatracić. On na pewno nie darzy mnie takim uczuciem. Poza tym nie sądzę, żeby ta sama płeć go pociągała. Co chwilę ma nową panienkę, która kończy z nim w łóżku.

Nie chciałbym być jednym z jego 'przygód'.

Wstałem z łóżka patrząc na godzinę, 6:41. Podszedłem do ogromnego okna i skupiłem wzrok na pięknym widoku Nowego Jorku rankiem. Do moich uszu dobiegło ćwierkanie patków, na co się delikatnie uśmiechnąłem. Oparłem plecy o zimną szybę i zamknąłem oczy.

— To tylko sen — westchnąłem.

Pov. Tony Stark

Szedłem z ciepłym kubkiem czerwonej herbaty i kanapkami w jednej ręce, a w drugiej trzymałem popisowe rogaliki upieczone przez Wandę i Pietra. Otworzyłem stopą drewniane drzwi. Ujrzałem chłopca pod prześcieradłem. Wczorajsza sytuacja nim wstrząsnęła i chciał pobyć sam, jednak dochodziła już 13, a on dalej nie zjawił się w kuchni po jakiekolwiek pożywienia. Brunet będąc spider-manem powinien jeść o wiele więcej niż przeciętny nastolatek, a od rana nie zjadł ani kęsa czegokolwiek. Cholernie się martwiłem.


— Hej mały — powiedziałem próbując zwrócić na siebie jego uwagę. Podejrzewam, że to jeden z jego stanów depresyjnych, powinien iść do psychologa jednak on się zapiera, że nie chcę. Nie mogę go zmuszać, jednak lżej by mi było jakby chodził. — Przyniosłem coś dla ciebie.

— Nie mam apetytu panie Stark — odpowiedział cicho  brunet.

Westchnąłem głęboko i odłożyłem to co przyniosłem na stolik obok. Usiadłem na skraju łóżka dziecka i spojrzałem na jego twarz. Kołdra nie przykrywała jedynie jego brązowych tęczówek, które dziś były nadzwyczaj puste.  Delikatnie posmutniałem widząc stan młodszego.  Wiedziałem, że mimo jego próśb o bycie samemu nie mogę go zostawić.

— Może pogadamy, co? — spytałem troskliwym tonem głosu. Chłopak nieprzerwanie wpatrywał się w okno, jakby było najbardziej interesującą rzeczą na świecie. Westchnąłem ponownie. — Czemu tak zareagowałeś Pete?

— No bo.. — zaczął chłopak. Ujrzałem jak w jego oczach zapętlają się łzy. Podniosłem delikatnie Petera otoczonego kołdrą i ułożyłem go na swoich kolanach. Brązowooki wtulił się w mój tors, a ja zacząłem uspokajająco kreślić palcem kółka na jego plecach. — Jak byłem w sierocińcu to w pierwszym tygodniu w nocy stłukłem szklankę i.. o-on.. p-pobił mnie pasem.. a później p-pierwszy raz.. on..t-to zrobił..

— O boże.. malutki.. — mruknąłem zszokowany. Ten śmieć pierwszy raz dotknął mojego chłopca przez szklankę? Przez kurwa głupią szklankę? Nie mieściło mi się to w głowie. Nie dziwię się czemu tak zareagował. Przytuliłem mocniej do siebie dzieciaka słysząc jego stłumiony szloch. — Pete, on ci już nigdy nie zrobi krzywdy. Przysięgam. Nie musisz się dłużej bać.

— M-myślałem..ż-że t-to n-normalne.. — wyjąkał brunet.

— Nie mały — stwierdziłem pewnie. — To nie było normalne. Tak się nigdy nie powinno stać. I nigdy się już nie stanie. — kiwałem się z dzieciakiem w ramionach, żeby choć trochę go uspokoić. Wtedy wpadłem na pomysł, który zadziałał poprzednim razem, gdy Peter również był w dołku. — Może pójdziemy na lody z drużyną, co ty na to?

— Bardzo chętnie — chłopiec uśmiechnął się delikatnie.

***


— Panie Parker, szef wzywa na kolację — odezwał się robotyczny głos FRIDAY.

— O chryste — jęknąłem przeciągle. Mówiłem, że po podwójnej porcji lodów nie dam rady zjeść kolacji. Mimo to coś czułem, że Tony mi nie odpuści posiłku. — Przekaż, że zaraz przyjdę.

Schowałem telefon do tylnej kieszeni moich beżowych dżinsów i wyczłapałem się leniwie z łóżka. Zgarnąłem czarną bluzę z oparcia mojego krzesła i nałożyłem ją na białą over-size bluzkę. Dzisiejsza moda bardzo mi odpowiadała, wszystko za duże i luźne. Uwielbiałem się ubierać w za duże spodnie i za dużą górę. Przynajmniej nie było widać mojej skrajnej chudości, która w ciągu dalszym się utrzymuje mimo tego, że jem o wiele więcej niż wcześniej.

Przeczesałem ręką włosy i wyszedłem z pokoju. Zacząłem iść w stronę kuchni, gdy nagle poczułem silne mrowienie na karku.

Pajęczy dreszczyk.

Uważnie rozglądnąłem się po korytarzu. Nikogo tu nie było. Może to po prostu przez leki wariuje? Pan Stark mówił, że jestem bezpieczny.

 A co jak nie?

Szedłem powoli korytarzem. W uszach odbijały się jedynie moje kroki. Nie widząc żadnego zagrożenia zacząłem iść pewniej. W mojej głowie było milion dziwnych myśli na sekundę. Czułem jak mrowienie się zwiększa i daje mi nieprzyjmne uczucie stresu. Po chwili dotarłem do części wspólnej.

Widząc co się tam dzieje zamarłem. Stanąłem w miejscu i czułem jak moje nogi robią się jak z waty. Oddech niebezpiecznie przyspieszył. Wpatrywałem się we wszystkich domowników, którzy mieli pistolet przy skroniach. Przełknąłem głośno ślinę widząc, że jedna z broni jest kierowana w moją stroną. Podniosłem powoli drżące dłonie w celu pokazaniu niewinności i braku obrony. Czułem jakbym ze stresu miał zaraz zwrócić podwójną porcję lodów i wszystko co spożyłem w ostatnim tygodniu.

Już wiedziałem, że nie będzie happy endu i raczej nie zjem posiłku.

— Miałeś nie przychodzić na kolację — wysyczał przez zęby miliarder wpatrując się we mnie szklanym wzrokiem.

Teraz Tony? Teraz?

— Zamknij się inaczej go postrzelę — warknął mężczyzna w dziwinie znajomym mundurze.

Usłyszałem kroki i cichy śmiech.

 Zza filaru wyłonił się mój największy lęk. Osoba, która ma mnie wokół palca. Osoba, której boje się najbardziej na całym świecie. Osoba na której widok wpadam w atak paniki.

Pan Thomas.

— Cześć Peterku — mężczyzna zaczął iść w moją stronę. Moje ciało się całe trzęsło, a łzy zapętliły się w moich oczach. Błagam, oby to był jakiś najgorszy koszmar, z którego się zaraz wybudzę. Barczysty blondyn stanął bardzo blisko mnie. Jego wzrok wskazywał pogardę moją osobą. Nagle ujrzałem jak mężczyzna się zamachuje, a już po chwili poczułem palący ból na prawym policzku. Upadłem na kolana i czułem jak łzy zapętlają się w moich oczach. — Nie wychowałem cię tak, abyś się nie przywitał.

— Dz-dzień d-dobry p-panie Thomas — powiedziałem drżącym głosem.

— Zostaw go! — krzyknął miliarder.

— Nie — zaśmiał się były opiekun. — Dobra chłopaki, naprawdę nie mam już ochoty się w to bawić. Sprawcie, żeby zapomnieli o naszej złotej rybce.

Rozszerzyłem oczy ze zdziwienia i spojrzałem na Tonego. Brunet w oczach miał przerażenie. Jego oddech znacznie przyspieszył. Czułem jak gorzkie łzy spływają po moich policzkach. Przerażenie we mnie coraz bardziej rosło, co objawiało się drżeniem całego ciała. Dalej klęczałem czekając co się zdarzy.

Mężczyźni w mundurach podeszli do każdego z domowników. Każdy z nich miał w ręku pewnego rodzaju strzykawkę, w której znajdowało się metalowe urządzenie. W Avengersów oczach zawitał strach.

— Kocham cię synu — wyszeptał miliarder patrząc się na mnie szklanymi oczami.

— Jakie to żałosne — mruknął pan Smith. — Wczepić.

W tym momencie każdy z mężczyzn wstrzyknął metalowe urządzenia w szyję domowników. Momentalnie każdy z nich zamknął oczy i opada bezwładnie na kanapę, na której chwilę temu siedzieli spięci. Czułem jak moje serce rozrywa się na małe kawałki.

— C-co.. co tym im zrobiłeś?

— Będą żyli — zaśmiał się. — Tylko nie będą o tobie pamiętali. 

— Cz-czemu? 

— Przydasz nam się, a nie chcieliśmy mieć na ogonie avengersów — prychnął.

— D-do czego?

— Mamy propozycję nie do odrzucenia — mężczyzna kucnął obok mnie. Czułem na sobie jego oddech co wprawiało mnie o dodatkowe dreszcze. — Zamieszkasz w Queens, najgorszej jej części. Stwierdziliśmy, że mącenie ci w mózgu będzie mniej wydajne niż wysyłanie cię na lżejsze rzeczy. Wiemy o twoich nadzwyczajnych zdolnościach pajączku od bardzo dawna.

— C-co? — wyjąkałem zszokowany.

— Nie przerywaj mi — warknął, na co przełknąłem gulę w gardle. — Handel narkotykami, pobicia lub inne takie.. musimy zapanować nad Queens. A ty się w tym świetnie odnajdziesz.

— Co jeśli ucieknę? — spytałem trochę bardziej pewnym głosem.

— Wtedy, tych ludzi — wskazał na uśpionych Avengersów. — Zobaczysz w piachu. To co, zgadzasz się?

— Nie mam innego wyjścia — westchnąłem.









Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top