Rozdział 27
Arthur prawdopodobnie po raz dziesiąty, nie był tego pewien, rozmawiał z Sarah w przeciągu ostatnich dwóch dni. Chciał do niej lecieć, ale studentka mu tego zabroniła, bo był środek tygodnia. Oczywiście on miał to gdzieś, ale ostatecznie posłuchał jej. Już chyba i tak wystarczająco namieszał w jej życiu. Ciągle nie potrafił uwierzyć w to co im się przytrafiło. Jakiś psychol porwał Sarah, żeby zmusić go do udziału w jego konkursie. Nawet w jego głowie brzmiało to absurdalnie i niedorzecznie.
- Cześć, Sarah- rzucił do telefonu blondyn, mimowolnie się uśmiechając, chociaż i tak nie mogła tego zobaczyć.
- Arthur? To znowu ty? Mówiłam, że już wszystko w porządku. Nie musisz cały czas do mnie wydzwaniać- odparła nieco zaskoczona Sarah. Swoją drogą, miała piękny melodyjny głos. Gdy mieli lekcje, bardzo go w niej cenił. Nie ma nic gorszego niż powolny, znudzony głos nauczycielki, który aż swoją barwą zachęca do snu.
- Po prostu się martwię. Wolałbym zobaczyć cię i upewnić się, że nic ci się nie stało... Kiedy o tym myślę, po prostu nie wierzę, że to się stało...
Blondyn uciął w pół zdania, bo dosłownie nie wiedział co powiedzieć. Jak wytłumaczyć porwanie? Czy w ogóle istniało na to jakieś racjonalne wyjaśnienie? On takowego nie znalazł. Zwłaszcza, że nie rozumiał, czemu losowy typ się na niego uwziął.
- Już ci to mówiłam. Naprawdę nic mi nie jest. Całe szczęście, ale nic mi nie zrobili poza przetrzymywaniem w piwnicy i omdleniem... A skoro już rozmawiamy, chciałabym o coś zapytać. Oczekuję prawdziwej odpowiedzi, nawet jeśli może mi się nie spodobać. Tylko bez kłamstw, Arthur.
- Jasne- odpowiedział natychmiastowo blondyn. W życiu jej nie okłamał i nie zrobiłby tego. No chyba że zostałby do tego zmuszony. Wtedy, dla bezpieczeństwa jej lub swojego, mógłby to zrobić.- Pytaj o co tylko chcesz. Będę boleśnie szczery.
- Więc...- zaczęła jego była nauczycielka, urywając na moment. Dźwięki w tle sugerowały, że właśnie przechodziła do innego pomieszczenia.- Powiedz mi szczerze, kto mnie porwał. Znasz tą osobę, bo chodziło o ciebie. Masz jakieś kłopoty?
Już kilka razy tłumaczył jej, że nie wie kto ją porwał. Przynajmniej mógł jej wyjaśnić kwestie dotyczące konkursu. Specjalnie napisał wiadomość do Dyrektora, żeby przypadkiem znowu nie uznał jego zachowania za naginanie reguł. Tak, to było chore. W każdym razie otrzymał zgodę, żeby wyjaśnić sytuację Sarah. Chcąc nie chcąc, była w to wplątana. Jakoś musiał wyjaśnić jej powód porwania. Tak żeby nie poszła na policję. Wtedy obydwoje byliby martwi... Tak wynikało z odpowiedzi nieznanego numeru. Wolał nie weryfikować tej groźby.
- Tak, uczestniczę w konkursie organizowanym przez jakiegoś psychopatę. Nie, do niczego się nie zgłaszałem. Nie mogę się wycofać i nie mam bladego pojęcia, dlaczego zostałem wybrany. Czy taka odpowiedź cię satysfakcjonuje?
- Ale musi istnieć jakiś powód, dla którego zostałeś... Wybrany- zauważyła Sarah z nutką niedowierzania w głosie. Pewnie bała się, że porwanie może się powtórzyć. Ledwo udało jej się naprostować sytuację ze swoimi współlokatorkami. Musiała jakoś wyjaśnić swoją nieobecność. Wymyśliła, że podobno spędziła weekend ze swoim nowym partnerem, który mieszka w innym mieście. Przekonała je i nie drążyły tematu. Tylko od czasu do czasu wypytywały o tego tajemniczego partnera. Sprytnie wyjaśniła im, że pod koniec wyjazdu pokłóciła się z owym partnerem i nie miała najmniejszej ochoty o nim rozmawiać.
- Wierz mi, bardzo chciałbym wiedzieć jaki, ale nie mam pojęcia. Nic nie zrobiłem. Myślisz, że potrzebowałem pieniędzy? Zdecydowanie nie. W każdej chwili mogę poprosić ojca. Nie mam powodu, żeby ryzykować dla forsy.
Po jego słowach zapadła cisza. Sarah doskonale zdawała sobie sprawę z jego sytuacji finansowej. To znaczy, sytuacji jego ojca. Zresztą pewnie niemało płacił jej za lekcje syna. Kwota mogła być nawet większa niż standardowa stawka, bo dzięki niej Arthur otrzymywał wyjątkowo dobre wyniki. Uwielbiał jej podejście i spędzanie z nią czasu, co skutkowało tym, że naprawdę chętnie się uczył. Miał dobrą motywację.
- Jeśli zmienisz zdanie i będziesz chciał powiedzieć coś więcej na ten temat, to zadzwoń. W przeciwnym razie uważam, że byłoby lepiej gdybyśmy... Przestali się kontaktować. Nie mam ochoty na więcej... Tego typu atrakcji, jeśli wiesz co mam na myśli.
Arthur doskonale wiedział co miała na myśli, ale to nie zmianiała faktu, że czuł się jakby go właśnie spoliczkowano. Dopiero co udało mu się odbudować kontakt z Sarah, zdecydowanie mniej formalnie, a ona chciała to wszystko zakończyć. Nie chciał godzić się na coś takiego. Niestety nie miał wyboru. Na odległość nie mógł zrobić dosłownie niczego. Wystarczyło, że po rozmowie Sarah go zablokuje i tyle. Kontakt zostanie urwany.
- Chodzi ci o porwanie, chociaż mówiłem ci, że nie mam z tym nic wspólnego. To nie moja wina, że ktoś obrał sobie ciebie za cel. Nic nie wiem. Nie znam tego psychopaty...
- Skończ, Arthur- przerwała mu Sarah.- Nie jestem w stanie na odległość stwierdzić czy mówisz prawdę czy nie, ale to i tak nie zmienia faktu, że wolałabym nie mieć z tobą więcej styczności. To nic osobistego. Spróbuj mnie zrozumieć. Byłam porwana i na serio boję się, że to może się powtórzyć... Nawet nie stać mnie na przeprowadzkę do innego miasta. Nie chcę ryzykować...
W tym momencie Art rozłączył się. Nie miał ochoty więcej słuchać jej wyjaśnień. Rozumiał, że mogła się czuć niepewnie, ale on nie miał z tym nic wspólnego. Nie miał żadnych długów, nie zadarł z niewłaściwymi ludźmi... Nie miał pojęcia, dlaczego go to spotyka, a Sarah zamiast jakoś mu pomóc, wolała uciec. Wycofać się i nie mieć z tym nic wspólnego. O ironio, była jedyną osobą, z którą mógł na ten temat porozmawiać. Dyrektor jasno to podkreślił. Właściwie zrobił wyjątek dla Sarah, bo blondyn sprytnie przekonał go, że inaczej jego była nauczycielka pójdzie na policję. Został z tym sam. Nie miał do kogo zwrócić się o pomoc czy wsparcie. Po prostu musiał robić to co mu kazał nadawca wiadomości. Wcale mu się to nie podobało. Najpierw musiał rozwalić szyby w samochodzie, a teraz co? Przebiec przez autostradę? Podciąć sobie żyły? Czy mógł dostać tak ekstremalne wyzwania?
- Tutaj się ukrywasz- odezwał się Luke, wchodząc do pokoju z szerokim uśmiechem.- Idziesz zapalić? Kumpel załatwił trawkę wysokiej jakości. Świetny towar.
Blondyn spojrzał na telefon. Było południe, a Luke już chciał palić. Swoją drogą, mieli jeszcze lekcje. W każdym razie Art nie przejmował się lekcjami. Jak ominie kolejne trzy to nic się nie stanie. Przynajmniej się trochę rozerwie.
- W życiu nie paliłem kiepskiej trawki. Nie palę byle świństwa. Miałem bardzo dobrego dilera- powiedział Arthur z czymś na kształt dumy. To była stuprocentowa prawda. Szkoda tylko, że w pewnym momencie owy diler został zatrzymany przez policję. Sąsiad nakablował na niego i policja znalazła jego całkiem pokaźnych rozmiarów plantację... To był naprawdę dobry towar. Na szczęście stało się to niewiele przed jego wyjazdem do Madison, a właściwie przed jego podróżą na Ibizę. Tam znalazł z kolei gościa sprzedającego czysty towar sprowadzany prosto z Kolumbii. Tak przynajmniej twierdził.
- Zapomniałem, że mam do czynienia z takim koneserem wszelkiego rodzaju dragów. W takim razie ocenisz czy ten towar jest faktycznie taki dobry czy gość tylko wciska kit, żeby zdobyć więcej forsy.
Blondyn podniósł się i poszedł za Luke'iem. Po drodze opowiedział mu, że to koniec romansu z Sarah. Na serio żałował, że nigdy do niczego między nimi nie doszło. Lubił ją. No i była świetną laską. Z tym nikt nie mógłby polemizować.
- Szkoda- stwierdził Luke, wzruszając ramionami. Nie przejmował się tym, ale on z reguły miał bardzo lekkie podejście do życia. Jak nie ta dziewczyna to inna. No chyba, że w jego przypadku. Dziewczyny ciągle omijały go szerokim łukiem z powodu afery z listą.
*****
Tego samego dnia Arthur dostał wiadomość od nieznanego numeru. Kolejne wyzwanie. Już zaczynał się martwić, co będzie musiał zrobić. Włamać się gdzieś? Ukraść coś? Porwać kogoś na wzór tego jak Dyrektor porwał Sarah? Miał nadzieję, że nie. Rzeczywistość przerosła jego oczekiwania, w pewnym sensie.
Czas na wyzwanie #2 Masz zapłacić właścicielowi zniszczonej szyby za naprawę pieniędzmi ojca. Co więcej, musisz poprosić ojca o przelew na twoje konto. Nie możesz użyć własnych oszczędności, jeśli takowe posiadasz. W ramach dowodu, że wykonałeś wyzwanie wyślij mi zdjęcie przelewu na twoje konto bankowe oraz nagranie lub zdjęcie przelewu na konto właściciela auta. Powodzenia :)
Wyzwanie brzmiało prosto. Szkoda tylko, że jego relacje z ojcem wcale nie były proste. Nie rozmawiał z nim od przyjazdu do Madison i bynajmniej nie miał na to ochoty. Ojciec wysłał go do tej szkoły, mimo że wiedział, iż nie ma na to ochoty. Nie zamierzał mu tego tak łatwo zapomnieć. Właściwie zamierzał nie kontaktować się z nim aż do wakacji, kiedy po powrocie do domu, nie będzie miał innej opcji... A teraz Dyrektor zmuszał go do tego, żeby zadzwonił i poprosił go o pieniądze. Kurwa, nie chciał płaszczyć się przed ojcem i udawać, że wszystko między nimi okej. Bo wcale tak nie było i nie będzie do czasu, aż jego ojciec zrozumie, że może mieć własne zdanie i jest ono tak samo ważne jak jego. Co miał zrobić w tej sytuacji? Postanowił chociaż spróbować zmienić wyzwanie. Może Dyrektor się nad nim ulituje? Warto było spróbować, jeśli istniał chociaż cień szansy.
Od Arthur: Czy mogę pominąć udział ojca w wyzwaniu? Chcę przestrzegać reguł gry. Po prostu moja relacja z ojcem jest dość ciężka. Nie chcę do niego dzwonić. Mogę zdobyć pieniądze w inny sposób i zapłacić właścicielowi samochodu?
Przed wysłaniem jeszcze raz przeczytał napisaną przez siebie wiadomość. Nie chciał zdenerwować tego porywacza. Gość był niebezpieczny i wystarczająco mu to udowodnił. Jednak nie potrafił przemóc się i zadzwonić do ojca. Miał do niego zbyt wiele żalu. Pewnie nawet zaplanował mu już przyszłość w jego kancelarii, a on kompletnie nie nadawał się na prawnika. Mimowolnie przypomniał sobie sytuację sprzed kilku miesięcy, może kilkunastu.
- Jak dobrze, że jesteś w domu, Arthurze- oznajmił jego ojciec, zacierając dłonie. Zawsze tak robił, jeśli miał dobry biznes w zasięgu wzroku. Oczywiście nigdy nie przy klientach. To byłoby wyjątkowo nieprofesjonalne.
W tym momencie blondyn żałował, że nigdzie nie poszedł. Ojciec czegoś od niego chciał. Nawet domyślał się czego.
- Co się stało?- zapytał wyjątkowo znudzonym, wyraźnie wymuszonym tonem. Ojciec zdawał się tego nie zauważać albo specjalnie to ignorował. W jego przypadku obie opcje były równie prawdopodobne. On widział tylko to co chciał.
- Dzisiaj punktualnie o czwartej będę miał spotkanie z niezwykle ważnym inwestorem. Chce zatrudnić naszą kancelarię, żebyśmy zajęli się jego inwestycjami. Żeby były w pełni zabezpieczone prawnie i żeby nikt nie mógł się do niego przyczepić, kolokwialnie mówiąc. Jeśli się sprawdzimy przy tym projekcie, zatrudni nas do kolejnych. Chciałbym, żebyś był na tym spotkaniu.
- Przecież ja nie mam nic wspólnego z prawem. Nie studiuję go. Jestem na poziomie liceum. Po co mam tam być?- zdziwił się blondyn. Interesy ojca miał gdzieś. Nie chciał w tym uczestniczyć. Kompletnie go to nie pociągało.
Ojciec przewrócił oczami, siadając naprzeciwko niego i splatając przed sobą dłonie.
- Ale będziesz prawnikiem, a nawet właścicielem jednej z najlepszych kancelarii w całym kraju. To ważne, żebyś uczył się od jak najmłodszego wieku. Możesz zacząć właśnie poprzez uczestniczenie w moich spotkaniach. Chcę żebyś był w tym dobry. Masz przed sobą świetlaną przyszłość, musisz tylko włożyć w to trochę wysiłku.
Później ojciec zaczął się rozwodzić nad tym jak ciężko było mu zacząć karierę. Nie miał żadnych znajomości, jego rodzina nie była bogata. Ich zarobki były zaskakująco przeciętne. Wszystko co osiągnął zawdzięczał tylko i wyłącznie sobie, a Arthur jako jego syn będzie miał dużo łatwiejszy start... Bla bla bla... Koniec końców, Arthur musiał pojawić się na wspomnianym spotkaniu. Strasznie się tam wynudził.
Wspominając te wszystkie spotkania, w których musiał uczestniczyć, nie czuł ani odrobinę dumy. Tylko się na nich męczył. Z każdym kolejnym spotkaniem uświadamiał sobie, że nie chce takiej przyszłości. Nie kręciło go to. Chciałby robić coś innego, coś co sprawi mu przyjemność. Póki co nie miał sprecyzowanego planu, ale uważał, że to normalne. Podjęcie decyzji, która zaważy na całym twoim życiu nie jest proste. Lepiej poważnie i na spokojnie się nad nią zastanowić.
Nagle uświadomił sobie, że odbiegł myślami od tematu. Na ten moment nie miał czego roztrząsać. Musiał czekać aż nieznajomy mu odpisze. Oby zgodził się na zdobycie pieniędzy z innego źródła. Na dobrą sprawę, Arthur nawet nieco utrudniał sobie wyzwanie. Zdobycie forsy od bogatego ojca jest proste. Gorzej jeśli musiałby zaciągnąć długi u znajomych albo gdyby wziął chwilówkę. To powinno przypaść Dyrektorowi do gustu. W końcu on uwielbiał komplikować im życie, przykładowo poprzez porwanie. Przez to Art stracił wszelkie szanse na umawianie się z Sarah.
Arthur napisał krótkiego SMS'a do Luke'a z pytaniem gdzie są. Mieli iść do kogoś na małą imprezę. Sformułowanie "mała" wzięła się stąd, że impreza była organizowana w akademiku w jednym z większych pokoi. Zaproszeni byli nieliczni i Art oczywiście też został zaproszony. Dobrze trafił w tej szkole, bo na początku spotkał Luke'a i Harper. Oni poznali go z resztą ważniejszych osób w szkole. Rzecz jasna, sam też przyczynił się do sukcesu. Kilka razy zdarzyło mu się kupić większe ilości alkoholu na imprezy. Pieniądze nigdy nie były dla niego problemem, a tak przynajmniej zdobywał sympatię rówieśników.
Od Luke: Jednak zmieniłeś zdanie? Budynek B numer sześćdziesiąt osiem. Wpadaj niezła zabawa!
Czytając tę wiadomość, blondyn przysiągłby, że jego kumpel teraz się głupkowato uśmiecha. Cieszy się, że jednak ma rację. Twierdził, że Art nie oprze się imprezie i na pewno się na niej pojawi. Poniekąd miał rację. Pojawi się na niej, bo miał interes. Musiał dowiedzieć się czy ktoś z jego nowych znajomych dysponuje oszczędnościami, które mógłby mu pożyczyć.
Od Arthur: Zaraz będę.
Teraz nie miał nic innego do roboty jak pójść we wskazane miejsce. Art kontrolnie zerknął jeszcze na ekran telefonu. Żadnej nowej wiadomości. Ciągle nie dostał jeszcze odpowiedzi.
*****
Z perspektywy czasu blondyn musiał stwierdzić, że wcale nie potrzebował numeru pokoju. Imprezę było słychać już na korytarzu, na parterze w budynku B. Dalej wystarczyło podążać za muzyką. Niemal od razu po wejściu do środka został wciągnięty do gry w butelkę, a następnie do kubeczków. Musiał rzucać piłeczką od ping ponga do plastikowych kubków. Jeśli udało mu się trafić to druga osoba musiała pić. Jeśli jednak jego przeciwnik trafił, to on z kolei musiał pić. Ogólnie po dwóch grach alkoholowych jeszcze nie był pijany, raczej przyjemnie wstawiony. No i trochę musiał się skupić, żeby iść prosto albo zebrać myśli. W każdym razie ten stan był dla niego całkiem normalny.
Dopiero teraz udało mu się dopaść Luke'a i Harper bez reszty towarzystwa. Nawet śmiali się z czegoś. Czy to możliwe, że Arthur nie zauważył, że coś między nimi było? Do tej pory nie przyszło mu to przez myśl. Jednak teraz... Wyglądali jakby naprawdę miło spędzali czas. Nie chciał im przerywać, ale musiał. Póki jeszcze nie był mocno pijany wolał rozwiać wątpliwości.
- Nie chcę wam przeszkadzać, ale mam szybkie pytanie i muszę znać na nie odpowiedź- zaczął blondyn, podchodząc do nich. W ręce trzymał plastikowy kubek z drinkiem.
- A w czym niby miałbyś przeszkadzać?- zdziwiła się rudowłosa. Może jednak pomylił się w swojej ocenie? Zresztą, to nieistotne w tym momencie.
- Nie zagram z tobą w piwnego ping ponga- oznajmił od razu Luke.- Za dobrze ci szło. Zresztą wlałem w siebie już sporo alko. Jeśli nie chcę rzygać, muszę przystopować.
Ta ostatnia informacja była zbędna. Arthur wcale nie musiał znać takich szczegółów.
- To świetnie, bo wcale nie o to chciałem zapytać. Potrzebuję trochę kasy i nie mam jej skąd wziąć. Nie mogę prosić ojca o forsę. Do tego się nie zniżę. To długa historia. W skrócie nie mamy najlepszego kontaktu. Macie kilka tysięcy do pożyczenia? Oddam jak tylko będę mógł.
- Przykro mi, stary- pokręcił przecząco głową Luke.- Nie mam takiej kasy. Lecę na stypendium i forsie, którą zarobiłem w wakacje. Mój budżet jest bardzo napięty. Jak tak dalej pójdzie, będę musiał szukać pracy.
Po tych słowach Luke skrzywił się demonstracyjnie. Pewnie praca przeszkodziłaby mu w prowadzeniu ciekawego życia towarzyskiego. Musiałby częściej być trzeźwy i nie mógłby palić tyle trawki.
- Harper? A ty?
- Zależy o jakiej kwocie mówisz. Jakieś oszczędności mam, ale nie są one zbyt duże- odparła rudowłosa, posyłając mu pytające spojrzenie.
- Powiedzmy pięć tysięcy?
- Mogę ci pożyczyć maksymalnie połowę z tego. Ale powiedz co się stało. Masz długi? Zapożyczyłeś się u kogoś? No chyba o czesne nie musisz się martwić, co? Na co potrzebujesz tyle kasy?
Arthur pokiwał głową. Miał jak zdobyć połowę. Jeszcze druga część. Hmm... Kto z jego nowych znajomych byłby skłonny pożyczyć mu niemal trzy kawałki?
- Dzięki, Harper. To jeszcze odezwę się do ciebie w tej sprawie. Nie mam żadnych długów. Po prostu na jednej z imprez nieco mi odbiło i rozwaliłem komuś szybę w aucie... Właściciel mnie widział i teraz domaga się zwrotu kosztów za naprawę. Nie chcę mieć kłopotów.
Blondyn wcale nie skłamał. Po prostu nieco zmienił wersję zdarzeń. Nie rozwalił jednej szyby, a wszystkie. No i właściciel wcale go nie widział. Musi to zrobić przez ten cholerny konkurs, o którym nie mógł mówić.
- Że co zrobiłeś?- spytał Luke, tłumiąc śmiech.- Szkoda, że tego nie widziałem. Mina właściciela musiała być bezcenna.
Rudowłosa posłała Luke'owi pełne niedowierzania spojrzenie.
- Serio? Ciekawe jak ty byś zareagował, gdyby ktoś ci szyby powybijał. Byłoby ci bardzo do śmiechu, prawda?
Luke nie odpowiedział Harper, tylko oznajmił, że musi iść po kolejnego drinka. Rudowłosa westchnęła ostentacyjnie, ale później za nim poszła, przypominając mu o tym, że miał nie przesadzać. Arthur skinął im głową na pożegnanie.
Jednym haustem dokończył pić własnego drinka. Tylko nieznacznie się skrzywił. Na pewno to był jego drink? Nie przypominał sobie, że wlewał tam aż tyle alkoholu. Ledwie czuł smak soku.
Nagle zobaczył w tłumie znajome włosy koloru miodu. To znaczy, nie był pewny czy to była tamta laska, ale rzadko widział tej odcień. Wzrost by się zgadzał. Niestety z tego miejsca nie mógł dostrzec jej twarzy. Stała do niego tyłem.
Arthur ruszył za blondynką. Jeśli miał rację, to była ta dziewczyna, która go pocałowała. Ta, która przypominała mu przerażoną sarenkę. Chwilę mu zajęło zanim połączył fakty, ale jeśli dobrze pamiętał, dziewczyna mówiła o tym, że musiała to zrobić. Miała wyzwanie, żeby go pocałować. Do tego strasznie się bała. Wtedy uznał, że musi być bardzo nieśmiała, ale teraz miał inną hipotezę. A co jeśli też miała wysyłane wyzwania przez ten sam nieznany numer? W pierwszej wiadomości Dyrektor sam napisał, że jest jedną z trzynastu wybranych osób. Czy to możliwe, że tamta dziewczyna też brała w tym udział?
Z każdą chwilą uważał swoją hipotezę za coraz bardziej prawdopodobną. To nie mógł być zbieg okoliczności. Miała wyzwanie i autentycznie się bała. Ten psychol jej również groził, może też porwał kogoś z jej znajomych albo zaszantażował ją w inny sposób. To miało sens. Musiał z nią porozmawiać, chociaż nie był pewien, czego konkretnie od niej chce. Myślał, że znajdą jakieś rozwiązanie razem? Raczej nie, po prostu potrzebował z kimś porozmawiać na ten temat.
Kiedy przyszedł mu SMS, odwrócił wzrok na zaledwie ułamek sekundy. Dyrektor w końcu łaskawie się odezwał. Jednak gdy podniósł wzrok, nigdzie nie zauważył falowanych włosów w kolorze miodu. Zgubił ją. Przeklął pod nosem. Do tego wiadomość Dyrektora nie pozostawiała mu żadnych złudzeń. Nie miał wyboru.
Cieszę się, że chcesz przestrzegać reguł. Wykonaj zadanie. Obawiam się, że nie możesz go zmienić. Musisz skontaktować się z ojcem i wysłać mi dowody obydwóch transakcji.
*****
Następnego dnia blondyn czuł jakby każdy głośniejszy dźwięk echem odbijał się w jego czaszce. Dosłownie. Miał ochotę zamknąć się w pokoju, żeby nikt mu nie przeszkadzał, położyć się do łóżka i spać. Najlepiej byłoby, gdyby udało mu się przespać telefon od ojca i żeby sam za niego się zrobił. To byłoby genialne.
Wiedział, że poprzedniego wieczoru przesadził z alkoholem. Był tego świadomy już wczoraj, ale nie hamował się. Dlaczego miałby? Zawsze, kiedy miał problem, którego nie mógł rozwiązać, starał się o nim zapomnieć. Picie było świetnym rozwiązaniem. Tymczasowym, ale jednak. Cóż, teraz zmagał się z konsekwencjami tamtej decyzji i przeszukiwał swój podręczny zapas leków. Nie było tego dużo. Coś na gorączkę, leki przeciwbólowe, elektrolity i coś jeszcze. W każdym razie po chwili znalazł tabletki na ból głowy. Wziął od razu dwie. Może szybciej zadziała. Miał okropny telefon do wykonania i nie zamierzał tego robić z bólem głowy. Ojciec od razu zorientowałby się, że ma kaca.
Jednej rzeczy Arthur żałował po imprezie. Nie udało mu się znaleźć tej dziewczyny, która go pocałowała kilka dni temu. Nie miał pojęcia jak się nazywa, do której klasy chodzi, a tym bardziej gdzie ją znaleźć. Szkoda, bo potrzebował z kimś porozmawiać, a Sarah miała go gdzieś. Rozumiał, że mogła się bać. On też się bał, chociaż głośno by się do tego nie przyznał. Zamiast spróbować mu pomóc, okazać choć odrobinę wsparcia, pomyśleć nad rozwiązaniem, ona po prostu urwała z nim kontakt. Jakby chciała powiedzieć radź sobie sam. A on się na serio o nią martwił. Gdy się dowiedział, że została porwana, mógłby zrobić dla niej wszystko byleby była wolna. Był strasznie naiwny.
Kiedy w końcu poczuł efekty leków, które wziął w sporych ilościach, bo tabletki na ból głowy nie były jedyne, wybrał znienawidzony numer. Bardziej gotowy na telefon do ojca nie będzie. Lepiej mieć to z głowy. Zresztą poprzedniego wieczoru, gdy był na imprezie, zadzwonił do niego właściciel auta, któremu rozbił szyby. Domagał się zapłaty i groził policją. Arthur obiecał, że zdobędzie pieniądze najszybciej jak się da. Musiał to zrobić.
- Witaj, synu. Nie sądziłem, że doczekam się twojego telefonu. Myślałem, że będziesz ignorować mnie do wakacji. Jak tam w Madison?
- Cześć- mruknął Art, jednocześnie układając w głowie to co chciał powiedzieć. Miał tak wielką ochotę się odgryźć. Może i Madison nie było złe, ale ciągle pamiętała jak ojciec chętnie go tutaj wysłał. Co więcej, nawet zapisał go do tej szkoły bez jego wiedzy. Cały czas o tym pamiętał i nie mógł wyrzucić tego z głowy, a jednak musiał być uprzejmy. Inaczej ojciec nie da mu tych pieniędzy. W tym momencie z całego serca nienawidził Dyrektora, być może równie mocno co ojca. Obydwaj zmuszali go do rzeczy, których nie chciał robić.
- Brzmisz kiepsko. Czyżbyś spędził poprzedni wieczór na imprezie? Życie w akademiku ci służy, co?
Chciał mu powiedzieć, że tak, bo jest z dala od niego. Jednak się powstrzymał.
- Nie, po prostu uczyłem się do późna. Nie wyspałem się. Mam strasznie dużo nauki. Siedzę nad książkami przez większość czasu- skłamał blondyn.
Nawet jeśli ojciec mu nie uwierzył, nie skomentował tego. Wystarczyłoby, żeby spojrzał w dziennik elektroniczny. Tam było wszystko. Zdecydowanie zawalał większą część przedmiotów, ledwo zdawał.
- Mam tylko nadzieję, że znajdziesz trochę czasu na kodeks prawny. Powinieneś uczuć się powoli przepisów. Im szybciej, tym lepiej.
Arthur przemilczał to, chociaż resztkami sił powstrzymywał się przed wybuchem. Jasne, dla jego ojca tylko to było ważne. Żeby kiedyś przejął po nim kancelarię. Nic więcej, bo najwidoczniej do dziennika nawet nie zajrzał.
- Tak, ale wiesz co? Nie po to dzwonię. Mam prośbę. Mój współlokator, naprawdę fajny gość, sportowiec był ostatnio na imprezie. Upił się i rozwalił szybę w drogim aucie. Na jego nieszczęście zrobił to na oczach właściciela. Teraz facet domaga się zwrotu kosztów za naprawę. Zapytał się czy mógłbym mu pożyczyć forsę. Mógłbyś mi zrobić przelew? Potrzebuje pięć tysięcy.
Blondyn spodziewał się pytań co to za kolega, kąśliwego komentarza pod adresem tego znajomego, a nawet odmowy. W żadnym razie nie spodziewał, że ojciec tak po prostu się zgodzi.
- Dobrze, tylko niech to będzie jednorazowa sytuacja. Nie chcę, żeby rozeszło się, że pożyczasz pieniądze. Nie zamierzam być bankiem dla pijanych nastolatków, którzy robią demolkę.
Art potwierdził, że to pierwsza i ostatnia taka sytuacja. Jeszcze chwilę porozmawiał z ojcem, po czym rozłączył się z tłumacząc, że ma zajęcia dodatkowe. Z jednej strony czuł ulgę, bo mu się udało. Z drugiej nie czuł się dobrze z powodu ojca. Nie zamierzał udawać, że wszystko jest w porządku, kiedy wcale tak między nimi nie było. Nadejdzie moment, gdy w końcu będzie musiał mu się przeciwstawić. Jasno i wyraźnie stwierdzić, że gówno go obchodzi jej kancelaria. W głębi duszy wiedział, że jeszcze nie jest na to gotowy.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top