Na zawsze razem




Młoda dziewczynka siedziała na podłodze w przestronnej bibliotece, a dookoła poukładane były książki, które piętrzyły się już w całkiem okazałe stosy. Długie, czarne loki okalały jej dziecięcą buzię a szare, niemal srebrne, oczy przesuwały powoli po literach, czytanej lektury. Nie mogła mieć więcej niż 11 lat, ale jej kamienny wyraz twarzy nadawał jej jakiejś dojrzałości.

-Polaris - kobiecy głos rozniósł się po pomieszczeniu, na co dziewczynka podniosła głowę szukając wzrokiem swojej matki - odłuż wszystko na miejsce, czas się przebrać. Za dwie godziny rozpoczyna się bankiet państwa Malfoy.

Walburga Black stała między regałami patrząc zimnym wzrokiem na córkę. Była smukła i wysoka, miała piękną twarz i mętne, ciemno-szare oczy. Jej czarne włosy zebrane były w ciasny kok z którego nie miał prawa wydostać się żaden kosmyk. Była piękną kobietą choć powoli można było u niej zaobserwować pierwsze oznaki starości. Parę siwych włosów, gdzieniegdzie zmarszczki. Czasu nie dało się zatrzymać a Walburga Black miała już 45 lat. Mimo to, oczywistym było, że w przeszłości była naprawdę piękną młodą damą.

- Polaris. - Z jej ust wydobyło się ostrzeżenie gdy zauważyła że jej córka cały czas ma nos wetknięty w książkę.

- Już mamo - Dziewczynka zerknęła na nią nie odrywając się od wielkiego tomiszcza - już kończę.

Kobieta syknęła i podeszła do dziecka wyrywając jej książkę z rąk.

- Wstawaj - odłożyła tom na najbliższą półkę i pociągnęła Polaris za rękę, stawiając ją na nogi.

Zaciągnęła ją do pokoju dziewczynki, gdzie czekały już na nie skrzaty domowe, które jak tylko je zobaczyły zajęły się przygotowaniami.

Wsadzono ją do dużej kamiennej wanny, i porządnie wyszorowano, nawcierano w nią ładnie pachnące olejki, i na koniec wysuszono magią. Została ubrana w długą do kostek, czarną sukienkę z rękawami 3/4 i dużą kokardą na plecach. Na dole i rękawach miała falbany a od pasa odchodziły srebrzyste zawijasy. Na jej włosy skrzaty nałożyły opaskę z czarnym kryształem, identycznym jak ten widniejący w środku kokardy na plecach.

Polaris wyglądała ja księżniczka.

Nie minęło 10 minut i jak przekraczali drzwi do rodzinnej rezydencji rodu Malfoy. Polaris trzymała za rękę swojego brata powstrzymując go przed ciągłym poprawianiem koszuli która uciskała go w szyję.

- Orionie - Na powitanie wyszedł im wysoki, jasnowłosy mężczyzna - Cieszę się że tu jesteście -Uścisną dłoń ojca dzieci i nastempnie zwrócił się do Walburgi z czarującym uśmiechem. - Lady Black, miło mi znowu cię zobaczyć - Ucałował jej dłoń kłaniając się lekko.

- Cała przyjemność po mojej stronie, lordzie Malfoy. - Uśmiechnęła się delikatnie.

Później wzrok mężczyzny powędrował w stronę trójki dzieci stojących obok.

- Syriuszu, Polaris, Regulusie mam wrażenie że urośliście odkąd was widziałem ostatni raz.

- Lordzie Malfoy - Powitali go i Dziewczynka dygnęła a chłopcy ukłonili się jak nakazywała etykieta w stosunku do starszych.

Po krótkiej wymianie grzeczności zostali skierowani na kanapy stojące obok stołu z przekąskami gdzie była już młodsza część śmietanki towarzyskiej magicznego świata. Byli tam dwaj bracia Lestrange, Starszy Rodolphus i młodszy Rabastan który tak jak Polaris i Syriusz szedł w tym roku pierwszy raz do Hogwartu, Lucjusz Malfoy który był 5 lat starszy,Narcissa Black, ich 4 lata starsza kuzynka, Castan Avery szedł teraz na 2 rok, Evan Rosier który był w wieku Syriusza i Polaris, i Masan Mulciber, też w ich wieku. Inne dzieci pewnie kręciły się gdzieś dookoła albo ich nie było, ale Polaris jakoś nie szczególnie nad tym ubolewała, nie zniosłaby irytującego trajkotania Alecty Carrow i Perony Parkinson.

- Dzień dobry. - Dziewczynka przywitała się za całą trójkę i usiadła między braćmi.

- Cześć - Narcissa uśmiechnęła się do niej - Za dwa miesiące idziecie do Hogwartu, prawda? Oh, pamiętam jak kradłaś ciastka czekoladowe z kuchni! Miałaś wtedy chyba z 7 lat - Dziewczyna uśmiechnęła się niejako z rozczuleniem. Choć wcale nie była wiele starsza.

Polaris zamrugała zaskoczona.

- Pamiętasz? Em... Nie... nie wiedziałam że ktoś mnie wtedy przyłapał. - Przyznała szczerze.

Faktycznie takie wydarzenie miało miejsce. Polaris sprawdzała limity swojej dziecięcej magii i stwierdziła że może również mieć z tego jakieś korzyści. Wylewitowała z kuchni kilka ciastek. Ale tylko kilka.

- E, nie ważne. - Potrząsneła głową żeby odsunąć od siebie wspomnienie. - Rudolphie - Zwróciła się do bruneta - Słyszałam że zaręczyłeś się z moją kuzynką Bellatrix, gratulacje.

Chłopak spojrzał na nią zmieszany. Jakby nie patrzeć, Bellatrix znał tylko przelotnie. Spotykał ją na bankietach ale to tylko tyle. Prawie jej nie znał.

- Nie przejmuj się. - Głos znowu zabrała jej kuzynka - Bella z wierzchu może wydawać się wredna ale gdy ją poznasz to potrafi być naprawdę ciepła.

- Cóż, - Lestrange upił wody ze swojej szklanki i odstawił ją na stoliczek stojący między kanapami - Ja nie mam problemu z poślubieniem twojej siostry - Zwrócił się do Nacissy - Bardziej się zastanawiam czy ona będzie chciała poślubić mnie. Nie wiesz może czy... czy ma kogoś?

- Jakby to miało dla ciebie znaczenie. - Syriusz rzucił kąśliwie ale na tyle cicho że nikt go nie usłyszał. Polaris wpakowała mu łokieć między żebra.

Polaris stwierdziła że swoją część w grze "kulturalna rozmowa w towarzystwie" odegrała, dlatego przywołała skrzata i wysłała go po jakąś książkę i do końca spotkania praktycznie się nie odezwała i nikt raczej nie próbował jej wciągać w rozmowę. Wszyscy wiedzieli że dziewczynka była nieco... dziwna? Rzadko się odzywała i tylko czytała. I słuchała.

Polaris całe przyjęcie mineło całkiem szybko ale pod koniec Syriusz wyglądał jakby miał wyzionąć ducha, a Regulus na super znudzonego.

_______________

- Ojcze - Polaris spojrzała na czarnowłosego mężczyznę jednocześnie wciąż grzebiąc w surówce - jak było w Hogwarcie gdy chodziłeś do szkoły? W jakim domu byłeś?

Orion odłożył proroka codziennego.\

- W Slytherinie oczywiście. - Wziął łyka herbaty z filiżanki - I gdy ja chodziłem do szkoły, drektorem był wtedy Armando Dippet. Nie mieliśmy też mugoloznawstwa - skrzywił się z niesmakiem - ten przedmiot wprowadził dopiero Dumbledore. - Nie uszło jej uwadze z jaką odrazą wypowiedział to imię.

- Mugoloznawstwo? Będziemy mieli coś takiego? - Spojrzała na niego zdezorientowana - Do czego miało by mi się to przydać? Nie mam zamiaru asymilować sie z tymi szlamami!

- Oczywiście - Walburga prychnęła niczym kotka - nie będziesz się z nikim asymilować! Mam nadzieję że będzie można się z tego wypisać, nie chcę żeby moje dzieci uczyły się czegoś tak haniebnego. - Obrzuciła starszego syna zimnym spojrzeniem - Syriuszu nie wyjdziesz z tond do puki nie zjesz warzyw.

Chłopak jękną w odpowiedzi. Nienawidził, naprawdę nienawidził brokułów.

- Teraz coraz modniejsze jest pomaganie mugolakom - Orion parskną ale jego mina nie wskazywała że jest mu do śmiechu - zakładam że ma to nas do nich zbliżyć - Ostatnie słowa praktycznie wypluł. - Wchodzą do naszego świata z butami i jeszcze próbują się rządzić, a ten obrzydliwy starzec Dumbeldore i rząd tylko im w tym pomagają. Ministerstwo schodzi na psy. Dumbledore - Mężczyzna zmarszczył nos - temu człowiekowi nie wolno ufać, pamiętaj Polaris.

Dziewczynka pokiwała w odpowiedzi głową.

- Wy też dostaniecie się do Slytherinu - Walburga zwróciła się do swoich dzieci - To wielki honor.

- A jeśli dostaniemy się do jakiegoś innego domu? - Syriusz zwrócił na siebie uwagę.

- To niemożliwe - Kobieta pokręciła głową - Wszyscy Blackowie byli w Slytherinie.

- Ale jeśli.

- To był by to straszny wstyd dla naszego rodu, ujma na honorze. -Kobieta rzuciła chłopcu ostrzegawcze spojrzenie i on pokiwał tylko potulnie głową nie chcąc bardziej jej denerwować.

- Jutro pójdziemy na pokątną po rzeczy do szkoły. - Orion oznajmił spokojnym tonem.

- Ja też? Czy ja też mogę iść? - Regulus spojrzał na ojca z nadzieją w oczach.

- Ty dopiero w przyszłym roku. Taka tradycja.

Najmłodszy chłopiec zawiedziony nie odpowiedział.

Resztę obiadu spędzili w ciszy.

________________

Polaris naprawdę była podekscytowana mimo że to nie była jej pierwsza wizyta na ulicy pokątnej. Mimo że jej twarz nie przejawiała dosłownie niczego to była bardzo podekscytowana.

Różdżka. Chciała mieć już różdżkę. Oh, była taka podekscytowana.

- Mamo, - Złapała kobietę za spódnicę - Możemy iść najpierw po różdżki?

- Tak! Już nie mogę się doczekać! - Syriusz cały czas tylko przeskakiwał z nogi na nogę.

- W porządku - Kobieta skineła głową i obrzuciła swojego syna zirytowanym spojrzeniem - uspokój się bo nie dostaniesz tej różdżki.

- Znajdę was później - Orion poprawił krawat - mam sprawę do załatwienia u Gringota więc spotkamy się przy księgarni o 12.00.

- Oczywiście. - Walburga przytaknęła i skierowała swoje dzieci do sklepu Olivandera.

Gdy weszli do sklepu przy ladzie stał już siwy mężczyzna.

- Oh, młoda panienka Black i młody panicz Black! Tak myślałem że zawitacie tutaj w najbliższym czasie! Lady Black, dobrze panią widzieć! Ile to już czasu mineło!

- Dzień dobry - Walburga odpowiedziała chłodno i skinęła na Syriusza - Ty pierwszy.

Chłopiec wyrwał się do przodu nie mogąc ustać w miejscu.

- Oczywiście, oczywiście - Olivander znikną gdzieś między pułkami i po chwili wrócił z podłużnym pudełeczkiem - Dąb, pióro z ogona phoenixa 11 i pół cala, sztywna.

Syriusz wziął ją do ręki ale zanim zdążył cokolwiek zrobić staruszek wyrwał mu ją.

- Nie, nie, to na pewno nie ta.

I tak minęło kilkanaście minut i Syriusz zdążył już stłuc okno aż w końcu Olivander z pewną miną podał mu kolejną różdżkę.

- Jałowiec, włókno ze smoczego serca 12 i 1/4 cala, dość giętka.

Chłopak wziął ją i machną. Z różdżki wydobyła się czerwona iskra i poleciała do góry, przy suficie rozbijając się na setki mniejszych iskerek. Była idealna.

Różdżka to był zwykły podłużny patyk w kolorze zimnego, ciemnego brązu, na rączce grawerowane były jakieś dziwne znaki a na właściwej części piękne zwijasy. Była śliczna.

- Tak, ta jest dobra - Olivander pokiwał głową z zadowoleniem - To bardzo potężna różdżka ale uważaj na nią panie Black, bardzo nie lubi wilgoci.

- Oczywiście, dziękuję. - Syriusz pokiwał głową i schował różdżkę do pudełka.

- Teraz zapraszam ciebie panno Black. - Olivander zachęcił ją ruchem ręki.

Staruszek raz za razem wyrywał i wsadzał w jej ręce kolejne różdżki aż w końcu po dłuższej chwili na zapleczu wrócił z różdżką która wyglądała jakby leżała w tym sklepie od dobrych stuleci.

Wyglądała bardzo prosto, nie miała zdobień ani specjalnych udziwnień. Jedynie rączka to było jakby drewno zaczęło się zwijać tworząc delikatną spiralę. Pod spodem była biała niczym kość ale w niektórych miejscach była smoliście czarna jakby ktoś ją pobrudził. Wyglądała bardzo orginalnie i dość mrocznie.

- Cis, włókno ze smoczego serca, 12 cali, dość sztywna.

Polaris wzięła ją do ręki i nagle to poczuła. Ciepło rozchodzące się po całym jej ciele. To było jakby... znalazła coś co kiedyś zgubiła. Jej magia radośnie powitała nową towarzyszkę a różdżka odpowiedziała wypuszczając czarną iskrę.

- Tak, tak - Olivander pokiwał głową w zamyśleniu. - Bardzo potężna, bardzo. Ta różdżka jest bardzo kapryśna jeśli chodzi o dobór właściciela dlatego do dzisiaj kurzyła się w tym sklepie jeszcze od czasów mego ojca. - Znowu pokiwał głową. - Tak, tak. Z tą różdżką będziesz mogła robić wielkie rzeczy panno Black i ona będzie ci wierna i nigdy nie zawiedzie jak długo będziesz pokazywać że jesteś jej warta. Nie będzie posłuszna byle komu, jest bardzo dumna.

Polaris przytaknęła i przyjrzała się różdżce jeszcze raz. Wyglądała jakby ktoś wyciął ją z kości. Była mroczna, dumna, i potężna.

Zupełnie tak jak ona.

___________

Polaris nie cierpiała zmian, lubiła gdy wszystko było na swoim miejscu. Dlatego na kilka dni przed wyjazdem lepiej było jej nie irytować. Nie stresowała się czymś szczególnym, jak przydział do domu lub znajomi. Irytowała ją sama sytuacja. W końcu za zmianami zazwyczaj ciągnęły się jakieś konsekwęcje a one za sobą ciągnęły problemy. A tego nie lubiła.

- Polaris - do biblioteki w której się ukrywała wszedł jej dziadek, Pollux Black - Choć, musimy porozmawiać.

Obrzucił ją jeszcze spojrzeniem zimnych oczu i wyszedł oczekując że pójdzie za nim. Tak zrobiła.

Zaprowadził ją do salonu gdzie na jednej z kanap siedział już zestresowany Syriusz. Och, szykowała się jakaś poważniejsza rozmowa. To też ją irytowało. Właściwie to wszystko ją irytowało. Pollux usiał na fotelu.

- Za 3 dni wyjeżdżacie do Hogwartu. Tradycyjnie Blackowie przydzielani są do domu Salazara Slytherina i od was oczekuję że też tam traficie - Ostrość w jego głosie wskazywała na rozkaz albo groźbę niż sugestię. Jej dziadek na pewno wiedział jak tworzyć napięcie. - Nasz ród pokłada w was duże nadzieję dlatego pamiętajcie żeby zawsze przykładać się do nauki i nie przynieść nam hańby. Nie zadawajcie się ze szlamami bo z takimi znajomościami daleko nie zajdziecie. Pamiętacie, należycie do Szlachetnego Starożytnego rodu Black, my zawsze jesteśmy czyści. - Jego słowa były przepełnione dumą i arogancją, na twarzy pojawił się niemal niewidoczny uśmiech a plecy proste z piersią wypiętą do przodu.

Polaris wybrała jeden ze swoich uśmiechów i nałożyła go na twarz.

- Oczywiście dziadku - wyprostowała się dumnie a siedzący obok niej Syriusz kiwną głową.

- Nie zawiedziemy. - Chłopak mówił z pewnością w głosie ale Polaris w jego oczach mogła dostrzec strach.

- Bardzo dobrze - Pollux wstał i obrzucił swoje wnuki wyniosłym spojrzeniem - nie pozwólcie żeby wasz talent się zmarnował.

I wyszedł. Oboje z Syriuszem jeszcze nasłuchiwali oddalających się kroków aż w końcu chłopak odetchną i oparł się o oparcie kanapy.

- Nareszcie - jękną i się przeciągną - ten człowiek mnie przeraża.

Polaris prychneła w odpowiedzi ale sama się rozluźniła pozwalając sobie na chwilę relaksu.

- Poprostu jest trochę przedawniony - Syriusz pomyślał że siostra próbuje bronić dziadka ale po chwili jej twarz się skrzywiła w wyrazie irytacji - Choć, to prawda co mówisz, nie musi cały czas być taki spięty. Rozmowy z nim są niekomfortowe... i irytujące.

Chłopak przyciągną Polaris do siebie i przytulił. Nie wyrywała się więc mógł się rozkoszować jej obecnością. Młodsza siostra nie była zbyt czuła czy ciepła (jak cały ród Blacków, z resztą) więc rzadko udawało mu się złapać ją w tak komfortowej sytuacji.

Syriusz zsunął się z oparcia i wylądował głową na kolanach dziewczyny a ta wplotła palce w jego włosy. Przez chwilę siedzieli poprostu w ciszy. Nie potrzebowali ze sobą rozmawiać, czasami lubili poprzebywać w swoim towarzystwie.

Odetchną i zamknął oczy. Nie był specjalnie zestresowany wyjazdem do Hogwartu co jego rodzina z uporem próbowała zmienić, cały czas mówiąc o czym musi pamiętać jak już będzie w szkole. Naprawdę, zaczynał mieć tego po dziurki w nosie. Wszystko dotarło do niego za pierwszym razem choć było mu całkowicie obojętne. Obojętny był mu dom do którego trafi, obojętne były mu szlamy i obojętne były mu oceny które w przyszłości dostanie. Nic w tej chwili nie mogło go bardziej nie obchodzić niż te trzy rzeczy a jego rodzice robili z tego wszystkiego jekieś przykazania. Parskną śmiechem. Zabawne, zabawne i irytujące.

Syriusz otworzył oczy gdy poczuł że ręka polaris przestała przesuwać po jego włosach. Aż się uśmiechną na widok który zobaczył. Gdy spała przestawała wyglądać tak strasznie.

__________________

Na peron 9 i 3/4 się deportowali, bo Państwo Black odmawiali przebywania w mugolskiej części dworca. Gdy szli ludzie ustępowali im miejsca, czy wiedzieli kim są czy nie. Aura którą roztaczali przytłaczała.

Staneli a Walburga wygładziła i tak nie naganie wyglądające włosy Syriusza.

- Polaris, Syriuszu - Oboje spojrzeli na poważną twarz ojca - Nie zawiedźcie nas, jesteście Blackami więc trzymajcie się razem - i ku ich zaskoczeniu na jego twarz wpłyną ciepły uśmiech - i powodzenia, Hogwart to cudowne i tajemnicze miejsce dlatego korzystajcie ze wszystkiego co wam zaoferuje. - Pogładził Polaris po ramieniu.

Oboje mu przytaknieli skołowani jego ciepłem.

Walburga jeszcze poprawiła kołnierzyk od sukienki córki i skierowali się do pociągu.

Znaleźli wolny przedział i rozsiedli się wygodnie, Polaris wyciągnęła książkę, podręcznik do eliksirów (który przeczytała już 3 razy) i zagłębiła się w lekturę. Syriusz z kolei ze znudzeniem spoglądał za okno. Po jakiś 10 minutach przysiadł się do nich Evan Rosier, a gdy pociąg ruszał, przedział był pełny.

Akurat tak się trafiło że w ich roczniku nie było żadnych dziewczyn które Polaris znała, dlatego teraz siedziała w przedziale z irytującymi samcami alfa i słuchała o quiddithu. Nie cierpiała quidditha. Dlatego zagłębiła się bardziej w książkę i próbowała wszystkich ignorować, czasami jednak będąc wciąganą w dyskusję gdy ktoś próbował poznać jej stanowisko na dany temat.

W śród rodów czystokrwistych dziewczyny raczej nie były traktowane zbyt poważnie. Jedynie czego od nich oczekiwano to posłuszeństwa, a jednocześnie stawiano wysokie wymagania w każdej dziedzinie.

Polaris była inna. Była Black więc już z początku miała więcej szacunku i dystansu, do tego była piekielnie inteligentna. Dorośli ją uwielbiali za jej błyskotliwość, a młodsi, czy chłopcy czy dziewczynki, poszukiwali u niej odpowiedzi na różne pytania. Tak też się składało że jakimś cudem Polaris wiedziała wszystko o wszystkich, więc gdy inne dzieciaki chciały się czegoś dowiedzieć zawsze zwracali się do niej, a ona udzielała odpowiedzi w zamian za drobne przysługi. Nie była też plotkarą więc inne dziewczynki wyżalały jej się z różnych smutków. I tak właśnie zyskała szacunek. Mimo że była dziewczynką inni widzieli w niej kogoś więcej, zyskała szacunek którego tak bardzo chciała. Chciała być traktowana tak jak jej ukochany brat Syriusz.

Ze swojej torby podręcznej wyciągnęła zegarek kieszonkowy i sprawdziła godzinę.

Wstała i wyciągnęła czarną szatę.

- Idę się przebrać, wam też radzę, za chwilę dojeżdżamy - oznajmiła i wyszła.

Po dłuższej chwili gdy w końcu udało jej się znaleźć łazienkę i przebrać. Wracając do przedziału, na korytarzu wpadła na nią jakaś ruda dziewczynka.

Polaris syknęła i obrzuciła ją lodowatym spojrzeniem.

- Uważaj jak chodzisz!

- Prze-Przepraszam! - Dziewczynka pisnęła i szybko uciekła.

Ts, najpewniej szlama.

Polaris otrzepała się z niewidzialnego kurzu i z gracją ruszyła z powrotem do przedziału.

- Coś się stało? - Syriusz zwrócił uwagę na jej kwaśną minę.

- Po drodze wpadła na mnie jakaś szlama.

Rabastan skrzywił się i pokiwał głową.

- Szlamy są bezużyteczne, nawet chodzić nie potafią. - Prychną i przesuną się bliżej Mulcibera żeby zrobić dziewczynie więcej miejsca.

Usiadła i odłożyła swoją torbę podręczną na bagaże.
- Zatem - splotła ręce i spojrzała na chłopców - wymieńmy się oczekiwaniami.

- Oczekiwaniami? - Laurus Parkinson spojrzał na nią zaskoczony - Jakimi?

- Na przykład - zastanowiła się chwilę - podobno od lat, żaden profesor obrony, nie uczył dłużej niż rok.

- Naprawdę? - Syriusz ożywił się - Skąd wiesz?

- Nasza kuzynka Bella wspomniała mi o tym - rozejrzała się po twarzach zainteresowanych chłopców - więc zrobiłam research.

- Och, to prawda! - Avery wyrwał się z miejsca - w zeszłym roku nasz nauczyciel rzucił się z wierzy astronomicznej!

- Co proszę? - Masan rozszerzył oczy - rzucił się?

Laurus który także szedł na drugi rok pokiwał głową.

- Jedni mówią że się rzucił, inni że spadł - wzruszył ramionami - cóż, na pewno nie żyje.

- Klaucjusz Kalponi - Polaris odezwała się ponownie - podobno jego rodzina zgineła w wypadku i popełnił samobójstwo. A dwa lata temu, auror Michael Crawn, podczas wakacji rzucił na siebie samego zaklęcie zapomnienia i wylądował w Mungu.

Syriusz parskną

- Widzę że bardzo zdolny z niego auror.

- W istocie - wargi dziewczyny wygięły się w prześmiewczym uśmiechu.

- Och, dojeżdżamy - Rabastan wskazał palcem na okno.

Avery i Parkinson pożegnali się z resztą grupy i odeszli do powozów gdy reszta poszła gigantycznym owłosionym mężczyzną.

- Co to jest?! - Mulciber spojrzał na wielkoluda z mieszanką przerażenia i konsternacji.

- Może... pół olbrzym? - Evan Rosier spojrzał na znajomych z niepewnością.

- Słucham? - Black obruszył się - Jak do diabła TO miało by działać?!

Polaris wzdrygnęła się.

- Stop. Stop. - Złapała swojego brata za ramie - Nie zagłębiajmy się w to... Syriusz nie wpadnij do wody - pociągnęła bliźniaka do góry ratując go przed wpadnięciem do jeziora.

Gdy wszyscy byli już w łódkach, zaczęły płynąć. Po chwili zza zakrętu wychylił się ogromny, średniowieczny zamek. Polaris aż na chwilę zaparło dech w piersi.

Do tej pory myślała że zamek ukryty głęboko w Brytyjskich górach, Nimdur, główna siedziba rodu Black, był spory. Ale Hogwart... to był Nimdur x5.

Osadzony na skarpie nad jeziorem, błyszczał w świetle pochodni. Polaris musiała przyznać że poczuła się oczarowana.

Rozejrzała się ukradkiem, patrząc jak inne dzieci chłoną widok. 

Gdy wysiadali, Syriusz wykazał się większą gracją i jako pierwszy wyskoczył z łódki następnie podając rękę siostrze, pomógł jej wysiąść. Oczywiście nie uszło to uwadze dwóm innym dziewczynkom, które posłały jej zazdrosne spojrzenia. 

Bardzo dobrze. Przeszło jej przez myśl. Niech poczują się gorsze.

Wielka sala już nie zrobiła na niej takiego wrażenia. Owszem, sufit był pomysłowy i ładnie się mienił, ale nie było to nic nie spodziewanego ani niesamowitego. 

Nagle do jej uszu doszedł okropny skrzekot. Prawie jęknęła na głos. Stara tiara leżąca na stołku, na środku sali, wydobywała z siebie słowa które prawdopodobnie miały być piosenką. Niestety, Godryk Gryffindor najwyraźniej nie obdarzył jej talentem muzycznym.

Kobieta która przyprowadziła ich do wielkiej zali wyciągnęła rolkę pergaminu i skierowała wzrok na uczniów.

- Będę wyczytywała wasze nazwiska, gdy usłyszycie swoje, podejdziecie tutaj i usiądziecie na stołku, a Tiara Przydziału przydzieli was do domu. Zapraszam, Abella Aston.

Po chwili Polaris usłyszała głośne Hufflepuff, i oklaska.

Zaczeła czuć się... nieswojo? Odkąd przyszedł jej list z Hogwartu, nie stresowała się Przydziałem, ale teraz... zaczeły jej się niekontrolowanie pocić ręce. Och, chciała mieć to już za sobą.

Usłyszała imię swojego brata. Patrzyła jak siada na stołku, a Minerva McGonagall nakłada tiarę na jego głowę. Siedział tam przez chwilę... i łachman wykrzyczał głośne Gryffindor.

Polaris gwałtownie pobladła przez chwilę miała wrażenie że wszystko ucihło. 

Syriusz... w Gryffindorze? to był żart prawda? Jeśli tak, to wyjątkowo nieśmieszny. Otrząsneła się z amoku, dobiero gdy usłyszała swoje imię.

- Polaris Black! - Profesor McGonagall podniosła do góry czapkę i chciała nałożyć ją na głowę zdiewczynki, ale tiara ledwo dotknęła jej włosów, a wykrzyczała głośne Slytherin.

Przy stole węży rozległy się głośne brawa, Black przyjęła gratulację od współdomowników, nie dając po sobie poznać że jest wstrząśnięta sytułacją ze swoim bratem.

Szczerze, była zszokowana. Czy Syriusz pasował go Gryffindoru? Oczywiście że nie! - Potrząsnęła głową - znaczy myślała że nie pasuje. Syriusz był Black jak wyciąć z obrazka. Był arogancki i inteligentny, potrafił grać w gierki słowne nie gorzej niż ona sama, czym zawsze doprowadzali ich matkę do szału. Był dumny z bycia Balckiem! 

Polaris zamrugała. No właśnie, Syriusz był BLACKIEM. Nie Gryffonem, nie Ślizgonem. Był Blackiem.

__________________

Matko,

Piszę do ciebie, abyś dowiedziała się wszystkiego ode mnie. 

Zostałam przydzielona do Slytherinu, będę się dobrze uczyć i na pewno cię nie zawiodę. 

Syriusza przydzielono do Gryffindou. Ale proszę, pozwól mi się tym na razie zająć. Syriusz jest lojalny rodzinie, i tylko rodzinie, dlatego uważam że jego przydział nie ma znaczenia. Porozmawiam z nim i przypomnę mu o naszych tradycjach i zasadach. Jeśli razem z ojcem będziecie go wspierać, albo przynajmniej nie okazywać swojego zawodu, jestem pewna że bardzo to doceni i zawsze stanie po stronie rodziny. 

Proszę, nie rób nic pochopnego.

Twoja jedyna córka, Polaris Black


Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top