Rozdział 34

Mia udała się wieczorem, a konkretnie w środku nocy do biblioteki. Tak jak się spodziewała, zastała tam Deana. Chciała z nim porozmawiać. Powinna z nim porozmawiać, bo właściwie nie miała jeszcze okazji przekazać mu najnowszych wieści. Traktowała go jak dobrego znajomego, może nawet przyjaciela, więc zasługiwał, żeby usłyszeć to od niej.

- Cześć, przeszkadzam?- spytała Sanchez. Nie miała pewności czy Dean w ogóle zarejestrował jej obecność, bo ani na moment nie podniósł wzroku znad ekranu laptopa.

- Wiesz po co tutaj przychodzę. Każda twoja wizyta przeszkadza mi w tworzeniu gry- odpowiedział blondyn, chociaż jego uśmiech mówił co innego. Ciemnowłosa usiadła kawałek dalej na tej samej kanapie.

- Bardzo zabawne- skonstatowała Mia, przywracając oczami.- Ale ci nie wierzę. Kto inny by cię tutaj odwiedzał o takiej porze?

- Może właśnie dlatego przychodzę tutaj o takiej porze?- podsunął jej informatyk, po czym delikatnie, niemal z nabożną czcią zamknął laptopa.- Słyszałem, że spotykasz się z Dylanem.

Nie powiedział tego z wyrzutem, ale Mia od razu założyła, że się na nią gniewa. To od niej powinien się tego dowiedzieć. Co więcej, chciała mu to powiedzieć. Po prostu nie zdążyła. Ostatnio tyle się działo... W pełni poświęcała się śledztwu. Tegoroczne zaginięcia rozpoczęły się. Kto wiedział, co działo się z tymi osobami i czy jeszcze żyły? Miała nadzieję, że tak.

- Tak. Wiesz jeszcze kilka tygodni temu wyśmiałabym osobę, która by mi to zasugerowała... Przysięgam, że chciałam ci o tym powiedzieć. Po prostu nie miałam okazji i czasu... No wiesz, sporo się dzieje- wyjaśniła ciemnowłosa ze skruchą.

- Nic się nie stało- zaoponował Dean miękko.- Po prostu jestem zaskoczony. Jakiś czas temu razem narzekaliśmy na jego trudny charakter, a teraz...

- Dalej możemy to robić- zapewniła Sanchez, uśmiechając się. Poczuła ulgę, że nie był na nią zły. Nie chciała się z nim kłócić.- Tylko teraz mamy zdecydowanie mniej tematów. Szczerze mówiąc, bardzo się stara. Zachowuje się dużo mniej... Dupkowato.

Naprawdę tak uważała. Nie wiedziała czy zmienił zachowanie, ponieważ mu się podobała czy po prostu docenił ją jako dziennikarkę. A może po prostu musiała go bliżej poznać, żeby dostrzec że wcale nie jest złem wcielonym? W każdym razie zmiana wydawała jej się wyjątkowo pozytywna. Nawet jeśli się w czymś nie zgadzali, potrafili o tym spokojnie porozmawiać zamiast się kłócić.

- Właśnie, dobre określenie. Współpraca z nim nigdy nie była prostsza. Zupełnie jakby go podmieniono. Jesteś pewna, że nie ingerowali w to kosmici?

Ciemnowłosa uśmiechnęła się, chociaż starała się zachować powagę.

- Tak, jestem pewna. Wydarzyło się coś znacznie gorszego... Zrobiłam mu pranie mózgu- mruknęła Mia z udawaną powagą, po czym obydwoje wybuchnęli śmiechem.

- To wszystko wyjaśnia- powiedział informatyk, gdy już opanowali śmiech. Mii właśnie tego brakowało. Ostatnio działo się zbyt wiele poważnych rzeczy. Usłyszała zbyt dużo okropnych i zarazem wstrząsających wiadomości. Potrzebowała chwili wytchnienia, normalności, żeby przypomnieć sobie, że jej życie nie zawsze tak wyglądało i że jeszcze kiedyś do tego wróci.- Tak na serio to cieszę się, że jesteście razem i to nie tylko z powodu znośnego Dylana. Dobrze, że nie dałaś się zniszczyć temu dupkowi Blake'owi.

- Zniszczyć? W jakim sensie?- spytała Mia, marszcząc brwi. O co mu chodziło?

- No wiesz... Nie każda dziewczyna potrafiłaby przejść nad tym do porządku dziennego. Chciał cię wykorzystać, co mu się nie udało... Ale za to ośmieszył cię przed resztą szkoły. Niektórzy ciągle wierzą w jego wersję, że to ty wymyśliłaś historyjkę z listą, aby się zemścić.

Sanchez wzruszyła ramionami. Nigdy nie patrzyła na to w ten sposób. Na początku zabolało ją, że dała się tak łatwo oszukać.  Część szkoły faktycznie jej nie lubiło, ale nigdy nie zależało jej na popularności.

- Bo mam przy sobie osoby, które w to nie uwierzyły i zawsze były po mojej stronie. Może to i lepiej, że nie musiałam poznawać innych. Nie warto, jeśli tak łatwo przyszło im ocenienie mnie po plotkach.

- Masz rację i dobrze, że myślisz o tym w ten sposób.

Sanchez przegryzła wargę. Zastanawiała się jak zapytać Deana... Miała do niego pewną prośbę, chociaż na serio chciała z nim porozmawiać. Lubiła łączyć przyjemne z pożytecznym. Ceniła sobie zarówno kontakty towarzyskie jak i sprawy związane z Dyrektorem i gazetką. Miała pewien pomysł, chociaż wiedziała, że chłopakom się on nie spodoba. W końcu uznała, że najlepiej zapytać prosto z mostu.

- Myślisz, że dałbyś radę zhakować system jakiejś uczelni? Potrzebuję imienia i nazwiska osoby, która faktycznie tam uczęszcza. To niezwykle ważne.

- Mam zhakować system uczelni?! Co ci chodzi po głowie? Widzę, że masz plan i już mi się on nie podoba- oznajmił Dean, patrząc na nią jak na kosmitkę.

To zupełnie tak jak przy spotkaniu z chłopakiem Nicole. Wtedy też bezsensownie panikował. Zdecydowanie nie nadawał się do tego typu akcji, ale na szczęście nie musiał tego robić. Wystarczyło, żeby dał jej jedną drobną informację. Niewiele od niego oczekiwała.

- Spokojnie, w ten sposób nie będę się narażać. Po prostu muszę mieć przykrywkę, żeby móc porozmawiać z osobą z zamkniętego zakładu psychiatrycznego...- zaczęła wyjaśniać Sanchez takim tonem jakby to była najzwyklejsza rzecz na świecie. Dopiero potem dotarło do niej, że nie wyjaśniła mu powagi sprawy Dyrektora. Chodziło o zaginięcie kilku osób.

- Po jaką cholerę chcesz rozmawiać z kimś z psychiatryka?!- spytał nieco zbyt głośno Dean, wytrzeszczając oczy ze zdziwienia. Ciemnowłosa przewróciła oczami.

- Zanim zaczniesz panikować, posłuchaj mnie uważnie. Wyjaśnię ci wszystko od początku...

To będzie długi wieczór, pomyślała Mia.

*****

Mia przejrzała się w lustrze z uśmiechem. Uważała, że osiągnęła dokładnie ten efekt, co chciała. Wyglądała na starszą. Czy to wystarczy? Okaże się.

- Wyglądam na studentkę? Jak myślisz?- spytała ciemnowłosa, zwracając się do Dylana.

- Zawsze pięknie wyglądasz, ale ciągle nie podoba mi się ten plan- odparł brunet.

Z każdym kolejnym dniem coraz bardziej wolała nową wersję Coopera. Nawet komplementy jej prawił. Czy to nie było świetne? Zamierzała zignorować fragment krytykujący jej plan. Nie zrezygnuje z niego. Nie ma takiej opcji. Zrealizuje go, tylko jeszcze nie wiedziała czy skutecznie. Rzecz jasna, wolałaby, żeby się udał.

- Nie pytałam się jak wyglądam, chociaż dziękuję. Chciałam wiedzieć czy wyglądam na starszą- zwróciła uwagę Sanchez.

Tego dnia zrobiła sobie mocniejszy makijaż. To już samo w sobie było dla niej sporym wyzwaniem, bo zazwyczaj w ogóle się nie malowała, a tutaj jeszcze musiała się postarać. Jej makijaż nie mógł wyglądać amatorsko. Studentka pisząca pracę magisterską nie maluje się byle jak. Ponadto musiał ją przy okazji postarzać. Do tego ubrała szerokie materiałowe brązowe spodnie z wysokim stanem, białą koszulę oraz buty na obcasie. Kolejny szczegół, którego nie znosiła. Zazwyczaj unikała takiego obuwia jak tylko mogła. Niestety tym razem były absolutnie konieczne. Dodawały jej lat, chociaż najchętniej ubrałaby swoje wygodne trampki na koturnie.

- Tak, mogłabyś być uznana za studentkę, ale wiesz w co się pakujesz, prawda? Masz świadomość, że chcesz dostać się do zakładu psychiatrycznego i porozmawiać z dziewczyną, która nawet specjalistom nie opowiedziała, co jej się dokładnie przydarzyło? Niezależnie od tego jak bardzo miła i sympatyczna jesteś, to się nie uda.

Wcześniej przez chwilę kłóciła się już o to z Dylanem. Kiedy podnosił głos, automatycznie była jeszcze bardziej na niego zła i z jeszcze większą zaciekłością broniła swojego zdania. Z kolei teraz, gdy mówił tak spokojnie... Ogarnęły ją wątpliwości. Może jednak Dylan i Dean, jemu również nie podobał się jej plan, mieli rację. W tym planie dużo zależało od szczęścia. A co jeśli go nie będzie miała? Albo wszystko wyjdzie cudownie, dostanie się do tej dziewczyny i ona nic jej nie powie? Wtedy wszystkie starania pójdą na marne.

- Nie mogę dłużej tak bezczynnie siedzieć...- wyznała ciemnowłosa, siadając na łóżku i ukrywając twarz w dłoniach.- Od kiedy dostałam tamto błaganie o pomoc... Nic nie osiągnęliśmy. Rozumiesz? Nic. To mnie dobija. Ta osoba zaufała, że coś z tym zrobię, a ja... Zawiodłam ją.

Ciemnowłosej ostatnio cały czas towarzyszyły podobne myśli. Wręcz nie potrafiła się od nich uwolnić.

- Nikogo nie zawiodłaś. Angażujesz się w to jak tylko możesz... Problem w tym, że brakuje ci informacji. Jak możesz pomóc z czymś, co nawet nie wiesz jak wygląda? Ten Dyrektor to osoba, miejsce? Co się dzieje z tymi ginącymi co rok osobami? Masz za mało informacji- próbował pocieszyć ją Dylan.

To miłe z jego strony, pomyślała. Niestety jego próba osiągnęła odwrotny efekt. Miał rację. Miała za mało informacji.

- Właśnie dlatego muszę tam iść i spróbować- oznajmiła Sanchez, odzyskując nieco siły. Podniosła głowę i spojrzała na bruneta.- Tu nie chodzi tylko o tą prośbę o pomoc... A jeśli sprawa tej dziewczyny znikąd naprawdę jest związana z Dyrektorem? Raczej niewiele osób bez powodu nazywa siebie Dyrektorem, jeśli faktycznie nim nie jest... Może milczy tylko dlatego, że nie pojawił się do tej pory nikt komu mogłaby zaufać? No wiesz, jeśli udało jej się uciec i ktoś jej groził... Może bała się, że wróci albo przyśle kogoś, żeby ją sprawdził?

- Nie odwiodę cię od tego pomysłu, prawda?- podsumował z wyraźnym niezadowoleniem brunet.

Chyba w końcu to do niego dotarło, pomyślała Mia, kręcąc przecząco głową.

- Nie gwarantuję, że mi się uda. Jeśli jednak istnieje chociaż najmniejsza szansa, wolę spróbować i po fakcie tego żałować. Co mi mogą zrobić za podawanie się za studentkę? To nie jest jakieś poważne przestępstwo.

- Odwiozę cię. Nie przyjmuję sprzeciwu.

Z tym Mia nie zamierzała polemizować. Podziękowała Dylanowi za wsparcie. Naprawdę doceniała jego pomoc, mimo że kompletnie się z nią nie zgadzał.

*****

Jechali do zakładu psychiatrycznego. Adres zdobyli od Jonathana, który równie chętnie wyraził swoje niezadowolenie. Zrobił to na tyle głośno, że Mia, krzywiąc się odsunęła od ucha telefon. Musiał się tak drzeć? Nie mógłby tego powiedzieć normalnie? On chyba uwielbiał robić awantury.

W końcu dał im adres, chociaż Sanchez miała ochotę rozłączyć się co najmniej kilka razy. Jednak wytrzymała i jej się to opłaciło. O dziwo, Dylan po drodze ani razu nie próbował przekonywać jej do zmiany zdania. Może udało jej się go przekonać, że plan ma szansę powodzenia? Ewentualnie stwierdził, że jest zbyt uparta, żeby na nią wpłynąć.

- Uważaj na siebie- poprosił Cooper, gdy ich oczom ukazały się pierwsze zabudowania. Ośrodek psychiatryczny okalał niezbyt wysoki mur, co przywodziło na myśl więzienie. Pewnie chodziło o względy bezpieczeństwa. Właściciele ośrodka pewnie nie chcieli, żeby przypadkiem ich pacjenci wybrali się na zbyt daleki spacer, a jednocześnie nie chcieli ich tak całkiem zamknąć w środku.

- Zawsze na siebie uważam- odparła ciemnowłosa zgodnie z prawdą. To że czasami ryzykowała, to inna sprawa.

Placówka przedstawiła dość posępny widok. Mur okalał masywny ciemny budynek oraz duży nieco zaniedbany ogród. Po całym terenie kręcili się ludzie w białych oraz jasno zielonych kombinezonach. Ci w białych wyglądali na pielęgniarzy i pielęgniarki. Żadne z nich się nie uśmiechało, przynajmniej jeśli chodzi o te osoby, które zauważyła Mia. Okropne miejsce.

Dylan zaparkował w specjalnie do tego przeznaczonym miejscu. Dobrze jest mieć chłopaka posiadającego prawo jazdy. Przynajmniej dojechała prosto na miejsce i miała transport w drugą stronę. Brunet nie chciał słyszeć, że mogłaby wracać sama.

- Nie podoba mi się to, ale uważaj na siebie- powtórzył po raz nie wiadomo który Dylan. Ciemnowłosa pocałowała go krótko w usta, po czym skierowała się do wejścia. To znaczy, miała nadzieję, że idzie w kierunku wejścia. Właściwie nie wiedziała gdzie konkretnie się ono znajdowało.

- Hej, ty, zatrzymaj się!- usłyszała po chwili gdzieś z prawej męski głos. Mia odruchowo obróciła się w tamtym kierunku, chcąc namierzyć osobę, która do niej mówiła. Czy to ktoś z ochrony?! Ogarnęła ją panika, ale po chwili zobaczyła mężczyznę w wieku około sześćdziesięciu lat w zielonym kombinezonie. To pacjent.- Gdzie idziesz, żmijo?!

- Niech się pani nim nie przejmuje- zwrócił się do niej pielęgniarz.- Od lat rozmawia, a właściwie kłóci się ze swoim martwym synem. Nie dostrzega pani, co w sumie jest ironiczne, bo my nie widzimy jego syna. To wszystko dzieje się tylko w jego głowie.

- Dzięki za informację- odparła ciemnowłosa, przyglądając się jak pacjent krzyczy w powietrze przed siebie. Zachowywał się tak jakby faktycznie mówił do osoby, której szczerze nienawidzi. Ludzki umysł był najgorszą pułapką. Nie dało się uwolnić ani uciec od swoich urojeń, a najgorsze było to, że brało się je za prawdziwe.- Ale nie jestem aż tak stara, żeby nazywać mnie "panią". Studiuję psychologię.

Ciemnowłosa po cichu cieszyła się, że kostium działał. Pielęgniarz mógł mieć maksymalnie dwadzieścia pięć lat. Był tylko trochę od niej starszy, szczupły, trochę umięśniony, ale nie jakoś szczególnie. Ciekawe co robił w takiej pracy.

- Okej, ale co tutaj robisz? Na pewno nie jesteś pacjentką i zdecydowanie tutaj nie pracujesz... Odwiedzasz kogoś z krewnych?

- Nie i właśnie dlatego potrzebuję twojej pomocy- oznajmiła Mia, od razu przejmując pałeczkę. Nie mogła udawać lekarki, tutaj nawet jej postarzający strój by nie pomógł.- Piszę pracę magisterską i potrzebuję zebrać trochę materiału źródłowego. To znaczy, poobserwować tutejszych pacjentów, może z niektórymi porozmawiać... Z lekarzami również. To dla mnie bardzo ważne.

Pielęgniarz obrzucił ją zdziwionym spojrzeniem. Sanchez uśmiechnęła się lekko, chociaż w środku coraz bardziej panikowała. Myślała, że taka prośba wystarczy. Właściwie to była cała jej przykrywka, żeby dostać się do tego zakładu. Jeszcze miała przygotowaną bardziej rozwiniętą historyjkę o swojej rzekomej pracy magisterskiej, ale z grubsza to było wszystko. Jeśli to nie wystarczy, będzie zgubiona.

- Z tym tutaj nie porozmawiasz- stwierdził pielęgniarz, wskazując ciągle kłócącego się mężczyznę.- Zresztą nie powinnaś kręcić się sama po terenie szpitala psychiatrycznego. Niby wszyscy pacjenci są porządnie naćpani, ale od czasu do czasu coś im... Się dzieje. Sama rozumiesz. Zaprowadzę cię do Haywarda. Jeśli on wyrazi zgodę, mogę cię oprowadzić i wtedy zbierzesz tyle materiału źródłowego ile będziesz chciała.

Sanchez przytaknęła. Wiedziała, że będzie musiała porozmawiać z szefem tego ośrodka. Kluczem do osiągnięcia tego celu było przekonanie Haywarda do siebie. Musiał kupić bajeczkę o studentce piszącej pracę magisterską.

Pielęgniarz zaprowadził ją do budynku, po czym wprowadził do środka bocznymi drzwiami. Ciemnowłosa rozglądała się ciekawie. Współczuła tym wszystkim pacjentom. Nie wiedziała i nie chciałaby się przekonać jak wygląda sytuacja, gdy nie możesz ufać własnym zmysłom. Poza tym pacjenci stanowili nietypowy widok. Niektórzy przykładem mężczyzny kłócącego się z synem rozmawiali z istniejącymi tylko w ich głowach osobami. Inni rozglądali się wokół niespokojnie jakby obawiali się zagrożenia. Jeszcze inni snuli się po korytarzach niczym zombie. Uwagę Mii zwrócił mężczyzna siedzący w ciemności, na wprost otwartych drzwi.

- Czemu tamten pacjent siedzi w ciemności?- spytała Sanchez pielęgniarza.

- Twierdzi, że jak wyjdzie na słońce to porwą go kosmici. Panicznie się ich boi, dlatego wychodzi tylko po zmroku.

- Aha- mruknęła ciemnowłosa zdumiona. Pielęgniarz zaśmiał się chyba na widok jej miny.- Co cię tak bawi?

- Rzadko miewamy tutaj gości. Już zapomniałem jak to jest dziwić się w tym miejscu. Widziałem tutaj już chyba wszystko. Są dziwniejsze przypadki, wierz mi. Strach przed kosmitami jest dość powszechny.

Ciemnowłosa w żaden sposób tego nie skomentowała. Przez moment korciło ją, żeby zapytać o te dziwniejsze przypadki. A może mogłaby tutaj kiedyś przyjść w charakterze dziennikarki? Nie chodziło jej o żerowanie na cudzym nieszczęściu. Po prostu to byłby ciekawy tekst... Ale pewnie by jej na to nie pozwolono. Wiele osób nabiera wody w usta, jak tylko dowiaduje się, że rozmawiają z kimś z prasy. Poza tym nie mogłaby tu wrócić jako dziennikarka po tym jak wszystkim opowie, iż jest studentką psychologii. Szkoda, musi się pożegnać z tekstem o psychiatryku, chociaż z pewnością miałby sporo wyświetleń.

W końcu dotarli pod drzwi gabinetu dyrektora Haywarda. Tak głosiła tabliczka zawieszona przy drzwiach. Dyrektor szpitala psychiatrycznego? Czy to był zwykły zbieg okoliczności, a może Lizzie miała na myśli innego dyrektora niż tego ze szkoły? A może ten prawdziwy Dyrektor specjalnie przybrał taki przydomek, żeby mylił potencjalnych poszukiwaczy?

Pielęgniarz zapukał do drzwi i wszedł dopiero po usłyszeniu "proszę".

- Przepraszam, dyrektorze Haywarda. Przyjechała studentka z zewnątrz. Chce porozmawiać z pacjentami i lekarzami. Przyprowadziłem ją do pana- powiedział pielęgniarz, po czym bezgłośnie życzył jej powodzenia i wyszedł, zostawiając ich  samych w gabinecie.

Ciemnowłosa usiadła na krześle naprzeciwko biurka, przybierając na twarz najbardziej uprzejmy i życzliwy uśmiech jaki potrafiła. Po prostu musiała tego gościa przekonać.

- Nazywam się Eleonora Hayes- przedstawiła się Mia, podając dłoń dyrektorowi placówki. Hayward ujął lekko jej dłoń. Był starszym mężczyzną, około siedemdziesiątki. Na głowie miał dość rzadką białą czuprynę. Twarz poznczały mu liczne zmarszczki. Na nosie nosił okulary, a poza tym ważył co najmniej kilka kilogramów za dużo. Widać to było po koszuli opinającej wystający, okrągły brzuch.

- Miło mi cię poznać, Eleonoro. Co cię do nas sprowadza? Chyba sama pani rozumie, że rzadko mamy gości z zewnątrz.

Ciemnowłosa chciała skomplementować ośrodek, ale zrezygnowała z tego. Kto powiedziałby "piękny ośródek psychiatryczny"? Te słowa... Jakby to powiedzieć... Wykluczały się?

- Jak wspomniał tamten pielęgniarz, jestem studentką psychologii. Piszę właśnie pracę magisterską i uznałam, że ta placówka będzie idealnym źródłem inspiracji oraz rzetelnej wiedzy. Ludzki umysł jest fascynujący i jednocześnie tak złożony... Zgodzi się pan ze mną, prawda?

Sanchez miała przygotowaną całą przemowę, ale ostatecznie improwizowała. Uznała, że tak będzie naturalniej. Trochę się też zestresowała. Jeden zły ruch i pożegna się z rozmową z Lizzie.

- Ciężko się z panią nie zgodzić. Nie usłyszałem gdzie pani studiuje i kto jest pani promotorem.

Bo wcale o tym nie mówiła, pomyślała. Podała mu nazwę uczelni, na której stronę włamał się Dean oraz pierwsze lepsze nazwisko profesora. I tak żadnego z nich nie znała.

- Jaki jest dokładny temat pani pracy magisterskiej? Jestem bardzo ciekawy. Jeszcze nie zdarzyło się w tej placówce, żeby ktoś postanowił o nas napisać w pracy magisterskiej.

- Zapomnienie. Mechanizm obronny ludzkiej pamięci. Wiem, że tytuł nie jest zbyt wymyślny, ale do tego tematu można podejść w różny sposób. Ponadto jest bardzo obszerny, a przypadków można znaleźć mnóstwo. Jednak mnie interesują jedynie specyficzne przypadki. Słyszałam, że w pańskim ośrodku znajduje się Lizzie Bennet. To prawda?

Hayward cały czas nie spuszczał z niej wzroku. Ciemnowłosa czuła się przez to trochę niekomfortowo, ale starała się zachowywać swobodnie. Udawać, że nie robi to na niej żadnego wrażenia, chociaż czuła się zdecydowanie nieswojo w towarzystwie tego starca.

- Owszem. Co panią interesuje w tym przypadku? Zapewne słyszała pani o tej sprawie z mediów. Niestety trauma Lizzie okazała się zbyt głęboka. Nawet najlepsi specjaliści nie byli w stanie dociec tego co faktycznie przydarzyło się tej biednej dziewczynie.

Chociaż Hayward mówił spokojnie w jego słowach czaiło się inne pytanie "czego chcesz od przypadku, w którym moi specjaliści zawiedli". Tak przynajmniej zdawało się ciemnowłosej.

- Właśnie dlatego mnie to interesuje. Nie chodzi mi o to, żeby przedstawić pańską placówkę w złym świetle. W żadnym razie. Z pewnością zrobiliście wszystko co w waszej mocy, żeby jej pomóc. Chodzi mi o mechanizm obronny w mózgu Lizzie, który nie poddał się mimo specjalistycznej opieki. Rozumie pan już moją koncepcję?

Sanchez miała nadzieję, że nie będzie dopytywał. Nie miała zbyt wiele do powiedzenia. Kompletnie nie znała się na psychologii i mechanizmach pamięci, już nie wspominając o fachowym nazewnictwie.

- Tak, to fascynujące. Wygląda pani bardzo młodo.

- Często to słyszę. Co mogę panu powiedzieć? Takie geny- odparła Mia, wzruszając lekko ramionami. Musiała sprowadzić temat na właściwą drogę.- Rzecz jasna, przyślę panu gotową pracę magisterską jeszcze przed oddaniem jej na uczelnię. Będzie mógł pan dowolnie skorygować fragment o Lizzie i innych pacjentach. Na razie chciałabym spotkać się z Lizzie. O reszcie porozmawiamy w innym terminie. Nie mam dzisiaj zbyt dużo czasu.

Sanchez ostentacyjnie zerknęła na zegarek. Chciała, żeby Hayward zgodził się zanim się rozmyśli albo zażąda od niej więcej dokumentów i informacji. Dyrektor placówki w końcu pokiwał głową.

- Dobrze, niech pani będzie. Poproszę kogoś z personelu, żeby zaprowadził panią do Lizzie. O innych pacjentach i późniejszej korekcie porozmawiamy w późniejszym terminie. Czy mógłbym jeszcze prosić o numer telefonu, żeby ułatwić kontakt na przyszłość?

Ciemnowłosa od razu przytaknęła, uśmiechając się oszczędnie. W środku czuła się podekscytowana i szczęśliwa. Udało jej się. Plan, który rzekomo był czystym szaleństwem okazał się sukcesem. Przynajmniej jeśli chodzi o dostanie się do pacjentki. Na karteczce zapisała pierwsze lepsze cyfry. Hayward więcej się z nią nie skontaktuje. To była jednorazowa wizyta, chociaż on jeszcze o tym nie wiedział.

Po chwili zjawił się ten sam pielęgniarz, co wcześniej. Dyrektor szpitala psychiatrycznego polecił mu, żeby zaprowadził gościa do Lizzie Bennet. Ciemnowłosa ciągle nie mogła uwierzyć, że jej się udało. Już nie mogła się doczekać aż opowie o tym Dylanowi. Nie uwierzy jej. Jego mina będzie bezcenna.

- To tutaj- poinformował pielęgniarz, wskazując pokój przed nimi. Drzwi były przymknięte, ale przez szparę zauważyła siedzącą przy sztaludze dziewczynę.- Akurat zastałaś Lizzie. Ogólnie nie jest zbyt rozmowna, ale nie jest też groźna dla siebie i otoczenia. Bądź delikatna i nie wypytuj o tamto wydarzenie. Powodzenia.

- Czyli mogę z nią porozmawiać w cztery oczy?- spytała Mia. Gdyby ktoś był przy tej rozmowie, szybko zorientowałby się, że wcale nie pisze żadnej pracy magisterskiej i nic nie wie o psychologii.

- Skoro chcesz. Będę w pobliżu. Jak skończysz to znajdź mnie. Będę gdzieś na tym piętrze.

Ciemnowłosa pokiwała głową, po czym weszła do niezwykle minimalistycznego pokoju Lizzie. Niemal wszystkie meble były przytwierdzone do podłogi. No cóż, tak wyglądały standardy w psychiatryku. Nawet jeśli pielęgniarz powiedział, że Lizzie nie stanowi zagrożenia. Pewnie we wszystkich pokojach mieli takie zabezpieczenia.

Lizzie zdawała się jej nie dostrzegać. Ciągle malowała, nie przerywając tego zajęcia. Mia skorzystała z okazji, żeby jej się przyjrzeć. Lizzie miała ciemne włosy do ramion, grzywkę opadającą jej na czoło oraz jasne błękitne oczy. Była szczupła i ubierała się bardzo niewyróżniająco. Miała na sobie jeansy i czarną za dużą bluzę. Sanchez do tej pory widziała ją jedynie na mediach społecznościowych sprzed kilku lat oraz na zdjęciach policyjnych. Swoją drogą, jej konta społecznościowe były prowadzone do czasu owego owianego tajemnicą incydentu. Później nic nowego się nie pojawiło, co tylko utwierdzało Sanchez w przeświadczeniu, że wydarzyło się coś traumatycznego. Inaczej Bennet nie zmieniłaby tak drastycznie swoich przyzwyczajeń.

- Cześć, nazywam się Mia- przedstawiła się ciemnowłosa, na co nie doczekała się żadnej odpowiedzi.- Ładny obraz.

Brunetka dalej milczała, nie reagując w żaden sposób. Może i pielęgniarz ostrzegł ją, że jest małomówna, ale nie wspomniał, iż w ogóle się nie odzywa. Między tymi dwoma stwierdzeniami istniała zasadnicza różnica.

- Bardzo podoba mi się ten widok. Góry, jezioro... Byłaś tam kiedyś?- mówiła dalej Mia w nadziei, że wciągnie ją w rozmowę na jakikolwiek temat. Później zaczęła opowiadać o wakacjach z rodziną i szkole. Mówiła o byle czym, ale reakcja cały czas była taka sama, czyli nie było żadnej reakcji. Postanowiła ją sprowokować. Wiedziała, że nie powinna tego robić, ale tyle zrobiła, aby się do niej dostać. Nie mogła wyjść z niczym.- Nie interesuje cię to, prawda? Będę z tobą szczera. Przyszłam tu porozmawiać o tamtym zdarzeniu sprzed trzech lat.

Lizzie milczała, kontynuując powolne ruchy pędzlem. Sanchez musiała wytoczyć cięższe działa. Nie chciała tego robić, ale chyba nie miała alternatywy.

- Posłuchaj mnie, Lizzie. Potrzebuję twojej pomocy. Dyrektor wrócił. Nigdy nie zniknął. Dalej robi to co się przydarzyło tobie tylko innym osobom- oznajmiła Mia. Właściwie to był strzał w ciemno. Nie wiedziała czy wrócił i czy w ogóle zniknął.

W końcu zauważyła reakcję. Bennet puściła pędzel, który spadł na posadzkę, brudząc ją farbą. Poza tym zaczęła się trząść. Ciemnowłosa nie chciała jej męczyć, a tym bardziej przywoływać tamtego zdarzenia. Nie miała wyboru, bo póki co tylko to działało.

- Czytałam twoje akta policyjne. Wiem, że znaleziono cię samą w lesie z torbą pieniędzy. Mówiłaś, że uciekasz przed Dyrektorem. Muszę wiedzieć kto to jest i co dokładnie robi. Potrzebuję informacji. Zaginęło kilka osób ze szkoły. Odkryłam, że co roku ginie bez śladu kilkoro uczniów. W tym roku to już się zaczęło. Pomóż mi. Proszę.

Sanchez chwyciła Lizzie za ramiona. Lekko, ale stanowczo. Wpatrywała się prosto w jej oczy, jakby szukała odpowiedzi. Zauważyła jedynie przerażenie. Brunetka miała przyśpieszony oddech, drżały jej ręce i dolna warga, jej oczy wpatrywały się w niewidoczny punkt gdzieś za nią. Dalej nic nie mówiła, ale w jej oczach czaiła się panika.

- Zaginęli uczniowie, tak jak niegdyś ty- powtórzyła ciemnowłosa.- Gdzie oni są? Co się z nimi dzieje? Dlaczego nie chcesz pomóc ukarać Dyrektora? Powinien zapłacić za to co ci zrobił. Co się stało podczas tego porwania? Byłaś sama czy były z tobą inne osoby?

Jedyną zmianą w zachowaniu Lizzie było to, że trzęsła się jeszcze bardziej. Sanchez się to nie podobało. Nie chciała doprowadzać jej do takiego stanu. Wyglądała jak zapędzone w róg zwierzę, które nie może uciec.

- Dyrektor! Kim on, do cholery, jest?!- zapytała głośniej Sanchez, potrząsając lekko rozmówczynią. Kiedy nie przyniosło to żadnego rezultatu, wyciągnęła z kieszeni telefon. Skoro jej słowa do niej nie trafiają, może ktoś inny do niej przemówi. Przeczytała jej na głos odpowiedź z ankiety z prośbą o pomoc.

Wtedy coś w jej rozmówczyni pękło. Rozpłakała się.

- Ja... Nie mogę- wyszeptała Lizzie przez łzy.- On... Zemści się... Groził mi... Tak mi przykro... Nie da się go... Powstrzymać.

Ciemnowłosa z jednej strony była przerażona tym, do jakiego stanu doprowadziła Lizzie. Z drugiej musiała drążyć.

- Z takim podejściem owszem. Jesteś tutaj bezpieczna. Nikt nic ci nie zrobi. Ja mogę zaryzykować tylko muszę mieć jakąkolwiek wskazówkę. Pomóż mi- ponowiła prośbę Sanchez, trzymając Lizzie za ręce. Chciała jej pokazać, że jest po jej stronie.- Tylko tak zdołamy go powstrzymać. Może jeszcze nie jest za późno dla zaginionych.

Lizzie wybuchnęła jeszcze głośniejszym płaczem. W tym momencie do pomieszczenia wszedł pielęgniarz, obrzucając ją oskarżycielskim spojrzeniem.

- Co jej zrobiłaś?! Wyjdź stąd natychmiast! Nie na to się umawialiśmy- powiedział wyraźnie zdenerwowany pielęgniarz.

Ciemnowłosa wiedziała, że nic więcej nie wyciągnie z Lizzie. Już chciała wyjść, kiedy poczuła jak brunetka wsuwa jej coś do kieszeni. Spojrzała na nią. Bennet ledwie dostrzegalnie skinęła głową. Ciemnowłosa już wiedziała, że zawarły porozumienie. Miała w jej imieniu powstrzymać Dyrektora. Niestety nie zdążyła jej nawet podziękować. Została natychmiastowo wyrzucona z pomieszczenia i chwilę później z placówki. Pielęgniarz był na nią zły, ale to było nic w porównaniu z wkurwionym Dyrektorem ośrodka psychiatrycznego. Wyglądał jakby zaraz miał wybuchnąć. Ponadto nie chciał jej więcej widzieć w tym ośrodku. Ciemnowłosa nie dostała szansy przynajmniej się wytłumaczyć.

Dopiero w aucie zdołała sprawdzić, co wcisnęła jej do kieszeni Lizzie. Na karteczce widniał adres. Mia jeszcze nie wiedziała, czego to był adres, ale potrafiła docenić znalezisko. To było coś istotnego. Tego była pewna.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top