Rozdział 2. Nieprzyjemne poranki
Rudowłosa dziewczyna z lekkim uśmiechem podniosła się z łóżka i podeszła do okna. Tak bardzo uwielbiała Hogwart! Przez wakacje zdążyła stęsknić się za widokiem szkolnych korytarzy, klas, a nawet błoni, które właśnie oświetlane były przez delikatne słoneczne promienie.
W dobrym nastroju udała się do łazienki, aby naszykować na kolejny dzień.
Już kilka chwil później jej trzy wspołlokatorki: Dorcas Meadowes, Marlena McKinnon oraz Alicja Collins zostały obudzone przez głośny krzyk.
- Lils? - zapytała Dorcas, która niemal od razu zerwała się z łóżka, w przeciwieństwie do Marleny i Alicji, które wolały spać zamiast ratować przyjaciółkę - Co się dzieje?
- Właśnie w lustrze pojawiła się głowa Pottera, która zapytała "Umówisz się ze mną, Evans? " tym jego irytującym głosem - powiedziała wściekła dziewczyna - Jaki on jest dziecinny!
- Daj spokój, przecież go znasz - Dorcas starała się nie roześmiać, choć wyobrażenie tej sytuacji było dla niej dosyć zabawne.
- On mnie tak denerwuje! - po dobrym humorze Lily nie było już śladu - Palant!
- Evans, wyżywaj się na Potterze, a nie na naszych biednych uszach - usłyszały głos Alicji, która zakryła sobie twarz poduszką.
Rudowłosa posłała jej wściekłe spojrzenie, którego tamta nie mogła zobaczyć.
- W sumie i tak już pora, żeby się zbierać - Dorcas próbowała załagodzić sytuację - Niedługo śniadanie, powinnyście wstać.
- Daj nam pięć minut, Dor - powiedziała zaspanym głosem Marlena.
- Daj nam cały dzień, a najlepiej życie - spod poduszki wydobył się głos Alicji.
- Ja chętnie, ale Slughorn niekoniecznie.
- Dobra, już dobra - powiedziała Marlena i niechętnie podniosła się z łóżka. Od razu sięgnęła po szczotkę, aby przeczesać swoje długie, proste włosy.
W tym czasie Dorcas udała się do łazienki, a Lily stała przed lustrem w ich dormitorium i poprawiała czerwono-złoty krawat.
- Collins, żyjesz? - roześmiała się Marlena, zauważając pozycję, w jakiej była Alicja.
- Ledwo - mruknęła tamta. Usiadła na łóżku i nieprzytomnym spojrzeniem rozglądała po pokoju.
Gryfonka miała ciemne, sięgające ramion włosy. Była najwyższa z nich wszystkich, a jednocześnie najbardziej pewna siebie i (co podkreślał Syriusz) najbardziej niemiła.
- Dorcas, długo jeszcze? - zapytała Marlena, czekając aż blondynka zwolni łazienkę.
- Chwila! - zawołała dziewczyna i kilka minut później opuściła pomieszczenie w idealnie wyprasowanym mundurku, idealnie zawiązanym krawacie i włosach związanych w kucyk.
- Jak zawsze muszę być ostatnia - marudziła Alicja, patrząc, jak za przyjaciółką zamykały się drzwi.
- Gdybyś wstała przed Marleną, to teraz byłaby twoja kolej - zauważyła Lily, pakując do torby podręcznik od eliksirów.
- Co ty nie powiesz - powiedziała ironicznie ciemnowłosa - McKinnon, jak będziesz tam siedzieć pół godziny, to osobiście wyważę drzwi!
W odpowiedzi usłyszała jedynie śmiech.
- W takim razie wy tu się zbierajcie, a my z Lily już idziemy - Dorcas uśmiechnęła się do niezadowolonej Alicji - Zobaczymy się w Wielkiej Sali!
Zanim zdążyłyby usłyszeć jakieś słowa protestu, wyszły do Pokoju Wspólnego, a następnie na korytarz.
Dyskutowały na temat pewnej mugolskiej książki, którą Lily poleciła blondynce, gdy nagle Dorcas zatrzymała się gwałtownie.
- Coś się stało? - zapytała zdziwiona.
- Zapomniałam różdżki - powiedziała z niedowierzaniem - Naprawdę nie mam pojęcia jak ja to zrobiłam - uderzyła się w czoło.
Rudowłosa roześmiała się serdecznie.
- Wrócić się z tobą?
- Nie, nie, nie trzeba - zapewniła blondynka - Idź, niedługo przyjdę.
Lily nie zdawała sobie sprawy, jak bardzo złą decyzją było ruszenie w dalszą drogę samotnie, dopóki nie usłyszała za sobą głosu nikogo innego, jak Jamesa Pottera.
- Evans, słońce ty moje! - zawołał radośnie i podbiegł do niej - Jak podobała ci się iluzja w łazience?
- Odwal się, Potter - warknęła, próbując go wyminąć.
- Oj, ktoś tu chyba źle spał - zauważył rozbawiony i potargał swoje włosy.
- Byłoby dużo lepiej, gdybym zaraz po obudzeniu nie musiała widzieć twojej twarzy w lustrze - zatrzymała się gwałtownie i wycelowała w niego palcem - Czy ty... - zaczęła zszokowana - Czy ty podglądałeś mnie przez lustro?!
James przez chwilę stał oniemiały, jednak zaraz się roześmiał.
- Dobry pomysł, Evans, ale nie. Jak już mówiłem, to była tylko iluzja, która się pokazała, kiedy spojrzałaś na swoje odbicie.
- Jak zaraz ode mnie nie odejdziesz, to odejmę ci punkty - zagroziła, mimo wszystko trochę spokojniejsza po jego słowach.
- Ale za co? - zapytał i uśmiechnął się głupkowato.
- Za nachodzenie i żartowanie z prefekta, namawianie innych do złego, bo bez pomocy Remusa nie rzuciłbyś takiego zaklęcia na lustro i za denerwowanie mnie - powiedziała zirytowana i zaczęła szybciej iść, aby ją zostawił.
- Oj, Evans, Evans. Już myślałem, że po wakacjach zmienisz nastawienie.
- I nie zauważyłeś, że nie chcę mieć z tobą nic do czynienia chociażby po tym, jak nie odpisałam przez dwa miesiące na żaden twój list? - zapytała z niedowierzaniem.
- To akurat było niemiłe - zauważył.
Spojrzała na niego i nie skomentowała, a jedynie pokręciła głową, zastanawiając się w myślach, jak duży poziom osiągała jego głupota.
- Swoją drogą zaciekawiłaś mnie z tym podglądaniem przez lustro. Nie wiedziałem, że lubisz takie zabawy, Evans - po tych słowach zmył się tak szybko, jak się dało, aby rudowłosa nie zdążyła wlepić mu szlabanu.
Kretyn - pomyślała zirytowana.
★★★
Chciałabym tylko zaznaczyć, że tak, Alicja to mama Nevilla, jednak nigdzie nie jest podane jej panieńskie nazwisko, dlatego 'Conolly' wymyśliłam na użytek książki.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top