27. Stronnictwa Polityczne i Codzienne Kłamstewka
Avery, Axel i Bambi wspólnie spędzili wtorkową przerwę, jako że Aiden jeszcze nie wrócił, a Ziggy nie chciał do nich dołączać bez swojego współlokatora.
Nauczyciele nie zalecali wychodzenia na dwór, więc cała trójka zaszyła się w końcu jednego z korytarzy. Pomimo nieobecności części zmiennokształtnych, z powodu polecenia, by pozostać w środku, Avery miała wrażenie, że pomieszczenia takie jak biblioteki, stołówka czy kawiarnia były zatłoczone.
Miejsce, które dla siebie wybrali, było dość puste. W pewnym momencie jakaś grupka usiadła niedaleko, lecz jeden z chłopaków po chwili posłał Axelowi podejrzliwe spojrzenie. Następnie szepnął coś do reszty i wszyscy szybko się ewakuowali.
— Nie przejmuj się tym — powiedziała Bambi, widząc, jak Axel spochmurniał z powodu reakcji nieznajomych. — Kilka dni i wszyscy zapomną.
Axel westchnął.
— Oby. Mam nadzieję, że złapią prawdziwego sprawcę — westchnął.
— Jing twierdzi, że władze szkoły nad tym pracują i mają już jednego podejrzanego — zapewniła Bambi.
— Tyle dobrze. Ale zmieńmy temat. Co tam u was?
— Oprócz podstaw używania pistoletu na treningu dla łowców, nic nowego — Avery wzruszyła ramionami. — Chociaż bez Aidena, w końcu mogłam się skupić na zajęciach z podstaw polityki i relacji międzynarodowych. I nawet poczytałam trochę do przodu i można się pogubić w tych wszystkich stronnictwach i organizacjach. Już sama Wielka Rada Czarodziejów jest skomplikowana.
— Co zrobić? — Axel cicho się zaśmiał. — Ale spokojnie, jako łowca będziesz musiała jedynie ogarniać swoich bezpośrednich zwierzchników.
Avery pokiwała głową. Teoretycznie miał rację, jednak przez nocną rozmowę z wicedyrektorem uznała, że musiała lepiej poznać sytuację polityczną, żeby zrozumieć, co tak naprawdę oznaczało dla niej, że została wyróżniona przez mężczyznę, nazywanego najpotężniejszym czarodziejem na świecie.
Dlatego wreszcie przysiadła do, jak dotąd, najnudniejszego przedmiotu i nawet zgłosiła się na lekcji do dodatkowego zadania, w którym miała pokrótce opisać najważniejsze fronty polityczne oraz w skrócie opisać funkcje Wielkiej Rady Czarodziei i jej obecnych członków. Jednakże, gdy spróbowała wyszukać te informacje w internecie pod koniec lekcji, napotkała natłok przeróżnych artykułów oraz dokumentów. Odkryła, że sama Wielka Rada miała nawet własną stronę internetową. Czekała ją pracowita noc.
Zresztą, podobnie dzień. Miała spędzić większość popołudnia na treningu z Bambi oraz Emmanuelem. Może i jej wyniki były dość dobre po zaklęciu, jednak bez pomocy magii wciąż była jednym z najsłabszych ogniw w swojej grupie. A Emmanuel stwierdził, że przyda mu się jakieś zajęcie, jako że musiał odciągnąć myśli od swojego konfliktu z Michaelem, spowodowanym kłamstwem o Axelu.
Avery czuła się dość głupio przez to, że chłopak chciał za darmo udzielać im treningów, jednak Emmanuel nie pozwolił jej nawet wspomnieć o zapłacie, twierdząc, że i tak lubił spędzać z nimi czas.
— Axel, a jak ci idzie pisanie twojego artykułu? — zapytała niespodziewanie Bambi.
— Na razie stoi w miejscu — westchnął. — Jeśli chcę wrócić do bycia szkolnym reporterem, muszę przygotować coś dopracowanego i porywającego na powrót dyrektora Varmy. I chociaż jestem pewien, że choroba plam śmierci, jak na razie ją nazywam, jest prawdziwa... to nie chcę robić kolejnego materiału na jej temat bez solidnego przygotowania. Wicedyrektor może nie chcieć, żeby uczniowie się dowiedzieli... — Na samo wspomnienie Gabriela Fonte, Avy mimowolnie się wzdrygnęła. Od razu pomyślała o ich nocnej rozmowie. — Ale jestem pewien, że dyrektor Varma potraktuje tę sprawę poważnie, jeśli przedstawię odpowiednie dowody.
— Czy kiedy przedstawiałeś tamte wiadomości, wiedziałeś, że cię za to wywalą? — zapytała Avery, przypominając sobie jej pierwszą kolację i poruszenie, jakie wprowadził materiał Axela.
— Podejrzewałem — zaśmiał się ponuro. — Skłamałem im wtedy na temat artykułu, powiedziałem, że przygotowałem jakąś aferę uczniowską. To był pierwszy dzień kursu wakacyjnego, więc wszyscy byli zabiegani i wiedziałem, że nikt nie będzie miał czasu sprawdzić pendrive'a, którego im dam. A uznałem, że temat jest na tyle ważny, że uczniowie zasługiwali, by o nim usłyszeć. No i miałem taką cichą nadzieję, że władze szkoły jednak docenią moje oddanie, ale w tych czasach niestety rząd próbuje zabić prawdziwe dziennikarstwo. Straszna sprawa.
— Miejmy nadzieję, że dzięki tobie przerwą tę opresję — stwierdziła Avy, posyłając mu pocieszający uśmiech.
— A może... gdy cała sprawa z Jing się rozwiąże, napisałbyś też coś w tym temacie. Może... pomogłoby to z twoim wizerunkiem? — podsunęła Bambi.
— W sensie, opowiedzieć całą historię i potem wskazać winnego, jak już zostanie znaleziony?
— Nie... nie. — Bambi spuściła wzrok i splotła dłonie. — Bardziej... bardziej myślałam, żebyś napisał o zagrożeniach GHB, jak wykrywać... takie ostrzeżenie, że każdy może być ofiarą. Opisywanie tej historii byłoby nie fair wobec Jing. Chyba że sama by zaproponowała.
Axel pokiwał głową.
— Racja. No cóż, możliwe, że będę miał więcej niż jeden dobry materiał na powrót dyrektora.
***
Bianca wróciła już we wtorek wieczorem, chwaląc się, że od razu udało jej się przejąć kontrolę nad przemianą, a potem biegała jako jaguar po lasach otaczających szkołę.
Za to Aidena zobaczyła dopiero w czwartek, kiedy pojawił się rano na historii z podkrążonymi oczami i bladą twarzą. Nawet jego fryzura nie była idealnie ułożona, pojedyncze włosy wystawały na różne strony.
— Wszystko w porządku?
— Nie pytaj — mruknął. — Ciesz się, że nie jesteś zmiennokształtnym, transformacja to koszmar.
— Ale Bianca...
— Avy, nie rozmawiajmy o tym — uciął z westchnieniem i otworzył na swoim laptopie pasjansa, ale tym razem zaczął go układać bez żadnego zaangażowania.
Avery westchnęła i spojrzała na ekran swojego przenośnego komputera. Była do przodu z materiałem z historii, więc, zamiast przeglądać wskazane strony podręcznika, czytała informacje o Wielkiej Radzie Czarodziejów. Wiedziała już, że właściwa rada składała się z pięciu członków reprezentujących sześć głównych stronnictw politycznych. Ku jej zdziwieniu odkryła również, że Filindustria, choć nie należał do tej szóstki, zajmował honorowe, siódme miejsce i w przypadku nierozstrzygniętych kwestii posiadał decydujący głos.
Podczas swoich poszukiwań dziewczyna przeczytała również, że jednym z członków był mężczyzna, nazywający się Harold Kestrel. Wywnioskowała, że musiał być krewnym Siegfrieda. Co z kolei oznaczałoby, że piętnastolatek nie tylko był utalentowany, ale również pochodził z jeszcze bardziej wpływowej rodziny, niż podejrzewała.
Według tego, co zdołała znaleźć, Harold Kestrel reprezentował tak zwane „Przymierze", czyli stronnictwo wnoszące o równie traktowanie wszystkich ras nadnaturalnych i lepszy dostęp do sceny politycznej dla zmiennokształtnych. Choć na pewno nie były to hasła, z którymi kojarzyła Ziggiego, tłumaczyłyby przyjaźń jego rodziny z rodem Van Duisternis.
Nawet nie zauważyła, gdy Aiden nachylił się obok niej i również zaczął czytać wybrany artykuł.
— Zaczynasz nerdzić nawet z zajęciami o polityce? Nie wiem, czy jest jeszcze dla ciebie nadzieja — szepnął z ewidentnie lepszym humorem niż przed kilkunastoma minutami.
— Ja tylko próbuję się w tym wszystkim jakoś odnaleźć — westchnęła. Wiedziała, że żartował, ale i tak była zmęczona ciągłym powtarzaniem swojego wytłumaczenia.
— To poczytaj o Obrońcach Dodo. Najlepsze stronnictwo — uznał sarkastycznie. — Powiedzą ci, jak to twój każdy krok zabija ten świat.
— Fascynujące. — Pokręciła głową. — A w sumie wiesz, dlaczego na sześć oficjalnych stronnictw, dwa są jakoś związane z narodowością czy etnicznością?
Uniósł pytająco brwi i spojrzał na ekran laptopa Avery, na którym dziewczyna zaznaczyła poszczególne grupy.
— Pytasz o to dlaczego masz takie rozległe coś jak Przymierze, a obok tego Stowarzyszenie Włoskich Wiedźm i Zgrupowanie Azjatyckich Smoków?
— Dokładnie.
— Szczerze? Nie mam pojęcia. — Wzruszył ramionami. — O Stowarzyszeniu Włoskich Wiedźm wiem tylko tyle, że bywają radykalne i wierzą w istnienie wieszczek. A, i niezbyt lubią zmiennokształtnych.
— Wieszczek? Takich co przepowiadają przyszłość? — Avery posłała chłopakowi pytające spojrzenie.
— Chyba? Zresztą to legendy i mówię przecież, że za dużo o nich nie wiem...
— Panno McCoy, panie Van Duisterniss, chcecie podzielić się z klasą, nad czym tak zaciekle dyskutujecie? — zapytał niespodziewanie profesor O'Donovan, patrząc na nich surowym wzrokiem.
— Nienawidzę pierwszej ławki — Aiden mruknął pod nosem.
***
Na przerwie na lunch Avery miała spotkać się z Elodie. Poprosiła ją, żeby razem poszły do piwnicy, jako że chciała wciąć stamtąd jeszcze jedną z książek w tajemniczym języku. Miała wrażenie, że pomimo tak krótkiego okresu czasu, robiła ogromne postępy w nauce, co ją samą dość dziwiło. Zdawała sobie sprawę, że do opanowania języków z innym alfabetem powinna potrzebować tysięcy godzin nauki, ale w tym przypadku łapała nowe słowa bez problemu, a same literki już całkowicie opanowała. Wciąż nie wiedziała jedynie, jak wymawiać dane słowa, za to rozumiała spore fragmenty tekstu czytanego. Dlatego uznała, że książka, którą wzięła stamtąd wcześniej, oraz słownik już nie wystarczyły.
Po podstawach polityki i relacji międzynarodowych skierowała się do korytarza, w którym znajdowały się drzwi do piwnicy. Tam oprócz Elodie zobaczyła jednak również Michaela, który nerwowo rozmawiał o czymś z dziewczyną.
Avy wzięła głęboki oddech. Unikała chłopaka, odkąd dowiedziała się o jego kłamstwie. Wiedziała, że powinna się z nim skonfrontować, ale nie potrafiła się do tego zabrać. Nienawidziła tego typu rozmów.
Podeszła na tyle blisko, żeby mogła usłyszeć konwersację tej dwójki.
— Nie obchodzi mnie to! — Chyba nigdy wcześniej nie słyszała Elodie odnoszącej się do kogoś tak władczym głosem. — Spieprzyłeś sprawę dla nas wszystkich, więc teraz masz przepro...
W tamtym momencie dziewczyna dostrzegła Avery i ucichła. Zdezorientowany Michael szybko się odwrócił, a kiedy również zobaczył Avy, spuścił wzrok.
— Przepraszam, jeśli wam w czymś przeszkodziłam...
— Nie, nie wszystko w porządku. — Elodie posłała jej swój zwyczajowy, szeroki uśmiech.
— Tak... — Michael zacisnął wargi w wąską linię. — Avy... ja... chciałem przeprosić. Zachowałem się jak kompletny idiota i... — Jego spojrzenie na ułamek sekundy powędrowało w stronę Elodie, po czym ponownie skierował je na Avery. — Nie wiem, dlaczego tak skłamałem... ale bardzo żałuję.
Avy nie za bardzo wiedziała co odpowiedzieć. Nie radziła sobie najlepiej w takich sytuacjach.
— Myślę... — zaczęła po dłuższej chwili. — Myślę, że powinieneś przeprosić Axela, nie mnie.
Nie potrafiła nawet spojrzeć mu w oczy.
— Pewnie masz rację — westchnął. — Nie będę wam już przeszkadzał.
Odszedł powolny krokiem, a jego kroki roznosiły się echem w pustym korytarzu.
Elodie pokręciła głową, a następnie wzięła Avery pod ramię.
— Nawet nie wiesz, jak się na nim zawiodłam — powiedziała. — Trzy dni zajęło mi zmuszenie go, żeby wydusił z siebie zwykłe „przepraszam"! Emmanuel i Esha nie chcą mieć z nim na razie nic wspólnego i w sumie im się nie dziwię, ale nie można kogoś skreślać na zawsze przez jedno kłamstwo, prawda?
— No... to znaczy... — Nie była pewna, co odpowiedzieć.
Nie pochwalała tego, co zrobił Michael i wiedziała, że jeszcze przez jakiś czas będzie czuła się niekomfortowo w jego towarzystwie. Mimo to słowa przyjaciółki skłoniły ją do przemyślenia tej sprawy. Czy chciała skreślić Michaela na zawsze? Zrobił coś złego tylko z powodu niechęci do Axela, jednak czy było to na tyle poważne, żeby już nigdy się do niego nie odezwać? — Wydaje mi się, że... będzie musiał zapracować na wybaczenie.
— To na pewno! — Elodie przekręciła klucz w zamku, a Avy niepewnie weszła do ciemnego pomieszczenia i zaczęła schodzić po stromych schodach. Czarodziejka w tym czasie również wślizgnęła się do środka, zamknęła drzwi, szybko stworzyła kulę światła i kontynuowała. — Tylko wiesz, co w tej całej sytuacji jest najgorsze? Wszyscy kłamiemy! Jedyna różnica jest taka, że Michael został na tym złapany, więc każdy, kto o tym wie, zachowuje się jak świętoszek i rzuca w niego kamieniami. — Avery odwróciła się i posłała dziewczynie zdziwione spojrzenie, więc Elodie szybko dodała. — Metaforycznie. Metaforycznymi kamieniami. Chodzi mi o to, że każdy ma jakiś duży sekret i wie, że gdyby wyszedł, inni mogliby się od niego odwrócić. A jednak, kiedy ludzie odkrywają taki sekret u innych, są pierwsi, by oceniać.
Avery znalazła odpowiedni pstryczek i włączyła światło. W pewnym sensie Elodie miała rację, każdy miał jakiś sekret. Ona sama co prawda starała się unikać kłamania, jednak nie była idealna.
Nigdy nie przyznała się Bridget, że bywała o tamtą zazdrosna. Nie potrafiła rozmawiać o rzeczach, które jej się nie podobały u innych, przez co często posługiwała się teoretycznie nieszkodliwymi kłamstewkami. Za dzieciaka też popełniła kilka głupot, raz za namową Bri, ukradła batonika za sklepu. Co prawda czuła się z tym okropnie, jednak nie miała na tyle odwagi, by go zwrócić. Za to gdy myślała o zjedzeniu go, miała ochotę zwymiotować, dlatego wyrzuciła batonik do kosza i czym prędzej uciekła z miejsca zbrodni. Nikt oprócz Bridget nigdy się o tym nie dowiedział, ale Avy czuła wyrzuty sumienia przez następne kilka tygodni. Zresztą wciąż nachodziło ją poczucie winy, gdy wracała myślami do tamtego wydarzenia.
Mimo wszystko, żaden z tych wyskoków nie był bezpodstawnym oskarżeniem kogoś o napaść seksualną.
Przeszły do starego archiwum, a Elodie energicznie otworzyła jedno z pudeł. Wyciągnęła z niego książkę o grubej, zielonej okładce i zdmuchnęła z jej powierzchni warstwę kurzu, sprawiając przy tym, że Avy zaczęła kaszleć.
— O, przepraszam — zaśmiała się Elodie, a następnie z ciekawością otworzyła książkę. — A więc, jeszcze raz, dlaczego tak cię interesują te książki?
— Ja... yyy... — Miała właśnie powiedzieć kolejne kłamstwo. Dlaczego? Bo bała się, że przyjaciółka ją wyśmieje? — Sama je sobie uzupełniam. Z nudów.
Elodie spojrzała na Avy z lekkim powątpiewaniem, jednak ostatecznie wzruszyła ramionami.
— Okej. Czyli którą chcesz? Okładkę w barwie królewskiej purpury? Czy może skusisz się na alizarynowy szkarłat? — zapytała niczym profesjonalny prezenter kolorów.
— Alizarynowy szkarłat? — powtórzyła Avery, zarazem zastanawiając się, jakim cudem Elodie tak szybko zmieniała humor. Jeszcze przed dwoma minutami narzekała nieludzką hipokryzję w przypadku kłamstwa czy innych złych czynów.
— Mój ulubiony kolor. — Mrugnęła zalotnie.
Avery podeszła do pudła i sama zaczęła przeglądać książki. Z zadowolenie uznała, że potrafiła zrozumieć większość tytułów, których Elodie nawet nie potrafiła zobaczyć, dlatego poświęciła każdemu tomowi przynajmniej kilka sekund na oględziny.
Dlatego ostatecznie znalazła coś, co ją zaciekawiło dopiero po dziesięciu minutach. W jej ręce trafiła cienka książka o granatowej okładce oraz złotym napisie „Legendy Świata". Przeglądnęła kilka stron i zobaczyła, że oprócz tekstu, zbiór zawierał również czarnobiałe ilustracje.
Pokazała swój wybór Elodie, która siedziała pod ścianą i zajadała kanapkę.
— Nieźle, ta ma przynajmniej obrazki — parsknęła, gdy otworzyła jedną ze stron. — I wciąż brak tekstu. Dziwna jesteś czasem, wiesz?
Avery uśmiechnęła się lekko, czując dyskomfort z powodu swojego kłamstwa. Szczególnie po całej tamtej rozmowie.
Przez to zaczęła coraz poważniej myśleć nad słowami Elodie. Każdy kłamał. Ona sama ukrywała coś przed ludźmi, których zaczynała uważać za przyjaciół. Michael bezpodstawnie oskarżył Axela o czyn podchodzący pod przestępstwo. Bianca najprawdopodobniej była nieszczęśliwa w swojej sytuacji z aranżowanym małżeństwem i przez to tak naprawdę nie lubiła Axela, zazdroszcząc mu wolności wyboru. A co zresztą? Jakie sekrety skrywali inni ludzie wokół niej?
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top