Rozmowa o dziecku cz.3 Valkoyn
Razem z Valkoynem udaliśmy się na spacer. Milczeliśmy, ale to był przyjemny rodzaj ciszy. Nie potrzebowaliśmy mówić, żeby być razem. Kiedy byliśmy już w lesie, zauważyłam płaczącego pod drzewem chłopca.
— Hej, co się stało? — zapytałam, kucając przed nim. — Dlaczego płaczesz?
— Mój samolocik utknął na drzewie — powiedział łamiącym się głosem.
— Chodź tu mały. Zaraz odzyskasz samolocik — zawołał Valkoyn, a chłopczyk podszedł do niego. Następnie białowłosy podniósł chłopczyka tak, że ten mógł dosięgnąć samolotu. Patrzyłam na to z rozczuleniem. Tak słodko razem wyglądali. Po chwili dziecko trzymało w rączkach swoją zabawkę. W zaczerwienionych od łez oczkach pojawiły się iskierki radości.
— Dziękuję — zawołał i przytulił się do nogi Valkoyna. Zachichotałam, widząc zdezorientowanie na jego twarzy. A potem szok ustąpił miejsca uśmiechowi, a Valkoyn pogłaskał chłopca po głowie, a potem maluch przytulił się do mnie. — Pani też dziękuje. — I odbiegł, a po jego niedawnym smutku nie było nawet śladu. Podeszłam do mojego ukochanego i wtuliłam się w niego.
— Dzieci są takie kochane — widząc, jak Valkoyn pomaga temu małemu, wyobraziłam sobie, jak zajmuje się naszym dzieckiem. Widziałam, jak trzyma w swoich wielkich i umięśnionych ramionach naszą kruszynkę. Uśmiechnęłam się do tej wizji.
— Ej, skarbie... Aleś się rozmarzyła. O czym myślisz? — zapytał ze śmiechem.
— O tym jakim będziesz wspaniałym ojcem.
Zaśmiałam się, widząc jego rozszerzające się z zaskoczenia i strachu oczy. — Nie, nie jestem w ciąży, ale... Chciałabym mieć z tobą dziecko.
— Ja też Gardienne — pocałował mnie w policzek i mocno przytulił. — Będziemy mieli dziecko. Obiecuję.
— Będziemy mieli prawdziwą rodzinę — powiedziałam i pocałowałam go.
— Tak. Będziemy mieli — wyszeptał i wtulił się we mnie.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top