Rozdział 31

Pamela nie miała pojęcia, gdzie dokładnie się znajdowała. Dostała wyzwanie i je zrobiła. W obawie o bezpieczeństwo Logana, bo Dyrektor tym razem był wyjątkowo bezpośredni.

Wykonasz wyzwanie albo twój chłopak zginie. Twój wybór.

Wolała nie sprawdzać czy mówi na poważnie. Dlatego wsiadła we wskazany autobus. Uprzednio pozbyła się własnego telefonu, a niedaleko przystanku w miejscu, które zostało jej wskazane, znalazła worek moro. W środku miała prowiant, wodę oraz nowy telefon do kontaktu z Dyrektorem. Od razu znalazła na nim wiadomość, iż urządzenie miało specjalnie zainstalowany system szpiegujący. Może Dyrektor nazywał to inaczej, ale taki był z grubsza sens. Przekazywał mu każdy jej krok na nowym telefonie. Mogła zadzwonić po pomoc, ale nie miała żadnej gwarancji, że przyjadą szybciej niż twórca konkursu. A wtedy będzie po niej. Zajebiście, nie? Nie miała wyboru. Nie była w stanie aż tak zaryzykować.

Podróż w nieznane okazała się cholernie trudna. Nie wiedziała gdzie jedzie ani po co. Nie mogła z nikim rozmawiać. Zresztą znajdowała się na takim zadupiu, że to byłby cud, gdyby spotkała kogokolwiek. Jedynie w autobusie miała okazję z kimś porozmawiać, ale nie skorzystała z niej. O czym miałaby rozmawiać? Była zbyt zajęta martwieniem się. Nie potrafiła udawać, że wszystko jest w porządku i jedzie na zwykłą wycieczkę.

Musiała zostawić Madison, Logana... Przynajmniej przyjaciół już nie miała. Dyrektor o to zadbał. Kiedy wrzuciła obraźliwy post o Daisy, to był koniec ich znajomości. Ashley rzecz jasna stanęła po stronie osoby, którą dłużej znała... I tak rudowłosa została sama. To znaczy niedokońca, bo miała Logana, który był dla niej ogromnym wsparciem. Nie wiedziała co by bez niego zrobiła... Chyba będzie musiała przekonać się o tym na własnej skórze w niedalekiej przyszłości. Bynajmniej jej się to nie podobało.

Zastanawiała się co zrobi Logan jak do niego nie przyjdzie. Obiecała mu w dzień wyjazdu, gdy jeszcze o tym nie wiedziała, że wpadnie następnego dnia po lekcjach. Czy będzie się o nią martwił? Czy w ogóle za nią zatęskni? Czy pomyśli, że zniknęła tak samo jak jej brat? A może uzna, że jest w niebezpieczeństwie? No i czy wyrzucą ją z Madison? Jak zareagują jej rodzice na kolejne zniknięcie w ich rodzinie? Oni się nie pozbierają. Już wystarczająco ciężko znieśli zniknięcie jej starszego brata Luke'a.

Ta sytuacja zwyczajnie przerosła Pamelę. Czuła się okropnie. Nie chciała, żeby ktokolwiek cierpiał z jej powodu. Z bolesną dokładnością pamiętała jak ona się czuła po zaginięciu brata. Na początku nie było źle. Myślała, że zrobił sobie wagary i pojechał gdzieś ze znajomymi... A później nie wrócił. Minął tydzień, miesiąc, pół roku i Luke'a ciągle nie było. W końcu zrozumiała, że stało się coś złego, ale nie miała pojęcia co. Pamiętała złość, że ją zostawił i smutek, bo co jeśli on nie żyje? Nikogo nie skazałaby na podobny los, gdyby jej nie grożono.

Czuła się jakby oddalała się od wszystkiego co było dla niej znajome... Od jej obecnego życia. I gdzie szła? Podążała za cholernymi instrukcjami z SMS'ów. Miała przejść sześć kilometrów wgłąb lasu. Gdy po raz pierwszy o tym przeczytała, była w szoku. Tak po prostu miała iść w las, przed siebie z nadzieją, że znajdzie charakterystyczny punkt?! A jak zgubi się w lesie i umrze z głodu, bo nikt nie znajdzie jej na czas?! Mogła nawet zostać zaatakowana przez dzikie zwierzę i zjedzona żywcem! Cholernie się bała.

Pomimo tego, nie wróciła. Poszła do lasu. Przez całą drogę czuła się dziwnie. Jakby była obserwowana, chociaż nikogo wokół nie widziała. Dodatkowo podskakiwała na każdy głośniejszy dźwięk. Raz usłyszała, że coś się rusza w krzakach. Myślała, że dostanie zawału, ale okazało się, że to tylko wiewiórka przemykająca pomiędzy drzewami.

Sześć kilometrów to nie jest jakiś ogromny dystans jak na pieszą wycieczkę. Na razie w jedną stronę. Co będzie z powrotem, nie miała pojęcia. Miała jedzenie i picie. Jednak trasa ciągnęła się niemiłosiernie. Czuła się zagubiona i przestraszona. Ciągle miała wrażenie, że idzie w złym kierunku. Przynajmniej miała telefon i Dyrektor łaskawie pozwolił jej użyć nawigacji. Tam gdzie był zasięg oczywiście. Co jakiś czas była w stanie sprawdzić czy idzie w dobrym kierunku. Chętnie z tego korzystała i za każdym razem okazało się, że nie zbaczała z trasy. Wyimaginowanej trasy, bo w tym lesie nie było nawet ścieżki. Szła prosto do określonego punktu.

Myślała, że popłacze się z ulgi jak zauważyła drewnianą chatkę w całkiem dobrym stanie. Właściwie zaskakująco dobrym stanie jak na środek lasu na jakimś zadupiu. Od momentu, gdy wysiadła z autobusu nie zobaczyła żywej duszy. Dopiero po chwili dotarło do niej, że chatka mogła wcale nie być ratunkiem. Skąd miała wiedzieć, co znajdzie w środku?

Z mocno bijącym sercem powoli zaczęła podkradać się do domku. Chciała iść najciszej jak to tylko możliwe, ale poszycie pokryte suchymi liśćmi nie pomagało. Niezależnie od tego jak mocno się starała, miała wrażenie, że słychać ją w odległości co najmniej kilometra. Nie mówiąc o tych kilkudziesięciu metrach do chatki, gdzie prawie na pewno ją usłyszano. Czy w środku mógł czekać na nią Dyrektor? Miała nadzieję, że nie. Może i miała telefon, ale gdyby ktoś chciał jej coś zrobić... Pomoc nie przyjechałaby na czas. Wolałaby nawet nie myśleć o tym co mógłby jej zrobić w takiej chatce na odludziu...

Kiedy zbliżyła się bardziej do drewnianego domku, usłyszała głosu. Zdecydowanie należały one do młodych osób. Nie powiedziałaby, że Dyrektor jest aż tak młody. Zawsze wyobrażała go sobie sfrustrowanego, chorego psychicznie czterdziestolatka, który z nudy organizuje konkurs. Zresztą co ten gość zyskuje na tego rodzaju konkursie? Rozrywkę? Możliwość zabijania w taki sposób, żeby go nie złapano?

Rudowłosa nie mogła uwierzyć w to co aktualnie widziała. Na werandzie stały dwie osoby mniej więcej w jej wieku. Chłopak i dziewczyna. Dziewczyna już na pierwszy rzut oka wydawała się wyjątkowo atrakcyjna. Nie to, że Pamela wolała dziewczyny. Zdecydowanie interesowali ją mężczyźni, ale na widok tamtej blondynki poczuła się brzydka, chociaż nigdy tak nie uważała. Niektórzy byli tacy piękni, że na ich widok aż cię szlag trafiał. Za to brunet ani trochę nie był w jej typie. Wysoki, szczupły, z byle jaką fryzurą i ciemnymi o kilka rozmiarów za dużymi ubraniami. Od kiedy spotykała się z Loganem, nie interesował jej żaden inny facet. Zresztą nieznajomy wyglądał jakby był emo.

- Cześć- przywitała nieznajomych rudowłosa, podchodząc bliżej. Już nie próbowała się kryć. Musiała po prostu dowiedzieć się o co chodzi. To tutaj miała dojść? A może jej cel podróży znajdował się dalej.- Może to zabrzmi dziwnie, ale kim jesteście i co tutaj robicie?

Asher wiedziała, że jej pytania ani nie są uprzejme ani nie są szczytem elokwencji. Pewnie zostanie uznana za wariatkę.

- Kolejna- stwierdziła blondynka, lustrując ją wzrokiem. Uśmiechnęła się do niej lekko.- Niech zgadnę: konkurs?

Rudowłosa przytaknęła. Teraz już kompletnie nic nie rozumiała. Mieli jej przekazać kolejne wyzwanie? Co ta laska miała myśli stwierdzając spokojnie "kolejna"?

- Witaj w piekle- przywitał ją ciemnowłosy z przesadnym dramatyzmem, po czym wskazał jej chatkę za sobą.- Nie wygląda jak piekło. Dante przedstawiał to trochę inaczej, ale reguły są podobne. Chodzi o to, żeby nam jak najbardziej upierdolić życie albo jego koniec. Kto wie.

- Czekajcie. Czyli wy też jesteście szantażowani przez Dyrektora, żeby brać udział w jego konkursie?- spytała Pamela, chociaż wiedziała, że jeśli się myli, to może być ryzykowne. Miała nikomu o tym nie mówić.

- Niestety- potwierdziła blondynka. Ciemnowłosy skinął głową.

- Inaczej by mnie tutaj nie było. Na pewno znalazłbym sobie lepsze miejsce na spędzenie tego dnia i nie wiadomo ile kolejnych.

Rudowłosą zatkało. Okej. Niby faktycznie Dyrektor wspominał, że jest jedną z trzynastu osób, ale w życiu nie spodziewała, że je spotka. Ile osób było w tej chatce? Czy wszyscy musieli tutaj przyjechać? Co Dyrektor dla nich planował?!

- Jestem Pamela- przedstawiła się, uznając że niezależnie od sytuacji warto byłoby poznać ich imiona. Być może utkwią tutaj na jakiś czas i będą skazani na swoje towarzystwo.

- Liv. Miło mi cię poznać, mimo okoliczności...

- Zack- mruknął ciemnowłosy, kłaniając się przesadnie. Ten gość był dziwny. Najpierw to jego nawiązanie do Dantego, a teraz ukłon, który był totalnie nieadekwatny do sytuacji. No i wygląd emo. Specyficzny koleś.

- Wiadomo co dalej? Mam wysłać wiadomość, że jestem na miejscu? Dostaniemy tutaj jakieś wyzwanie?

Z jednej strony Pamela czuła ulgę, że może z kimś o tym rozmawiać, a z drugiej strony była tutaj z całkiem obcymi osobami. Żeby móc się im wygadać, najpierw musiałaby im zaufać. Zaufania nie przychodziło tak od razu. Póki co czuła się zagubiona. Potrzebowała informacji, wyjaśnienia, dlaczego miała opuścić Madison i tak po prostu tutaj przyjechać.

- Nie wiemy więcej niż ty. Pierwsza osoba znalazła na drzwiach kartkę, że mamy wrzucić telefony do pudełka przy wejściu. Dodatkowo w środku są kamery. Na nich też była informacja, żeby ich nie ruszać i nie psuć. Obie kartki były podpisane literą "D"- wyjaśniła blondynka.

Świetnie, pomyślała z sarkazmem rudowłosa. D jak Dyrektor. Oczywiście. Ciągle byli pionkami w jego dziwnej grze. Nie dostawali wyjaśnień tylko wyzwania.

- Ile osób jest w środku?

- Cztery. Lepiej odłóż telefon.

Asher posłuchała rady Zacka, nacisnęła klamkę i weszła do środka. Przy drzwiach faktycznie leżało pudełko, gdzie było już sześć identycznych czarnych telefonów. Ciekawe co z resztą. Przyjdą jeszcze? Czy komuś się coś stało? Dyrektor wyraźnie jej groził. Ciągle pamiętała to zdjęcie z zegarem, które było zrobione w chwili aktualnej gdzieś z podwórka Madison. Tylko pytanie czy na serio był zdolny do spełnienia swoich gróźb? Nigdy nie odważyła się tego sprawdzić.

Drewniany domek letniskowy wydawał się przytulny. Nie był jakoś wyjątkowo bogato urządzony. Dominowało drewno i prostota, ale z drugiej strony meble też nie wyglądały na najtańsze i były w dobrym stanie. W środku było czysto i schludnie.

Pamela od razu weszła do dużego salonu z dwoma długimi półokrągłymi kanapami i trzema fotelami. Przy każdej kanapie był niewielki stolik. Podłoga była, rzecz jasna, drewniana. Po lewej znajdowała się wnęka z aneksem kuchennym. Duża lodówka, kilka blatów, szafki, zlew, kuchenka, a nawet ekspres do kawy. Bez luksusów, ale prawdopodobnie sprzęt działał.

Rudowłosa weszła głębiej. Po prawej znajdował się podłużny korytarz z trzema parami drzwi i kręconymi schodami na górę. Otworzyła pierwsze drzwi i zauważyła niewielką sypialnię z pojedynczym łóżkiem, szafą, szafką nocną i oknem wychodzącym na las. Na łóżku siedziała blondynka o ciemnoblond włosach. Można powiedzieć, że miodowych.

- Hej, nie chciałam wchodzić tak bez pukania... Po prostu nie sądziłam, że ktoś tutaj jest. Dopiero przyszłam i rozglądam się po domu- powiedziała Asher. Nie miała ochoty tworzyć sobie wrogów w tym miejscu. Sytuacja i tak była wystarczająco zła.

- Nic się nie stało- mruknęła niepewnie nieznajoma, spuszczając lekko wzrok. Wydawała się smutna. Pamela nigdy nie była dobra w pocieszaniu, zwłaszcza że również czuła się chujowo w tej sytuacji. Pewnie tęskniła za przyjaciółmi lub chłopakiem albo obydwoma.

Asher przedstawiła się. Rozmówczyni zrobiła to samo i rudowłosa dowiedziała się, że rozmawia z Nancy. Jako że nie wiedziała co powiedzieć, a Nancy też nie zaczynała żadnego tematu, przeprosiła ją jeszcze raz i wyszła, zamykając za sobą drzwi. Nacisnęła klamkę drugich drzwi.

- Zajęte!- usłyszała zza drzwi męski głos. To chyba była łazienka. Dobrze, że był w środku zamek.

No cóż, później tutaj wróci. Sprawdziła ostatni pokój, ale poza dwoma łóżkami i rzeczami nie zauważyła tam nic szczególnego. Skierowała się schodami na górę. Od razu na spotkanie jej wyszła brunetka z naprawdę ładnym makijażem, który wyglądał delikatnie, ale pewnie był bardzo czasochłonny. Pamela coś o tym wiedziała. Nigdy nie była dobra w robieniu makijażu i mimo licznych prób, zazwyczaj wychodziło koszmarnie. Od razu się przedstawiła.

- Lindsay- przedstawiła się brunetka, krzyżując ramiona pod biustem.- Dopiero co przyszłaś... Też musiałaś iść przez las do niewiadomo czego przez pieprzone sześć kilometrów?

- Niestety. Myślałam, że się zgubię albo coś mnie zaatakuje- potwierdziła rudowłosa, krzywiąc się mimowolnie.

- Tak, ja też- mruknęła Lindsay, lustrując ją wzrokiem od stóp do głów.- Jeśli szukasz łóżka, to u mnie jest jedno wolne. O ile nie chrapiesz oczywiście. Idę na dół. Drugie drzwi po prawej.

Rudowłosa skinęła głową. Lindsay minęła ją i udała się w przeciwnym kierunku. Asher miała chyba naprawdę kiepską pamięć do imion, bo już zaczynała się gubić. Przecież poznała dopiero cztery osoby. Tego faceta w łazience nie liczyła, bo nie znała jego imienia jak na razie.

Poza tym właśnie dostała zaproszenie do pokoju. Zamierzała z niego skorzystać. Zawsze to jakaś znajomość. Przez chwilę czuła się jak na jakimś obozie. Nowi ludzie, nowe miejsce, szukanie wolnego łóżka... Brakowało tylko wkurwiających opiekunów, którzy stanowczo zabraniali palenia papierosów i przemycania alkoholu. Tylko że to był obóz.

Rudowłosa weszła do pokoju, w którym prawdopodobnie będzie spała. Przede wszystkim był większy niż ten Nancy i znajdowały się tam dwa pojedyncze łóżka. Za to był urządzony w podobnym bardzo minimalistycznym stylu. Po prawej znajdowało się duże okno. Może być, stwierdziła w duchu Pamela. I tak nie zamierzała tu zostawać nie wiadomo jak długo. Chciała jak najszybciej wrócić do Logana. Już za nim tęskniła. Poza tym rodzice pewnie strasznie się martwili. Nie chciała zafundować im powtórki z rozrywki, kiedy zaginął jej brat. To był dla niej i dla nich istny koszmar.

Asher położyła swoją torbę na wolnym łóżku, po czym położyła się na plecach na materacu. Leżąc tak, miała idealny widok na okno. Widziała jedynie las ciągnący się aż po horyzont. Ten widok nieco ją zmartwił. Wokół nie było żadnej cywilizacji. Poza tym przy suficie dostrzegła kamerę. Odruchowo wyciągnęła w jej kierunku środkowy palec. Może to był dziecinny gest, ale co z tego? Miała ochotę powiedzieć Dyrektorowi prosto w twarz "pieprz się". Nie mogła tego zrobić, więc pozostał jej jedynie środkowy palec w kierunku kamery. Może akurat na nią patrzył. Niech wie co o nim myśli.

Pamela leżała tak przez chwilę, pogrążając się w myślach o wszystkim i o niczym. Pozwalała swobodnie przeskakiwać swoim myślom pomiędzy tematami aż zgubiła wątek. Nie wiedziała jakim sposobem doszła do pewnego serialu. Odpoczynek przerwał jej nieznany do tej pory brunet w kolorowym podkoszulku. Skinął jej głową na powitanie.

- Hej. Jestem Scott- rzucił brunet, siląc się na lekki uśmiech, chociaż ewidentnie nie był w najlepszym humorze. Jak wszyscy w tym cholernym domku.

Rudowłosa przedstawiła się po raz kolejny tego dnia. Coś czuła, że czeka ją to jeszcze kilka razy.

- Nie chciałem przeszkadzać. Po prostu zwiedzam i sprawdzam kto tutaj jeszcze utkwił.

Asher długo się nie zastanawiała. Wstała z łóżka.

- Idę z tobą. Chętnie poznam resztę domu i ludzi- odparła, mając nadzieję, że nie miał nic przeciwko. Scott wzruszył ramionami.

- Zapraszam.

Pokój obok był pusty. Nikogo tam nie zastali. Nawet żadnych rzeczy. Zamknęli drzwi i poszli do kolejnego. Tam z kolei zobaczyli szatynkę, która ubierała się w sposób wyróżniający przynajmniej wśród tych kilku osób, które Pamela widziała. Miała krótką bluzkę bez rękawów i niedługą jeansową spódniczkę z wysokim stanem, a do tego kolorowe trampki. Wyglądała jakby coś ćwiczyła. Na odsłoniętym kawałku idealnie płaskiego brzucha widoczne były ładnie zarysowane mięśnie. Przywitała ich z uśmiechem.

- Cześć. Quinn- przedstawiła się szatynka, wyciągając dłoń do każdego z nich po kolei. Pamela i Scott podążyli za jej przykładem.

- Ćwiczysz coś?- zagadnęła rudowłosa, bo też chciałaby mieć taki brzuch. Może nowa znajoma powie jej jak taki efekt osiągnąć?

- Dobra pytanie. Wydaje mi się, że już gdzieś cię widziałem- dodał Scott.

- Możliwe. Jestem cheerleaderką.

- Wow. To naprawdę ciężki sport- skwitowała Asher, uznając że jej aspiracje do zrobienia sobie takich mięśni właśnie wyparowały. Nie zostanie cheerleaderką. To było pewne.

- Dzięki, nie wszyscy tak myślą. Spotkałam niejednego faceta, który stwierdził, że my tylko machamy pomponami przed meczem. Nie trawię takich idiotów.

- Nie dziwię ci się. To po prostu nie do pomyślenia.

Rudowłosa spojrzała sugestywnie na Scotta, a ten skinął głową. Co ciekawe, obydwoje wiedzieli o co chodzi. Mieli kontynuować zwiedzanie. Pamela nie wiedziała, w którym momencie nawiązała ze Scottem taki kontakt, że zaczęli kontaktować się bez słów... A może to prostu wynik stresu? W sytuacji, gdy nie wiedziała jak wygląda Dyrektor, czuła że musi komuś zaufać, bo inaczej zwariuje. Padło na bruneta. Nie miała pojęcia czemu. Każda osoba w tym domu raczej nie była Dyrektorem.

W pokoju naprzeciwko poznali Arthura. Blondyna w markowych ubraniach. Wydawał się wyluzowany i ogólnie w porządku. Rudowłosa nie mogła powiedzieć o nim zbyt wiele, skoro dopiero się poznali. Wolała nie oceniać ludzi po wyglądzie. Stereotypy bywały krzywdzące. Wolała ich nie powielać.

- Wszyscy na dół!- usłyszała z dołu kobiecy głos. Rudowłosa nie była pewna kto to powiedział: Lindsay czy Liv? Zresztą nie ważne. Może Dyrektor z kimś się skontaktował. Szybko zbiegła na dół po schodach. Chłopaki pośpieszyli za nią, przerywając rozmowę o chyba samochodach. Pamela automatycznie przestała ich słuchać, kiedy temat zszedł w tamtym kierunku.

Zaraz po tym na dole pojawili się również Quinn, Lindsay, a Nancy wychyliła się z pokoju, żeby zobaczyć o co chodzi. Poza tym w pomieszczeniu pojawił się ktoś nowy - szatyn o wyjątkowo jasnych oczach. Jego oczy były tak jasne, że wyglądały jak niebieskawe odłamki lodu. Zimno oczu łagodził sympatyczny uśmiech. Nieznajomy miał na ramieniu torbę, więc pewnie dopiero co przyszedł.

- Wybaczcie, że wam przerwałam... Cokolwiek robiliście. Po prostu uznałam, że warto byłoby się poznać choć trochę- odezwała się Liv.

Kilka osób przyznało jej rację. Pamela również uznała to za dobry pomysł. Nie wiedzieli w jakim celu się tutaj znaleźli i jak długo tutaj będą. Oby jak najkrócej, ale nie mieli żadnej gwarancji. Rudowłosa policzyła ile ich na razie jest. Dyrektor wspominał w swojej pierwszej wiadomości o trzynastu uczestnikach. Było ich dziewięcioro. Jeszcze czwórka.

- Nie czekamy na resztę? Mają dojść jeszcze cztery osoby- zauważyła Asher. Brunetka wzruszyła ramionami.

- Ja bym wolała już dowiedzieć się o co chodzi w tym całym syfie... Bez urazy dla osób, które jeszcze nie dotarły. Przekażemy im później informacje.

Nikt nie oponował. Pamela podzielała zdanie Lindsay, swojej nowej współlokatorki.

Wszyscy skierowali się do salonu, bo tam było najwięcej miejsca. Najpierw zostały zajęte fotele, a później kanapy. Każdy znalazł dla siebie miejsce. Właściwie było go nawet więcej. Pewnie dla tych osób, które jeszcze nie dotarły. Na chwilę zapadła cisza. Nie wiadomo było od czego zacząć.

- Czyli wszyscy bierzecie udział w konkursie Dyrektora?- odezwała się Quinn, przerywając ciszę.

Po ich krzywym kręgu rozniosły się potaknięcia. Nikt nie zaprzeczył. Niby Pamela podejrzewała, że tak jest, ale potwierdzenie to zupełnie co innego. Myśl, że Dyrektor szantażował tyle osób, zmuszając je do swojego chorego konkursu... To po prostu było straszne. Rudowłosej aż brakło słów.

- Chodzicie do Madison czy do innych szkół?

Okazało się, że wszyscy chodzili do Madison. W takim razie Dyrektor wybierał sobie uczestników właśnie tam. Tylko co to dla nich oznaczało? Był uczniem, a może nauczycielem? Rudowłosa nie potrafiła sobie wyobrazić, żeby którykolwiek z jej nauczycieli mógł być psychopatycznym mordercą.

- Ta sytuacja przypomina mi obozy młodzieżowe. Co powiecie na grę integracyjną? To znaczy, że każdy powie o sobie kilka słów- zaproponował Zack, gdy ponownie zapadła krępująca cisza.

- Zacznij pierwszy.

- Okej- wzruszył ramionami Zack, łapiąc się dłonią za podbródek i lekko mrużąc oczy.- Jestem Zack, co już niektórzy wiedzą. Jestem fanem metalu, kocham horrory, ale tylko te dobry. Byle slasher mnie nie rusza. Lubię czarny humor i obstawiam, że wszyscy zginiemy... Wspominałem już, że jestem pesymistą? To chyba wszystko. Kto następny?

Powiało optymizmem, pomyślała z sarkazmem rudowłosa. Przynajmniej gość był szczery. Tak jak sądziła za pierwszym razem, był specyficzny.

- Ja mogę- oznajmiła szatynka.- Jestem Quinn. Jestem cheerleaderką. Lubię zwierzęta. Miałam kota, ale musiałam go zostawić, kiedy pojechałam do Madison... Mam wielu znajomych, chłopaka i tęsknię za nimi. Interesuję się też trochę modą.

Kiedy Quinn zamilkła, następna osoba zgrabnie przejęła pałeczkę. Chyba kolejka szła po kolei w prawo. Tak przynajmniej do tej pory układała się kolejność. 

- Jestem Arthur. Mój ojciec to bogaty kutas, którego szczerze nie znoszę. Sam zdecydował, że mam chodzić do Madison, więc od początku roku dużo imprezuję i olewam naukę. Robię to specjalnie dla niego i nieźle się przy tym bawię. To znaczy bawiłem, bo tego nie planowałem.

Blondyn zatoczył dłonią łuk wokół. Wszyscy rozumieli o czym mówi. Nikt tego nie planował. Co za wyznanie, pomyślała Pamela. Nie wyobrażała sobie jak to jest być zmuszonym do pójścia do konkretnej szkoły. Jej rodzice dali wolny wybór, chociaż nie udawali, że woleliby, aby była bliżej nich. Chociaż nawet jak oznajmiła im, że chce iść do Madison, wspierali ją w tej decyzji.

- Nazywam się Liv. Tęsknię za moimi zwariowanymi przyjaciółmi. Też byłam z nimi na niejednej imprezie w tym roku. Ostatnio zaczęłam nowy związek, staram się dobrze uczyć... To chyba tyle. Nie wiem co jeszcze mogę powiedzieć.

Blondynka wydawała się zmieszana, gdy wspominała o tym nowym związku. Ciekawe dlaczego. Jednak rudowłosa nie zamierzała nikogo wypytywać. Dopiero się poznali. Nie chciała być wścibska.

- Jestem Scott. Też mam zwariowanych przyjaciół. Często gram z nimi w różne gry. Uno, monopoly, poker nie na forsę... No i nienawidzę matematyki.

Teraz ja, pomyślała rudowłosa. Trochę się denerwowała, chociaż nie miała czym. Każdy mówił co chciał. Nikt tego nie komentował ani nie dopytywał.

- Jestem Pamela. Przyjechałam do Madison, żeby dowiedzieć się co stało się z moim bratem... Luke zaginął kilka lat temu. Do tej pory nie wiadomo co się z nim stało. Też nie udało mi się tego dowiedzieć. Byłam naiwna, myśląc że przyjadę i rozwiążę zagadkę, z którą nawet policja sobie nie radziła... I ostatnio zaczęłam nowy związek i jestem szczęśliwa z tym facetem.

Nie wiedziała czemu wspomniała o Luke'u. Chyba wolała wspomnieć o tym niż mówić o przyjaciółkach. Jednej z nich zniszczyła życie.

Tymczasem siedząca koło niej Lindsay ścisnęła jej dłoń w wyrazie wsparcia, co było bardzo miłe. Uśmiechnęła się do niej lekko.

- Jestem Lindsay. Lubię oglądać seriale. Cudem dostałam się do Madison i chyba właśnie dlatego od początku roku skupiałam się głównie na nauce. Znajomości i imprezy zeszły na dalszy plan. Uwielbiam włoskie żarcie.

- Jestem Joe- powiedział szatyn, który przyszedł jak do tej pory ostatni.- Mam dziewczynę, którą bardzo kocham. Nie musiałem się nigdzie przeprowadzać, bo Madison jest niedaleko mojego domu. Nie muszę mieszkać w akademiku. Dorabiam sobie w barze w centrum. Przyrządzam świetne drinki.

Następna odezwała się nieśmiała blondynka, której rudowłosa weszła do pokoju.

- Jestem Nancy. Sporo się uczę. Traktuję Madison jako szansę na lepszą przyszłość. Mam to znaczy miałam fajne współlokatorki... To tyle.

Nancy wydawała się wyjątkowo zdenerwowana. Może faktycznie była aż tak nieśmiała. Pewnie potrzebowała więcej czasu, żeby się otworzyć. No i ta aluzja o lepszej przyszłości. Może pochodziła z biedniejszej rodziny i dlatego nie chciała o tym mówić?

Nagle głośnik przy suficie ożył, a wszyscy usłyszeli aż nazbyt znany robotyczny głos. Przez chwilę było miło. Do tego momentu, nawiasem mówiąc.

- Cieszę się, że tak chętnie się poznajcie. Korzystając z okazji, że jesteście tutaj wszyscy, chciałem wam pogratulować. Wykonaliście czwarte wyzwanie. A teraz czas na kilka podstawowych zasad- oznajmił Dyrektor. Jego głos wydobywał się z głośnika koło kamery. Mógł ich słyszeć w ogóle?

- Wszyscy?- przerwała mu ze zdziwieniem Quinn.- A co z resztą? Miało być trzynaście osób.

- Zgadza się. Na początku było trzynaście osób. Ostrzegałem jakie są konsekwencje niewykonania wyzwań. Osoby, które nie dotarły... Już nie są w stanie tego zrobić- odpowiedział im pozbawiony emocji, zniekształcony głos.

Rudowłosa aż uchyliła usta z zaskoczenia. Czy Dyrektor właśnie przyznał, że zabił cztery osoby?! Czwórkę brakujących uczestników?! To po prostu nie mieściło jej się w głowie! Czy z nimi zrobi to samo?!

- Teraz przedstawię wam zasady, których dla waszego dobra powinniście przestrzegać. Przede wszystkim nie oddalacie się od domu. Macie zapas jedzenia. Jeśli wam go zabraknie, kontaktujecie się ze mną. Wtedy pozwolę komuś pójść do sklepu. W pojedynkę. Radzę nie wzywać pomocy. W okolicy w lesie kręcą się moi ludzie. Mają jeden rozkaz. Strzelać do każdego kto znajdzie się dalej niż sto metrów od domu. Mówię poważnie. Jeśli wezwiecie pomoc, moi ludzie przyjdą tutaj wcześniej i powystrzelają was po kolei. Dlatego sugeruję przestrzegać zasad. Wtedy macie szansę na przeżycie. Słyszę was, widzę, w toalecie nie ma kamer, ale lepiej nie róbcie nic czego później możecie żałować. Nie wolno wam ruszać telefonów. Na wszystkich są programy szpiegowskie. Jeśli tylko cokolwiek na nich zrobicie, będę o tym wiedział i zapłacicie za to. Dalsze instrukcje i wyzwania dostaniecie później. Życzę wam miłej integracji.

Głośnik zamilkł, ale umiarkowanie dobry humor uczestników gry zniknął. Bezpowrotnie. Wszelkie złudzenia o rzekomym bezpieczeństwie zniknęły. Dyrektor wprost stwierdził, że mają jedynie szansę przeżyć.

Pamela ciągle myślała o tych czterech osobach, które tutaj nie dotarły. Kim były? Jak zginęły? Jakie miały wyzwania, za które finalnie zapłacili życiem? To było popieprzone.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top