49. Propozycja nie do Odrzucenia

Kiedy tylko wyszła z komnaty, wszyscy na nią czekali. Varma, Mina, Theo, Aiden, Ziggy, Axel i Bambi z wyraźnym zmęczeniem siedzieli w kamiennym pomieszczeniu bez słowa. W międzyczasie ktoś musiał wynieść zwłoki Claire, gdyż jedynym co po niej zostało była ogromna plama krwi.

Nikt nic nie powiedział. Patrzyli się na nią z wyczekiwaniem, a Avery nie wiedziała, co zrobić. Czuła się całkowicie wykończona. Wcześniej adrenalina związana z poznaniem Saera oraz zdobyciem nowych informacji pomagała jej pozostać pobudzoną. Gdy jednak dziewczyna zobaczyła tragiczny fragment historii lokalnego ludu, a następnie Faes zniknął, jej energia wyparowała. Dlatego kiedy podchodziła do swoich towarzyszy, ledwo trzymała się na nogach.

Spodziewała się zobaczyć irytację czy rozczarowanie na ich twarzach, ale wszystkie wyrażały troskę i zmartwienie. Jedynie Varma wciąż wyglądał na wstrząśniętego, lecz Avery ani trochę się mu nie dziwiła. Co więcej, zastanawiała się, dlaczego w ogóle postanowił zostać.

Mina również wciąż sprawiała wrażenie zmęczonej, lecz zdawała się być w lepszym stanie niż wcześniej. Siedziała wtulona w swojego brata, również posyłając Avy blady uśmiech.

— Avy, jak się czujesz? — Aiden odezwał się jako pierwszy.

Wampir powoli podniósł się na nogi. Zrobił jeden krok w jej stronę, jednak po tym natychmiast przystanął. Jakby nie był pewien, czy ona chce, żeby to on ją w tamtym momencie pocieszał.

Avery sama wciąż nie wiedziała dokładnie na czym stali. Nie miała również pojęcia, czy ktokolwiek poinformował go o jej umiejętnościach czy sytuacji z golemem i ukrytymi drzwiami. Mimo to w tamtym momencie ją to nie obchodziło. Była już zbyt wyczerpana na nadmierne myślenie. Zapragnęła jedynie, żeby znowu było tak jak wtedy, gdy pocieszał ją w bibliotece.

Mimowolnie podeszła do wampira i go objęła. Nawet nie zauważyła, kiedy po jej policzkach popłynęły łzy. Po tych wszystkich wydarzeniach naprawdę potrzebowała bliskości.

— Dalej nie rozumiem, co się dzieje. — Ledwo usłyszała szept Bambi.

— Ja też, ale wydaję mi się, że nadszedł czas na nasz pierwszy grupowy uścisk! — Avery nie potrafiła powstrzymać uśmiechu na podekscytowany głos Axela. Szczególnie, gdy po chwili dodał. — Ziggy! Ty też.

Gdy została zamknięta w objęciach ludzi, których chyba rzeczywiście mogła nazwać przyjaciółmi, poczuła ulgę. Nawet pomimo wcześniejszej zdrady dwojga z nich, przez chwilę poczuła, że może jednak wszystko będzie dobrze.

Ledwo usłyszała słabe słowa Aidena.

— Avy, zanim cokolwiek zrobisz, jest coś, o czym musimy ci powiedzieć...

Nie miała jednak siły by się skoncentrować. Nawet nie zorientowała się, kiedy jej świadomość uciekła w objęcia błogiej ciemności.

***

Obudziła się w ciemnym samochodzie. Po kilku sekundach całkowitej dezorientacji rozglądnęła się wokół w poszukiwaniu plecaka bądź znajomej twarzy. Nadaremnie. Nie zobaczyła nikogo innego na tylnych siedzeniach.

Oprócz niej w pojeździe znajdował się jedynie nieznajomy kierowca. Spróbowała czegokolwiek się od niego dowiedzieć, pytając kim był i co tu robili. Niestety zbywał wszystkie jej pytania milczeniem. Jednakże nie była trzymana w niepewności zbyt długo. Po kilku minutach auto zjechało na dziedziniec, gdzie czekał na nią Anders.

— Co się dzieje? — Natychmiast podbiegła do maga. — Gdzie jest dyrektor Varma? I reszta? I co się stało z moim plecakiem?

Ku jej zdziwieniu on jedynie odparł.

— Nie przejmuj się tym teraz. Filindustria na ciebie czeka.

Stanęła ze zdezorientowaniem, czując przyśpieszone bicie serca. Filindustria? Skąd on się tu wziął?

Anders zaczął kierować się w stronę niewielkiego domu, a ona jedynie wpatrywała się w jego plecy. Zalała ją fala frustracji. To on ich zdradził. Od początku pracował dla Filindustrii, czekając aż tylko wydarzy się coś niecodziennego. A ona podała mu idealną sytuację, niczym wykwintne danie na talerzu.

Dodatkowo mogła przez to stracić słownik — jedyny sposób na naukę języka Faes. W nim również Saer zostawił dla niej wiadomość, którą miała przeczytać później. Sama ta myśl przyprawiła ją o mdłości, lecz spróbowała się uspokoić. Musiała mieć nadzieję, że to ktoś zaufany wziął jej plecak i zwróci jej go, gdy tylko będzie okazja.

Przez myśl przeszedł jej powrót do samochodu, lecz w tym samym czasie usłyszała gruchot silnika. Wątpiła, żeby próba ucieczki miała jakikolwiek sens, dlatego z niechęcią podążyła za Andersem. Trzymała się kilka metrów za nim, ponuro spoglądając na wyprostowaną sylwetkę maga.

Szli ciemnym korytarzem i ostatecznie mężczyzna zaprowadził ją do metalowych drzwi.

— Tam idziesz sama.

Avery parsknęła, ale bez dalszego protestu weszła do pomieszczenia. Chciała już mieć to za sobą. Nie wiedziała, czy była to kwestia zmęczenia, lecz przestała czuć jakikolwiek stres. Może i została wezwana przez jednego z najpotężniejszych czarodziei na świecie, ale wątpiła, żeby coś jej groziło. Gdyby chciał ją skrzywdzić, mógł to przecież zrobić jeszcze w Greenbridge, zamiast wysyłać ją do szkoły na Syberii. Zgadywała, że chciał wyciągnąć od niej informacje o tajemniczej jaskini, być może nawet Faes. Zgodnie z obietnicą, którą złożyła Saerowi, nie zamierzała zdradzić nawet słowa.

Pokój przypominał jej miejsca przesłuchań, które widywała w serialach policyjnych. Na jednej z ciemnych ścian wisiało ogromne lustro, a na środku stał stół z dwoma krzesłami ustawionymi naprzeciw sobie. Jedno z siedzeń zostało już zajęte.

Na twarzy Filindustrii gościł szeroki uśmiech.

— Możesz usiąść. — Spodziewała się, że jego głos będzie niesamowicie głęboki, ochrypły, wywołujący ciarki. Zamiast tego brzmiał... zwyczajnie.

Choć opornie, dziewczyna spełniła jego polecenia. Nie czuła się na siłach, żeby stać podczas ich rozmowy.

— Gdzie są moi przyjaciele? — zapytała, zanim mógł cokolwiek dodać.

— Moi ludzie zawieźli ich z powrotem do waszych apartamentów — odparł. Avery miała wrażenie, że uważnie analizował jej twarz, badając spojrzeniem każdy, najmniejszy szczegół. Mimowolnie odwróciła wzrok.

— Nie wierzę, że mnie zostawili.

— Nie mieli zbytniego wyboru. — Filindustria uśmiechnął się, odsłaniając białe, równe zęby. — Ale spokojnie, niedługo pozwolę ci do nich wrócić. Chcę jedynie porozmawiać.

Choć wyglądał i brzmiał, jak każdy przeciętny mężczyzna, było w nim coś, co przyprawiało Avery o dreszcze. Nie wiedziała, czy chodziło o sposób w jaki wymawiał poszczególne wyrazy, jego przenikliwe spojrzenie czy nienaturalnie zrelaksowaną postawę. Mimo to zdołał sprawić, że jej zmęczenie i nonszalancja przerodziły się w niepokój.

— W takim razie miejmy to z głowy. — Potrafiła zachować obojętny ton, jednak nie dała rady na niego spojrzeć.

— Oczywiście. — Rozłożył ręce. — Tylko jeszcze jeden szczegół.

Filindustria skierował luźną dłoń w kierunku Avery i, zanim zdążyła zareagować, wypowiedział jakieś słowa. W porównaniu do innych zaklęć, które słyszała jak dotąd, to nie przypominało łaciny.

W ciągu ułamku sekundy poczuła łagodną falę energii rozpływającą się po jej ciele, lecz nie było to nic bolesnego. Nie zauważyła również żadnej znaczącej zmiany.

— Co to było? — zapytała, uważnie przyglądając się swojemu ciału.

— Gwarancja, że będziemy ze sobą całkiem szczerzy. Tak na dobry początek współpracy.

Avery przygryzła policzek. Jaką współpracę miał na myśli?

— Nie rozumiem — przyznała.

— Spokojnie. — Jego uśmiech wcale nie był uspokajający. — To przyniesie korzyści nam obu.

— W jakim sensie?

— Pomoże ci dowiedzieć się co nieco o twoim dziedzictwie. — Uniósł brwi. — Po tym co się stało w rezerwacie Zingaro, domyślam się, że jesteś dość zainteresowana tym tematem.

Już otworzyła usta, żeby zapytać, co wiedział. Szybko się jednak powstrzymała i, zamiast tego, raptownie westchnęła. Lepiej było trzymać tor konwersacji jak najdalej od Faes i wszystkim, co było z nimi powiązane.

— A co ty będziesz z tego miał? — Skrzyżowała ramiona.

— Jesteś zbyt bystra, żeby przekonała cię bezinteresowna pomoc?

— Sam powiedziałeś, że to ma być współpraca. Musisz mieć z tego jakieś korzyści.

— Ciężko zaprzeczyć — roześmiał się. — Obawiam się, że moje cele są dość egoistyczne. Zapewne słyszałaś o tajemniczej chorobie, która ostatnio zaczęła obejmować Europę południową i centralną?

Avery chciała zaprzeczyć, lecz zanim w pełni wypowiedziała słowo „nie", poczuła jakby ogień wypalał jej gardło. Padła na kolana, trzymając się za szyję.

— Uznam to za tak — Filindustria nawet nie drgnął, kiedy dziewczyna z trudem powstrzymywała łzy bólu. Dopiero po kilku sekundach pieczenie ustało, lecz Avery wciąż nie wstawała z podłogi, zszokowana całym wybuchem. Teraz przynajmniej zrozumiała, co miał na myśli, wspominając szczerość.

Kiedy wreszcie wdrapała się na krzesło, czarodziej spojrzał na nią, tak jakby nic się nie stało i kontynuował:

— A więc podejrzewam, że ta prawdopodobnie wymarła już cywilizacja trzyma w sobie klucz do lekarstwa na naszą tajemniczą chorobę. Chciałbym ją zbadać i odkryć cudowny lek, który może ocalić wiele istnień.

— Wcale nie brzmi, aż tak egoistycznie — Avery powiedziała cicho, bojąc się, że nie będzie w stanie mówić. Jednakże, pomimo wcześniejszego bólu, jej głos brzmiał normalnie.

— No cóż, chęć bycia zbawcą dla innych jest raczej egoistyczna, jeśli mnie zapytasz. — Wzruszyła ramionami. — No a jak dzisiaj odkryliśmy, ty świetnie sobie radzisz z eksploracją... ruin. Dlatego chciałbym, żebyś w moim imieniu przebadała inne takie miejsca i... powiedzmy raportowała mi wszystko, co wyda ci się powiązane z potencjalnym lekarstwem.

Avery popatrzyła na niego niepewnie. Nie ufała mu i nie wierzyła w jego wytłumaczenie. Wydawało się zbyt proste. Zbyt trywialne dla kogoś, kto wiedział zarówno o niej i Faes — rasie, o której nikt inny, kogo spytała, jak dotąd nie miał pojęcia — tak dużo. Nie wiedziała jednak, czy mogła w ogóle odmówić. Przecież to on wysłał ją do szkoły imienia Anastazji Piotrovnej, a jego człowiek praktycznie zmusił ją do zaakceptowania tego pod groźbą śmierci.

— Jak by to miało wyglądać? — Tym razem nie potrafiła powstrzymać drżenia w głosie.

— Będziesz chodzić normalnie do szkoły, uczyć się i korzystać z uroków życia. A przy okazji, od czasu do czasu, wyjedziesz na dzień czy dwa, żeby przeszukać jakąś jaskinię czy inne podobne miejsce. — Posłał jej szeroki uśmiech. — Jeśli będziesz chciała, pozwolę ci nawet wziąć ze sobą te dzieciaki od ludzi z Przymierza czy tą wieszczkę i jej brata. Od biedy nawet Gunbira Varmę, jeśli nie doznał dzisiaj zbyt dużej traumy. A więc? Co powiesz?

Avery nie mogła zrozumieć, skąd Flilindustria wiedział o tym wszystkim. O tym, że Mina była wieszczką, z kim się przyjaźniła czy nawet o tym, że potrafiła zrozumieć język Faes na tyle, by rzeczywiście móc coś odkryć w ich świątyni. Tego nie mógł przecież wyczytać z jej krwi.

— To wszystko brzmi zbyt dobrze, żeby było prawdziwe — przyznała.

— Czasami lepiej się trzymać prostego wyjaśnienia i nie zadawać zbyt wielu pytań. Szczególnie kiedy nie ma się zbyt dużego wyboru. Dlatego się zgadzasz, prawda?

— Jeśli nie mam zbyt dużego wyboru. — Nie podobała jej się ta sytuacja.

— To świetnie. W takim razie możesz już odejść. Kierowca czeka na dziedzińcu, zabierze cię z powrotem do przyjaciół.

Avery pośpiesznie wstała i skierowała się do wyjścia, lecz zanim nacisnęła klamkę, ponownie usłyszała głos czarodzieja.

— Ach, jeszcze jedno, zapomniałbym... pewnie już odkryłaś podobieństwo pomiędzy twoim znajomym z Greenbridge i pewnym dziedzicem słynnego rodu zmiennokształtnych chiroptera. — Spojrzała na jego twarz. Pomimo uniesionych kącików ust, w jego ciemnych oczach widziała groźbę. — Na twoim miejscu nie zastanawiałbym się nad tym za bardzo. Lepiej nie mieszać się w nieswoje sprawy, prawda?

Gdyby się z nim zgodziła, skłamałaby. A wiedziała, jak mogłoby się to dla niej skończyć. Dlatego ostatecznie jedynie wydukała:

— Rozumiem.

— Bardzo się z tego cieszę. Jesteś naprawdę bystrą dziewczyną, Avery. Trzymaj tak dalej.

Dziewczyna pośpiesznie zamknęła za sobą drzwi i szybkim krokiem przemierzyła cały dom. Niemalże wyskoczyła przez drzwi wejściowe, biegnąć w kierunku samochodu.

Choć wiedziała, że to człowiek Filindustrii miał ją wieźć i tak poczuła przytłaczającą ulgę, gdy usiadła na miękkim fotelu, a kierowca odpalił silnik. Chciała jak najszybciej się stamtąd wydostać.

Nie rozumiała, co dokładnie było w tym pozornie normalnie wyglądającym mężczyźnie. Mimo to, na samą myśl o nim, przechodził ją dreszcz. A wspomnienie tego, że kiedyś w przypływie złości na Aidena i Ziggiego rozważała z nim dobrowolną współpracę, sprawiało, że nachodziły ją nudności.

Teraz jednak Filindustria zmusił ją do kooperacji. A Avery nie chciała nawet próbować sobie wyobrażać, jaki był jego prawdziwy cel. 

***

Kochani! Dziękuję wszystkim, którzy wytrwali aż do tego momentu opowiadania i zaangażowali się w historię! Wiem, że niestety kończy się na cliff hangerze i, tak jak wcześniej, obiecuję, że mam plan, jak poprowadzić wszystko dalej (a przynajmniej 2 kolejne tomy xd). Niestety przez ostatni rok studiów i fakt, że jestem w trakcie pisania innego opowiadania, na razie nie będę publikować drugiej części, bo rozdziały wychodziłyby naprawdę rzadko, a ja wolę mieć nadpisane, żeby publikować regularnie :(( . Coraz częściej myślę też nad wydaniem, więc może drugą część dostaniecie już w papierze.

Zostawcie jednak Dzieci Pełni w bibliotece, bo, jeśli wrócę z drugą częścią na Wattpada, to dam tutaj znać! A jest jeszcze sporo do opowiedzenia!

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top