Rozdział 30
Mia leżała na łóżku i wcale nie miała ochoty wstawać. Było takie wygodne. Tak dobrze jej się leżało. Zdecydowanie była zbyt wczesna godzina, żeby wstać i normalnie funkcjonować cały dzień... Tyle że za czterdzieści minut miała lekcje i pewnie powinna na nie iść. Przeklęła w myślach, wtulając głowę w poduszkę. A gdyby tak nie poszła? Stałoby się coś? Raczej nie...
Jej rozmyślania przerwał dźwięk SMS'a. Spojrzała na ekran z zaskoczeniem. Kto mógł do niej pisać, skoro nawet nie było jeszcze ósmej? Miała nadzieję, że Dean nie znalazł sobie nowego hobby w postaci budzenia jej rano... A jednak to był Dylan.
Od Dylan: Wpadnij do mnie jak będziesz miała chwilę. Musimy pogadać.
Cóż za miłe zaskoczenie. Cooper uczy się korzystać z telefonu. Swoją drogą, nawet w wiadomościach potrafił być trochę gburowaty, tak jak na żywo. Bardzo ciekawe o czym on chciał rozmawiać. Jak znowu wciśnie jej jakiś nudny tekst, to z pewnością go zamorduje. Wtedy dopiero będą mieli interesujący temat. Niezadowolona uczennica Madison morduje prowadzącego szkolną gazetkę.
Koniec żartów, stwierdziła w myślach. O dziwo, miała tego dnia całkiem niezły humor, chociaż ciągle nie poczyniła żadnych postępów. Przynajmniej jej relacja z Cooperem uległa poprawie. Od tamtej rozmowy nie wracali do tematu. Skupiali się jedynie na gazetce i Nicole. Tak być powinno.
Od Mia: O czym? To pilne? W sumie i tak nie mam ochoty iść na lekcję. Mogę przyjść do bazy operacyjnej nawet teraz.
Nie zastanawiając się długo, wysłała wiadomość. Starała się znaleźć w głowie plan lekcji, żeby domyślić się co miała jako pierwsze. Wydawało jej się, że matematykę. Tym bardziej nie miała ochoty na nią iść. Tak rano? Przecież to istna tortura.
Od Dylan: Baza operacyjna? Serio? Tak nazywasz naszą miejscówkę?
Ciemnowłosa uśmiechnęła się na widok słowa "nasza". Czuła jakby serce jej zrobiło fikołka. Z czasem Dylan coraz bardziej traktował gazetkę jako coś wspólnego. No i już nie była w jego mniemaniu intruzem, który wparował do redakcji. To prawda, niestety, ale ciągle czuła coś do bruneta. Może nawet coraz bardziej jej się podobał. W każdym razie w jego obecności potrafiła się kontrolować i starannie ukrywała swoje uczucia. W końcu sama stwierdziła, że ich związek byłby kiepskim pomysłem. Musiała się tego trzymać.
Od Mia: Nie słyszałam, żebyś miał lepszą propozycję. Swoją drogą, nie odpowiedziałeś na moje pytanie. O czym chcesz rozmawiać? Mam przyjść za jakiś kwadrans?
Odpowiedź przyszła wyjątkowo szybko.
Od Dylan: Później się dowiesz. Idziesz na lekcje. Nawet nie myśl o tym, żeby je dzisiaj ominąć, jasne?
Sanchez przewróciła oczami. Ten gość nawet przez wiadomości potrafił być gburem. Chyba już do tego przywykła. Nie wkurzała się na niego jak na początku. Mógł sobie pisać co tylko miał ochotę, a ona i tak zrobi co będzie uważać za stosowne.
- Piszesz z Dylanem, co?- zagadnęła ją Thalia, gdy już zaczynała pisać ripostę. Przerwała i spojrzała na przyjaciółkę z przymrużonymi oczami. Skąd ona to wiedziała? Zresztą już dawno się pogodziły. Tamta ostatnia sprzeczka nie była ważna.
- Dlaczego tak myślisz?- odpowiedziała ostrożnie ciemnowłosa.
Tym razem to Thalia przewróciła oczami, posyłając jej znudzone spojrzenie.
- Za kogo ty mnie masz? Mam oczy i nie jestem ślepa. Widzę jak uśmiechasz się na widok wiadomości od Dylana. Nie reagujesz w ten sposób na nikogo innego... I nie reagowałaś w ten sposób nigdy wcześniej. To oczywiste.
Zachowywała się aż tak niedyskretnie? Ale Cooper chyba tego nie zauważał, prawda? Powiedziałby coś na ten temat, co nie?
- Nie podobają mi się te aluzje do Blake'a. To dupek, który chciał zaciągnąć mnie do łóżka. Nie udało mu się i bardzo się z tego powodu cieszę. To chyba dobrze, że mam go gdzieś, prawda?
- Tak, to zajebiście- zaczęła Thalia, przelotnie zerkając w kierunku łóżka Lili. Dalej spała. Miała naprawdę mocny sen. Poza tym miała na późniejszą godzinę. Szczęściara.- Co nie zmienia faktu, że powinnaś powiedzieć to Dylanowi. On ci się podoba, ty jemu... Co za problem?
Ciemnowłosa spiorunowała ją spojrzeniem. Jasne, że był problem. Czy na serio musiała jej to po raz kolejny tłumaczyć? Już jej to mówiła co najmniej kilka razy, ale Thalia nie widziała problemu. Widziała jedynie, że marnuje okazję na świetny związek.
- Taki, że jeśli zerwiemy, to będę musiała opuścić gazetkę. Nie chcę tego robić. Dziennikarstwo to moja przyszłość i największe marzenie- zauważyła Sanchez.
- Jeszcze nie jesteś w związku, a już myślisz, że się rozstaniecie. Świetne podejście, nie ma co...
Mia uniosła wzrok ku górze jakby szukała wolnych pokładów cierpliwości. Nie znalazła ich. Czas kończyć tę rozmowę. To nie miało sensu. I tak każda tkwiła przy własnym zdaniu i nie słuchała argumentów strony przeciwnej.
- Chętnie kontynuowałabym tę dyskusję, ale mam lekcje, na które tak bardzo nie chce mi się iść, ale idę. Idę się przygotować- poinformowała Sanchez, biorąc ubrania i telefon do łazienki. Dopiero tam odpisała Dylanowi.
Od Mia: Wyluzuj. Tym razem cię posłucham. Do zobaczenia później.
Kiedy spojrzała w lustro, przeraziła się. Faktycznie za bardzo się cieszyła jak na zwykłą, niewinną wymianę wiadomości. Czy aż tak bardzo go lubiła? Nie powinno tak być, a jednak nic nie mogła na to poradzić... Nie potrafiła panować nad swoimi uczuciami. Niestety.
*****
Mia udała się do bazy operacyjnej po lekcjach, tak jak pisała. W środku zastała Dylana, który przywitał ją oszczędnym skinieniem głowy. Natychmiast oderwał wzrok od ekranu laptopa i skierował całą uwagę na nią. Ciemnowłosa zmarszczyła brwi, bo czuła się z tym zdecydowanie dziwnie.
- Coś się stało? Zrobiłam coś źle?- spytała niepewnie, bo chociaż atmosfera nie była gęsta, czuła się niekomfortowo.
- Oczywiście, że nie. Dlaczego tak myślisz?- odpowiedział nieco zaskoczony brunet.
- Hmm... Jak by to powiedzieć? Bo tak od razu porzuciłeś pisany przez siebie artykuł tuż po moim wejściu. Pomyślałam... Zresztą nieważne.
Po prostu ciemnowłosa nie był przyzwyczajona, że poświęcał jej tyle uwagi. W jego przypadku to było wyjątkowo nietypowe.
- Mamy do omówienia kilka ważnych spraw, dlatego od razu oderwałem się od artykułu. Najpierw muszę wiedzieć jak idzie temat footballistów.
Sanchez westchnęła ciężko, odwracając wzrok. Problem był taki, że... Nie ruszyła się ani odrobinę do przodu. Niestety. Powoli zaczynała tracić nadzieję, że cokolwiek więcej w tej sprawie zrobi. Niedługo sprawa rozejdzie się, a footballiści wrócą do szczytu popularności w szkole... Nie żeby kiedykolwiek stracili popularność, w pełni nigdy. Pewnie dalej będą bezkarnie podrywać laski ze szkoły i być może w przyszłości wrócą do listy. Nienawidziła z całego serca tego scenariusza, ale chyba był nieuchronny.
- Niestety w ogóle nie idzie. Znalazłam w sumie cztery dziewczyny, które padły ofiarą listy. Każda miała podobną historię. Footballiści byli bardzo mili, czarujący, zabierali je na randki, a skończyło się tuż po jednorazowym numerku. Tylko jedna z tych dziewczyn jest gotowa o tym opowiedzieć. Pozostałe wolą zapomnieć i cytuję "nie spalić się ze wstydu przed całą szkołą".
Mia naprawdę im współczuła. One na serio myślała, że to będzie coś więcej. Rozumiała, że mogą się wstydzić, ale powinny chcieć się zemścić, a wcale tego nie chciały. Przez taką postawę dalej będą bezkarni.
- Szkoda, ale nie można ich do niczego zmusić. Jak się z tym czujesz?
Ciemnowłosa wzruszyła ramionami. Już od dłuższego czasu nie myślała o Blake'u. Na początku bolało ją, że tak perfidnie ją oszukał. Teraz... Myślała o kimś zupełnie innym i jakoś tamten temat zszedł na dalszy plan. Przestał być dla niej tak drażliwy i osobisty.
- Nie wiem. Jak tak dalej pójdzie, to chyba porzucę ten temat. Mam dość ciągłych porażek.
Cooper spojrzał na nią jakby była niespełna rozumu. O co mu chodziło?
- No co? Myślisz, że nie powinnam odpuszczać?
- Zdecydowanie, ten gnój powinien zapłacić za to co ci zrobił. Ale moje zaskoczenie wynikało głównie z tego, że nie spodziewałem się po tobie, iż mogłabyś cokolwiek odpuścić.
Czyżby sugerował, że była aż tak uparta? Wolała nazywać tę swoją cechę determinacją. To brzmiało lepiej.
- Aha. Potraktuję to jako komplement. Jaki jest kolejny temat?
- Dzisiaj odwiedziły mnie trzy osoby z tematami do artykułów. Jedna z tych osób nawet nie chodzi do Madison. To był student. Wszystkie trzy z bardzo podobnym tematem. Domyślasz się o co chodzi?
Ciemnowłosa pokręciła przecząco głową. Za cholerę nie miała pojęcia o co mogło chodzić. Była zaskoczona, że same z siebie przyszły do nich trzy osoby z tematami. To się rzadko zdarzało, a zwłaszcza jeśli przyszły z tym samym... Interesujące. Dylan wiedział jak podnieść napięcie, żeby niemal wierciła się na krześle, chcąc usłyszeć to co miał jej do powiedzenia.
- Chodzi o zaginięcia. Trzech różnych osób. Przyszły do mnie, bo czytały o Nicole. To twoja zasługa, bo jej przyjaciółka przyszła właśnie do ciebie...
- A skoro już o tym mówimy- przerwała mu Sanchez, zastanawiając się jak powinna ubrać w słowa swoje myśli, żeby go nie obrazić.- Nie wystraszyłeś ich? Ani nie zdołowałeś? Wiesz jak było z Melissą...
Wtedy to Mia uratowała sytuację. Brunet spiorunował ją spojrzeniem. No co? Przecież tak było. Niczego nie zmyślała. Czasami nie zachowywał się zbyt taktownie.
- Nie- odpowiedział ostro Dylan.- Każde z nich wyszło stąd po skończonej rozmowie i byli spokojni. Odrobiłem lekcję, okej? Nie wracajmy do tamtego tematu.
- Okej- mruknęła ciemnowłosa, unosząc ręce w geście poddania.- Tylko się upewniałam. Kto zaginął?
Brunet obrócił się na chwilę tyłem do niej, sięgając po teczkę, po czym wyciągnął z niej trzy zdjęcia. Pierwsze przedstawiało rudowłosą dziewczynę o niebieskich oczach i wyjątkowo bladej cerze. Była naprawdę ładna. W dodatku miała śliczne włosy, na pewno się wyróżniała. Drugie przedstawiało chłopaka o ciemnych, niezbyt długich włosach. Miał nieco ciemniejszą karnację niż jego poprzedniczka. Miał też ładnie zarysowane kości policzkowe i oszczędnie się uśmiechał. Na trzecim zdjęciu znajdowała się najbardziej uśmiechnięta z całej trójki brunetka. Ładna, zadbana, z idealnym lekko widocznym makijażem. Na włosach miała założone dizajnerskie okulary, a tle widać było basen. Swoją drogą, te okulary musiały być bardzo drogie, chociaż były zwyczajnie czarne, z napisem z boku. Jednak były firmowe.
- Tutaj mamy Pamelę Asher. Odwiedził mnie jej chłopak, który jest kilka lat starszy. Obecnie coś studiuje. Bardzo się zmartwił, bo Pamela nie pojawiła się u niego od dwóch dni i nie ma jej w akademiku. Twierdzi, że nie miałaby do kogo pojechać czy raczej uciec- Dylan wskazał rudowłosą dziewczynę.- Tutaj jest Scott Caine. Historia jest podobna. Zniknął trzy dni temu. Przyjaciele martwią się. Nie miałby po co uciekać. Na ostatnim zdjęciu jest Lindsay Walker. Nie pojawiła się w pokoju... To samo z grubsza.
- Dziwne- skwitowała Mia. Taki zbieg okoliczności? Trzy osoby znikające w mniej więcej tym samym czasie? Umówili się na jakąś elitarną imprezę za miastem czy co?
Cooper przedstawił jej podstawowe fakty na temat zaginionych, które przedstawili mu ich znajomi lub partnerzy. Te osoby, które do niego przyszły. Ciemnowłosa nie potrafiła znaleźć żadnego wspólnego fragmentu. No może poza tym, że nikt z nich nie powinien mieć powodu do ucieczki. To trochę jak Nicole... Sanchez czuła, że za tym kryje się coś więcej, ale brakowało jej elementów, żeby połączyć tę układankę.
- I to jak. Tutaj masz zapisy rozmów z tą trójką, która dzisiaj do mnie przyszła. Na pewno w taki sposób będzie ci łatwiej napisać artykuł o zaginionej. Już zacząłem pisać tekst o Lindsay. Wezmę na siebie też Scotta. Tobie zostawiam Pamelę, w porządku?- zapytał Dylan.
W innej sytuacji być może Mia skomentowałaby ten nierówny podział, ale Cooper zadał pytanie, a nie oznajmił jak miał w zwyczaju. Chyba powinna przestać aż tak się dziwić, ale nie potrafiła. Brunet zmienił się i to ogromnie.
- Jasne. Dzięki za te zapisy rozmów, chociaż przywodzi mi to na myśl bardziej więzienne standardy...- odparła ciemnowłosa, biorąc do ręki kartki A4 z odręcznym pismem. Bynajmniej się tego po nim nie spodziewała. Zresztą zapisał wszystkie trzy rozmowy, a nie tylko tą, która była jej potrzebna do artykułu.
- Jak już coś to sądowe. W trakcie procesów zapisują dosłownie wszystko co było powiedziane- poprawił ją brunet.
- Fakt. Masz rację- zgodziła się Sanchez, przewracając oczami. Jednak nie była ani trochę zirytowana, bo lekko się uśmiechała.
- A jak skończysz to możesz zadzwonić do Jonathana i zapytać czy zgłoszono zaginięcia tej trójki. Numer masz na samoprzylepnej karteczce u góry.
Wow. Czy Dylan właśnie pozwalał jej zadzwonić do Jonathana?! Wprost nie mogła w to uwierzyć, bo na początku nawet nie wspomniał jej, że jego znajomy pracował w policji. Nie chciał jej nic mówić na jego temat w obawie, że mógłby mieć kłopoty. A teraz nagle zmienił zdanie. Czy to znaczy, że jej ufał?
- Jasne, nie ma sprawy. Chociaż wolałabym najpierw zadzwonić. Nie wiadomo czy akurat ma teraz czas i pewnie będzie chciał oddzwonić później, a im szybciej tym lepiej...
- Już się nie tłumacz. Widzę jak bardzo chcesz do niego zadzwonić- przerwał jej Dylan, unosząc lekko kąciki ust.
Sanchez miała ochotę go uściskać, ale zrezygnowała z tego pomysłu i uśmiechnęła się jedynie z wdzięcznością.
- Zaraz wrócę- poinformowała, biorąc telefon i wychodząc na pusty korytarz. Ich baza operacyjna mieściła się niemal w piwnicy. Te klasy służyły bardziej jako składzik niż funkcjonalne sale lekcyjne. Stąd też uczniowie rzadko się tutaj pojawiali.
Mia uśmiechnęła się na widok karteczki. Dylan naprawdę jej ufał. To wiele dla niej znaczyło. Może zbyt wiele... Ogarnij się Sanchez, poleciła sobie w myślach. To zwykły numer telefonu. Czas zadzwonić. Jak pomyślała tak zrobiła. Wybrała numer i czekała aż policjant odbierze. Miała nadzieję, że od niej odbierze. W końcu nie miał zapisanego jej numeru.
- Halo?- odezwał się po kilku sygnałach znajomy głos.
- Cześć, Jonathan. Tutaj Mia. Dylan dał mi twój numer i prosił żebyś zadzwoniła...- zaczęła Sanchez, ale rozmówca przerwał jej ze śmiechem.
- Czekaj. Dylan prosił, żebyś coś zrobiła? Nie potrafię sobie tego wyobrazić. Przykro mi.
Ciemnowłosa przewróciła oczami, jednocześnie chodząc w jedną i drugą stronę po korytarzu. Nie potrafiła bezczynnie tkwić w jednym miejscu.
- Użył formy pytającej. Niestety nie nagrałam tego, żeby mieć dowód, ale zapewniam, że tak było. Sama byłam w szoku.
- Wiedziałem, że wpadłaś mu w oko. Od początku widziałem, że miał do ciebie słabość.
Sanchez zamarła, nie wiedząc jak zareagować. On tak na serio?! Przecież na początku Dylan traktował ją jak osobę niższej kategorii! Nie odważyłaby się nawet zaryzykować stwierdzenie, że ją lubił. On ją ledwo tolerował! Co miała powiedzieć swojemu rozmówcy?! Ogarnęła ją panika. Czy cokolwiek powie to on przekaże to Dylanowi?! Powinna zaprzeczyć czy potwierdzić?!
- Nie rozumiem co twoje spekulacje mają do tematu rozmowy. Dylan dał mi twój numer, bo sam nie miał czasu zadzwonić i tyle. Koniec historii. Po co wchodzić w nieistotne szczegóły?
Czy ta odpowiedź nie była idealna? Jej zdaniem Mia wybrnęła z sytuacji w czysto dyplomatyczny sposób. Poza tym w przyszłości chyba jednak zostawi kontakt z Jonathanem Dylanowi. Oni się dłużej znali.
- Przepraszam. Myślałem, że jesteście na dalszym etapie. Czy w liceum wszystkie związki idą tak powoli? U mnie było raczej na odwrót. Krótkie i intensywne relacje... W każdym razie powiedz w czym mogę pomóc. W miarę możliwości.
Sanchez czuła niewypowiedzianą ulgę, że Jonathan odpuścił krępujący temat i przeszedł do tego, który ją interesował. Chętnie opowiedziała o trzech nowych zaginionych osobach.
- Mógłbyś sprawdzić czy zgłoszono ich zaginięcia?- spytała na koniec Mia.
- Aż tak źle jest w Madison, że uczniowie dosłownie uciekają z tej szkoły?- zażartował rozmówca.
- Ja na ich miejscu nawet gdybym chciała zwiać, nie robiłabym tego w połowie miesiąca. Wiesz jak drogie są czesne? Nawet gdyby nie chodzili na lekcje, opłacałoby im się siedzieć w akademiku... Ale możesz to sprawdzić, prawda?
- Jasne. Podaj mi jeszcze raz ich imiona i nazwiska. Wolno i po kolei.
Ciemnowłosa zrobiła to o co prosił. W napięciu czekała na rezultaty. Po cichu zastanawiała się czy sytuacja z Nicole przypadkiem się nie powtórzy. A jeśli tak, to co zrobią?
- Mam i nie mam- poinformował ją Jonathan, na co zmarszczyła brwi. Co miał i czego nie miał? Nie mógłby mówić normalnie?
- Ale co masz i nie masz? Wyrażaj się jaśniej jeśli można.
Rozmówca westchnął po drugiej stronie. To ona powinna być zirytowana, a nie on.
- Chłopak i ta ruda rzeczywiście zaginęli. To znaczy zgłoszono ich zaginięcie. Jednak cała trójka widnieje w policyjnej bazie. Póki co nie ustalono nic ważnego. Przesłuchano rodziców i znajomych. Nikt nic nie wie. Wszyscy wyjątkowo zgodnie uważają, że ich dzieci nie miały powodu uciekać. Znajomi też. Ale bądźmy szczerzy, zawsze to tak wygląda. Czy samobójstwo czy ucieczka... W gruncie rzeczy nikt z otoczenia nie wie, że jest aż tak źle. Kiedy się dowiadują, zwykle jest już za późno. Nigdy nie wiadomo kto jaki ma problem i co siedzi mu w głowie... Niektóre sprawy wydają się błahe, ale w głowie tamtej osoby wcale takie nie są. To straszny syf.
Ciemnowłosa w pełni się z nim zgadzała. No może nie była pewna czy faktycznie tak często się to zdarza, ale miał rację. Każdy problem powinien być traktowany indywidualnie, bo skoro dla jednej osoby wydaje się błahy, to dla innej wcale taki być nie musi.
- Okej, no to Scott i Pamela zaginęli. Masz protokoły, ale co z Lindsay? Tą brunetką. Powiedziałeś, że wszyscy są w policyjnej bazie danych- zwróciła uwagę Mia.
- Wybacz, czasami zbaczam z tematu. Spostrzegawcza jesteś. Wiesz... To poufne dane. Nie powinienem się tym z tobą dzielić.
Sanchez miała ochotę go udusić. Najpierw robi jej nadzieję i mówi, że coś ma, a później zmienia zdanie. Tak się nie robi.
- Może i nie powinieneś, ale to zrobisz. Dla swojego kumpla Dylana. Jeśli bardzo nalegasz, to możemy o tym nie wspominać... No chyba że te fakty można znaleźć w internecie. Wtedy możemy wspomnieć, że naszym źródłem były portale plotkarskie. Co na to powiesz? Zmieniłeś zdanie?
- Sprytnie- skwitował Jonathan bez grama złości.- No dobra, to jest w internecie. Przyjaciółka Lindsay popełniła samobójstwo tuż przed jej przyjazdem do Madison. Dosłownie. Brunetka przyjechała do szkoły w tym samym dniu, gdy znaleziono jej przyjaciółkę wiszącą na drzewie... Zresztą była tam. To znaczy obie były na tej samej imprezie i w pewnym momencie dziewczyna zniknęła, a później znaleziono ją w ogrodzie. Okropna sytuacja. Może pojechała na grób tej przyjaciółki?
To faktycznie straszna sytuacja. Ciemnowłosa nawet nie potrafiła wyobrazić sobie czegoś takiego. Znalezienie swojej przyjaciółki. Martwej i wiszącej na drzewie... Jezu. To okropne.
- Może. A czy Lindsay wiedziała dlaczego jej przyjaciółka popełniła samobójstwo? Mógłbyś zajrzeć do akt?
- W wersji internetowej piszą, że tak. Znała powody. W sumie to właśnie ona powiedziała o tym policji. Nikt inny nie był z nią na tyle blisko. Niejaka Amy miała bogatych rodziców, którzy w żaden sposób się nie interesowali. Była tym załamana. No wiesz całe życie rodzice mieli ją gdzieś... Miała myśli samobójcze i w pewnym momencie pękła. Nie wytrzymała.
Pewnie Lindsay czuła się winna, pomyślała Mia. Jasne, to nie była wina tej dziewczyny, że jej przyjaciółka popełniła samobójstwo... Ale jakkolwiek by tego nie ująć osoby, które nie zapobiegły katastrofie zazwyczaj się obwiniają. Że nie wykazały odpowiedniego wsparcia, nie powstrzymały tego i tak dalej. To było bardzo przykre, ale tak z grubsza ludzie funkcjonowali. Nawet jeśli dosłownie nic nie mogli na to poradzić.
- Jesteś tam?- usłyszała po chwili głos Jonathana. No tak, nic mu nie odpowiedziała.
- Tak, po prostu pogrążyłam się w myślach. Nie potrafię nawet sobie wyobrazić, co Lindsay mogłaby czuć... I miałaby w takiej sytuacji jechać do Madison?
Ciemnowłosa nie miała do czynienia z żałobą, ale na przykładzie obserwacji mogła wywnioskować, że wtedy wiele rzeczy traci sens. Coś co kiedyś sprawiało wam radość nagle przestaje. Świat wokół traci kolory, przestajesz dostrzegać pozytywy i widzisz te wszystkie negatywne aspekty. Cokolwiek zrobisz, nie odzyskasz osoby, którą się straciło. Ta osoba na zawsze zostaje wspomnieniem, które wywołuje bój, a tego bólu nie możesz się w żaden sposób pozbyć. Nigdy. Będzie ci towarzyszył już do końca życia.
- Niektórzy w trudnej sytuacji wolą skupić się na pracy. Jako że ona jeszcze nie jest pełnoletnia i pewnie nie miała pracy, wybrała Madison. Może chciała wyjechać z miasta, żeby nic już jej nie przypominało zmarłej. Kto wie.
- Może masz rację. W każdym razie dziękuję za info.
Ciemnowłosa pożegnała się z Jonathanem i skierowała się z powrotem do bazy operacyjnej. Po krótce zrelacjonowała przebieg rozmowy, omijając część o rzekomej słabości Dylana do niej od pierwszego spotkania. Ciągle nie wiedziała co zrobić z tą informacją, więc zrobiła to w czym była najlepsza. Zignorowała problem. Udawała, że wcale go nie ma.
Kiedy przysiadła do pisania artykułu o Pameli, tknęła ją pewna myśl.
- Nie chcę ci przeszkadzać- zaczęła ciemnowłosa ostrożnie. Dylan obrócił się w jej stronę, czekając na ciąg dalszy.- Ale mamy w szkole jakieś archiwum?
- Tak, w piwnicy. Mogę ci pokazać gdzie.
Chyba Sanchez właśnie miała plany na wieczór. Wolała nie iść do piwnicy w środku dnia, bo jeszcze ktoś by ich tam nakrył. Za to w nocy z latarkami... To był plan.
*****
- Czego szukamy?- zapytał później Dylan, gdy szli w kierunku piwnicy, gdzie znajdowała się cała dokumentacja Madison. Mia uśmiechnęła się tajemniczo. W życiu nie przyznałaby tego na głos, ale podobała jej się ta liczba mnoga.
- Zobaczysz.
- Jeśli liczysz na moją pomoc, to musisz mi powiedzieć. Inaczej obawiam się, że wzywa mnie łóżko. Przydałoby się zgarnąć kilka godzin snu. Więc?
Sanchez przewróciła oczami. Nie mógł chociaż raz pozwolić jej przejąć kontrolę nad sytuacją? Czy on zawsze musiał wszystko wiedzieć?
- Zawsze musisz psuć niespodzianki?- spytała z pretensją w głosie.- Kiedy czytałam zapis z twojej rozmowy z Loganem, jedna rzecz zwróciła moją uwagę. Obniż tę latarkę, bo świecisz mi w oczy. Dzięki. Od razu lepiej. W każdym razie czytałam te akta i Pamela miała brata.
- Który zaginął kilka lat temu i chodził do Madison. Co w związku z tym?
Ciemnowłosa wolałaby najpierw zweryfikować swoją hipotezę, bo bała się że to zabrzmi idiotycznie, ale trudno. Trochę mu zdradzi. Najwyżej uzna, że naoglądała się za dużo seriali kryminalnych.
- Intuicja podpowiada mi, że to ma coś wspólnego z tymi ostatnimi zaginięciami. Wiem, że jest kilka lat przerwy i to prawie niemożliwe, że ktoś tak o porywa sobie uczniów... Ale popatrz na to co łączy te wszystkie zaginięcia. Te osoby nie mają powodu, żeby uciekać czy wyjeżdżać.
- Albo nie wiemy wszystkiego- zwrócił uwagę Cooper. Na tym ciemnym korytarzu z jedynym źródłem światła w postaci latarki nie miała szans dostrzec jego emocji. Miała tylko nadzieję, że nie uważa ją za wariatkę.
- Właśnie. Brak motywu to potencjalny motyw, którego jeszcze nie znamy.
Ciemnowłosa usłyszała śmiech. Spiorunowała spojrzeniem rozmówcę, chociaż nie mógł tego zobaczyć. Mówiła serio. Dlaczego on się śmiał?!
- Skąd wzięłaś taki tekst?
- Z głowy. Nie wiem czy go gdzieś słyszałam czy nie. Co cię tak śmieszy? Mówię poważnie. Jest w tym coś więcej- oznajmiła Mia stanowczo.
- Nic. Po prostu zabawnie się wkurzasz. No i mówisz to z taką pasją. Na serio jesteś urodzoną dziennikarką. Kiedyś zrobisz karierę.
No tak, ona nie widziała Dylana, bo świecił telefonem przed siebie bardziej w jej kierunku. Jednak on ją cały czas widział. To nie było sprawiedliwie. Nagle Sanchez przestała cokolwiek widzieć wokół. Cooper wyłączył latarkę, a przez to że kilka ostatnich minut spędziła gapiąc się na światło, to teraz była kompletnie ślepa. Nagle poczuła dłoń na policzku i drugą, która właśnie splotła z nią palce. Powinna się odsunąć, ale czuła jakby jej nogi wrosły w podłogę. Ten dotyk był zaskakująco przyjemny.
- Wyjaśnisz mi co robisz? Trochę ciężko będzie nam znaleźć piwnicę i nie pozabijać się na schodach bez światła- zwróciła uwagę Mia. Jednocześnie klęła w myślach, że schowała telefon do torebki, gdzie miała milion innych rzeczy. Gdyby był na wierzchu, mogłaby go szybko znaleźć.
- Nawet kiedy cię nie widzę, mam ochotę cię pocałować. Jesteś pewna, że to dobry plan, żeby się nie spotykać? Ja myślę, że cokolwiek się między nami wydarzy, będziemy w stanie skupić się na gazetce. Ze swojej strony mogę zagwarantować, że w przypadku najgorszego zachowam się tolerancyjnie... Ta zmiana między nami wcale nie musi wyjść na gorsze.
Mia wiedziała, że to zły pomysł i że powinna tu i teraz zaprzeczyć. Powiedzieć, że nie chce tego, bo to dodatkowa komplikacja. Miała dość komplikacji w swoim życiu. Zamiast tego pocałowała Dylana. Kogo ona oszukiwała? Była w nim kompletnie zakochana.
W tym momencie wszystko zeszło na dalszy plan. Poszukiwania, archiwum... I prawda, która okaże się znacznie gorsza niż mogłaby podejrzewać. Bo tego wieczoru dotrą do archiwum i znajdą coś, co przerośnie ich najśmielsze oczekiwania.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top