Jeden krok do przodu, dwa kroki w tył



Niedziele powinny być spokojne. Niedziele powinny być takim dniem, w którym mogłaby spać do dwunastej i nie przejmować się niczym. Dlaczego nie było takiej zasady, że jeden dzień w tygodniu trzeba było poświęcić na odespanie tych wszystkich nieprzespanych w pełni nocy, bo było się tak zmęczonym pracą, że nie można było zasnąć?

Emilia doświadczała tego rodzaju zmęczenia, tak silnego, że nie można było nic zrobić, nawet odejść w marzenia senne, o wiele częściej niż by chciała. A ponieważ w ogóle nie chciała i nie lubiła odczuwać zmęczenia, to była bardzo niezadowolona, gdy Abraham obudził ją o ósmej rano. Co z tego, że zrobił specjalnie dla niej śniadanie?

Ale mimo wszystko nie mogła go winić skoro dobrze wiedziała, że jeśli będzie spać u niego czy też... u nich jak od miesięcy nalegał, to będzie zawsze budził ją śniadaniem. Był beznadziejnym romantykiem i tego rodzaju gesty były tylko małą częścią ich związku. Z jednej strony tego nie znosiła, bo była budzona. Z drugiej strony uwielbiała kuchnię Abrahama. Jeśli miałaby być też szczera to uwielbiała także i niego, ale z zasady nie obnosiła się ze swoimi emocjami, a jemu to nie przeszkadzało.

Także, zjedli razem śniadanie. Emilia zajmowała swoje ulubione krzesło, siedząc na podwiniętych nogach i opatulając się szlafrokiem. Potem jeszcze przez godzinę pili kawę, rozmawiając o nieważnych, ale pociesznych sprawach, których odmawiała nazwać trywialnymi. Rzeczy trywialne miały dla niej zwykle naturę w jakimś stopniu pejoratywną, a poranki z Abrahamem były po prostu przyjemne.

Może to było dziecinne z jej strony, ale nie chciała przyznać jak bardzo lubiła towarzystwo starszego mężczyzny, choć to było z pewnością dla niego jasne. Nie dla każdego faceta jednak by było, jako że Emilia pomimo oczywistego przyciągania, które do niego czuła pod względem intelektualnym, nie potrafiłaby stwierdzić, że był tutaj jakikolwiek pociąg seksualny. Nie było w tym nic zaskakującego, jako że Emilia nigdy nie doświadczała czegoś takiego. To miało jakieś określenie, ale nigdy nie była zainteresowana zagłębianiem się w to wszystko. Te kwestie były sprawą jej i ewentualnego partnera, a Abraham wydawał się nie mieć problemu z tym, że nie chciała uprawiać z nim seksu. Byli w związku. A to jak on działał był ich prywatną sprawą, której pewnie oni sami nie do końca rozumieli.

– Panna Miller ma mi napisać, kiedy Salem zjawi się w klubie – zagadnął zbierając naczynia do umycia, gdy Emilia w końcu postanowiła zakończyć posiedzenie przy stole i rozprostować nogi.

– Pewnie będzie tam po dwunastej.

– Reszta zebrała się dzisiaj wcześniej, żeby się naradzić przed jego przyjściem i muszę przyznać, że myślałem, że będę bardziej zaniepokojony tym wszystkim.

– To znaczy?

– Nie spędziłem z nim zbyt wiele czasu – przyznał drapiąc się po brodzie. – Ale Salem wydaje się dobrym dzieciakiem. Odnajdzie się między Żółwiami.

Emilia zastukała paznokciami po stole w zamyśleniu. W tym czasie Abraham zajął się myciem naczyń i zapach płynu, którego nie znosiła doleciał do jej nozdrzy. Wykrzywiła się.

– A co z Jamesem Peirce'm?

Abraham zawahał się.

– Co z nim? – zapytał, ale coś w jego tonie sprawiło, że Emilia wiedziała, że wiedział więcej niż był chętny zdradzić.

– Nie był zadowolony widokiem Salema. Pokłócili się i zagroził, że sam odejdzie z klubu.

– Nie zrobiłby tego – odparł od razu i zakręcił wodę, odwracając się do niej. – James nie będzie sprawiał żadnych problemów w kwestii Gabriela, a przecież o to chodzi. Właściwie to on namówił resztę, aby podjęli się wziąć bardziej aktywną rolę w tym wszystkim.

Emilia posłała mu spojrzenie. Było to specjalne spojrzenie, które działało tylko na kilkoro ludzi, ale na szczęście i na Abrahama, bo zaraz jego ramiona opadły i westchnął ciężko.

– On naprawdę nie lubi Szeptaczy. Kiedy panna Kalkstein wprowadziła Sawę do klubu, po tym jak odkryła, że również chcieli zrobić coś w związku z Gabrielem, James stwierdził, że byli za blisko Szeptacza. Zdążył wyprowadzić tylko jeden cios zanim reszta go powstrzymała, ale teraz Sawa i James wydają się... znosić siebie nawzajem.

Podniosła jedną brew.

– I nie pomyślałeś, że warto, abym to wiedziała zanim wrzuciłam brata w coś takiego?

– Salem nie do końca jest twoim bratem Em.

Były też i takie momenty jak ten. Kiedy Emilia nie lubiła Abrahama ani odrobinę.

– Em... – westchnął z utrapieniem, kiedy bez słowa wstała i pewnym krokiem skierowała się w stronę sypialni.

Zamknęła za sobą drzwi i zaczęła się ubierać, mrucząc pod nosem parę przekleństw w stronę wiadomo kogo.

– Jeśli przymkniemy Gabriela to i tak straci nad nim prawa rodzicielskie i nie będzie już w żaden sposób twoim bratem. Czy abym na pewno trochę nie przesadzasz?

Emilia była dumną kobietą. Z wykształceniem, z autorytetem, ale mimo wszystko na swojego partnera wybrała człowieka, który zdawał się autentycznie myśleć, że pytając „czy aby na pewno trochę nie przesadza" ona się nie wkurzy.

Ubrana wyszła z sypialni, gdzie na korytarzu czekał Abraham ze zbolałą miną. Minęła go bez słowa i zaczęła rozglądać się za swoją torebką, do której wrzuciła telefon.

– Przecież sama mówiłaś, że Gabriel nie powinien mieć dzieci i że Salem...

– Ale to było zanim go poznałam! – przerwała mu, niedowierzając, że naprawdę chciał przytoczyć jej słowa, które wypowiedziała nie dość, że roztrzęsiona i rozpłakana to jeszcze pijana.

Tamten wieczór, gdy poznała twarz małego Salema po raz pierwszy, wrócił do niej gdy tylko wyszedł od niej z mieszkania dwa dni temu. Pamiętała, jak gdy w końcu go zobaczyła, do końca dnia nie mogła się poskładać i płakała na ramieniu Abrahama – to było osiem lat temu? Straciła rachubę. Pamiętała jak piła, próbując zapomnieć te lata, których nienawidziła, myśląc, że ojciec chciał zniszczyć jej życie, gdy była przekonana, że próbował nią manipulować, gdy nie wiedziała czy robi to, co chce czy to co on chce. Ale przeklinała wtedy nie tylko ojca, ale i chłopca, któremu dał dom. Z którego był taki dumny, którego podobno kochał. Przeklinała Salema, że był tym kim ona nigdy być nie mogła. Przez ten jeden wieczór nienawidziła go najbardziej ze wszystkich ludzi i to także wtedy postanowiła w końcu coś zrobić w związku z Gabrielem.

Wzięła głębszy oddech i pociągając nosem włożyła buty. Abraham nie mówił już nic.

– Kiedy dowiesz się, że już przyszedł do klubu to mi napisz.

I wyszła.

*

Salem nie przyszedł do domu kultury. Emilia nie miała odwagi zadzwonić do niego, podejrzewając, że jedyny powód, dla którego mógłby nie przyjść był związany z Gabrielem. Powinna była dać mu więcej wskazówek. Poinstruować, pouczyć co mówić, a czego nie. Teraz nie wiedziała na czym stali. Nie wiedziała czy wszystko już się rozpadło, czy powinna jechać i go ratować. Panikowała, ale to naprawdę nie była jej wina.

Po raz pierwszy sprzątnęła swoje mieszkanie. Nie zrobiła tego jednak z powodu nagłego pragnienia schludności. Próbowała zabić czas czekając na jakąś informację.

W poniedziałek rano zobaczyła na Internecie zdjęcia Gabriela i Salema na jakiejś wystawie przyozdobione jakimś głupawym tytułem sugerującym perfekcyjną relację ojca i syna. Odetchnęła z ulgą. Salem był bezpieczny.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top