Rozdział 39

Pamela czuła jakby minęło mnóstwo czasu, od kiedy przyszła do tej chatki w lesie. Chociaż spędziła tutaj niewiele czasu, porównując to do na przykład Madison. Jednak każdy dzień był intensywny. Musiała oswoić się z nową sytuacją. Bynajmniej nie czuła się tutaj bezpiecznie. Musiała poznać nowe osoby i w pewnym stopniu im zaufać. Poznała prawdę o zaginionym przed laty bracie. Otworzyła się przed nowymi znajomymi podczas gry w prawda czy wyzwanie. A ta gra... To był pieprzonym rollercoaster. Już pomijając fakt, że omal nie umarła, dowiedziała się tylu informacji...

Ostatnia runda była najbardziej wstrząsająca. Pokazała jej, że wcale nie znała osób, z którymi spędziła ostatnie kilka dni. Nie zorientowała się, że Lindsay aż tak cierpiała i że obwinia się o śmierć przyjaciółki. W najśmielszych przypuszczeniach nie wpadłaby na pomysł, że Nancy jest ofiarą przemocy domowej i jeszcze musiała oskarżyć o to kogoś innego... W dodatku przyjaciela, który zawsze ją wspierał. Okropne. Nie krytykowała jej, rzecz jasna. Wszyscy musieli robić wyzwania, aby przeżyć. Tyle że jej było wyjątkowo trudne.

Z kolei Scott jako jedyny zrobił coś, czego żałował jeszcze przed grą Dyrektora. Napadł z bronią na lombard, żeby móc iść do Madison. Musiało mu na tym bardzo zależeć, ale przynajmniej wyjaśniła się kwestia pieniędzy w torbie pod jego łóżkiem. Ulżyło jej, że nikt z nich nie współpracuje z Dyrektorem.

Rudowłosa miała jeszcze jeden powód do radości. To znaczy, jeden powód nieco polepszający jej samopoczucie. Zack przeżył. Nie wiedziała czy Dyrektor faktycznie wsadził do drugiej strzykawki śmiertelną dawkę narkotyku czy tylko tak mówił, żeby ich nastraszyć. W każdym razie ciemnowłosy miał się dobrze. Ani przez moment nie zachowywał się jakby był naćpany i wyraźnie nic mu się nie działo. Przeżył wyzwanie od Dyrektora. Bardzo ekstremalne, nawiasem mówiąc.

Tamten wieczór i gra w prawda czy wyzwanie całkowicie zmieniły jej postrzeganie świata oraz otaczających ją osób. Była ekspertką w udawaniu, że wszystko jest w porządku, ale ani przez moment nie przeszło jej przez myśl, iż nie tylko ona tutaj udaje. Błędnie oceniła pozostałych uczestników. Myślała, że potrafi to zauważyć, ale się myliła. A jeśli myliła się w tej sprawie, mogła być w błędzie też w innych kwestiach. Zasługiwali, żeby wiedzieć co ich spotka. Może wspólnie temu zapobiegną? Tak, Asher dalej naiwnie liczyła, że jeszcze mieli jakieś wyjście. W końcu kto tak po prostu zaakceptowałby swój koniec?

Dlatego następnego poranka obudziła wszystkich po kolei i zawołała ich do salonu. Nie wiedziała czy to przypadek czy nie, ale usiedli w kręgu, tak jak podczas gry. Było ciężko. Pamela musiała się naprawdę wysilić, żeby powiedzieć to na głos.

- Przepraszam, że nie powiedziałam wam tego wczoraj, ale to było zbyt trudne. Za dużo się działo na raz, a ta informacja mną wstrząsnęła- zaczęła Asher. Nikt jej nie przerwał. Wszyscy patrzyli na nią pytająco. Napięcie rosło, chociaż nie chciała robić z tego show, w którym specjalnie przedłużają, aby podać zwycięzcę... Bo tutaj nie chodziło o pozytywną informację.- Po pierwszym wyzwaniu specjalnym Dyrektor powiedział mi, że tylko jedna osoba stąd wyjdzie, a mianowicie zwycięzca. Dlatego lista ofiar jest tak długa.

Po jej słowach zapadła cisza. Nikt się nie odezwał. Co tutaj było do powiedzenia? Mieli przejebane, kolokwialnie mówiąc. Rudowłosa nie mogła w żaden sposób pomóc innym, żadne słowa pocieszenia nie miały sensu. Mogła jedynie obserwować jak nadzieja w ich oczach gaśnie, jak ich świat chwieje się w posadach, jak każde z nich uświadamia sobie, że być może nie będą mieli przyszłości. Zostaną jej pozbawieni. Dlaczego? Nie mieli bladego pojęcia i ten brak wiedzy, bezsilność... To wszystko ich przytłaczało. Tylko Zack zdobył się na słowną konkluzję.

- To ja przeżyłem wyzwanie specjalne, żeby... Zginąć w inny sposób? Zajebiście. Po prostu zajebiście- stwierdził ciemnowłosy, a Pamela zobaczyła w jego oczach pustę, która ją zmroziła.

Nie wiedziała czemu, ale nie potrafiła wyrzucić z głowy tamtego spojrzenia. Ciągle do niej wracało. Nie chodziło o to, że Zack chciał umrzeć i było mu to obojętne. Po prostu dotarł do granicy, limitu tego co może znieść. Każdy z nas ma taką granicę, chociaż nie zawsze zdajemy sobie sprawę z jej istnienia. Mimowolnie zastanawiała się jak Luke przyjął tę wiadomość. Czy on w ogóle domyślał się, że nigdy nie wróci do domu, a może śmierć była zaskoczeniem?

Ironiczne było to, że tak długo czekała, żeby go odnaleźć i w końcu go "odnalazła". Prawdopodobnie podzieli jego los i o jej śmierci też nikt nigdy się nie dowie. Nie chciała tego robić rodzinie, a tym bardziej Loganowi. Nie wiedziała co to miłość... Ale jeśli kogoś kochała to Logana. Rodzinę też, ale nie w ten sam sposób.

Asher obawiała się, że kiedy minie pierwszy szok, naskoczą na nią, że powinna im była wcześniej powiedzieć. W zasadzie od razu. Jednak tak się nie stało. W domku letniskowym panowała zaskakująca cisza. Jakieś pojedyncze rozmowy toczyły się po kątach lub w pokojach, ale i tak było wyjątkowo spokojnie.

Zack zaraz po jej wyznaniu udał się do piwnicy i długo stamtąd nie wychodził. Przez kilka godzin. Rudowłosa nie poszła do niego. Pewnie chciał być sam. Może chciał pooglądać kości, bo uświadomił sobie, że nie będzie miał innej okazji? Dosłownie. Był jedyną osobą, która z własnej woli przebywała w piwnicy od momentu jej odkrycia.

Reszta uczestników również rozpierzchła się po domu. Rudowłosa zauważyła, że Arthur poszedł do pokoju Nancy, po czym zamknął drzwi. Stłumiła ochotę, żeby przekazać tę plotkę dalej. W końcu to sytuacja między nimi. Zwłaszcza, że nie będą mieli kontynuacji, bo maksymalnie jedna osoba wygra. Niech choć trochę się sobą nacieszą. Nancy na to zasługuje po tym wszystkim. Arthur też, chociaż jego życie nie było aż tak trudne.

Pamela nie wiedząc co ze sobą zrobić, postanowiła wyjaśnić kilka spraw przed ostatnim wyzwaniem. Zapukała do pokoju Scotta. Ten otworzył jej po chwili i wyszedł na korytarz tak, żeby nie zobaczyła co albo raczej kogo miał w pokoju. Kolejny romans? Rudowłosa nie zamierzała nikogo oceniać. Zwłaszcza w potencjalnie ostatnich chwilach życia mogli robić co chcieli... Ale zżerała ją ciekawość kogo tam ukrywał. Nie mógł jej tego po prostu powiedzieć?

- Co tam? Jeszcze jakieś wieści?- rzucił Scott, opierając się o drzwi jakby chciał jeszcze dosadniej podkreślić, że nie wpuści ją w do środku.

- Nie, na szczęście nie. Chciałam cię po prostu przeprosić, Scott- wyrzuciła z siebie rudowłosa.- Razem z Lindsay znalazłyśmy tamtą torbę pod twoim łóżkiem... I jest mi bardzo głupio, że chociaż przez chwilę pomyślałyśmy, że możesz być Dyrektorem. Zamiast cię podejrzewać, powinnyśmy były cię o to zapytać.

- Zgadzam się. Powinnyście były tak zrobić, ale nie ma sprawy. Przeprosiny przyjęte.

- Serio?- zdziwiła się Pamela. Szybko poszło.- To znaczy tak po prostu się nie gniewasz? Lindsay oskarżyła cię o coś okropnego... Ale to tylko dlatego, że cię nie znałyśmy. Pierwszy dzień, przeszukanie i takie odkrycie... Sam rozumiesz.

- Jasne, nic się nie stało. Na serio- zapewnił ją Scott z lekkim uśmiechem.- Przykro mi z powodu twojego brata. To tym bardziej okrutne, że Dyrektor wybrał ciebie po tym jak twój brat również brał w tym udział.

Wbrew pozorom, po zaginięciu Luke'a wiele razy słyszała wyrazy współczucia. Całkiem sporo osób uważało, że się nie znajdzie. Zdarzały się nawet takie, które od razu mówiły "moje kondolencje", jak na pogrzebie, chociaż nikt nie umarł, a przynajmniej tego nie wiedzieli. Zawsze wtedy miała ochotę wykrzyczeć im prosto w twarz, że jej brat by jej nie zostawił. W pewnym sensie zarówno ona jak i ci ludzie od kondolencji mieli rację, bo Luke jej nie zostawił z własnej woli.

Rudowłosa skinęła głową.

- Ciekawe czy zrobił to celowo. I właściwie na jakiej podstawie wybrał uczestników? Okej, wszyscy chodzimy do Madison, ale to tyle? Jakimś cudem zdobył listę uczniów i losowo nas wybrał?

- Też się nad tym zastanawiam. Może trzeba było brać więcej wyzwań specjalnych i poznać odpowiedzi?

Pamela od razu pokręciła przecząco głową. Nie życzyłaby nikomu takiego przejścia po dachu. To było takie stresujące.

- Nie przesadzaj.

- I kto to mówi? Osoba, która zrobiła aż dwa wyzwania specjalne?

Asher przewróciła oczami. Chociaż miał rację, powiało hipokryzją.

- Tak i właśnie dlatego ich nie polecam. Myślałam, że spadnę- odparła, mimowolnie zerkając na zabandażowaną dłoń. Dalej ją bolała, więc pewnie sobie coś złamała albo poważnie uszkodziła. Ciągle nie zdobyła się na odwagę, żeby przyjrzeć się tej ręce. W każdym razie miała małe szanse, żeby stąd wyjść, więc czy to miało jakiekolwiek znaczenie? Raczej nie.

- Na szczęście dałaś radę. Zack też. Myślisz, że w tej drugiej strzykawce były narkotyki?

- Nie mam pojęcia. Może tak, a może nie. W sumie nic by mnie nie zdziwiło w przypadku Dyrektora. To psychol. Jest zdolny do wszystkiego.

Mimowolnie zerknęła prosto w kamerę przy suficie. Chciała mu przekazać, że dokładnie tak myśli, co pewnie nie było zbyt mądre, ale miała to gdzieś.

- Tak. Wiesz co mnie najbardziej boli? Że nie zdążyłem wydać tych pieniędzy z napadu. Oszczędzałem je, żeby wystarczyły mi do końca Madison, a teraz... Nawet nie ukończę szkoły.

- Nie wiesz tego- zaprotestowała Pamela, chociaż w stosunku do siebie była tak samo krytyczna. Nie wierzyła, że stąd wyjdzie, ale Scotta chciała przekonywać, że ma szansę. Czy to miało sens? Pewnie nie, ale i tak zamierzała choć trochę poprawić mu nastrój.- Jeszcze zdążysz wydać te pieniądze. Nie zakładaj najgorszego.

Po chwili usiedli w salonie i wesoło żartowali sobie o Stelli. Lasce, która niby podrywała Scotta, ale ciągle nie mogła zdecydować się czy woli go czy swojego byłego. Jeszcze przed samym wyjazdem powiedziała, że jednak zerwała z chłopakiem i chce być tylko z nim.

- No i powiedz co byś zrobiła na moim miejscu. Jej uczucia ciągle się zmieniały. Potrafiłabyś jej zaufać?

- Hmm- mruknęła rudowłosa, rozważając problem.- Załóżmy, że podobają mi się dziewczyny i w takim przypadku... Chyba bym nie potrafiła. Ta laska podrywała cię, mimo że miała chłopaka... Jak można jej zaufać po czymś takim?

- Właśnie, też skłaniałem się ku tej decyzji, ale nie zdążyłem jej tego powiedzieć. Pewnie wróci do tamtego byłego, jeśli będzie chciał.

- Nie zdziwiłabym się, gdyby tak było. Jest strasznie niezdecydowana. A to co?- spytała Pamela na widok Joe niosącego coś zapakowanego w brązowy papier. Ten tylko uśmiechnął się tajemniczo i rzucił porozumiewawcze spojrzenie w kierunku Scotta.

- Uznaliśmy, że powinnaś to mieć- stwierdził Scott.- No i nie zwracaj uwagi na opakowanie. Uwierzysz, że w całym domku letniskowym nie ma papieru do prezentów?

Rudowłosa nie spodziewała się tego. Przyjęła prezent, po czym rozpakowała go delikatnie. Domyślała się, co było w środku i była im bardzo wdzięczna, że o tym pomyśleli. Jej oczom ukazał się kawałek ramy łóżka z inicjałami Luke'a, tak jak myślała. Ze wzruszenia aż łzy napłynęły jej do oczu. Po kolei przytuliła Joe, Scotta i Lindsay, która również brała w tym udział.

- To ja wpadłam na ten pomysł- oznajmiła zadowolona z siebie brunetka.- Potrzebowałam tylko pomocy z wykonaniem. Na szczęście w piwnicy były odpowiednie narzędzia, a Joe i Scott chętnie mi pomogli.

- Dziękuję wam. To dla mnie wiele znaczy.

Rudowłosa nie mogła się napatrzeć na ten kawałek drewna z misternie wyrzeźbionymi inicjałami. Niemal widziała oczami wyobraźni Luke'a, który męczył się z tym swoim charakterystycznym "L". Ciekawe czy robiąc to, przyświecała mu myśl, że kiedyś ktoś to znajdzie i będzie wiedział, że on tutaj był. Pamela sięgnęła po chusteczkę i otarła spływające po policzkach łzy. Nic nie mogła poradzić na to, że podchodziła do tematu brata bardzo emocjonalnie. Zawsze wspominała go dobrze.

- Ktoś chce kawy?- zapytała Lindsay. Scott od razu stwierdził, że jej pomoże. Asher też chciała, ale ta jej powiedziała, żeby siedziała i czekała na swoją kawę. Rudowłosa przewróciła oczami, ale nie ruszyła się z miejsca.

Tymczasem do salonu przyszła Liv. Miała zaczerwienione oczy. Płakała. Każdy odreagowywał sytuację inaczej. Z frustracją opadła na kanapę.

- Ciągle nie wierzę, że masz romans z nauczycielem- wyrzucił z siebie Joe w kierunku blondynki. Ta wzruszyła ramionami jakby to nie było nic wielkiego.

Nawiasem mówiąc, nauczyciel edukacji seksualnej był strasznie seksowny. Był bardzo przystojny, umięśniony i był jednym z tych nauczycieli, którzy starali się urozmaicić swój przedmiot. Rozmawiając z nim, wcale nie czuło się dystansu jak przy innych nauczycielach. Pamela nie była w nim jakoś poważnie zakochana. Był przystojny, to fakt, ale nigdy nie wyobrażała sobie, że między nimi mogłoby się coś wydarzyć. Do tej pory myślała, że romanse z nauczycielami zdarzają się jedynie w filmach czy książkach. Zresztą nigdy nie odważyłaby się podrywać nauczyciela.

- A wiesz, że ja też? Ryan jest świetnym facetem. Już nawet pomijając wygląd, jest taki zabawny i sympatyczny, a przy tym taki czarujący. Szczerze mówiąc, ciągle jestem w szoku, że taki facet zwrócił na mnie uwagę- powiedziała Liv. Miała przy tym takie rozmarzone spojrzenie. Widocznie się zakochała. Nic dziwnego, bo jeśli jest tak jak mówi, facet jest chodzącym ideałem.

- Dlaczego? Jesteś śliczna i sympatyczna- wtrąciła się Quinn.- Nie dziwi mnie, że Jones zwrócił uwagę na akurat ciebie. Opowiedz jak to się zaczęło.

Nie trzeba jej było długo namawiać. Liv chętnie opowiedziała o okolicznościach, które były całkiem... Niespodziewane? Tak, to było dobre określenie.

- Zaczęło się od tego, że moja współlokatorka zajmowała łazienkę przez dobrą godzinę. Myślałam, że ją zabiję. Gdyby nie ona, na pewno bym zdążyła, ale oczywiście się spóźniłam. Pierwszą lekcją była edukacja seksualna. Przeprosiłam za spóźnienie, usiadłam w ławce i zaczęłam opowiadać mojemu przyjacielowi Natowi o tym dlaczego się spóźniłam. Ryan upomniał mnie, chociaż nie rozmawiałam sama ze sobą tylko z Natem. Na to tym bardziej zaczęłam narzekać na niesprawiedliwość. Nataniel oczywiście bronił Ryana, bo cytuję "jest taki hot"- tutaj Liv zaśmiała się.- Mój przyjaciel jest gejem. W każdym razie to ja dostałam karę po lekcjach, a Nat nic. Jak na dobrego przyjaciela przystało, śmiał się ze mnie, a ja się na niego wkurzałam. Później jeszcze przed tamtą karą omal nie spadłam ze schodów i zgadnijcie kto mnie uratował.

Po jej tonie łatwo było się domyśleć, kto ją złapał. Jak uroczo.

- Jones- stwierdziła Quinn z uśmiechem.

- Tak, z wszystkich osób znajdujących się na korytarzu poleciałam akurat na niego. Przysięgam, że to był przypadek. Ktoś mnie popchnął lekko, a ja miałam obcasy i stało się... A po fakcie chciała mnie zamordować wzrokiem zazdrosna nauczycielka.

W tym momencie wybuchnęli śmiechem. Historia była tak... Zabawna, niedorzeczna, jakby wyjęta z filmu? A jednak nikt nie miał wątpliwości, że to zdarzyło się naprawdę. Liv nie miałaby powodu, żeby kłamać.

- Przynajmniej miałam bardzo ciekawą historię miłosną. Szkoda, że nie będę miała okazji zobaczyć czy to coś poważnego- zakończyła blondynka, a wtedy uśmiech zamarł im na ustach.

Atmosfera gwałtownie się zmieniła. Zbliżało się ostatnie wyzwanie i większość z nich umrze. Tak być nie powinno, a jednak wszyscy sobie o tym przypomnieli. Świadomość końca... To było do bani. Byli tacy młodzi. Powinni mieć jeszcze mnóstwo czasu przed sobą, a ich los był w rękach psychopatycznego mordercy.

- Wiecie co jeszcze jest przykre?- odezwała się Quinn ze smutkiem.- Ćwiczyłam cheerleading niemal codziennie. Czasami po kilka godzin, żeby nauczyć się głupiego układu. Wyrobiłam sobie takie zajebiste mięśnie, a teraz to wszystko pójdzie na marne.

- Tak bardzo starałam się uczyć, dostać się do Madison i wyrwać się z domu. Po co?- mruknęła Nancy, wchodząc do salonu. Tuż za nią szedł Arthur.

- Żałuję, że nigdy nie będę mógł wygarnąć ojcu jak mocno go nienawidzę. Tak bardzo chciał zrobić ze mnie prawnika, że nawet nie zwrócił uwagi, iż mnie to w ogóle nie interesuje.

Nagle głośnik ożył i usłyszeli znienawidzony robotyczny głos. Pewnie ich posłuchiwał i przyniosło mu to dużo satysfakcji. W końcu miał nad nimi taką władzę. Był pieprzonym "bogiem", decydując o ich życiu i śmierci.

- Nie chcę psuć tego jakże przyjemnego wieczoru, ale mam dla was informację. Jutro dostaniecie ostatnie wyzwanie. Pamela już zdążyła wam przekazać nowiny. Zwycięzca jest tylko jeden. Korzystajcie z ostatniego wieczoru pobytu w tym domku letniskowym- poinformował Dyrektor, doszczętnie niszcząc atmosferę.

Ostatni wieczór, pomyślała Asher z niedowierzaniem. Przynajmniej już wiedziała, że nie pójdzie spać. Cała ta sytuacja wydawała jej się tak abstrakcyjna. Jak Dyrektor chciał zabić osiem z dziewięciu osób następnego dnia?

- Pobyt w domku letniskowym?! Tak to nazywasz?!- krzyknęła w kierunku głośnika Quinn, zrywając się z kanapy.- To jest pierdolone porwanie! A ty "Dyrektorze" jesteś pieprzonym tchórzem! Pokaż nam się! Powiedz nam kto spieprzył nam życie i z jakiego kurwa powodu chce nas pozabijać!

Nikt nie odpowiedział. Głośnik milczał. Dyrektor nie podjął dyskusji. Quinn oparła na kanapę z jękiem frustracji. Rudowłosa rozumiała ten wybuch. W niej też kłębiło się tyle emocji, że miała wrażenie, iż pęknie. Zwłaszcza po tej całej informacji o Luke'u. Jakby sytuacja bez tego była niewystarczająco skomplikowana.

- Mam do was prośbę- przerwała ciszę Asher, mimowolnie zerkając na kawałek ramy łóżka.- Jeśli nie wygram, chciałabym żeby zwycięzca dał to moim rodzicom. Podam wszelkie potrzebne informacje. Chcę też napisać list z wyjaśnieniem. Ze swojej strony mogę zrewanżować się tym samym. Jeśli chcecie zostawić wiadomość, przekażę ją. Chciałabym też, żeby na policję trafiła lista ofiar Dyrektora, którą mi podyktował po wyzwaniu specjalnym.

Rodziny ofiar powinny wiedzieć, że nie zaginęli, tylko nie żyją. Z własnego doświadczenia wiedziała, że to jest ważne. Nawet jeśli twierdzą, że domyślają się najgorszego, to nie będę mieli pewności póki nie dostaną jakiegoś namacalnego dowodu.

W tym momencie stało się coś, czego rudowłosa się nie spodziewała. Wszyscy wyrazili chęć napisania listów i zobowiązali się do przekazania ich nadawcom w przypadku ich wygranej. Każde z nich miało coś jeszcze do powiedzenia, przekazania lub po prostu chcieli się pożegnać. Jednego Pamela była pewna. Ktokolwiek wygra zrobi wszystko, żeby zniszczyć Dyrektora. Powinien zapłacić za swoje winy, chociaż wymiar sprawiedliwości to dla niego za mało. Może i trafi do więzienia, ale czym to było w porównaniu z listą zmarłych przez niego osób? Życia im nie zwrócą, co było dość przykrą konkluzją.

Rudowłosa podeszła do Scotta z najmilszym uśmiechem na jaki ją było stać.

- Pomożesz mi proszę wyryć tutaj swoje inicjały? Nawet nie wiem jak się za to zabrać- poprosiła Pamela. Chciała, żeby rodzice wiedzieli, że los jej i Luke'a potoczył się podobnie. Miała nadzieję, że dostaną wyjaśnienie, dlaczego ich dwójka dzieci zniknęła bez słowa.

Scott zgodził się od razu, po czym razem udali się do piwnicy, żeby znaleźć odpowiednie narzędzie.

*****

Wykrycie inicjałów okazało się całkiem proste, z pomocą Scotta oczywiście. W tym momencie Asher uświadomiła sobie jak wiele wysiłku włożył w to Luke. Jego inicjały miał nawet zawijas, dzięki czemu mogła rozpoznać, że należą one do niego. W porównaniu do jego inicjałów, jej wyglądały topornie, a litery były niemal kwadratowe tam gdzie tylko było to możliwe. Zdecydowanie nie miała talentu do rzeźbienia w drewnie. W każdym razie to było banalne w porównaniu do drugiego zadania, które miała wykonanie.

Pisanie pożegnalnego listu było koszmarne. Co chwilę coś zmianiała i poprawiała, bo żadne słowa nie wydawały jej się odpowiednie. Kiedy wydawało jej się, że już miała ten efekt, spoglądała na kartkę i z frustracją ją targała. Jak napisać list pożegnalny, skoro wcale nie chciała się z nikim żegnać? Jak miała ubrać w słowa wszystkie kłębiące się w niej emocje? Każde zdanie wydawało jej się niewystarczająco dobre, a każdy list nie przekazywał tego, co chciała powiedzieć.

Była bliska rezygnacji, ale wtedy pomyślała o Loganie. Przypomniała sobie pierwsze spotkanie, kiedy pełna obaw poszła do jego mieszkania. Nie znała go. W ogóle. W zasadzie odbyła z nim jedną rozmowę telefoniczną, umawiając się na spotkanie. To było kompletnie nieodpowiedzialne z jej strony... A jednak czuła, że jej brat nie zadawałby się z porywaczem czy gwałcicielem. Zaufała intuicji i wyszła na tym całkiem nieźle, przynajmniej jeśli chodzi o Logana. Jej życie nie potoczyło się w tym kierunku co chciała, ale coraz bardziej się ku temu zbliżała. Była szczęśliwa dzięki Loganowi i dlatego niezależnie od tego czy on odwzajemniał jej uczucia, powinna napisać list. Nie zniknie bez śladu jak Luke. Nie ma mowy.

Pamela wzięła nową kartkę, po czym zamknęła oczy i oczyściła umysł. Chciała, żeby ten list był z głębi serca. W końcu przelała myśli na papier i schowała kartkę do koperty. Nie przeczytała go, bo nie chciała popełnić tego samego błędu co wcześniej. Za dużo myślała i pewnie znowu uznałaby, że powinna coś zmienić i w efekcie kolejna kulka dołączyłaby do kolekcji. Zapełniła już cały kosz. No cóż... Wróciła do pisania adresu. Jeszcze zostali jej rodzice. Wzięła głęboki wdech. To będzie trudne, pomyślała.

- Możemy porozmawiać, Pam?- przerwał jej Zack, wparowując do pokoju. Zachowywał się wyjątkowo chaotycznie jak na niego. Miał spanikowany wzrok i chyba potrzebował rozmowy. Dlaczego wybrał akurat ją? Ciężko powiedzieć, ale nie chciała go spławić. W końcu wybawił ją od pisania listu do rodziców.

- Jasne. Wchodź.

Ciemnowłosy usiadł na łóżku Lindsay, która pewnie siedziała na dole albo w innym pokoju. Chciała samotności i sama zaproponowała, że gdzieś pójdzie, choć rudowłosa wyraźnie zaproponowała, że też może to zrobić.

- Mam plan i muszę się nim z kimś podzielić. Chcę żebyś przekazała to reszcie, ale w swoim czasie. Obiecaj mi jeszcze, że nie zrobisz tego wcześniej i nie spróbujesz mnie powstrzymać. Decyzja zapadła i nie zmienię jej- oznajmił śmiertelnie poważnie Zack. W jego oczach rudowłosa dostrzegła mieszankę determinacji, strachu i absolutnej pewności.

Co chciał jej powiedzieć? Pamela nie miała bladego pojęcia. Z narastającym niepokojem obserwowała jak ciemnowłosy zakrywał kamerę i chwilowo wyłączał głośnik. Miała obiecać w ciemno, że nie spróbuje go powstrzymać? Coś czuła, że jej się to nie spodoba. Z drugiej strony czy mogła zawieść Zacka? Spośród wszystkich uczestników przyszedł akurat do niej. To wiele dla niej znaczyło. Chyba nie była w stanie mu odmówić.

- Obiecuję, chociaż nie przepadam za obietnicami w ciemno. Co chcesz zrobić?

Plan Zacka przerósł jej najśmielsze oczekiwania. Nie mogła pozwolić mu tego zrobić, ale było już za późno. Obiecała.

- Za kilka godzin, kiedy zapadnie zmrok, chcę... Wyjść stąd. Wiem, że Dyrektor groził nam snajperem w lesie, ale nigdy go fizycznie nie widzieliśmy. Zresztą nawet jeśli tam jest, nie spodziewa się, że ktoś nagle pójdzie do lasu. Mam szansę uciec, a jak nie... To przynajmniej wy będziecie mieć większą szansę na wygraną. Nie zależy mi na nagrodzie.

Rudowłosa wprost nie wiedziała, co powiedzieć. Automatycznie napłynęły jej do oczu łzy. Zack chciał się dla niech poświęcić.

- Większości z nas nie zależy na pieniądzach. Tu nie o to chodzi. Nie możesz dać się zastrzelić- Asher miała ochotę krzyczeć, ale powstrzymała się, zmuszając się do gniewnego szeptu. Nie chciała, żeby ktokolwiek to usłyszał, bo informacja szybko by się rozeszła. Również do Dyrektora, a jeśli Zack miał realne szanse, nie mogła ich zniszczyć. Nawet jeśli ten plan kompletnie jej się nie podobał i spróbuje przykonać go do rezygnacji.

- Ja nie daję się zastrzelić- zwrócił uwagę Zack.- Zamierzam walczyć, uciekać, zrobić co konieczne, żeby przeżyć i dać wam szansę. Spójrz na to z innej strony. Jedna osoba mniej do ostatniej konkurencji. To dla was korzystne, a ja i tak nie mam do kogo wracać...

- Nie mów tak- przerwała mu Pamela, rozklejając się na dobre. Miała spokojnie słuchać jak Zack mówi o czymś na kształt samobójstwa?!

- Ale tak jest- zaprotestował ciemnowłosy.- Wy macie chłopaków, dziewczyny, rodziny, przyjaciół... A ja pochodzę z domu dziecka i mój najlepszy przyjaciel zaćpał się na śmierć przeze mnie, bo go nie powstrzymałem. Chcę walczyć, ale nie w ten sposób. Nie na regułach gry Dyrektora. Zrobię to po swojemu. Jesteś w stanie to zaakceptować?

Zamiast odpowiedzieć Pamela przytuliła go. Jakaś jej część rozumiała jego decyzję. Chciał dyktować własne zasady i jeśli już miał zginąć, to po swojemu. Z drugiej strony to było bardzo bolesne i trudne. Miał takie same szanse jak reszta i poniekąd z nich rezygnował. Robił to też dla nich. Nie chciał zajmować czyjegoś miejsca. Poświęcał się dla nich. Wiedziała, że nie przekona go do zmiany zdania. Widziała tę pewność, z jaką mówił o swoim pomyśle. Z całego serca życzyła mu, żeby wyszedł z tego cholernego lasu. Oby mu się udało.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top