Epilog

Budzę się, oblana potem.

Mam mokre prześcieradło i piżamy.

Wzdycham i wstaję z łóżka. Idę do łazienki przemyć twarz i się przebrać. Słońce już wschodzi, więc nie ma sensu próbować znów zasnąć.

Stojąc nad umywalką, w lustrze, jak zwykle, widzę twarz Celestii. Sunila. I tylu innych zmarłych trybutów.

Widzę też pysk zmiecha, który bał się dźwięku trąbki.

Widzę biały sufit, który był moim pierwszym widokiem po przebudzeniu po skończonych igrzyskach. Widzę twarze wszystkich ludzi, którzy wpatrywali się we mnie z zaciekawieniem, gdy pięknie uczesana i ubrana udzielałam wywiadu.

Widzę twarz dziewczyny, która złapała mnie za nogę, chcąc się uratować.

Oczywiście nie widziałam jej twarzy, ale próbuję ją sobie wyobrazić.

Wiem, że organizatorom chyba nie spodobało się, że przeżył jeszcze jeden trybut. W każdym razie, już nigdy nie zobaczyłam dziewczyny, która złapała mnie za nogę.

Właściwie, to nie mam pewności, czy była to dziewczyna.

Dopiero na samym końcu codziennej dawki wspomnień widzę siebie samą. Bladą, przerażoną, z cieniami pod oczami.

Dziewczynę o białych włosach, dziewczynę, której przyjaciółką była Celestia Snow, dziewczynę, która pokonała Zmiecha, dziewczynę...

Zwyciężczynię pierwszych Igrzysk Głodowych organizowanych dla dzieci z Kapitolu.

Jestem nazywana Wilczycą Kapitolińską.

Po wygranych igrzyskach dostałam lepszy dom z lepszymi ubraniami, mam nawet kucharkę. Ale i tak mieszkam dość ubogo, nie było żadnego Tournée Zwycięzców, a i najważniejszego przywileju także nie posiadam.

Nie mam pewności, że nie zostanę wylosowana.

Właściwie to mam pewność, że zostanę wylosowana, a nawet nie wylosowana, bo organizatorzy igrzysk szczerze przyznali, że wystartuję w następnych igrzyskach. Będę musiała zgłosić się za jedną, wylosowaną osobę.

Oni nie potrzebują zwycięzców. Nie chcą utrzymywać mnie i mojej rodziny. Mają nas w głębokim poważaniu.

Jeśli nawet przeżyłabym drugie igrzyska, oni wyślą mnie na trzecie, czwarte... Aż zdechnę, tak, jak sobie życzyli.

Nie to, żebym myślała, że wygram te igrzyska.

Niepokoju dodaje mi myśl, że Gale Hawthorne chciał, żebym wygrała.

Ale staram się o tym nie myśleć.

Od igrzysk minął cały rok.

Dzisiaj Dożynki.

__________________________________

No więc tak...

Oj, nie zaczyna się zdania od "więc".

W każdym razie informuję Was, że nie będzie drugiej części. Jestem z siebie dumna, że w ogóle skończyłam jedną, bo u mnie to rzadkość.

Wiem, że skończenie w takim momencie to straszne niedopowiedzenie, ale właściwie... Każdy z Was może dopisać do tego własne zakończenie. Zresztą, ja sama nawet lubię taki koniec.

Mam już pomysł na nowe FanFiction o IŚ, ale całkiem inne i bardziej oryginalne - przynajmniej według mnie, bo nigdzie nie spotkałam się z czymś takim.

Dziękuję Wam za tak dużo wyświetleń! Nawet o tylu nie marzyłam <3

Gorące pozdrowienia :* Jeśli ktoś to przeczyta, niech zareklamuje swoją opowieść na Wattpad. Zajrzę, kiedy będę miała czas :)

Do... napisania, moi kochani Trybuci!

ZAAPRASZAM NA MOJE NOWE FF ;)





Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top