I Rozdział 3 I
Hiniku miała zatem całą noc na przygotowanie się do starcia. Nigdy nie walczyła na poważnie, na śmierć i życie. Zazwyczaj po prostu się bawiła, miażdżąc swych przeciwników, przez ich błędy. Wiedziała, że jutrzejsza walka nie będzie należeć do najłatwiejszych, nie chciała pokazywać swych pełnych umiejętności, dlatego też postanowiła się zapytać następnego dnia, czy walka ma być widowiskowa, czy praktyczna. Niby nic takiego, ale w pierwszej opcji będzie mogła cieszyć się i trochę poszaleć, czego dawno nie robiła. Rozmyślała nad najlepszą taktyką na walkę, myślała i myślała, aż w końcu wpadła na dość oryginalny (jak na ten klan) pomysł. Na jej ustach zagościł diabelski uśmiech.
-'Shiro, wiesz, jak bardzo cię kocham?'- zaczęła siląc się na przesłodzony głos. Chowaniec potwierdził skinięciem głowy, choć dobrze wiedział, że tego pożałuje.-' Wiesz, wymyśliłam widowiskową walkę, tylko, że musiałabym zawrzeć kontrakt z lisami...'- zrobiła maślane oczka, co było do niej niepodobne. Lis szybko zorientował się, dlaczego podjęła taką decyzję i dlaczego mówi to właśnie jemu- był jej lisem, przez co mogła go urazić, gdyby zrobiła to, zanim by się zapytała, a tego nie chciała.
-'Nie widzę problemu, panienko. Tylko lisy to trochę... sprytne zwierzęta.'- starał się znaleźć dobre i grzeczne, a zarazem prawdziwe, określenie na jego gatunek. Gdyby jego pani zawarła kontrakt z lisami, wyszłoby mu to na dobre. Co prawda, ma to kilka konsekwencji, jednak nie są one katastroficzne, a wręcz przeciwnie, przez niektórych mogą być uznawane za zbawienie. Białowłosy wziął zmiennooką na ręce i powoli zamknął oczy.-' Odpręż się, panienko. Zaraz przeniosę nas do miejsca, w którym żyjemy.'- dodał i, już po chwili, całe jego ciało pokryła błękitna chakra, która powoli przenosiła się na białowłosą i delikatnie ją okalała. Po chwili ich ciała powoli wyparowały, a ich świadomość została przeniesiona do innego miejsca. Miejsca, które zostało zamieszkane przez lisy. Nikt, oprócz ich samych, nie wiedział, gdzie zamieszkują, można było tam dotrzeć tylko z pomocą innego osobnika, z tego gatunku. Shiro powoli postawił swą panią na łące.
Jej bose stopy zetknęły się z oszronioną trawą. Ile by dała, by odzyskać zmysł dotyku. Żywe kolory, wręcz raziły jej oczy. Wśród kwiatów, które tam kwitły, nazwać potrafiła tylko kilka: frezje we wszystkich kolorach tęczy, piękne cięte storczyki, anturium białe i czerwone, margerytki, tulipany, celozje, calathea z pięknymi pomarańczowymi kwiatami, cyklamen, necierpki na których osiadło większość motyli, hortensje, azialie japońskie, hoja, kliwia, szkrzydłokwiat, poisencja i wiele innych. Długo można byłoby je wymieniać. Dawno nie widziała tylu pięknych kwiatów w jednym miejscu. Czuła, że tutaj łatwo by popadła w atawizm. Poszła kilka kroków w przód, jednak szybko się zatrzymała, kiedy zauważyła, że z jej nogi broczyła się krew. Po raz pierwszy, nie zauważyła na co stąpa i przez to, swą stopę ułożyła na kolcach róż. Nie była to poważna rana, normalna osoby, by po prostu ją odkażyła i opatrzyła i byłoby po kłopocie, dlatego też odwróciła swą uwagę od niej.
Spojrzała przed siebie, na koniec polany. Stał tam uśmiechnięty od ucha do ucha, Shiro, który gestem ręki nakazał swej pani, by kroczyła za nim. Na twarz białowłosej wpełzł cień uśmiechu, co i tak było wyczynem, z którego niejedna osoba byłaby dumna. Kierowała się za chowańcem, a on natomiast odszedł krok w bok i wychylił ręce, prezentując zmiennookiej piękną, małą osadę, która była osiedlona przez lisy.
-'Niesamowite...'- wyszeptała pod nosem, obserwując, jak młode liski bawią się i gonią własne ogony.-' Nigdy nie widziałam czegoś takiego...'- dodała, już do Shiro, przez co ten się niezauważalnie zarumienił, co nie umknęło uwadze białowłosej. Podeszła powoli do swego towarzysza i delikatnie pogłaskała jego głowę, co wyglądało komicznie, ponieważ musiała stanąć na palcach, by dosięgnąć swój cel. Ta chwila mogła trwać wieczność, przynajmniej dla białowłosego, ponieważ dotyk jego pani sprawiał mu niewyobrażalną przyjemność. Jednak wszystko co dobre się kiedyś kończy, dlatego też Hiniku oddaliła się nieznacznie od Shiro i zwróciła swój wzrok w stronę małego pałacu. Domyślała się, że to tam mieszka 'przywódca' bądź też 'kapłan' tego gatunku.-' Mogłeś mi wcześniej powiedzieć o tym miejscu.'- odparła i udała obrażoną, co skutkowało większymi rumieńcami na twarzy chowańca.-' Teraz przejdźmy do rzeczy... muszę podpisać kontrakt z lisami.'- powiedziała bardziej energicznie i weselej. Dobrze wiedziała, że nie musi ukrywać swych uczuć przed lisami. Mimo, że zawsze wpajano jej, że ma być panienką z dobrego domu, zawsze elegancką, zawsze spokojną... białowłosa tylko przy swym lisie, który był jej jedynym przyjacielem, mogła się otworzyć i ukazać swe emocje.
Lis wyszedł na prowadzenie, a za nim szła jego pani. Wszelkie stworzenia, które były obecnie w wiosce lisów, kierowały na nich swój wzrok i chowały się za drzewami bądź pseudo-budynkami. Dotarli do małej, buddyjskiej świątyni. Lisek zapukał, z gracją jaką miewają tancerze, w pozłacane drzwi. Następnie je otworzył i wszedł do pomieszczenia. Ukłonił się i nakazał, by jego panienka zrobiła to samo. Dziewczę powoli i elegancko się pokłoniło, a następnie wyprostowało. Rozejrzała się po sali. Zwykła świątynia, gdzieniegdzie znajdowały się lisie posągi. Na środku ołtarza stał, bodajże najstarszy, lis z wioski. Białowłosa lekko się uśmiechnęła, co na jej dziecięcej twarzy wyglądało uroczo.
Chowaniec zaczął prowadzić z, obecnym na sali, lisem, jakże ekstytującą i ciekawą rozmowę. Jedyne co Hiniku z niej zrozumiała to, to, że zawarcie kontraktu może być ryzykowne. Dalej nie słuchała, dawno nie odczuwała tego czegoś, co to było...? możliwie, że adrenalina, przez to, że mogło to być ryzykowne. W jej głowie kłębiły się myśli, które aż wrzeszczały jedno i to samo pytanie ''Jakie to ryzyko?!''. Mimo, że nigdy by się do tego nie przyznała, zrzerała ją ciekawość. Może straci rękę, może nogę, a może odzyska czucie?! Kto wie, kto wie?
Chwilę potem nadszedł czas na zawarcie kontraktu. Shiro wytłumaczył jej, jak to będzie wyglądać. Wymówienie formułki i pocałunek, który przypieczętuje pakt. Uklękła na swych kolanach i zamknęła oczy. Naprzeciwko niej siedział obecny przywódca rasy lisów. Kapłan wymówił kilka zdań, które białowłosa miała powtórzyć, tak też uczyniła. Tak samo było u osoby naprzeciwko niej. Po tym przyszedł czas na pocałunek. Zgodnie z tradycją, na jej twarz została założona maska, która odkrywała dolną połowę twarzy. Spokojnie czekała, ponieważ pocałunek to tylko przyjemność cielesna, której możliwe że nigdy nie zasmakuje. Poczuła na swych ustach ich odpowiednik. Nie trwało to długo, ponieważ miał on tylko przypieczętować pakt. Maska została ściągnięta z jej twarzy, a Hiniku otworzyła se oczy. To, co ujrzała wprawiło ją w niemałe zaskoczenie. Osobą, która ją pocałowała, to Shiro. Zamrugała kilkakrotnie, a następnie podniosła dłoń, z zamiarem przetarcia swych oczu. Jednak złapał ją jej chowaniec i uśmiechając się, od ucha do ucha, zaczął dreptać, skakać i kręcić piruety w powietrzu, zmierzając w stronę wyjścia z wioski swego gatunku. Zostało im mało czasu, ponieważ po przeniesieniu się do swego pokoju, w rezydencji Hyuga, panował już świt. Nikt, oprócz przywódcy klanu, nie wiedział, o której ma się odbyć pojedynek.
***
Wczoraj, na lekcji angielskiego, powstał pierwszy ship! Shiriku! Moja przyjaciółka uwzięła się, by Shiro był z Hiniku i jak jej teraz wytłumaczyć, że to harem?
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top