Rozdział 8. Mały, futerkowy problem
Blondwłosy chłopak siedział w bibliotece i pochylał się nad wypracowaniem z historii magii. Daty mieszały mu się w głowie i nie pamiętał już, który fragment przepisał, a który jeszcze nie.
Przetarł twarz dłonią i sięgnął do kieszeni po kawałek czekolady.
Remus Lupin nienawidził tego, kim był. Wilkiłactwo kojarzyło mu się wyłącznie z czymś złym i był zdania, że odbierało mu ono szansę na normalne życie, miłość.
Był tak bardzo wdzięczny przyjaciołom za to, ile dla niego zrobili. Dobrze pamiętał, jak ćwiczyli animagię i mimo tego, że zawsze były to godziny pełne śmiechu, dobrze wiedział, że wymagały one wiele energii i skupienia.
Postanowił udać się do dormitorium. Chciał odpocząć, bo dobrze wiedział, że tej nocy nie będzie spał.
Na jego szczęście następnym dniem była niedziela, więc pani Pomfrey, młoda pielęgniarka, nie musiała pisać mu zwolnień z zajęć.
- Remus? - usłyszał damski głos - Wszystko w porządku?
Rudowłosa gryfonka podeszła do niego i ze zmartwieniem patrzyła na bladą twarz chłopaka.
- Tak, Lily, po prostu jestem trochę zmęczony - zapewnił i wyciągnął w jej kierunku białą czekoladę - Chcesz kawałek?
Pokręciła przecząco głową.
- Może pójdziemy do Skrzydła? - zapytała, widząc, że był w złym stanie.
- Naprawdę nie ma potrzeby - zdobył się na lekki uśmiech.
Nie chciał współczucia. Wystarczyło, że było to uciążenie dla niego, rodziców, dyrektora, a od pewnego czasu także dla reszty huncwotów. Nie potrzebował, żeby kolejne osoby dowiadywały się o jego przypadłości.
- No dobrze - powiedziała nieprzekonana dziewczyna - Nie musimy iść do pani Pomfrey, ale pozwól, że jak pójdziemy do Pokoju Wspólnego, to dam ci eliksir na przeziębienie.
- Dziękuję - Remus dobrze znał Lily i wiedział, że przyjaciółka zawsze martwiła się o bliskich. Zastanawiał się co by było, gdyby dowiedziała się o jego prawdziwej naturze. Był pewien, że od wtedy myślałaby o nim tylko i wyłącznie, jak o potworze.
- Na szczęście ostatnio go robiłam - mówiła, gdy szli korytarzem - Chcę zostać uzdrowicielką, dlatego czasem ćwiczę.
- Oh, to wspaniale - chłopak wyraził szczere zadowolenie, mimo bólu głowy, który cały czas dobitnie odczuwał - Na pewno sobie poradzisz.
- Mam nadzieję - powiedziała i odrzuciła do tyłu warkocz, który opadł jej na ramię - Wiesz, zawsze chciałam pomagać ludziom i pomyślałam, że to może być praca dla mnie.
- Tymbardziej, że jesteś wspaniała z eliksirów - wtrącił Remus, na co uśmiechnęła się.
- W zeszłym roku, kiedy był czas pisania SUMów, rozmawiałam z McGonagall. Mówiła, że powinnam dać radę.
- Wiesz, mój kuzyn pracuje w Świętym Mungu i opowiadał mi, że w Hogwarcie uczył się, pomagając w Skrzydle Szpitalnym.
Lily posłała mu zszokowane spojrzenie.
- Wspaniały pomysł! - zawołała radośnie, a Remus, widząc jej ekscytację, roześmiał się serdecznie.
Byli już przed portretem Grubej Damy, gdzie zauważyli grupkę pierwszorocznych gryfonów. Wydawali się być niezadowoleni.
- To prefekci - usłyszeli szepty, a chłopiec, który to powiedział, dodał - Mają odznaki.
- Co się dzieje? - zapytała przyjaźnie Lily, podchodząc do nich.
- Hasło nie działa - odezwał się niski, czarnowłosy chłopczyk.
Rudowłosa pokiwała ze zrozumieniem głową.
- W ostatni dzień każdego miesiąca zmienia się hasło - wytłumaczyła - Dziwne, że nikt wam nie powiedział. Tym razem jest to braterstwo.
Ich oczom ukazała się dziura, przez którą po kolei przeszli. Wcześniej jedna z dziewczynek z pierwszej klasy podziękowała Lily za pomoc.
- Evans, idziemy na spacer? Taka piękna pogoda za oknem! - usłyszała, gdy tylko weszli do Pokoju Wspólnego.
Rudowłosa nawet nie spojrzała w stronę Jamesa. Od razu udała się do dormitorium.
- Nieźle ci idzie - zarechotał Syriusz, widząc kolejną nieudaną próbę okularnika.
- Poszła po eliksir na przeziębienie - wyjaśnił Remus, który podszedł do nich i oparł się o fotel.
Dopiero wtedy przyjaciele zwrócili uwagę na to, że był wyjątkowo blady i wyglądał na zmęczonego.
Od razu zdali sobie sprawę, że tego dnia była pełnia. Z jednej strony nie lubili jej przez to, że ich przyjaciel cierpiał. Z drugiej cieszyli się, gdyż oznaczała ona kolejny nocny wypad.
- Chyba też potrzebuję jej opieki - powiedział James, starając się rozbawić blondyna.
- Ty potrzebujesz opieki, ale szpitala psychiatrycznego - wtrącił się Syriusz.
Okularnik rzucił się na niego i już chwilę później oboje spadli z kanapy, na której się znajdowali.
- No co za kretyn - tą i inne tego typu obelgi dało się słyszeć z podłogi, na której się szamotali.
- Już jestem! - Lily pojawiła się w Pokoju Wspólnym chwilę później, z błękitną buteleczką w dłoni. Z zażenowaniem spojrzała na leżących gryfonów, po czym zwróciła do Remusa - Na moje oko potrzebujesz dwóch kropli. Najlepiej zaraz po ich spożyciu, połóż się spać.
- Naprawdę bardzo dziękuję, Lils - uśmiechnął się szczerze. Postanowił, że najlepiej będzie, jeśli zrobi to od razu, dlatego skierował się na schody, prowadzące do pokoi.
Rudowłosa poczekała, aż zniknie z widoku i zwróciła się karcąco do podnoszących się z ziemi Jamesa i Syriusza.
- Przestalibyście się wygłupiać przynajmniej wtedy, gdy wasz przyjaciel źle się czuje - założyła ręce na piersi.
- Evans, to mu właśnie pomaga! - zapewnił Syriusz - Dostarczamy mu uśmiechu.
- Chociaż zapytaliście się go, co mu jest?
- Oh, Liluś, on po prostu ma mały, futerkowy problem - powiedział jak gdyby nigdy nic James. Nie było to do końca kłamstwo, lecz nie mogli zdradzić prawdziwej przyczyny złego samopoczucia Remusa.
- Futerkowy problem? - Lily nie dawała za wygraną, dlatego byli zmuszeni do obejścia prawdy.
- No tak! - Syriusz pokiwał energicznie głową - Lunio ma po prostu uczulenie na... kota Jamesa.
- Tego rudego z krzywymi łapkami? - zapytała, marsząc brwi.
- Dokładnie tak! - czarnowłosy zdaniem Evans zbyt podejrzanie się zachowywał jak na to, że miało to być wyłącznie uczulenie, jednak wolała nie wnikać. Wiedziała, że pewnie i tak nic by jej nie zdradzili.
- Kupiłem go specjalnie na twoje podobieństwo - James uśmiechnął się zawiadacko.
- Z tego co wiem, nie mam krzywych nóg, Potter - Lily posłała mu zdenerwowane spojrzenie i ruszyła w stronę dormitorium.
- Nie, Liluś, czekaj! - zawołał, zdając sobie sprawę z błędu - Chodziło mi o to, że jest rudy, tak jak ty! Wcale nie uważam, że masz krzywe nogi, wręcz przeciwnie!
Kilka osób, które znajdowały się właśnie w Pokoju Wspólnym spojrzało na niego z rozbawieniem. Było to jednak nic w porównaniu do Syriusza, który niemalże dusił się ze śmiechu.
- Spaliłeś, stary.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top