„Wesołych Świąt"-one shot

Z okazji Wigili oraz jutrzejszego Bożego Narodzenia wrzucam dziś świąteczny one shot z jednym moich kochanych bohaterów pochodzących z tej książki.

24 grudnia, wigilia. Jak ona tego nienawidziła. Cały świat wydawał jej się w ten dzień jak z horroru.

To w ten dzień jej rodzice zniknęli. Nie chciała mówić że umarli. Bo przecież oni musieli żyć, prawda?

Rozmyślając o tym wszystkim siedziała na parapecie w swoim pokoju spoglądając na śnieg. Czy go lubiła? Oczywiście jak prawie każde dziecko ale tego dnia nie miała siły się na nim pobawić.

Słyszała kolędy z sąsiedniego pokoju należącego do dwuch wesołych czternastolatek ale mało ją to obchodziło. Chciała by ten dzień się skończył by był już chociarzby 25 grudnia by Jack i Lizi już wrócili do miasta i by mogła spędzić z nimi dzień.

-Aila? - cichutki głos za drzwi wyrwał ją z zamyśleń. Po chwili ktoś pociągnął za klamkę i drobny chłopczyk wszedł do pomieszczenia. Był to Lucas Haldler siedmioletni blondynek z jasną cerą i drobnymi uszkami który w czerwonym świątecznym sweterku wyglądał jak jeden z elfów Mikołaja.

-Coś się stało Lucas? - Zmusiła się do uśmiechu.

Chłopczyk podniósł na nią wzrok i spojrzał na nią swoimi niebieskimi oczkami.

-Zaraz odpakowujemy prezenty - powiedział z entuzjazmem - musisz wtedy z nami być - dodał i pobiegł zpowrotem na jadalnię.

Aila Jackson po raz kolejny tego dnia westchnęła. Kolędy ucichły a po korytarzach słychać było teraz jedynie kroki. Jedne powolne a drugie tak szybkie jak bieg.

Wstała pomału i niepewnie ruszyła w stronę drzwi. Już chciała złapać za klamkę ale się zawahała. Cofnęła dłoń nieco do tyłu, spuściła wzrok i cofnęła się od drzwi. Nie miała odwagi tam iść. Nie miała odwagi. Tak bardzo się bała

Z oczu pociekły jej łzy. Była tchórzem. Bała się świętować w rocznicę utraty rodziców. Czułaby się jak zdrajca.

Ramiona opadły jej w dół, powieki się zacisnęły a ona zaniosła się płaczem. Tak bardzo chciała by tu byli. Jej rodzice i... I... I Luke jej kochany starszy brat. Ich wszystkich straciła. Za nimi wszystkimi tęskniła. Bez nich wszystkich czuła się pusta. Niczym studnia bez wody.

Już chciała powrócić do siedzenia na parapecie gdy przypomniała sobie słowa brata. Nadal pamiętała tamtą sytuację.

Siedzieli razem na plaży przy obozie herosów gdy nagle jaj brat zabrał głos.

-Wiesz co Aila - spytał czternastolatek.

Dziewczynka podniosła na niego wzrok.

-Co braciszku?

-Obiecasz mi coś? - spytał a Aila zmierzyła go zaciekawionym spojrzeniem - jeśli kiedy koleiek niedajbogowie coś się stanie mi i rodzicą to żyj jak wcześniej, ok?

Siedmioletnia wówczas dziewczynka pokiwała główką. Nie rozumiała wtedy jeszcze że jej brat się żegna.

-Obiecuję.

Wspomnienie się skończyło. Znowu stała w pokoju sierocińca.

Otarła łzy z oczu i nieco pewniej ruszyła do drzwi.

-Obiecałam ci Lu - szepnęła po czym przycisnęła klamkę.

Ruszyła pomału w stronę jadalni. Gdy tam dotarła aż ją zatkało. Cała sala przystrojona była różnokolorowymi lampkami. Po środku otoczona stołami stała ogromną choinka przystrojona świecącymi bombkami.

Po raz pierwszy tego dnia się uśmiechnęła. Tak szczerze. Jak małe dziecko po raz pierwszy widzące wielką choinkę na rynku jakiegoś wielkiego miasta podczas świątecznego jarmarku.

-Aila jesteś! - to piętnastoletnia Sisi Bobs ubrana w długą czerwoną sukienkę biegła w jej stronę - w co ty jesteś ubrana?

Aila zmarszczyła brwi.

- W czym problem?

-Nie mas żadnego świątecznego akcentu! Skandal! - pogrzebała w torebce, wyciągnęła z niej czapkę Mikołaja po czy założyła ją Aili na głowę - Idealnie!

Po czym ruszyła zpowrotem do reszty plotkujących nastolatek siedzących przy jednym z stołów.

Młoda Jackson natomiast ruszyła w stronę choinki wystukując podeszwami trampek świąteczną melodyjkę lecącą z głośników.

Cały świat nagle nabrał koloru, trochę jakby ktoś pomalował go farbami, Aila nie wiedziała czemu. Tak po prostu się stało a ona nie miała zamiaru marudzić.

Po chwili gdy opiekunki ogarnęły całą ich młodzięczą gromadę zaczęło się rozdawanie prezentów. Za elfa, pomocnika Gwiazdora w tym roku przebrany był pan Harry Jarrys, jeden z opiekunów. Zaciągnął worek z prezentami pod choinkę, życzył wesołych świąt i wyszedł z pomieszczenia by po chwili wrzucić w swoim zwyczajnym ubraniu i spytać się maluchy o tajemniczego gościa .

Wszyscy rzucili się na prezenty. Wszyscy z wyjątkiem Aili. Nie miała zamiaru się pchać. Co roku każdy robił dla kogoś prezent. Dla niej zwykle nie robił nikt. Dlaczego? Bo każdy myślał że ktoś inny to zrobi.

Po chwili krzątaniny podszedł do niej Lucas z drobnym pudełeczkiem w dłoni.

-Nikt nigdy nie robi ci prezentu, a ty zawsze robisz dla wielu osób stwierdziłem że to nie fer - powiedział blondynek a cała sala zamilkła - więc postanowiłem że tym razem to ja go dla ciebie zrobię.

Podał dwunastolatce pakunek z dumnym uśmieszkiem. Pudełko opakowane było w ciemno granatowy papier. Owinięte białą nie równo przyciętą wstążeczką.

Aila sięgnęła po prezent delikatnie niczym po trofeum. Odpakowała je pomału ciesząc się chwilą. Nie zwracała nawet uwagi na kierowane w jej kierunku zaciekawione spojrzenia i szepty. Odginając papier ujrzała najpierw kopertę, lecz gdy ją podniosła jej oczom ukazała się książka w niebieskiej okładce.

Sięgnęła po kopertę. Otworzyła ją pomału wyciągając dziecięcy rysunek.

Z dziesięć narysowanych patyczaków stało obok siebie trzymając się za ręce. Na górze widniał napis „Wesołych Świąt" a cała kartka dodatkowo przystrojona była licznymi czerwonymi serduszkami.

-Dziękuje Lukas - Wyciągnęła ręce w przód i przytuliła chłopca. Malec oddał przytulać wręcz wieszając się jej na szyi - tobie też życzę wesołych świąt.

Chłopczyk po chwili ją puścił. Uśmieszek widniał mu na twarzyczce a w oczach tańczyły wesołe ogniki.

Aila rozejrzała się po sali. Wszyscy powrócili do swoich prezentów. Radosna atmosfera trwała dalej. Lukas powrócił do swoich prezentów uprzednio życząc Aili wesołych świąt. Dziewczynka uśmiechnęła się, po czym wyszła z pomieszczenia, skoro ten dzień stał się dniem przełamywania strachu to musiała zrobić coś jeszcze.

Ruszyła w stronę cmentarza. Od czasu pogrzebu rodziców, a raczej głupiej ceremonii bez ich ciał nie miała odwagi tam zajrzeć. Ale tego dnia uparła się że tym razem nie braknie jej odwagi.

Mimo to gdy stanęła przed bramą cmentarną przeszył ją strach. Na miękkich nogach ruszyła pomiędzy grobami tworząc w śniegu odciski swoich butów.

Nagle stanęła. Trzy groby z tego samego kamieniopodobnego tworzywa ułożone w rządku. Była na miejscu. Westchnienie wydobyło się z jej ust gdy przyklęknęła przed nimi. Po chwili z jej ust wydobyło się jedno zdanie. Jedyne jakie nie ugrzęzło jej w gardle:

-Gdziekolwiek jesteście życzę wam Wesołych świąt

Aila była pewna że odpowie jej cisza. Mimo to mogła przysiąc że nagle poczóła na ramieniu czyjąś dłoń. I choć gdy się odwróciła nikogo nie było to Aila Jackson wiedziała jedno jej rodzina ją usłyszała i i także życzyła jej przyjemnych świąt. Nie ważne jak dziwnie by to brzmiało Aila mogłaby bez najmniejszego zająknięcia stwierdzić że pośród szumu wiatru usłyszała ciche „ Wesołych Świąt". Może jej się przesłyszało, może to echo, może to Zefir poniósł ku niej tą wiadomość a może była to jakaś magia. Nikt nie mógł tego wiedzieć ale Aila Jackson wiedziała jedno, bliscy życzą jej wesołych świąt.

Więc to koniec tego One shota. Życzę tobie drogi czytelniku wesołych i pogodnych świąt.
W ogóle Zdecydowałam po krótkich namysłach że to co aktualnie napisałam będzie po prostu pierwszą częścią tego fanfictinon. Głównie z jednego prostego powodu. Końcówka ostatniego rozdziału była swego rodzaju zakończeniem pewnej części tej historii. A jako że teraz został jeszcze jeden wątek który muszę poprowadzić i mam na niego pewien pomysł to za niedługo na moim profilu pojawi się 2 część
Jeszcze raz życzę miłych świąt,
LitteAilaEvans

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top