Rozdział 7. Szlaban, prywatne korepetycje i nabory
- Nie wierzę, że zaraz mogę spóźnić się na nabory będąc kapitanem, bo właśnie szoruję umywalkę w damskiej toalecie - James pokręcił z niedowierzaniem głową.
- Nie chcę przypominać, kto był na tyle durny, że wystawała mu z kieszeni paczka eklerków, którymi rzucaliśmy - Syriusz podwniął rękawy koszuli i ponownie zabrał za domywanie wyjątkowo uciążliwej plamy na podłodze.
- Zero współczucia, Pchlarzu.
- Nie mam pcheł! - zawołał czarnowłosy i posłał mu mordercze spojrzenie, na co tamten jedynie parsknął śmiechem.
Syriusz, urażony, postanowił się nie odzywać, jednak kilka minut później do jego głowy wpadł szatański pomysł.
Z chytrym uśmiechem namoczył ścierkę, którą się posługiwał i z całej siły cisnął nią w plecy przyjaciela.
- Rozpocząłeś wojnę, Black.
★★★
- Na Merlina, co ci się stało? - roześmiała się Marlena, zauważając Syriusza, z którego aż kapała woda.
- To ten Łoś - wytłumaczył krótko i machnął głową, aby pozbyć się nadmiaru wody, co dziwnie przypominało ruch psa - A ty gdzie się wybierasz?
- Umówiłam się z Dylanem. Miał mi wytłumaczyć, jak rzucać zaklęcia niewebralne.
Syriusz skrzywił się na wspomnienie owego chłopaka. Wiedział o kogo chodziło i to wcale nie tak, że nie chciał, żeby dziewczyna się z nim widziała, bo był zazdrosny. Po prostu był zdania, że lepiej, jeśli Marlena spędzi czas z kimś innym.
Na przykład z nim samym.
- To wspaniale, bo masz doczynienia z mistrzem zaklęć niewerbalnych - uśmiechnął się dumnie.
- No może mistrzem to on nie jest, ale dobrze sobie radzi.
- Ja tutaj nie mówię o Dylanie - Syriusz machnął lekceważąco dłonią - On to nic przy tym, jak dobrze ja to umiem - zapewnił, na co spojrzała na niego z rozbawieniem.
- Może innym razem, teraz naprawdę się spieszę - chciała go wyminąć, ale złapał ją za rękę.
- Właśnie jest taka sprawa, że obiecałem Jamesowi, że pójdziesz ze mną na nabory do drużyny - nawet nie wiedział czemu ją okłamał.
Spojrzała na niego sceptycznie.
- Remus ma spotkanie prefektów, a Peter odrabia jakiś szlaban za brak pracy domowej - to akurat było zgodne z prawdą - Serio, naszemu Rogasiowi będzie przykro, jak nie pójdziesz ze mną!
- I dlaczego mówisz mi o tym dopiero teraz? - zapytała, jednak mistrz kłamstw w dobrej wierze, Syriusz Black, zawsze miał wymówkę.
- Właśnie cię szukałem. To było ustalone dosłownie przed chwilą, Remus przyszedł do mnie i Jamesa po szlabanie i powiedział, że nie może przyjść na nabory. Widziałem, że Rogaś nie był zadowolony, więc obiecałem, że ty przyjdziesz. No wiesz, Evans by się nie zgodziła, Dorcas nie lubi Quidditcha, a niech Merlin ratuje mnie przed spędzeniem czasu z Conolly.
- W takim razie ty idź się przebrać, a ja wytłumaczę wszystko Dylanowi - powiedziała i pokręciła z rozbawieniem głową - Naprawdę jesteś niemożliwy.
- Wiesz co, możesz powiedzieć Dylanowi, że nie musicie się już spotykać, bo ja chętnie ci wytłumaczę ten temat - zapewnił - Na prywatnych korepetycjach - nie mógł powstrzymać się od zawiadackiego uśmiechu.
- Niestety, ale mam już ustalonego korepetytora - nie mogła zauważyć niezadowolonej miny Syriusza, gdyż już odwróciła się w drugą stronę.
- To widzimy się za piętnaście minut przy wyjściu! - zawołał za nią.
★★★
Pogoda, jak na koniec października, była wyjątkowo słoneczna.
James Potter z zadowoleniem odnotował fakt, że nie padało. Co jak co, ale wolał nie musieć przeprowadzać naborów w deszcz.
- No dobra! - zawołał, gdy tylko podszedł do grupki rozemocjonowanych uczniów, którzy już nie mogli się doczekać, aby móc zaprezentować swoje zdolności - Na początku prosiłbym, aby wszystkie osoby za młode do drużyny lub z innych domów opuściły boisko.
Uczniowie zaczęli rozglądać się po sobie i dopiero po dłuższej chwili wyszła grupka rozchichotanych pierwszoklasistek, które prawdopodobnie nie miały nawet styczności z Quidditchem i przyszły jedynie, aby popatrzeć na Jamesa.
Później dwóch puchonów, prawdopodobnie z czwartego roku, opuściło boisko.
Ostatnimi osobami, które odeszły było kilku ślizgonów, śmiejących się złośliwie. James dopatrzył się w nich jednego z graczy drużyny Slytherinu.
Rozejrzał się po osobach, które zostały.
- No dobrze, już cisza! - zawołał, żeby przekrzyczeć tłum - Najpierw każde z was niech zrobi kilka okrążeń dookoła boiska, a potem podzielicie się na grupy. Przypominam, że w tym roku szukamy pałkarza, obrońcy i ścigającego!
★★★
Syriusz bardzo emocjonował się naborami. Siedząc na trybunach z Marleną, ciągle mówił jakieś pochwały bądź wyzwiska.
- Co za ciołek! - wołał, gdy zauważył, że jeden z gryfonów nie potrafił unieść się na miotle - Nie no, to jest przesada. Ej, ty! - owy chłopak odwrócił się w jego kierunku, nieco przestraszony - Zapisy na balet, to nie tutaj!
- Syriusz, uspokój się - Marlena pociągnęła go za rękaw, aby usiadł. Mimo wszystko na jej twarzy widniało rozbawienie.
- Kiedy to jest jakiś nieśmieszny żart! - gryfon nie dawał za wygraną.
Godzinę pózniej, gdy i on i James byli usatysfakcjonowani wynikami, a wszyscy gryfoni z naborów opuścili już boisko, okularnik podleciał do nich i usiadł, uprzednio ostrożnie kładąc swoją miotłę na miejscu obok.
- Zapowiada się dobry sezon - powiedział zadowolony i poprawił włosy, które były rozczochrane jeszcze bardziej niż zwykle.
- Stary, po tym tragicznym początku już myślałem, że potrwa wieki, zanim znajdziesz kogoś odpowiedniego - Syriusz wstał, aby rozprostować nogi - Chodźmy na kolację, bo muszę coś zjeść.
- Dobry pomysł - Marlena również wstała, tak samo zrobił James.
Kiedy opuścili boisko i kierowali się do zamku, okularnik zagaił rozmowę.
- Widzę, że chciałaś pooglądać sobie zawodników - zaśmiał się, odwracając w stronę dziewczyny - Nie spodziewałem się, że przyjdziesz, ale bardzo się cieszę, że pilnowałaś Łapy, żeby nie uszkodził któregoś kandydata.
- A to nie tak, że Syriusz mówił ci wcześniej, że z nim przyjdę? - zapytała Marlena, marszcząc brwi.
- Pierwsze sły - James nie dokończył, bo przyjaciel w mgnieniu oka zjawił się przy nim i zatkał mu usta dłonią.
- Oczywiście, że tak mówiłem, Rogaś się tylko wygłupia - zapewnił, próbując utrzymać szarpiącego się przyjaciela.
Marlena przyglądała się temu zdziwiona, a Syriusz próbował zachowywać uśmiech, chociaż coraz ciężej było mu walczyć z okularnikiem.
James, który właśnie zrozumiał o co chodziło, głośno się roześmiał, co zostało zagłuszone przez dłoń przyjaciela.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top