Rozdział 37
Rudowłosa wróciła do salonu. Ciągle drżały jej ręce i tym razem to nie był wynik spaceru po dachu. Nie, tym razem to było zupełnie coś innego. Świadomość, że tylko jedna osoba wyjdzie żywa z tego domku letniskowego... Czy miała w ogóle szansę być tym "szczęśliwcem"? A może jej starania były z góry skazane na porażkę? No i czy nazywanie "szczęśliwcem" jedynej ocalałej z tej gry osoby było właściwe? Może i ta osoba by przeżyła, ale co to za życie, jeśli niejako z jej powodu miałoby zginąć osiem innych osób? Czy po czymś takim można normalnie żyć?
- I jak? Warto było wychodzić na ten dach?- zapytała Quinn, po czym szybko się poprawiła, uznając że nie sformułowała tego pytania odpowiednio i mogłoby być źle zrozumiane.- To znaczy... Szanuję cię, że w ogóle się na coś takiego zdecydowałaś. To było szalone, ale dałaś radę.
- Tak- mruknęła Pamela, bo miała wrażenie, że jej gardło było całkowicie zaciśnięte. Jakby powietrze ledwo docierało do jej płuc. Powinna im powiedzieć, a jednak te słowa nie chciały jej przejść przez gardło. Widziała te lekkie uśmiechy, ulgę wypisaną na ich twarzach i nadzieję błyszczącą w ich oczach. Myśleli, że stąd wyjdą i wrócą do normalnego życia. Jak miała im powiedzieć prawdę i zrównać z ziemią wszelkie wyobrażenia przyszłości? Przecież oni chodzili do Madison High, byli za młodzi na śmierć! Ciągle słyszeli tylko, że życie jest przed nimi, że zacznie się po egzaminie dojrzałości... Niestety większość z nich nawet nie dotrwa do tego momentu.
- Pamelo? Coś nie tak? Dowiedziałaś się co z twoim bratem?- dopytywała Quinn, nie uzyskawszy odpowiedzi na poprzednie pytanie.
- Wybacz, ale powiedziałem im to co mi przekazałaś, gdy poszłaś na strych...- zaczął się nieporadnie tłumaczyć Joe.- Uznałem, że powinni wiedzieć, dlaczego tak bardzo ryzykujesz. Przepraszam, że podjąłem tę decyzję za ciebie...
- Nic się nie stało- przerwała mu Asher. Miała gdzieś czy powiedział im o Luke'u. W tej chwili jej myśli krążyły wokół innego tematu... Może jednak dobrze, że już wiedzieli. Przynajmniej nie musiała im tłumaczyć całej historii.- Miałam rację. Luke... On tutaj był. Brał udział w jednej z wcześniejszych gier. Dobrze słyszeliście, było więcej gier. On... Zginął podczas ostatniego wyzwania. Dyrektor nie chciał mi powiedzieć jak ono wyglądało. Podobno czeka nas identyczne wyzwanie.
- Przykro nam- odezwała się Lindsay, a większość wyraziła swoje poparcie. W tym miejscu jakoś zaskakująco łatwo przychodziło im mówienie w liczbie mnogiej "my" czy "nam". Byli zaskakująco zgodni. A może chodziło jedynie o nasilone zjawisko psychologii tłumu, kiedy to jedna osoba podąża za tłumem, zamiast wyskakiwać ze swoim zdaniem? Może niewielka przestrzeń i towarzystwo, na które byli skazani, nasiliły ten efekt?
- Jeśli będziesz czegokolwiek potrzebowała, możesz na nas liczyć.
Pamela podziękowała, chociaż nikt nie mógł jej z tym pomóc. Nikt nie mógł magicznie przywrócić do życia jej brata albo przynajmniej ich stąd wyciągnąć.
- Ciekawe jak wiele osób było tutaj przed nami- wtrącił się Zack, poruszając nieprzyjemny temat. Kości w piwnicy. Pewnie chciał zadać zupełnie inne pytanie, ale nie odważył się go sformułować na forum. Ile osób tutaj umarło albo ilu udało się wyjść? Rudowłosą nagle tknęła myśl. Czy za każdym razem wychodził jedynie zwycięzca? Przeszedł ją dreszcz.
- Może konynuujmy grę? Mamy jeszcze jedną rundę do ukończenia wyzwania, prawda?
Zmiana tematu okazała się w pewnym stopniu wybawieniem. Rudowłosa ciągle miała ściśnięte gardło i wiedziała, że prędzej czy później będzie musiała przekazać okropne wieści. Postanowiła z tym poczekać. Może przekaże im to jak skończą grę w prawda czy wyzwanie?
- Prawda czy wyzwanie, Joe?
- Prawda- zdecydował od razu ciemnowłosy.
Rudowłosa zamilkła na moment, szukając odpowiedniego pytania. Czuła jakby jej mózg nie działał. Jakby przyswoił tego dnia zbyt wiele złych wiadomości i teraz nie chciał z nią współpracować. Skupienie przychodziło jej z wielkim trudem. Zdecydowała się na coś prostego.
- Jak długo jesteś w związku?
- Jakieś... Sześć miesięcy i piętnaście dni.
Wow, cóż za dokładność. Pamela nawet nie pamiętała, kiedy tak oficjalnie zostali z Loganem parą. Już od momentu, kiedy się pocałowali, sytuacja była dla nich jasna. Tak przynajmniej myślała... Czy powinna porozmawiać o tym z Loganem? Nie podejrzewała go o zdradę, bo facet od razu zapowiedział, że może wpadać do niego kiedy chce i nocować gdy tylko ma na ochotę... Poza tym mówił, żeby czuła się u niego jak w domu. Tak nie zachowuje się facet, który planuje ją zdradzać z innymi. Wtedy tak chętnie by jej do siebie nie zapraszał.
- Ta twoja dziewczyna chodzi do Madison?- zainteresowała się Liv.
- Nie, jest rok młodsza. To wszystko? Zack, pytanie czy wyzwanie?
- Jeśli nie macie nic przeciwko, wolałbym być na końcu- poinformował czarnowłosy. Pamela nie rozumiała, skąd ta prośba. Co mu dawało bycie na końcu? Mimo że tego nie rozumiała, zgodziła się tak jak i reszta.- Doskonale. Pytanie czy wyzwanie?
- Pytanie.
- W takim razie mógłbyś nam wyjaśnić Arthurze jak się ma wasz status związku z Nancy. Już dawno zauważyliśmy, że coś tu się dzieje, ale do tej pory nikt nie znalazł odwagi, żeby was o to zapytać wprost. Jesteście razem? Całowaliście się chociaż?
Dobre pytanie, skwitowała Asher w myślach. Też chciała znać odpowiedź. Dopiero po chwili uśmiech zamarł jej na ustach. Zwycięzca mógł być tylko jeden... Nawet gdyby się w sobie zakochali, i tak ten dom opuści co najwyżej jedno z nich. Przeklęła pod nosem. Nienawidziła sytuacji, gdy była lepiej doinformowana niż inni. Nie czuła się na siłach, żeby decydować za nich czy powinni wiedzieć. Ją świadomość potencjalnej śmierci przerażała. Miała wrażenie, że byłoby dla niej lepiej, gdyby tkwiła w nieświadomości aż do końca. Miała mętlik w głowie. Nie miała pojęcia co robić.
- Wiedziałem, że to pytanie prędzej czy później padnie- stwierdził Arthur, zerkając na siedzącą obok Nancy, która zachowywała się jakby chciała zapaść się pod ziemię.- Nie będę ukrywał, że Nancy bardzo mi się podoba. Nie jesteśmy w związku. Mam nadzieję, że to się niedługo zmieni... Poza tym całowaliśmy się jedynie podczas wyzwania w Madison.
Rudowłosa podziwiała blondyna za bezpośredniość. Gdyby ktoś jej się podobał, a nie byłaby pewna czy ta osoba odwzajemnia jej uczucia, w życiu nie zdecydowałaby się tego powiedzieć głośno. To byłoby zbyt ryzykowne. Niby Nancy przyznała, że podoba jej się Arthur, ale czy chciała czegoś więcej? Co by zrobili, gdyby poznali prawdę? Niezależnie od tego czy by się w sobie zakochali czy nie, tylko jedno z nich mogłoby wrócić do swojego życia. Niestety Pamela mogła jedynie zgadywać, bo jeszcze nie odważyła się uświadomić reszty.
- Nancy, prawda czy wyzwanie?
Blondynka dłuższą chwilę zastanawiała się co wybrać. Chyba obawiała się obu, skoro zadawał je Arthur, który wcale nie krył, że mu się podoba. W końcu zdecydowała się na bezpieczniejszą wersję, ponieważ raczej wyczerpał limit krępujących pytań.
- Pytanie.
- Wyluzuj, Nance- zaczął Arthur, na co blondynka wyraźnie się spięła. O co chodziło? Skrót? Blondyn również zmarszczył brwi na widok jej reakcji.- O co chodzi? Coś się stało?
Pewnie jego pytanie miało być inne, ale zmienił zdanie w trakcie.
- O ten skrót. Proszę nie mów tak więcej... Ja... To mi się źle kojarzy i dlatego tak reaguję. Nie draż tematu, błagam.
Arthur od razu skapitulował. Natomiast Pamela zaczęła zastanawiać się o co chodzi. Nancy skrywała jakiś bolesny sekret, ale chyba nie czuła się na siłach, żeby się nim podzielić. Zdecydowanie zbyt gwałtownie zareagowała, ale rudowłosa nie znała całej historii, więc nie zamierzała jej oceniać.
- Prawda czy wyzwanie, Quinn?- spytała Nancy, a gdy ta wybrała prawdę przyznała, że nie pomysłu.- Nie wiem o co pytać. Ktoś chce pomóc i coś wymyśleć?
Od razu odezwała się Liv, chętnie korzystając z okazji.
- Ilu miałaś chłopaków do tej pory?
Niby takie proste pytanie, a jednak Quinn zdecydowanie zbyt długo się zastanawiała nad odpowiedzią.
- Hmm... Mam liczyć tych obecnych?
- Obecnych? To z iloma chłopakami na raz się spotykasz?- zdziwiła się Liv, błyskawicznie wychwytując liczbę mnogą.
- Okej, wyjaśnię o co chodzi. Miałam dwóch byłych. Kiedy przyjechałam do Madison, zaczęłam spotykać się z Troyem z drużyny footballowej...
- Ale ty wiesz co się ostatnio działo w szkole w związku z footballistami, tak?
Quinn westchnęła z irytacją.
- Jeśli będziecie mi przerywać, to nigdy nie skończę mówić. Najpierw ja powiem to co uważam, a później możecie zadawać pytania. Więc spotykałam się z Troyem, ale później poznałam kogoś jeszcze. Chase często bywał na sali gimnastycznej. Jak wiecie, jestem cheerleaderką, więc często tam ćwiczyłam, a on przychodził poćwiczyć boks... I jakoś tak się stało, że... Chyba się w nim zakochałam. Miałam zerwać z Troyem, ale nie zdążyłam, bo musiałam tutaj przyjechać. Teoretycznie mam dwóch chłopaków, ale z jednym z nich chcę zerwać. To się po prostu stało... Między mną a Chasem zaiskrzyło. Nie planowałam tego. Teraz możecie pytać o co chcecie.
- Słyszałaś o aferze z footballistami?- odezwał się Joe.
Każdy o tym słyszał, pomyślała Pamela. Trzeba byłoby być głuchym i niemym, żeby o tym nie wiedzieć. Artykuł na ten temat krążył w internecie, plotki roznosiły się po szkole niczym plaga, ale ostatecznie nie potwierdzono w żaden sposób czy rzekoma lista na serio istniała. Dziwna sytuacja, bo drużyna nie poniosła żadnych konsekwencji.
- Oczywiście, nawet pokłóciłam się o to z przyjaciółką. Uwierzyłem Troyowi. Czemu miałabym mu nie ufać? Spotykaliśmy się już jakiś czas, gdy wybuchła ta afera, a on zapewnił mnie, że to wymyślone bzdury. Jeśli też chcecie mi truć o tym jaka jestem naiwna, to dajcie sobie spokój. Nie mamy tu nikogo z drużyny, żeby go przycisnąć, więc...
- Mój kumpel jest w drużynie- odezwał się Arthur, chociaż widać było, że robił to niechętnie. Wstydził się za kumpla czy nie chciał wtrącać się w coś co go nie dotyczyło?- Luke, chyba go kojarzysz, prawda Quinn?
Pewnie jako dziewczyna sportowca znała resztę drużyny, pomyślała Asher. Quinn potwierdziła.
- To wcale nie były bzdury. Naprawdę ktoś, prawdopodobnie Blake wpadł na kretyński pomysł z listą... Reszta mniej lub bardziej chętnie się do tego dostosowała, żeby nie wylecieć z drużyny. Przykro mi. Luke nie wspominał o żadnym wyjątku.
- Kurwa- przeklęła na głos Quinn, która nie wyglądała na smutną czy zdruzgotaną. Raczej kipiała ze złości.- To ja się pokłóciłam z przyjaciółką dla tego idioty, który kłamał mi prosto w twarz? Nie wierzę. Ja pierdolę. Nawet zwlekałam z zerwaniem z Troyem, bo zastanawiałam czy związek z Chasem będzie tak samo udany... Jak tylko stąd wyjdę to go zabiję. Przysięgam. Dzięki za szczerość. Dobrze wiedzieć, że ten sukinsyn cały czas kłamał.
Przynajmniej nie żywiła do niego jakichś silniejszych uczuć, pomyślała Pamela. Quinn była wściekła, że zrobiła z siebie idiotkę, a nie dlatego, że gość potencjalnie mógł ją zdradzać.
- Sorki za reakcję. Już koniec dramatu. Opieprzę mojego byłego jak wrócę do Madison. Liv, prawda czy wyzwanie?
O ile wróci, pomyślała ze smutkiem Pamela. Wspominała już, że nawiedziła wiedzieć czegoś o czym nie miała pojęcia reszta? Nigdy nie wiedziała jak się zachować. Powiedzieć im czy nie? Żadna z potencjalnych możliwości nie wydawała jej się odpowiednia. Kim była, żeby podejmować tak ważne decyzje?!
- Prawda. Nie wiem jak wy, ale ja chciałabym skończyć tę grę. Mam dość- mruknęła Lindsay, machnąwszy niedbale dłonią w kierunku kuchni. Pewnie chodziło o cały ten domek i grę.
- Nie jesteś jedyna. W takim razie opowiedz o ostatniej imprezie, na której byłaś? Kto i dlaczego był największą atrakcją imprezy?
- Atrakcją?- spytała brunetka. Rudowłosej wydawało się czy dziewczyna zbladła?
- Kto zwrócił najwięcej uwagi. Na przykład mocno się upił, zrobił coś mega odpałowego albo zrobił scenę. Coś w tym stylu- sprecyzowała Quinn.
Lindsay zacisnęła dłoń w pięść. Poza tym długo milczała zanim zdołała coś powiedzieć. Co się dzieje? Czyżby na tej imprezie zdarzyło się coś o czym nie chciała rozmawiać? Czy to miało coś wspólnego z jej reakcją na wyzwanie specjalne Pameli? Wtedy też zachowywała się dziwnie.
- Zdecydowanie najwięcej uwagi zwróciła Katie. Była moją przyjaciółką. Znaleziono ją... Powieszoną na drzewie... To było tuż przed wyjazdem do Madison- odpowiedziała w końcu brunetka, choć widać było, że sporo ją to kosztowało. Na chwilę wyszła z kręgu i poszła po chusteczki.
Pamela nie wiedziała co powiedzieć. Ta informacja... Nawet nie potrafiła sobie wyobrazić jak straszne to musiało być. Impreza zakończona próbą samobójczą... Jeszcze przyjaciółki! To dlatego Lindsay wcześniej tak zareagowała. Przypomniała jej się tamta chwila, chociaż rudowłosa nie była jej przyjaciółką. Było zdecydowanie za wcześnie, żeby mówić o przyjaźni... Za to Lindsay wystarczająco jej ufała, żeby przypomniała jak ostatnio straciła ważną dla siebie osobę. Pamela poczuła się źle i musiało to w tej chwili wyjaśnić.
- Poczekajcie na mnie chwilę. Porozmawiam z nią i zaraz wrócimy- poprosiła rudowłosa, idąc do Lindsay, która ukryła się w którymś z pokoi.
Asher weszła do środka bez pukania. Brunetka wycierała spływające po policzkach łzy i mrugała intensywnie powiekami. Asher znała ten stan. Próba powstrzymania łez, gdy dosięga cię ten gorszy moment. Zwłaszcza, gdy to nie jest dobra chwila, żeby się rozkleić.
- Tak mi przykro. Dlaczego mi nie powiedziałaś?
Brunetka wzruszyła ramionami.
- Z oczywistych względów unikam tego tematu, chociaż myślami często wracam do tamtej imprezy... Mogłam temu zapobiec, gdybym w porę zorientowała się w sytuacji.
Rudowłosa przytuliła ją. W takiej sytuacji zawsze myśli się co by było gdyby... Tyle że to nie ma sensu. Nie można cofnąć czasu.
- Przepraszam. Opowiadałam ci o Luke'u, ostatnie kilkanaście godzin spędziłam w łóżku, chowając się pod kołdrą... A ty miałaś własne problemy, których nie widziałam.
- Nie masz mnie za co przepraszać. Nic się nie stało. Przecież nie znamy się długo, a też o tym nie wspominałam. Nie ma o czym mówić.
Ulżyło jej. Obawiała się, że przez własne problemy nie widziała innych, którzy również mierzyli się ze swoimi demonami.
Chwilę później wróciły do salonu. Od razu posypały się w kierunku Lindsay wyrazy współczucia i wsparcia.
- Jeśli tylko będziesz od nas czegoś potrzebować, to powiedz- oznajmił w imieniu wszystkich Joe.
- Dzięki i przepraszam za zwłokę... Scott, pytanie czy wyzwanie?
- Niech będzie wyzwanie.
- No to... Spróbuj stanąć na rękach. Nie wiem czy umiesz czy nie, ale możesz spróbować.
Scott nie miał problemu z tym wyzwaniem. Bez problemu stanął na rękach i nawet zrobił kilka kółek po kuchni. Tylko na koniec upadł i uderzył się w szafkę kuchenną.
- Pamelo, prawda czy wyzwanie?
Rudowłosa wiedziała, że to jest zły pomysł, ale kiedy już przyszedł jej do głowy, nie potrafiła o tym zapomnieć. To była jedyna taka okazja, żeby móc zapytać Dyrektora o cokolwiek. Niestety nie zdradzi swojej tożsamości i ostatniego wyzwania... Ale mógł powiedzieć im inne ważne rzeczy.
- Poproszę wyzwanie specjalne- oznajmiła Asher, ku zdumieniu pozostałych uczestników. Pewnie zastanawiali się czy straciła zdrowy rozsądek, wchodząc na dach i ryzykując życie. Ale co mógł jej wymyśleć? Drugi raz nie powtórzy wyzwania z dachem. Nic ryzykownego nie mógł jej wymyśleć, skoro byli zamknięci w domku.
- Znowu?! Czy ty jesteś poważna?!
- Chcesz się zabić?!
- Wybaczcie, ale to jedyna taka okazja. Chcę poznać imiona i nazwiska ofiar. Ich rodziny zasługują, żeby poznać prawdę.
Asher z autopsji wiedziała, że niewiedza jest koszmarna. Prawda była niewiele lepsza, ale pozwalała w jakimś stopniu pożegnać się ze zmarłym i przede wszystkim mieć potwierdzenie, że ta osoba nie żyje. Kiedy tylko o tym pomyślała, nie mogła przestać i praktycznie od razu podjęła decyzję.
- Jesteś wariatką- stwierdziła Lindsay.- Wariatką o dobrym sercu. Zastanów się jeszcze.
- Już podjęłam decyzję. Dyrektorze, poproszę wyzwanie. Zasnąłeś? Czyżby znudziła cię ta rozgrywka?
Chciała go sprowokować, chociaż może nie było to zbyt dobre posunięcie, skoro miał wymyśleć jej wyzwanie. Jednak nic nie mogła poradzić na żal. W końcu miała mordercę brata. To znaczy w pewnym sensie go znała i jednocześnie nie.
- Nie zasnąłbym przy wyzwaniu. Rozgrywka jest interesująca. Zwłaszcza, że jako jedyna decydujesz się na wyzwania specjalne, Pamelo. Czekałem czy przypadkiem się nie rozmyślisz, ale skoro nie... Twoje wyzwanie brzmi następująco. Podejdź do komody pod oknem i otwórz dolną szufladę.
Pamela pomyślała, że chyba niezbyt dokładnie przeszukali ten domek. Elementy do jego wyzwań specjalnych były poukrywane w środku. Gdyby tylko wcześniej o tym wiedzieli... Wtedy mogliby przewidzieć co dla nich wymyśli. W każdym razie rudowłosa podeszła do wskazanego mebla i otworzyła dolną szufladę. W środku było wiele różnych rzeczy - od szydełek do narzędzi. Nie sposób było zgadnąć, co każe jej wziąć.
- Czego mam w niej szukać?- zapytała rudowłosa.
- Młotka- odpowiedział z nienaturalnym spokojem zniekształcony głos. Asher miała złe przeczucia. Co każe jej z tym zrobić?
- I?- mruknęła, odchrząkując ponieważ zaschło jej w gardle.
- Masz uderzyć tym młotkiem w swoją lewą dłoń. Mocno. Jeśli uznam, że zrobiłaś to za lekko, będziesz robić to jeszcze raz. Chyba tego nie chcesz, prawda?
Pamela przeklęła. Tego się nie spodziewała. Miała sobie złamać rękę?! Na serio?! Szczerze mówiąc, nie wiedziała czy da radę to zrobić. Jak mówiła, jej stan psychiczny miał się różnie, ale nawet jak była w największym dołku nigdy nie próbowała się okaleczać.
Starała się udawać, że wcale jej to nie rusza. Nie mogła się powstrzymać przed spojrzeniem na reakcje pozostałych uczestników. Lindsay miała wytrzeszczone oczy. Quinn i Liv z niedowierzania uchyliły usta. Nancy wyglądała jakby chciała skulić się w kłębek i jednocześnie uciec od tego koszmaru. Arthur, Scott i Joe zgodnie klęli, mówiąc o Dyrektorze jako o cholernym psychopacie. Cóż, mieli rację. Nawet Zack był wkurwiony, chociaż do tej pory zachowywał względny spokój.
Problem był taki, że nie miała wyboru. Co więcej sama się na to pisała, ponieważ zachciało jej się sprawiedliwości dla ofiar. Super... Tylko kto pomoże jej, żeby nie dołączyła do tego grona? Klnąc w myślach, wyjęła z szuflady młotek. Ręce strasznie jej drżały, więc odłożyła młotek na komodę, aby go nie upuścić.
- I co teraz zrobisz?- zapytał ją Zack. Pamela wzruszyła ramionami, spoglądając to na młotek to na czarnowłosego.
- Wyzwanie specjalne. Nie mogę się wycofać.
- Mogłaś mi powiedzieć. Sam chciałem wziąć wyzwanie specjalne. Mógłbym zapytać o tożsamość ofiar- szepnął jej Zack. Rudowłosa wytrzeszczyła oczy ze zdziwienia. Nie była jedyną osobą, która decydowała się na takie ryzyko.- Nie rób takiej miny. Nie bez powodu mówię ci to szeptem.
Miał rację, pomyślała rudowłosa, starając się przybrać neutralny wyraz twarzy. Pewnie jej to nie wyszło. W każdym razie ponownie chwyciła młotek, tym razem pewniej. Przecież nie uszkodzi sobie tej ręki na stałe, prawda? Najwyżej jakiś czas pochodzi w gipsie... O ile stąd wyjdzie. Skoro jej szanse na przeżycie były takie małe, nie ma co się zastanawiać. Mogła zdobyć imiona i nazwiska, a później poprosić, żeby zwycięzca zabrał ją na policję. Jej poświęcenie nie pójdzie na marne.
- Nie rób tego. Znajdziemy jakieś wyjście- zaproponowała Liv.
- Jest nas więcej, ale nie mamy broni- stwierdził Zack, na co Liv spiorunowała go spojrzeniem.- No co? Przecież facet z karabinem mógłby zabić któreś z nas w dowolnym momencie, jeśli ma porządny celownik i zna się na rzeczy, a pewnie tak jest.
Asher nie czekała na dalsze dyskusje. Uniosła młotek i z całej siły uderzyła nim w dłoń. Natychmiast po całej dłoni rozlała się fala bólu. Poza tym chyba usłyszała jakiś chrzęst. Złamała coś sobie? Sapiąc upuściła młotek na podłogę, mimowolnie łapiąc się zdrową dłonią za tą uszkodzoną. Jak to piekielnie bolało! Czy jeszcze kiedyś będzie w stanie zrobić coś tą ręką? Przynajmniej to była lewa...
- Chodź. Opatrzę ci dłoń- zaproponowała Lindsay, kierując się z nią do łazienki, gdzie znajdowała się apteczka. Asher nie oponowała. Nawet bała się spojrzeć na to co zrobiła, dlatego nieustannie odwracała wzrok.
- I jak to wygląda?- spytała, obawiając się odpowiedzi.
- Nie jestem lekarzem. Nie mam pojęcia. Na pewno na jakiś czas ją sobie unieruchomiłaś.
Rudowłosa syknęła, kiedy poczuła mocniejszych dotyk. Chwilę później udała się po swoją nagrodę. Dyrektor podyktował jej długą listę osób, do których śmierci się przyczynił. Ilość nazwisk totalnie ją zaniepokoiła. Przy trzydziestu paru straciła rachubę. Starała się nie myśleć o nich jako o ofiarach. Nie w tym momencie. Teraz tylko pisała imiona i nazwiska. Na koniec usłyszała coś dziwnego, czego nie zrozumiała.
- Dostaniesz pewien gratis, Pamelo, skoro wykonałaś aż dwa wyzwania specjalne. Numer osiem. Zapamiętaj to sobie- powiedział jej Dyrektor, nie wyjaśniając nic więcej.
*****
Przez chwilę myślała, że to koniec wyzwania, ale przypomniała sobie o Zacku. Chciał być ostatni.
- Zack, prawda czy wyzwanie?- zapytał go Joe, który zerkał na jej dłoń jakby próbował odczytać w jakim jest stanie. Pamela zapewniła go i resztę, że jest w porządku, ale chyba jej nie uwierzyli.
- Wyzwanie specjalne. Przykro mi, ale muszę dowiedzieć się co stało się z resztą kości z piwnicy. Szkielety nie są kompletne.
Dopiero teraz Pamela zrozumiała, co czuła reszta, gdy niespodziewanie wyskoczyła z wyzwaniem specjalnym, dwa razy. Martwiła się o Zacka. Co ten psychopata dla niego wymyśli? Oby tylko nic mu się nie stało... Czy takie myśli miały sens wobec zbliżającej się śmierci ośmiu z dziewięciu osób? Pewnie nie, ale nie potrafiła tak od razu zmienić myślenia.
- Kolejny ochotnik. Znakomicie- odezwał się zniekształcony robotyczny głos, który tym bardziej odczłowieczał Dyrektora.- Twoje zadanie brzmi następująco: w szafce przy wejściu znajdziesz kolorowe pudełko na buty. W środku są dwie strzykawki. Jedna z witaminami, a druga ze śmiertelną dawką czystej heroiny. Z wyglądu nie różnią się w żaden sposób. Musisz wybrać jedna i wstrzyknąć ją sobie. Życzę powodzenia.
Rudowłosa poczuła się jakby ktoś uderzył ją w głowę. Przecież to wyzwanie było zależne od... Szczęścia. Czy trafi na właściwą strzykawkę? To po prostu nie mieściło jej się w głowie. Jej wyzwania specjalne przynajmniej coś sprawdzały. Jej równowagę, odwagę, czy da radę zrobić sobie krzywdę... W pewien sposób sprawdzały jej charakter i umiejętności fizyczne. Z kolei wyzwanie Zacka nie sprawdzało absolutnie niczego. Miał pięćdziesiąt procent szans i żadnej podpowiedzi. Doceniała jego zainteresowanie kryminalistyką, ale żeby tak ryzykować?! Miała już dość tego dnia. Niech to się skończy zanim komuś faktycznie coś się stanie.
- Zróbmy burzę mózgów- odezwał się Joe.- Musi istnieć jakaś możliwość, żeby odróżnić narkotyk od witamin. Musimy tylko się zastanowić...
W pewnym momencie Joe przerwał, bo zauważył, że ciemnowłosy dociska tłok strzykawki wbitej w żyłę na ramieniu. Asher zamknęła oczy z przerażenia. Nie chciała patrzeć jak na jej oczach Zack umiera. Jednak szybko uchyliła powieki. Z drugiej strony chciała wiedzieć czy mu się udało. Póki co nie było widać żadnych efektów. Czy narkotyk działa od razu? Pewnie nie.
- Nie!- rozległ się jednoczesny krzyk kilku osób.
- Nie mogłeś chwilę poczekać?- zapytał nieco zbyt ostro Joe w kierunku ciemnowłosego. Ten pokręcił głową.
- Niby jak mieliśmy sprawdzić zawartość strzykawek bez wydobywania zawartości? Nie da się. Tak czy siak musiałbym ryzykować, więc to zrobiłem. Rozmowa niczego by nie zmieniła. Koniec tematu.
Rudowłosa była przerażona. Martwiła się o Zacka. Miała nadzieję, że towarzyszyło mu szczęście i wybrał witaminy.
- Teraz pora na rundę trzecią, którą ja wybiorę. Będziecie musieli odpowiedzieć na pytanie, które będzie jednakowe dla wszystkich- wtrącił się Dyrektor z typowym dla siebie entuzjazmem, jakby zapowiadał program telewizyjny, a nie grę, w której ceną były ludzkie życia!
- A co z Zackiem? Musimy zaczekać i sprawdzić czy dobrze wybrał- zwróciła uwagę Pamela.
- Nie martwcie się. Jeśli dożyje do końca tego wyzwania, odbierze swoją nagrodę. Narkotyk nie działa natychmiastowo, jak możecie się domyśleć. A teraz... Podzielcie się najokropniejszą rzeczą, jakiej się dopuściliście w swoim życiu i której do dzisiaj żałujecie. Może być coś co zrobiliście w ramach wyzwania. Sugeruję mówić szczerze, bo wiem o was więcej niż myślicie. Nie chcecie być przyłapani na kłamstwie.
Po jego słowach zapadła cisza. Mieli zdradzić swoje największe sekrety, rzeczy, których tak mocno się wstydzili, że nawet znajomi o tym nie wiedzieli? Zajebiście, pomyślała Pamela z sarkazmem.
*****
Końcówka przeleciała jej zaskakująco szybko, zlewając się w jedno długie wspomnienie najbardziej osobistych wyznań uczestników. Część nie była ich winą. Dyrektor ich do nich zmusił, a część... Była wynikiem błędów. Tak przynajmniej chciała myśleć Asher.
Pamela nie powiedziała nic odkrywczego. Jak wcześniej wspominała, opublikowała obraźliwy post na temat przyjaciółki. Ciągle tego żałowała, bo po tym incydencie straciła przyjaciółki.
Joe przyznał się, że musiał zdradzić swoją dziewczynę, a konkretnie pocałować inną na oczach Callie. To było tuż przed wyjazdem. Chciał wrócić i jej to wyjaśnić, ale nie miał jak. Gdyby nie wyzwanie, w życiu by tego nie zrobił. Ziszczył największe obawy Callie, że jak zacznie chodzić do Madison to pozna piękną i mądrą dziewczynę w jego wieku i ją dla niej zostawi. Poniekąd to zrobił, tyle że pod groźbą. Nie wiedział czy ten związek dało się jeszcze uratować.
Zack opowiedział o swoim przyjacielu, z którym trzymali się od lat. W pewnym momencie zaczęli eksperymentować z narkotykami, próbując różnych towarów od różnych osób. Któregoś razu jego przyjaciel przedawkował. Mimo przyjazdu pogotowia, nie udało się go uratować. Zack żył dalej i czuł się winny, że przekonywał kumpla do tak ryzykownej zabawy.
Rudowłosą tknęła myśl, że być może Dyrektor specjalnie wybrał dla niego takie wyzwanie. Może wiedział o śmierci jego przyjaciela i chciał mu to pokazać, być może sprawiając że skończy w ten sam sposób? Póki co Zack wyglądał normalnie. Nie było widać żadnych objawów złego samopoczucia czy nadmiernej radości.
Wracając do tematu, następny był Arthur. Powiedział, że kochał się w swojej nauczycielce. Opowiedział jak Dyrektor wykorzystał to przeciwko niemu i porwał Sarah, ale kiedy wykonał zadanie wypuścił ją. Sarah nie chciała mieć z nim nic wspólnego, a on pomimo tego, poleciał do niej. Zrobił jej awanturę. W pewnym momencie posunął się do tego, że unieruchomił jej ręce i siłą zmusił ją do pocałunku. Na szczęście opamiętał się zanim zrobił cokolwiek więcej. Tłumaczył, że wcale tego nie chciał i poniosło go.
Scott nie przyznał niczego nowego. Żałował napadu z bronią na lombard.
Lindsay zaskoczyła rudowłosą, bo mimo że wcześniej zdradziła część prawdy, kryło się tam coś więcej. Przyznała, że początkowo zlekceważyła polecenia Dyrektora, żeby pojechała do Madison, bo chciała iść na pożegnalną imprezę... A Dyrektor w ramach rewanżu zabił jej przyjaciółkę Katie. Bardzo żałowała, że nie darowała sobie tamtej imprezy, a tym bardziej kłamstw, które musiała wciskać policjantom. Stwierdzili samobójstwo głównie na podstawie jej zeznać, braku wrogów i powieszenia, które było dość typowe dla samobójców. Asher nie mieściło się to w głowie.
Liv musiała okłamać przyjaciół, co w obliczu innych wyznań traciło znacznie. Chyba dlatego nieszczególnie zapadło to rudowłosej w pamięć.
Z kolei Quinn musiała w ramach wyzwania włożyć do butów koleżanki z drużyny żyletki. Dziewczyna mocno poraniła sobie stopę, przez co nie wzięła udziału w zawodach, a Quinn zajęła jej miejsce. Gwoli ścisłości, kilkukrotnie podkreśliła, że zrobiła to ze względu na wyzwanie. Sama w życiu by się do czegoś takiego nie posunęła. Już wolałaby przesiedzieć zawody cheerleaderskie na ławce, chociaż bardzo lubiła ten sport.
Na koniec była Nancy. Jej wyznanie było najbardziej szokujące. Pamela tak bardzo jej współczuła, ciągle odtwarzała w głowie tamto wyznanie... Bo Nancy miała ojca alkoholika, który się nad nią znęcał. Nie raz rzucił w nią butelką po piwie albo uderzył. Miała za sobą lata przemocy fizycznej i psychicznej, a jej jedynym wsparciem był przyjaciel Freddie. Swoją drogą, od dawna wiedziała, że się w niej podkochiwał, ale ona go lubiła tylko w inny sposób. W ramach wyzwania musiała... Zgłosić na policję przemoc fizyczną... Ze strony Freddiego, a nie ojca, pokazując blizny, które zapewnił jej ojciec. To było najgorsze wyzwanie, jakie Asher mogła sobie wyobrazić. Nancy musiała zdradzić jedyną życzliwą dla niej osobę, która była z nią w najtrudniejszych momentach i oskarżyć Freddiego o czyny jej ojca.
Rudowłosa czuła się tak wyczerpana psychicznie. Te wyznania, ofiary, możliwość potencjalnej śmierci, informacja o przyszłej śmierci własnej i innych... Jak dla niej to było zdecydowanie zbyt wiele emocji jak na jeden dzień. Miała dość.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top