Rozdział 21
Arthur z narastającą wściekłością spoglądał na telefon, a konkretnie na wiadomość, którą właśnie dostał od ojca. Po prostu nie mógł w to uwierzyć. Z trudem powstrzymywał się przed rzuceniem swoim najnowszym iPhonem o najbliższą ścianę. Oczami wyobraźni widział jak ta cholerna wiadomość oraz ekran rozbijają się w drobny mak. To byłby piękny widok. Już nie raz w swoim życiu zepsuł telefon w ten sposób, chociaż tym razem chciał zniszczyć tą wiadomość. Wymazać jej istnienie. Ale wtedy nie mógłby ojcu wysłać wiadomości, żeby się pieprzył. Najlepiej z tą stewardessą, która podrywała jego ojca podczas lotu powrotnego z Ibizy.
Tak, to prawda. Arthur dopiero co przyjechał do Madison. To był jego pierwszy dzień, mimo że rok szkolny zaczął się dobre kilka tygodni temu. Dlaczego tak było? Bo sam przekonał ojca, że ogarnie szkołę, o ile pozwoli mu na dłuższe wakacje. Wcale nie chciał być w tej szkole. Jakoś do tej pory miał nauczanie indywidualne w domu i świetnie sobie radził. Jednak jego ojciec stwierdził, że to nie będzie dobrze wyglądało w jego CV, gdzie zamiast szkoły średniej będzie miał nauczanie indywidualne. I tak właśnie wylądował w Madison, chociaż wcale się o to nie prosił. Jako że sprawa i tak była przesądzona, jego ojciec nie rozumiał czegoś takiego jak odmowa, udało mu się wynegocjować wyjazd na Ibizę. Jedyna dobra rzecz wynikająca z tej sytuacji.
Swoją drogą, na Ibizie bawił się zajebiście. Dużo imprezował, spędzał czas w malowniczym miejscu... Nawet miał przelotną i bardzo udaną znajomość z pewną dziewczyną w jego wieku. Nie byli parą. Obydwoje byli tam tylko przejazdem, a spotkali się przypadkiem. Po prostu spędzali miło czas i sypiali ze sobą. Na samo wspomnienie Maeve mimowolnie się uśmiechał. Nie żywił do niej żadnych uczuć. Obydwoje traktowali to jako przygodę, dobrą zabawę i tyle. Cokolwiek ich łączyło, skończyło się wraz z wylotem. Niby mieli swoje numery, ale Arthur nie zamierzał do niej dzwonić. Maeve do niego pewnie też.
Wracając do wiadomości, brzmiała ona następująco:
Od tata: Powodzenia w nowej szkole synu :)
To było takie wkurwiające. Ojciec zmusił go do przyjazdu. Podjął decyzję za niego i pewnego dnia ze stoickim spokojem poinformował go o tym, że pojedzie do Madison. Nie zapytał, tylko poinformował o fakcie dokonanym. Arthur nie chciał tu być i słychać tych starych pryków, nauczycieli, którzy myśleli, że pozjadali wszystkie rozumy. Byli tacy nudni. Nie było w nich ani grama pasji czy zainteresowania. Mówili jak roboty, które miały wgrane pewne zagadnienia. Zachowywali się jakby ich jedynym hobby było dręczenie uczniów odpowiedziami ustnymi lub niezapowiedzianymi kartkówkami. Tylko wtedy pokazywali więcej emocji, chociaż zdecydowanie nie były one pozytywne.
Blondyn zdecydowanie wolał nauczanie indywidualne. Miał zajęcia ze świetną nauczycielką. Piękną, atrakcyjną studentką, która była od niego tylko kilka lat starsza. Praktycznie zawsze ubierała sukienki lub krótkie spódniczki, co bardzo w niej lubił. Wyśmienicie się dogadywali. Z nią nauka była przyjemna. Nawet raz próbował ją pocałować, ale szybko się odsunęła, tłumacząc, że jest jego nauczycielką. Potem szybko uciekła. Gdy wróciła na lekcje z nim następnego dnia, udawała, że nic między nimi nie zaszło. Szkoda, bo naprawdę mu się podobała. Czy to ważne, że była nieco od niego starsza? Nie, dla niego nie miało to żadnego znaczenia. Między innymi dlatego nie chciał przyjeżdżać do Madison, bo wiedział, że nigdy więcej nie zobaczy tej studentki. Nie mieli nawet szansy spróbować, bo dzieliło ich obecnie kilkaset kilometrów.
Jeszcze, co wyjątkowo go ubawiło, jego ojciec stwierdził, że powinien spędzać więcej czasu z rówieśnikami. Akurat w tej sytuacji tylko potwierdził jak mało znał własnego syna. Arthur spędzał czas ze znajomymi. Miał wielu znajomych. To że nie chodził do szkoły, nie oznaczało, że siedział zamknięty w ich apartamencie. Często chodził na imprezy. Kilka razy nawet sam je organizował za plecami ojca, który akurat był w delegacji. Wystarczało na następny dzień wynająć ekipę sprzątającą. Nic trudnego. Naprawdę o tym nie wiedział czy tylko udawał, bo tak mu akurat było wygodnie? Szczerze mówiąc, nie zdziwiłby się, gdyby chodziło o to drugie. Wygodnie wysłać syna do renomowanej szkoły z internatem i nie trudzić się czymś tak trywialnym jak rodzicielstwo, prawda?
Rozmyślania Arthura przerwał mu komitet powitalny. Do jego stolika przysiadły się dwie dziewczyny i sportowiec, sądząc po umięśnionych ramionach. Jedna z dziewczyn miała rude włosy związane w schludny kok. Była ubrana całkiem elegancko w marynarkę, co bardziej nadałoby się bardziej do pracy w korporacji niż do szkoły. Przynajmniej wyglądała lepiej niż jej koleżanka. Wytapetowana brunetka w obcisłej sukience z głębokim dekoltem. Może i można było popatrzeć na jej cycki, ale nie była w jego typie, więc szczególnie go nie interesowała.
- Nazywam się Harper. To jest Jennifer, a to Luke. Jesteśmy członkami samorządu uczniowskiego i przyszliśmy cię przywitać- oznajmiła rudowłosa z uśmiechem.
Arthur wiedział, że to wcale nie była inicjatywa uczniów. Zostali do tego zmuszeni. Pewnie dyrektor stwierdził, że warto przywitać syna jednego z hojniejszych sponsorów. Ciekawe czy jego ojciec zapłacił tyle, żeby go nie wyrzucono, gdyby czysto teoretycznie, wywinął jakiś numer? Blondyn byłby do tego zdolny, gdyby zależałoby mu na szybkim powrocie do apartamentu.
- Świetnie, w takim razie czuję się przywitany. Spokojnie, przekażę ojcu, że jego pieniądze nie poszły na marne i może śmiało dalej sponsorować szkołę.
Rudowłosa uśmiechnęła się szerzej.
- Czyli już wiesz jak funkcjonuje Madison. To prawda, przyszliśmy tutaj, bo nas o to poproszono, ale możemy chwilę porozmawiać, jeśli nie masz nic przeciwko. Nie wydajesz się nudziarzem. Jak się nazywasz?
- Arthur.
- Z jakiej szkoły się przeniosłeś?- odezwał się Luke.
Blondyn z trudem powstrzymywał się od przewrócenia oczami. Już wiedział jak zareagują. Wszyscy tak reagowali. Wcale nie był odludkiem. Miał kontakt z rówieśnikami.
- Z żadnej. Miałem indywidualny tok nauczania. Właściwie nigdy nie chodziłem do szkoły- odpowiedział Arthur.
Harper uchyliła lekko usta z zaskoczenia, ale szybko zakryła je dłonią jakby ten odruch wcale nie był planowany. Tymczasem Jennifer spojrzała na niego jakby był kosmitą.
- O kurwa, stary...- przeklął Luke niezbyt dyskretnie.- To tak się da? Jakim cudem?
- To proste- odparł Arthur wręcz wypranym z emocji głosem. Tłumaczył to tyle razy, że miał powoli dość. Może przynajmniej jedna dobra rzecz wyniknie z chodzenia do szkoły i ludzie przestaną się go o to pytać.- Ojciec uważał, że nauczanie indywidualne jest bardziej efektywne. No wiecie, opłaci najlepszych nauczycieli i tak dalej. Co oczywiste, ma mnóstwo forsy. Pewnego dnia przyszło mu do głowy, że Madison jest świetną szkołą i oto jestem. Koniec historii.
- Witaj w klubie- odezwał się ponuro Luke.- Też mam popieprzonych rodziców, którzy zdecydowali za mnie gdzie powinienem udać się ze swoim stypendium sportowym.
Arthur miał tylko jednego rodzica, a to nieco zmieniało sytuację. Jednak nie zamierzał mówił o tym komitetowi powitalnemu. To żaden sekret. Po prostu nie chciał wyjść na dziwaka, który nie ma matki i nigdy nie chodził do szkoły. Nie przy pierwszej rozmowie. Wolał stosować się do zasady: jedna nowość na raz.
- Madison ma pewną zaletę- mruknęła Harper.- Widzicie gdzieś tutaj rodziców? Bo ja nie. Więc skończcie przynudzać. Jesteście wolni i na tym się skupcie.
Rudowłosa miała rację. Jego ojciec nigdy nie był zbyt restrykcyjny. Przeważnie niewiele bywał w apartamencie, spędzając czas na wyjazdach służbowych. Arthur ciągle nie wiedział ile w tym było pracy i czy jego ojciec w tym czasie nie spotykał się z kochankami. Tak naprawdę to nie miał pojęcia ile on pracował, a ile udawał, że pracuje. W każdym razie blondyn wcale nie musiał słuchać się ojca. Nie musiał nawet do niego dzwonić. Co więcej, nie poniesie żadnych konsekwencji. Co mógłby mu zrobić na odległość? Nic, no chyba że zabierze go z Madison. Obecnie było mu to obojętne. Cokolwiek jego ojciec zrobi, chciał go wkurzyć.
- Skoro już mówimy o wolności... Na pewno znacie miejsca w okolicy, gdzie odbywają się najlepsze imprezy. Taka forma przywitania bardzo by mi odpowiadała.
- Da się to załatwić. Wyślę ci adres tylko muszę mieć do ciebie jakiś kontakt- powiedziała Harper, podając telefon z włączonym instagramem Arthurowi. Blondyn wpisał swoją nazwę i oddał urządzenie rudowłosej.
- Byłeś na Ibizie?- spytała zaskoczona Jennifer, odzywając się do niego po raz pierwszy. Razem z Harper musiały właśnie oglądać jego zdjęcia. Nie przeszkadzało mu to. Dlaczego miałby nie chwalić się wakacjami na początku roku szkolnego, w dodatku tak udanymi?
- Jasne. Myślicie, że dlaczego tak późno przyjechałem do Madison? Wynegocjowałem z ojcem, że przyjadę tutaj dopiero po dłuższych wakacjach.
W tym momencie coś się zmieniło w stosunku komitetu powitalnego do niego. Na początku byli mili, nieco wścibscy, ale nie traktowali go jak równego. Teraz to się zmieniło. Zapunktował u nich, opowiadając o Ibizie i chętnie odpowiadając na ich pytania. Zaproponował nawet, że mogliby tam z nim pojechać w ferie. Rzecz jasna, to była jedynie pusta obietnica. Dopiero co ich poznał. Jeszcze zobaczy jak ułożą się ich relacje i czy w ogóle będą gadać do ferii. Poza tym nie wiedział jak ułożą się jego kontakty z ojcem. Nie wiedział czy przypadkiem nie zablokuje mu dostępu do pieniędzy, bo mógł tak zrobić.
- Laski na Ibizie są też tak zejebiste jak mówią?- zapytał w pewnym momencie Luke. Arthur pokiwał głową z uśmiechem. Przed oczami miał Maeve. Była taka piękna... Ogólnie była świetną laską.
- Daj spokój, Luke- skarciła go Harper. Jennifer przed chwilą ulotniła się pod pretekstem pilnej rozmowy, co Arthurowi wcale nie przeszkadzało. Nie polubił jej. Wydawała się strasznie pusta.- Nie powinieneś rzucać takich tekstów. Zresztą nie mam pojęcia czemu akurat ciebie wybrał Stewart do komitetu powitalnego. Wydajesz się być najgorszym możliwym wyborem, zwłaszcza po tym, co ostatnio wyszło na jaw o drużynie footballowej.
- O co chodzi?- zainteresował się blondyn, bo nie miał pojęcia co ostatnio wyszło na temat drużyny footballowej. Chciał być na bieżąco z takimi nowinkami.
- Nie widziałeś artykułu na stronie szkoły?
Arthur pokręcił przecząco głową. Wiedział, że Madison posiada własną stronę, ale jeszcze nie miał okazji, żeby ją odwiedzić. Z reguły na takich stronach nie było nic ciekawego. Jednak w przyszłości może powinien częściej tam zaglądać.
- Wielkie dzięki, Harper- przewrócił oczami Luke.- Bardzo się cieszę, że zniechęcasz do mnie nowe osoby w szkole. Właśnie o to mi chodziło, kiedy zgłaszałem się do pieprzonego samorządu.
- Trzeba było nie zaliczać lasek za punkty. Więc Arthur... Mogę do ciebie mówić Art?- zapytała rudowłosa. Blondyn przytaknął. Widać, że właśnie dorobił się pierwszej ksywki. Czemu nie?- Footballiści wpadli na ich zdaniem świetny pomysł i postanowili sobie zorganizować konkurs. Przypisali laskom ze szkoły punkty, które zdobywa się oczywiście jak się je zaliczy. Idiotyczne, nie? Pieprzeni samcy alfa się znaleźli.
Takich newsów na sam początek blondyn się nie spodziewał. W każdym razie podzielał opinię Harper. Konkurs był idiotyczny. Osobiście uważał, że to wyjątkowo głupie uprawiać z kimś seks dla punktów. Zresztą co im te punkty dawały? Podziw kolegów? Dlatego Arthur nie przepadał za sportem. To znaczy, często bywał na siłowni, ale nie lubił gier drużynowych. Tego rodzaju środowisko było zbyt toksyczne, zależało im na wygranej za wszelką cenę. W tym przypadku nie tylko w grze chcieli być najlepsi.
- Powstrzymaj barwne komentarze, Harper. To nie do końca tak wyglądało- zwrócił uwagę Luke.
- Ach tak?- rzuciła rudowłosa, unosząc brwi.- Więc podziel się swoją wersją. Zmuszono cię?
- Ojciec Blake'a, czyli kapitana drużyny, jest dobrym znajomym dyrektora i prawdopodobnie najhojniejszym sponsorem. Mieliśmy wybór: wziąć w tym udział albo wylecieć z drużyny. Nie po to dostałem stypendium sportowe, żeby teraz być poza drużyną. Sport to moja jedyna perspektywa na przyszłość. Nie zamierzam przepraszać, że nie chciałem wylecieć z drużyny.
- Jakoś specjalnie się nie stawialiście- prychnęła rudowłosa.
- Bo wtedy bym od razu wyleciał. Czy kiedykolwiek do ciebie startowałem, Harper? Nie, a jesteś dziesiątką. Mogłem wykorzystać naszą znajomość, ale nigdy tego nie zrobiłem. Robiłem tylko to co musiałem. Kilka razy nawet udało mi się sfałszować dowody, że cokolwiek było...
- W życiu bym z tobą nie poszła do łóżka, Luke, więc i tak byś dostał kosza.
- Jak zakończyła się sprawa z konkursem? Macie problemy?- przerwał im Arthur, kierując pytanie do Luke'a. Ten wzruszył ramionami.
- Niby sytuacja wyciszyła się, ale była Blake'a nie odpuszcza. Posłuchaj mnie teraz uważnie, Art. Podzielę się z tobą radą, która pozwoli ci tu przetrwać. Społeczeństwo szkolne dzieli się na trzy grupy: elitę, czyli sportowców, cheerleaderki i tych, których rodzice sponsorują szkołę, popychadła oraz całą resztę, która podporządkuje się elicie albo trafi do tej drugiej grupy. Ty akurat jesteś w komfortowej sytuacji, ale nie spieprz tego. Wolisz pozostać w elicie, wierz mi.
- Nie strasz go- poprosiła Harper, a potem zwróciła się do Arthura.- On przesadza. Wcale nie jest tak źle. Jasne są osoby bardziej lubiane i mniej, ale póki komuś nie podpadniesz jest okej.
- Tak jak ta nowa, która wrzuciła na stronę szkoły artykuł o liście. Mia Sanchez. Ta to ma problem. Siedzi tam- dodał Luke, wskazując stolik kilka metrów od nich. Siedziały tam trzy dziewczyny, więc blondyn nie miał pojęcia która to. Musiała mieć jaja, żeby zrobić coś takiego.
- Która?
- Ta w białej bluzie- odpowiedziała Harper.- Podobno Blake ją zaliczył, ona się zakochała, on ją rzucił i aktualnie się za to mści.
- Ale lista jest prawdziwa?- upewnił się Art.
- No tak. To znaczy była. Na jakiś czas zawiesiliśmy konkurs. Blake to zrobił. Podobno jego ojciec wkurwił się, że musiał sporo zapłacić, żeby drużyna nie poniosła konsekwencji. W razie czego zmieniliśmy listę, żeby wyglądała na liczbę zdobytych punktów w danym sezonie. To straszny syf.
Arthur spojrzał na ciemnowłosą, drobną dziewczynę w jasnej bluzie. Zachowała się odważnie. Nie wszyscy na jej miejscu byliby chętni do nagłośnienia takiej sprawy. W każdym razie nie będzie miała łatwo w Madison. Nawet jeśli miała rację, musiała tego dowieźć, a wplątane były w to duże sumy forsy. Doszedł do wniosku, że lepiej trzymać się od niej z daleka. Blondyn nie zamierzał bronić sprawiedliwości, bo to nie miało sensu. Ostatecznie wygrywały pieniądze, a nie sprawiedliwość. Poza tym nie zamierzał przedwcześnie kończyć swojego życia towarzyskiego w Madison. Prawdopodobnie ojciec nie pozwoli mu wrócić do nauczania indywidualnego, więc musiał sobie jakoś poradzić w szkole.
- Omal nie wyleciałem ze szkoły przez tą idiotkę- westchnął Luke, kręcąc głową z dezaprobatą.
- Nie nazywaj jej tak- wtrąciła rudowłosa.
- Bronisz jej? Uważasz, że dobrze zrobiła?
W odpowiedzi Harper wzruszyła ramionami.
- Nie wiem. Przynajmniej zakończyła ten przykry preceder. Ten konkurs był wyjątkowo idiotycznym pomysłem. Ale trzeba przyznać, że było to bardzo odważne z jej strony. Wiele osób zrezygnowałoby z rozgrzebywania tej sprawy. Ma niewielkie szanse na zwycięstwo, a teraz nienawidzi ją pół szkoły. Biedna.
- Zrobiłabyś to samo na jej miejscu?- odezwał się Art. Był ciekawy co powie rudowłosa.
- Nie wiem. Z jednej strony im się należy. Z drugiej... Jak wspomniałam szanse na zwycięstwo są marne, a można dużo stracić. Czasami nie ma dobrego wyjścia z sytuacji. Cokolwiek wybierzesz i tak będzie źle.
Blondyn zgodził się z rudowłosą. Czasami też odnosił takie wrażenie. Może w życiu chodziło o to, żeby wybierać mniejsze zło, bo nie było czegoś takiego jak dobre wyjście z sytuacji? W tej związanej z Mią na pewno.
*****
Po południu okazało się, że Harper i Luke chodzą z Arthurem do klasy, co było miłym zaskoczeniem. Przedstawili mu resztę klasy, chociaż szczerze mówiąc, blondyn nie zapamiętał zbyt wielu imion. Nigdy nie miał zbyt dobrej pamięci do imion, zwłaszcza jeśli było ich aż tyle na raz. Arthur usłyszał też o szkolnych uroczystościach. Niektóre były traktowane z wyraźną przesadą, ale pewnie było to spowodowane obecnością sponsorów. Madison dbało o opinię i pieniądze z niej wynikające.
- O czymś jeszcze nie wspomniałam?- rzuciła Harper, marszcząc brwi.- Wydaje mi się, że było coś jeszcze, ale nie mogę sobie przypomnieć...
- O Dyrektorze- podpowiedział Luke z uśmiechem.
- To tylko legenda wymyślona przez zanudzonych na lekcjach uczniów. Miałam na myśli coś innego, ale wyleciało mi z głowy.
- Nie możesz mieć takiej pewności. Nikt nie wie czy to prawda czy nie. Chcesz o tym posłuchać, Art?
- Czemu nie? Przynajmniej będę wiedział o co chodzi, jeśli ktoś będzie z tego żartował.
Rudowłosa przewróciła oczami. Jej mina mówiła "to bzdura, po jaką cholerę chcesz o tym słuchać?". Blondyn zignorował jej pretensjonalne spojrzenie. Nawet jeśli Harper miała rację, chciał wiedzieć co to za legenda.
Luke chętnie opowiedział mu szkolną legendę. Podobno co roku ktoś o pseudonimie Dyrektor wybierał trzynaście osób z listy uczniów do konkursu. Ci uczniowie mieli za zadanie wykonać kilka wyzwań. Nagrodą była spora suma pieniężna i stypendium.
- To zwykła bzdura. Chodzę do Madison już dwa lata i ani razu nie słyszałam o żadnych wyzwaniach, a tym bardziej stypendiach. Oczywiście poza tymi za wysoką średnią- wtrąciła rudowłosa takim tonem jakby to była najoczywistsza rzecz pod słońcem.
Rozmowę przerwał im dzwonek. Arthur usiadł z Luke'iem. Harper poszła do jakiejś koleżanki, chętnie zostawiając ich towarzystwo. Starsza kobieta o twarzy poznaczonej zmarszczkami weszła do klasy. Wyglądała jakby była na emeryturze. Czemu jeszcze uczyła?! Krótko omówiła zasady panujące na jej lekcjach i przeszła do tematu lekcji. Arthur już po chwili słuchania jej monotonnego głosu miał ochotę iść spać. Zerknął pod ławką na telefon. Miał nadzieję, że może zbliżają się do końca lekcji. Tymczasem okazało się, że minęło ledwie dziesięć minut. Blondyn z trudem powstrzymał cisnące się mu na usta przekleństwo. Zdawało mu się jakby minęło co najmniej pół godziny! Nie wytrzyma tych cholernych czterdziestu pięciu minut. Gdyby nie jego "wspaniałomyślny" ojciec, mógłby mieć teraz lekcje z Sarah.
- Kurwa, ona ma w planach nas wszystkich uśpić i oblać czy co?- mruknął szeptem Art w kierunku Luke'a. Ten nawet nie próbował udawać, że słucha. Blondyn musiał go obudzić, szturchnięciem.- Mam dość.
- Długo wytrzymałeś. Ja już po wstępie miałem ochotę wyskoczyć przez okno. Nienawidzę matmy.
- Nie dziwię ci się. Ta nauczycielka jest okropna.
- Znałeś kiedyś jakąkolwiek spoko nauczycielkę od matmy?- spytał jego rozmówca z powątpieniem. Jak zobaczy fotki, oczy mu wyjdą z orbit, pomyślał Art z satysfakcją.
- Oczywiście. Oto ona- odpowiedział Art, pokazując jedno ze zdjęć z galerii. Miał sporo zdjęć Sarah. Większość z jej mediów społecznościowych, ale miał też kilka wspólnych.
- Ale laska. Studentka?- zapytał Luke z uznaniem, oglądając zdjęcia. Blondyn potwierdził.- Z nią to bym się chętnie pouczył matmy. Uprawialiście seks? No chyba nie zmarnowałbyś takiej okazji.
- Próbowałem, ale spławiała mnie za każdym razem. Albo zmianiała temat albo wychodziła.
Arthur naprawdę się starał, ale Sarah trzymała go na dystans. Pewnie chodziło o jego ojca. Jak zawsze. Nie chciała mu podpaść i stracić pracy. Jego ojciec na pewno dobrze płacił.
- Była twoją nauczycielką. To oczywiste, że nie chciała pakować się w kłopoty. Dobrze się dogadywaliście?
- Jasne, nawet nie odczuwałem specjalnie różnicy wieku. Ewidentnie była między nami chemia. W innej sytuacji na pewno bylibyśmy razem albo przynajmniej poszli do łóżka.
- Próbowałeś się z nią kontaktować od kiedy jesteś w Madison? Pewnie dzieli was teraz spory dystans, ale nie jest już twoją nauczycielką.
Czy to cokolwiek zmieniało? Teraz nawet nie mógł jej zobaczyć na żywo.
- Nie próbowałem. Co z tego?
- Głuchy jesteś? Nie jest twoją nauczycielką. Możesz ją legalnie podrywać, bo już nie straci pracy przez romans z uczniem.
- Może spróbuję- wzruszył ramionami Arthur. Nie widział związku na odległość, ale może chociaż w końcu się z nią prześpi? Mógłby w weekendy do niej lecieć i spędzaliby miło czas. Ten pomysł wcale nie był taki zły.
- Zrób tak. Jeśli była między wami chemia, to masz szanse. Tylko nie zapomnij zapytać się jej o kontakt do koleżanek z roku.
Art przytaknął, tłumiąc śmiech. Luke nie pomagał mu bezinteresownie. Liczył na kontakt z atrakcyjną studentką. Na początku zobaczy czy jest jakaś szansa na randkę z Sarah, a dopiero później zapyta o koleżanki.
- Wpadniesz wieczorem do klubu, żeby uczcić twoje przybycie do Madison?
- Pewnie- zgodził się natychmiastowo blondyn.- Miałbym ominąć taką okazję?
- Zdradzić ci coś? Każdy powód do imprezy jest dobry. Harper też na pewno chętnie pójdzie. Przedstawimy cię elicie szkoły. Wpasujesz się w towarzystwo. Zobaczysz.
*****
Wieczorem Arthur faktycznie udał się z Harper i Luke'iem do klubu. Podzielał zdanie nowego znajomego. Każdy powód do imprezy był dobry, a on naprawdę lubił chodzić na imprezy. Przed Madison nie raz organizował imprezy u siebie w apartamencie. Rano płacił firmie sprzątającej i jego ojciec do tej pory nie miał pojęcia ile imprez zorganizował bez jego wiedzy. To były czasy, pomyślał blondyn z nutką melancholii.
Art chętnie poznawał nowych ludzi, chociaż nie usłyszał nawet połowy imion ludzi, którym go przedstawiano. Muzyka była strasznie głośna, chociaż wcale mu to nie przeszkadzało. Kiedyś zapamięta kto jest kim. Ojciec na pewno go stąd nie zabierze. Chciał, żeby jego syn zawierał kontakty, bo twierdził, że w "ich" branży kontakty to podstawa. Ojciec nawet nigdy go nie zapytał czy naprawdę chciał być prawnikiem. Nie widział na jego przyszłość innej alternatywy, co więcej, nawet nie brał jej pod uwagę.
Blondyn chętnie sięgnął po kolejnego drinka. Wypił go za jednym razem. Potem ponownie napełnił szklankę. Tym razem było znacznie więcej whisky niż coli, ale o to mi chodziło. Im szybciej przestanie myśleć o własnym ojcu, tym lepiej. Skoro jego przyszłość była przesądzona, to chociaż teraz będzie podejmował własne decyzje. Aktualnie chciał się mocno narąbać. Taki był jego cel.
Kiedy poczuł wibracje w kieszeni spodni, pomyślał że to jego ojciec ponownie próbuje się do niego dodzwonić. Korciło go, żeby odebrać. Najlepiej włączyć kamerkę i pokazać mu gdzie jest. Jego ojciec będzie wściekły. Jednak, gdy odblokował telefon, zobaczył, że to nie on. Dostał wiadomość od nieznanego numeru.
Brawo, zostałeś wybrany jako jedna z trzynastu osób, które wezmą udział w sześciu wyzwaniach. Będziesz rywalizować z innymi uczestnikami o Pięćdziesiąt tysięcy dolarów i stypendium w dowolnie wybranym collegu.
Powodzenia.
D.
Druga wiadomość była jeszcze dziwniejsza. Arthur aż tyle wypił, że miał halucynacje? Może to przez trawkę, którą wcześniej palił? Albo przez grzybki, którymi poczęstował go znajomy Luke'a?
Koniec wakacji. Niebawem dostaniesz swojego pierwsze wyzwanie.
Czy to było nawiązanie do Ibizy? Art wybuchnął śmiechem. To niemożliwe. Odłożył telefon na stół i wypił kolejnej drinka. Świat zaczynał się wokół niego kręcić, a światła tworzyły zjawiskowe kaskady. Był coraz bardziej pijany i bardzo mu to odpowiadało.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top