Dobre wiadomości cz. 1 Nevra
Leżałam w ramionach Nevry i uważnie go obserwowałam. Uśmiech nie schodził mu z ust. Jest taki, odkąd dowiedział się, że jestem w ciąży. Cały czas się uśmiecha i mówi, każdemu, kto chce go słuchać, że będzie ojcem. Czułam jak delikatnie gładzi mój brzuch i składa drobne pocałunki na mojej szyi i ramieniu. Zamruczałam cicho z rozkoszy i pogłaskałam go po policzku.
— Kochanie, dostałeś już list zwrotny do swoich rodziców? — zapytałam, bawiąc się jego czarnymi, puszystymi włosami.
— Eh... Tak. Będą tu jutro. Nie chcę spotykać ojca — powiedział, spoglądając mi w oczy. — I znowu słuchać jego kazań na temat naszego związku. Kocham cię i nigdy cię nie zostawię.
— Ja też cię kocham Nevra — pocałowałam go w czubek nosa i mocno przytuliłam. — I jestem pewna, że twój ojciec zacznie się zachowywać inaczej po waszym ostatnim spotkaniu. Nie martw się o to.
Posłał mi delikatny uśmiech i czule pocałował. Wplotłam dłoń w jego włosy i odwzajemniłam pocałunek.
— Mam nadzieję, że masz rację — wyszeptał, pocałował mnie w kącik ust i mocno przytulił.
Następnego dnia
Razem z Nevrą czekaliśmy na jego rodziców. Czułam, że jest tym zestresowany.
— Nie bój się. Wszystko będzie dobrze.
Uśmiechnął się do mnie i pocałował mnie w czubek głowy. Nagle zobaczyliśmy jego rodziców. Na ustach jego matki rysował się ogromny uśmiech, a jego ojciec miał nieprzeniknioną minę. Kiedy tylko byli bliżej, jego matka porwała mnie w objęcia, a potem przytuliła też Nevrę.
— Nawet nie wiecie, jak się cieszę, że będę babcią. Który to tydzień? Znacie już płeć? Jak chcecie nazwać dziecko? — zarzuciła mnie masą pytań, nie dając mi nawet dojść do słowa. Już wiem po kim Karenn odziedziczyła ciekawość.
— Mamo! Powoli — zawołał Nevra. — Jeszcze nie znamy płci dziecka, to dopiero 11 tydzień. I nie mamy też imienia. Będziemy się nad tym zastanawiać, kiedy poznamy płeć.
— Już nie mogę doczekać się, żeby zobaczyć to maleństwo.
Nie miałam okazji poprzednio dobrze poznać jego matki i żałuję, bo okazała się naprawdę pozytywną osobą. Za jej plecami ojciec Nevry prychnął.
— Przestałbyś się tak zachowywać i chociaż trochę ucieszył, że nasz syn jest szczęśliwy.
— Mam się cieszyć, że mój pierworodny syn splugawił swój ród? Nigdy.
— Przestań obrażać Gardienne! — warknął Nevra i podszedł do niego. — Nie masz prawa tak jej traktować.
Wyglądali, jakby mieli rzucić się sobie do gardeł. Podeszłam do wampira, złapałam go za rękę i odciągnęłam od jego ojca.
— Nevra, przestań, proszę.
Objął mnie ramieniem w pasie i pocałował w czoło.
— Już będę grzeczny.
— Obiecałeś mi, że się powstrzymasz! — warknęła matka Nevry, a potem zwróciła się do nas. — Cieszę się, że jesteście razem szczęśliwi.
— Dziękuję, że mnie pani akceptuje — powiedziałam, a ona uśmiechnęła się szeroko, pokazując kły. Odwzajemniłam uśmiech, a Nevra mocniej mnie do siebie przytulił.
— Kochana, możesz mi już mówić mamo — otworzyłam ze zdziwienia oczy, a mój ukochany parsknął śmiechem i schował twarz w zagłębieniu mojej szyi.
— Kompletnie zwariowałaś — stwierdził jej mąż, a ona posłała mu piorunujące spojrzenie.
— Zamknij się stary zgredzie — odpowiedziała. Nie rozumiałam, o co tu chodzi. Ostatnio nie broniła Nevry, a teraz już tak? Może ta sytuacja, która miała miejsce przy poprzednich odwiedzinach, zmieniła jej nastawienie do tego, jak Nevra był traktowany przez ojca?
— No i nie widzę powodu, żeby cię nie akceptować, kiedy Nevuś jest w tobie tak zakochany — zwróciła się do nas, a dokładniej do mnie, a ja zachichotałam, słysząc zdrobnienie wypowiedziane przez kobietę. Nevra podniósł głowę i posłał swojej matce złe spojrzenie.
— Prosiłem cię, żebyś mnie tak nie nazywała.
— Ale to jest urocze Nevuś — zawołałam i pocałowałam go w policzek. — Od dzisiaj będę cię tak nazywać. Co ty na to, kochanie?
On tylko pokręcił z niedowierzaniem głową i powiedział.
— Co ja z tobą mam.
Razem z jego matką się roześmiałyśmy. Cieszyłam się, że chociaż ona mnie polubiła. Ojciec Nevry milczał, jednak posyłał mi mordercze spojrzenia. Wiedziałam, że mnie nie znosi. Nie akceptował mnie jako partnerki, a przede wszystkim matki dziecka jego syna. Wiedziałam, że Nevrę boli to, że nie cieszy się jego szczęściem i nie jest zadowolony z roli dziadka. Było to widać po jego minie i smutku w spojrzeniu, ale starał się tego nie okazywać i bardzo dobrze mu to wychodziło.
— Mam nadzieję, że nie będziecie mieli nic przeciwko, żebym została tu do poznania płci dziecka?
— Oczywiście, że nie pa... — urwałam, widząc jej znaczące spojrzenie. — Mamo.
Uśmiechnęła się do mnie szeroko.
— Mieliśmy zostać tylko dwa dni — warknął mężczyzna.
— To ty sobie wracaj. Ja tu zostaję.
Kilka tygodni później
Wyszłam od Ewelein na miękkich nogach. Poznałam płeć dziecka, a właściwie dzieci... Nie zdarzyłam odejść za daleko, kiedy wpadłam w ramiona Nevry. Dyszał ciężko, jakby przebiegł maraton.
— I co?
— Będziemy mieli chłopca i dziewczynkę.
— Bliźnięta? — zapytał, patrząc na mnie z szeroko otwartym okiem.
— Tak. Będziemy mieli bliźnięta
Przez chwilę na jego twarzy nie było żadnych emocji, a potem uśmiechną się szeroko i porwał mnie w ramiona. Zupełnie tak jak, wtedy gdy dowiedział się, że jestem w ciąży. Objęłam go za szyję i mocno przytuliłam. Trochę obawiałam się, że nie poradzimy sobie z dwójką dzieci, ale w tej chwili nie chciałam o tym myśleć. Aktualnie potrafiłam się tylko cieszyć z tego co mam i niedługo będę mieć.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top