Rozdział 13. Zabierz ich jak najdalej stąd

Mimo tego, że Lily, Marlena i Dorcas kilkukrotnie pytały jak poszło spotkanie, Alicja za każdym razem je zbywała.

Sama unikała Franka jak tylko mogła. Po ich ostatniej rozmowie nie miała zamiaru pozwolić, żeby dalej interesował się jej życiem prywatnym, dlatego, specjalnie na złość chłopakowi, chodziła na jeszcze więcej randek i zachowywała jeszcze bardziej nieodpowiedzialnie.

Longbottom myśli, że tak dobrze ją zna i może zgrywać eksperta? W takim razie się myli.

Dla niej, Alicji Collins, Frank był niezdarnym dzieciakiem, z którym wstyd było się pokazać. Tymbardziej, jeśli miało się tyle adoratorów co dziewczyna.

Gryfon za to, chociaż nadal zauroczony był Alicją, postawił sobie cel. Nie będzie dalej się za nią uganiał, skoro otwarcie pokazała mu, że naprawdę go nie lubiła.

Zdawał sobie sprawę, że jego starania z czasu, gdy marzył o spotkaniu z nią poszły na marne, jednak od pewnego czasu inaczej patrzył na pewne sprawy. Dojrzał.

Między innymi z tego powodu, kiedy minęły już dwa tygodnie od nieudanej randki postanowił, że nie może ciągle myślał jedynie o Alicji. Przecież wokół było tyle pięknych dziewczyn!

Dobrze zdawał sobie sprawę z tego, że interesowała się nim Nancy White. Była to puchonka z piątej klasy. Tak naprawdę nie miał jej nic do zarzucenia, wydawała się być sympatyczna i przyjazna.

- Hej, Nancy! - zawołał do niej, gdy szła z przyjaciółką po korytarzu - Co robisz dzisiaj o osiemnastej?

★★★

Jak to zazwyczaj bywało w grudniu, w Hogwarcie trwało ozdabianie korytarzy, klas, a co najważniejsze - Wielkiej Sali.

James, Syriusz, Remus i Peter sami do końca nie wiedzieli, jak to się stało, że znaleźli się wśród osób pomagających nauczycielom.

Ledwo weszli do zamku, po spędzeniu całego południa na rzucaniu się śniegiem, gdy zza rogu wyszedł Filch, będący zdecydowanie w złym humorze.

Jego irytację spotęgowały mokre ślady, które zostawili na korytarzu. Krzyki woźnego przywołały profesora Slughorna, który właśnie kierował się do Wielkiej Sali.

- Oh, Argusie, wiesz, że to są właśnie uroki śniegu - roześmiał się serdecznie i jednym machnięciem różdżki pozbył mokrych śladów.

- Przed wejściem do zamku powinno się wycierać buty - powiedział niezadowolony woźny.

- Na pewno Syriusz, James, Remus i Peter nie chcieli cię urazić, prawda chłopcy? - zwrócił się do gryfonów, których miny wyrażały zaskoczenie.

- Oh, no oczywiście, że nie - zapewnił w końcu Syriusz.

- No widzisz? - Slughorn poklepał Filcha po plecach.

Mężczyzna odszedł, mrucząc coś pod nosem, co dziwnie przypominało "dzisiejsza młodzież", " zero kultury " oraz "łańcuchy".

Kiedy tylko zniknął za rogiem, profesor odwrócił się spowrotem do czwórki gryfonów.

- Wiecie chłopcy, pan Filch ma teraz dużo pracy, w końcu idą święta - uśmiechnął się serdecznie - Myślę, że ucieszyłby się, gdybyście pomogli w przygotowaniach. Właśnie idę do Wielkiej Sali, może dołączycie?

Nie czekając na odpowiedź ruszył przed siebie, przez co nie dał im szansy na zaprotestowanie.

Kiedy weszli do Sali, Slughorn wskazał na jedną z nieubranych choinek. Wszystko byłoby dobrze, gdyby nie była ona tak ogromna, że byli pewni, że zastała wyhodowana za pomocą magii.

- No to co? Może byście ją ubrali? - zapytał wesoło - Ozdoby są tutaj - wskazał na wielkie pudło, stojące obok i odszedł, wesoło pogwizdując.

Gryfoni spojrzeli po sobie.

- Ja mam dzisiaj randkę, nie mam na to czasu - powiedział od razu Syriusz.

- Ja o szesnastej trening - od razu odezwał się James i już chcieli odchodzić, gdy zostali złapani za rękawy przez Remusa.

- Jak się pospieszycie, to zdążymy - zapewnił - Slughorn na pewno niedługo przyjdzie, żeby zobaczyć jak nam idzie. Bądźcie chociaż odrobinę pomocni.

- Znalazł się ten, co nagle bardzo chce pomagać nauczycielom - Syriusz przewrócił oczami, jednak zdjął kurtkę i odłożył na bok.

- Zero asertywności, Łapciu - westchnął James, jednak już było wiadome, że również zostanie, aby pomóc.

Peter, który nie miał zdania, a jedynie czekał na decyzję przyjaciół, podszedł do pudła i otworzył.

Już po chwili huncwoci zaczęli konkurs na to, kto zawiesi więcej ozdób. Oczywiście robili to za pomocą magii.

★★★

- Pan Black i pan Potter... - profesor McGonagall doznała szoku na sam widok huncwotów w Wielkiej Sali, jednak dopiero to, co robili, doprowadziło ją do prawdziwej wściekłości.

- Tak, pani profesor? - zapytał uprzejmie James, chowając za plecami gumowe śnieżynki.

- Czy wy do reszty zdurnieliście? Kto wam pozwolił rzucać się ozdobami?! - kobieta zacisnęła usta.

- Skąd takie podejrzenia? - Syriusz zmarszczył brwi. Sam również trzymał w rękach kilka śnieżynek.

- Jeszcze mam dobry wzrok i widzę co robicie, Black - powiedziała i wskazała ręką na podłogę, na której znajdowała się masa porozrzucanych ozdób - Lupin! - zawołała do chłopaka, który właśnie zakładał łańuch na choinkę - Podejdź no tutaj.

Remus, który nie brał udziału w bitwie, wydawał się mieć najbardziej zmieszaną minę z całej trójki.

- Tak, pani profesor? - zapytał, w myślach uderzając się w czoło na widok wyszczerzonych Jamesa i Syriusza.

- Proszę cię, w tej chwili zabierz ich jak najdalej stąd. Nie mam zamiaru patrzeć, jak demolują dekorację.

- Oczywiście, pani profesor - chłopak kiwnął głową, po czym spojrzał karcąco na dwójkę gryfonów.

- Pettigrew! - zawołała w tym czasie McGonagall - Na Merlina, Pettigrew, te cukrowe laski mają służyć jako ozdoby, a nie jako jedzenie! - po tych słowach podeszła do Petera, zostawiając Syriusza, Jamesa i Remusa samych sobie.

- Macie szczęście, że nie widziała, jak próbowaliście zawinąć w łańcuch jakieś drugoklasistki i jak żonglowaliście srebrnymi bombkami.

- Tak właściwie, Jamie, to posprzątałeś to, co z tych bombek zostało? - zapytał niepewnie Syriusz.

James zaśmiał się nerwowo.

- Wkopałem pod choinkę.

Gryfoni z przerażeniem spojrzeli w kierunku McGonagall, która właśnie stała przy "ich" choince i upominała Petera. Jej wzrok przeniósł się w dół.

- BLACK! POTTER! DO MNIE!

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top