I Rozdział 25 I
Rozsiadła się wygodniej na krześle i przystąpiła do pisania. Może i nie musiała odpowiadać na zadane pytanie, jednak ciekawość niemrawo pożerała ją od środka. Wbrew temu, jak myślała, test nie był wybitnie trudny, ciężko było nazwać go przeciętnym dla osoby, która od narodzin przebywała w prawdziwym świecie.
Pierwsze zadanie sprawdzało wiedzę odnośnie zwyczajów ludzi, co pomocne było podczas dłuższych misji oraz tych, podczas których chodziło głównie o tropienie w mieście. Pod kilka sytuacji napisać miała najlepsze rozwiązanie oraz ich uzasadnienie. Przewierciła w swej pamięci na wylot kilkadziesiąt książek obyczajowych, analizując poszczególne zachowania bohaterów oraz ich rozterki. Po napisaniu kilku, niezbyt wymagających, odpowiedzi, uznać mogła, że zakończyła to zadanie.
Drugie z kolei sprawdzało taktyki bitewne. Jak zaatakujemy użytkownika wiatru? Jak ognia? Jak błyskawicy? Jak ziemi? Jak się przed nimi obronimy? Prawdopodobnie wystarczyło podać rozwiązania, jakie zastosowałoby się walcząc własnym stylem. Tak też uczyniła białowłosa.
Dalej zaczynały się same zadania, w których fizyka, chemia i matematyka się kłaniała. Trzecie - obliczacie trajektorii ruchu shurikena. Czwarte - przyrządzanie odtrutki na podstawowe trucizny. Piąte - obliczanie wydatków, na jakie napotkamy się w trakcie misji. Szóste - obliczanie wielkości klatki, w której uwięziony ma zostać przestępca. Siódme - matematyczne bzdety bez większego logicznego podłoża. Ósme - jakie rany zadają poszczególne bronie. Dziewiąte - pochwalenie się wiedzą o materiałach budulcowych oraz ich skład cząsteczkowy. O ile nigdy sama z siebie nie pomyślałaby, że coś takiego może być w zakresie materiału, tak po chwilowym namyśle doszła do wniosku, że wszystko, bardziej lub mniej, może się przydać w karierze shinobi.
Nie słuchała Ibikiego, który zaczął w pewnym momencie ględzić o tym dziesiątym pytaniu. Położyła głowę na swej ławce i zajęła się własnym światem, jaki miała w swej głowie. Znów otaczały ją cieniste stwory, które ponoć towarzyszyły jej przez od narodzin. Im częściej odwiedzała je, tym więcej potrafiła zauważyć. Dzisiaj wyjątkowo spostrzegła, że każdy ma parę oczu i u każdego mienią się one innym kolorem.
Po jej lewej stronie cień posiadł błękitne tęczówki, w których skrywało się jedynie ciepłe zatroskanie o białowłosą dziewczynę, po prawej czarnooki, skrywający w nich całą przeszłość, jaka kiedykolwiek nastała, za nastolatką dostrzec mogła żółć, wypełnioną honorem oraz dumą, za to na wprost zawsze widziała oczy w barwie magenty, w których to spoczywały wszystkie ludzkie emocje, jakich doznała. Jednak był jeszcze fiolet, turkus, feldgrau, peridot, mięta, brzoskwiniowy i wiele, wiele więcej! Nie sposób zliczyć było tajemniczych bytów.
Przyznać musiała, że im więcej im się przyglądała, to tym bardziej dostrzegała zarysy ludzkich, choć wynaturzonych sylwetek. W pewnym momencie zapragnęła częściej je odwiedzać, ponieważ wydawały się samotne. Osoba, która nie potrafi się poczuć samotną, mówi, że ktoś wygląda samotnie. Absurd w absurdzie, a na dodatek w abstrakcji, ponieważ wszystko działo się w jej głowie. Było to jedyne miejsce, w którym była w pełni sobą. W końcu nie mogła okłamać wytworów własnej wyobraźni. Jak zawsze, stwory prowadziły żywą konwersację, podczas której nie raz padały wulgarne słowa czy wyzwiska. Ale cóż mogła na to poradzić?
Obudziła się z transu dopiero wtedy, gdy jeden z egzaminatorów pacnął ją lekko w ramię, by sprawdzić czy jeszcze żyje. Poproszona została o opuszczenie pomieszczenia. I idąc tak przez ulice, kierując się do swego mieszkania, wzrok jej powędrował do ptaków na niebie, które obdarowały ją swym pięknym śpiewem. Powinna się tym nacieszyć, ponieważ za kilka dni spadnie deszcz, który opłakiwać będzie śmierć hokage.
I choć obiecała sobie, że postara się uratować jak najwięcej osób, tak Trzeciego nie będzie w stanie, nawet, jakby sama się poświęciła. Nie może aż tak zmieniać historii, a przynajmniej nie teraz. Dopiero zaczęło do niej docierać, po kilkunastu latach życia, jaką hipokryzją oraz egoizmem od siebie bije na kilometr.
Docierając do dzielnicy białookich zmuszona była witać się z nimi, choć nie robiła już tego z taką niechęcią. Wraz z zdawkowym czuciem, wróciły jej również strzępki dziecięcej radości, jakiej brak było w jej wspomnieniach. Można rzec, że powoli, aczkolwiek widocznie, stawała się coraz bardziej ludzka.
-Hiniku-san! Zatrzymaj się!- krzyczała Hinata, biegnąc z oddali do białowłosej, która posłusznie się zatrzymała. Hyuga, która prędko dotarła do swej rówieśniczki, podparła swe ręce na kolanach i wzięła kilka głębszych wdechów. Szukała ją po wiosce od zakończenia pierwszego egzaminu, więc miała prawo być zmęczona, choć i tak było to bardzo haniebne dla shinobi. Jej twarzyczka połyskiwała od słońca, co widoczne było przez kilka kropel potu na czole, a nogawki swe ubrudziła od błota, w które nieszczęśliwe wbiegła.- Cz-czy chciałabyś p-pójść z moją drużyną na grilla?!- znów podniosła swój głos, nie pewna, czy powinna w ogóle o to pytać. Zaraz skarciła się za to w myślach. Może i Kyoki była czasami przerażająca lub bezwzględna, ale mimo wszystko była to Hiniku; nieczuła, lecz skrycie się troszczyła o innych, opanowana, lecz czasem zdarzało jej się zatracić w czymś... Białooka zgodzić się musiała, że Hiniku niemalże zawsze mogła zostać źle zrozumiana, ponieważ jej dobroć skrywała się w szczegółach! Wierzyła w to i wierzyć będzie!
-Czemu nie- odparła na to lekkim tonem, podczas gdy na jej ustach malował się cień uśmiechu. I tak nie miała nic szczególnego, czym mogłaby zabić nudę dzisiejszego dnia. Nie licząc oczywiście nauki, treningu swych umiejętności, pozyskiwania więcej ilości informacji o obyczajach poszczególnych krajów czy o czytaniu mang. Chyba zaczęło się ukazywać jej lenistwo.
Ciemnowłosej aż oczy zaświeciły na tą wiadomość, a policzki zapaliły jeszcze bardziej. Chwyciła swą przyjaciółkę za dłoń i zaczęła prowadzić ją do knajpki, w której to miało odbyć się spotkanie. Gdy tylko weszły do środka, Kurenai pogratulowała wszystkim zdania pierwszego etapu i ostrzegła, że to dopiero początek i że dalej będzie coraz trudniej, jakby sama wiedziała, co się wydarzy. Niedługo potem dołączyła do nich drużyna 10. Wtedy też dwójka joninów skrycie ze sobą flirtowała, choć nie zdawali sobie z tego sprawy, dyskusje między ich uczniami się znacznie pogłośniły, a białowłosa jedynie przyglądała się temu wszystkiemu, wymazując przy tym swą obecność.
Miała ogromne przeczucie, że gdy tylko włączy się do rozmów, to miła atmosfera pójdzie się kochać. W końcu zawsze tak było. Zawsze, gdy zaczynała się gdziekolwiek udzielać, to jedynie psuła innym zabawę. Wzięło ją aż na wspominanie swego trenowania pole dance, na który zapisała ją ciotka. Pamiętała za dobrze, jak wszystkie dziewczyny świetnie się bawiły przed jej przyjściem, ponieważ dość często zdarzyło jej się obserwować je przez okno, a gdy tylko wprosiła się w połowie roku szkolnego na ich zajęcia, to cały czar prysł. Jak tak teraz sobie o tym myśli, to nie rozumie, czemu jej krewna wybrała akurat tą dyscyplinę. Może chodziło o giętkość, jaką się wypracowuje w trakcie treningów, może o lepszy balans, skoczność czy--
-Hiniku-san, a c-co o tym myślisz?- przerwała czarnowłosa jej rozmyślenia. W odpowiedzi zamrugała jedynie kilka razy, na znak zdezorientowania, by następnie zrobić przepraszającą minę.
- Właśnie, Hiniku, kto jest z tobą w drużynie?- przerwała jej bezczelnie Ino, kiedy chciała Hyuga chciała powtórzyć swe pytanie.
- Potem o tym porozmawiamy, Hinato- odparła wpierw, by dodać jej trochę odwagi, a następnie skierowała swą uwagę na blondynkę.- Z tego, co mi wiadomo, to oficjalnie moimi partnerami są chowańce.- zaczęła.- W końcu, gdyby inne frakcje by się dowiedziały o tym, że w oddziale ratunkowym w Konohie jest tylko jedna osoba, to mogłyby się wznieść przeciwko temu sprzeciwy.
-Kłopotliwa sytuacja- przyznał Shikamaru.- ale można cię było zawsze przypisać do jakieś drużyny i byłoby po problemie- dodał. I tak zaczął niezbyt subtelnie swe dochodzenie w tej sprawie. W końcu nie na co dzień zdarza im się spotkać, a co dopiero porozmawiać na poważniejszy temat.
-Myślę, że byłoby to jeszcze bardziej kłopotliwe niż jest teraz.- Machnęła lekceważąco dłonią przed swą twarzą, na której widać było jedynie dezaprobatę wszystkimi wyborami, jakie rządziły obecnie jej życiem.- Będąc z kimś w grupie musiałabym na nich uważać, co znacznie obniżyłoby efektywność mojej pracy. Wypada zwrócić jeszcze uwagę na Radę Konohy, tych staruchów, którzy zawsze mają coś do powiedzenia, gdy zaczyna się odbiegać od wzoru. Trzeci musiałby się tłumaczyć z tego, że jakaś drużyna ma w sobie czterech członków i tak dalej, i tak dalej.- stwierdziła znudzona, rozkręcając przy okazji jeszcze bardziej dyskusję, do której po pewnym czasie dołączyło się jeszcze więcej osób.
I tak minął cały dzień, a gdy już każdy się rozdzielił do swoich domów, to genini zaczęły się przygotowywać do kolejnej rundy. Prędko i noc musiała wszystkich pożegnać, choć nie wszyscy w jej trakcie spali. Bowiem białowłosa przez ten czas jedynie ułożyła się wygodnie na dachu i ze spokojem, jakiego zasmakować mogła jedynie w samotności bądź u boku swych chowańców, obserwowała gwiazdy.
Nim ktokolwiek się obejrzał, a nastała pora na drugi element egzaminu. Ku zdziwieniu większością drużyn, wraz z białowłosą zjawił się, również białowłosy, przystojny chłopak z lisimi uszami oraz ogonami, a że drużyna nie mogła być dwuosobowa, to znalazło się przy niej i uosobienie smoka, którego dziewczę nie zwykło wzywać.
I tak cała uwaga, zarówno mężczyzn, jak i kobiet, skupiona była na Białej Trójce, którzy odziani w wykwintne yukaty, kierowali się po odbiór zwoju. Nie sposób było opisać ich majestatu, bowiem każde z nich wyrażało niezliczoną ilość cech, jakie przypisuje się osobą idealnym. Jednak definitywnie różnili się od siebie; nastolatka dawała wrażenie osoby niezwykle zaufanej oraz uroczej, lis wykwintnej oraz czułej, natomiast smok szczycił się widoczną arogancją oraz szaleństwem, które bądź co bądź przyćmione było mądrością, jakie z niego płynęło.
Zdobywając zwój nieba, a przy okazji zgłaszając swe uczestnictwo, w chowańcach napęczniały się prędko coraz to nowsze uczucie podniecenia. Możliwość popisania się przed swą panią była dla nich na wagę złota, ponieważ nie zdarzało się to codziennie. A otrzymanie nagrody, najczęściej w postaci chwalebnych słów bądź własnego życzenia, jeszcze bardziej wszystko nakręcała. Jeśli pomyślnie się spiszą, to zwróci na nich szczególnie swą uwagę - jedynie to przyćmiewało ich umysły.
Zdawało się, że nie zwracali uwagi na otaczających ich ludzi, jednak była to chyba największa ściema, jaką mogło się wymyślić. Bo choć bezpośrednio nie kierowali na nich wzroku, to każdy z nich obserwował swych rywali kątem oka. Wypada w końcu chociaż kojarzyć swych przeciwników. W dodatku białowłosej zanotowywała w swej pamięci, jaka drużyna posiada zwój ziemi, którego potrzebowali i jakie głosu posiadają poszczególni jej członkowie. Choć mogło się to wydawać zbędne, a nawet i zabawne, tak posiadając u swego boku dwie zwierzęce osoby, które to z natury są drapieżcami, łatwiej będzie po głosach określić położenie swej ofiary niż gdyby mieli na oślep biegać w lesie.
Ustawiając się na wyznaczonym dla nich punkcie startu, wdali się w cichą pogawędkę o tym, kogo zaatakować wpierw. Bowiem nie chodziło dziewce o wygraną, a o to, by móc sprawdzić limity swoich umiejętności w prawdziwej walce. Jej celem było sprawdzenie obszaru, na jakim działały jej rozkazy, maksymalnej prędkości oraz odległości, jaką może pokonać pocisk z jej chakry oraz sprawdzenie swej kontybilności z chowańcami. Chociaż już się domyślała, że nic nie uda jej się sprawdzić, a w dodatku będą atakować każdą napotkaną drużynę, niezależnie od posiadanego przez nich zwoju.
W swym zamyśleniu nie zauważyła, że ich bramy zostały już otwarte i mogli na spokojnie wchodzić w głąb lasu. Chowańce popędziły przodem, a za nimi ich pani. I tak rozpoczął się dla nich drugi etap egzaminu.
Biegli przed siebie przez kilkanaście minut, by następnie, na rozkaz białowłosej, zrobić krótką przerwę na szybkie obgadanie taktyki. Nie było to nic szczególnego - po prostu mieli się rozdzielić i atakować drużyny, na które trafią, z wyjątkiem tych z Konohy. Chowańce, w razie natrafienia na silniejszych przeciwników, mieli zapamiętać swą lokalizację oraz wrócić natychmiast do dziewki, by następnie razem z nią ponownie napaść wroga. W planach na ten dzień nie było odpoczynku, bowiem Hiniku regenerowała się ciągle swą chakrą, a jej przywołani nie tracili energii tak prędko, jak ludzie. Tak też zaczęła się zabawa w kotka i myszkę, jednak nikt nie przewidywał, jak się to wszystko zakończy.
***
Okej...? Nie miałam pomysłu na koniec tego rozdziału. Do tego w ostatnim czasie zauważyłam, że powoli zbliżamy się do końca tej książki, więc staram się (choć niezbyt tego chcę) rozciągnąć co poniektóre wątki. Zaczęłam też coś tam sobie skrobać z nowym ff, które będzie kiedyś (bo wątpię, by szybko to nastąpiło) zajmować miejsce tego. Eh. Za bardzo wybiegam myślami w przyszłość.
Pytanie na dziś: Macie jakieś widoczne blizny? Teraz po prostu zżera mnie ciekawość, więc proszę, byście nie mieli złego obrazu tego pytania (?). Osobiście mam kilka bardziej i mniej widocznych, więc chciałabym wiedzieć, jakie macie do tego podejście.
Dzisiaj nic więcej raczej nie dam rady napisać,
tak więc,
Bye Bye-bi!
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top