Rozdział 35

Pamela była wstrząśnięta znaleziskiem. W piwnicy tego domku letniskowego w środku lasu znajdowały się kości. Ludzkie kości. Ponadto były prawdziwe. Może i nie mieli specjalisty ani sprzętu, ale Zack oznajmił, że tak jest. Nie mieli żadnego sposobu, żeby to zweryfikować, więc po prostu mu uwierzyli. Zwłaszcza, że same kości wyglądały bardzo realistycznie. Obiecali sobie, że jak tylko stąd wyjdą, to zgłoszą to na policję. Wtedy specjaliści zajmą się identyfikacją ofiar. Ich rodziny powinny dowiedzieć się, co im się przytrafiło. Zasługiwali, żeby to wiedzieć. Rudowłosa wiedziała jak to jest trwać w niewiedzy i nikomu tego nie życzyła.

Rudowłosa zeszła na dół po schodach. Nie wiedzieć czemu nogi od razu poprowadziły ją do piwnicy. Widok kości wcale jej się nie podobał. Raczej ją przerażał. Jednak tak jak i za pierwszym razem coś ją tu przyciągnęło. Zupełnie jakby liczyła na znalezienie rozwiązania zagadki. Dlaczego ich to spotyka i czego Dyrektor od nich chce? Niestety kości nic jej ten temat nie mówiły.

W piwnicy zastała Zacka, który z niezwykłą ostrożnością selekcjonował kości. Na rękach miał lateksowe rękawiczki, a na jego twarzy malowało się skupienie.

- Mogę? Nie chcę ci przeszkadzać. W każdej chwili mogę wyjść, tylko mi to powiedz- odezwała się Asher, spoglądając pytająco na ciemnowłosego.

- Możesz zostać. Nie ma problemu- odparł Zack, nawet nie zerkając w jej kierunku. Rudowłosa zeszła z drabiny i przycupnęła na ziemi.

- Co robisz?- zapytała, bo nie do końca rozumiała powody tej selekcji. Co chciał tym osiągnąć? Nudziło mu się? A może przyświecał mu jakiś inny cel, o którym nie wiedziała?

- Selekcjonuję kości. Na początku chciałem poskładać całe szkielety, ale one nie są kompletne. Nie mam pojęcia co stało się z resztą. W takim przypadku uznałem, że lepiej będzie podzielić je na rodzaje. Tutaj są czaszki, tutaj kości ramienne, promieniowe, kości miednicy... Wiesz, że po tych ostatnich można określić płeć ofiar?

- Ooo- zdziwiła się Pamela, który nigdy szczególnie nie przepadała za biologią. Okazjonalnie też oglądała kryminały i horrory. Jej wiedza na ten temat była bardzo skąpa.- Jak?

- To proste- oznajmił Zack, biorąc do rąk dwie kości miednicy. Faktycznie różniły się kształtem.- Ta tutaj należy do kobiety. Jest wyraźnie niższa, szersza, otwór górny miednicy jest duży i owalny. No i kąt między kośćmi łonowymi jest rozwarty. Z kolei u mężczyzn miednica jest wyższa, szczuplejsza, otwór górny jest wąski i trochę sercowaty, kanał ma kształt lejka. Kąt między kośćmi łonowymi jest ostry. Widzisz to?

Pamela przytaknęła, bo czarnowłosy po kolei pokazywał o co mu chodzi. Tę lekcję biologii na pewno zapamięta, chociaż miała nadzieję, że nigdy nie przyda jej się umiejętność rozpoznawania płci na podstawie kości miednicy. Bynajmniej nie marzyła o zastosowaniu tej wiedzy w praktyce. W ogóle była zaskoczona, że widziała te kości na własne oczy. Zdecydowanie wolała oglądać je w podręczniku niż spotkać się z nimi na żywo w dość tajemniczych okolicznościach.

- Tak. Skąd to wszystko wiesz?

- Trochę ze szkoły, a trochę z innych źródeł. Interesuję się medycyną sądową. To fascynujący temat. Oglądałem mnóstwo seriali i filmów na ten temat. Czytałem też różne książki. Po raz pierwszy mogę zastosować tę wiedzę w praktyce- odpowiedział czarnowłosy, odkładając miednice na miejsce. Chociaż starał się powściągnąć entuzjazm, widziała, że sprawiało mu to radość. Dziwne zainteresowanie, ale nie zamierzała go z tego powodu negatywnie oceniać. Ludzie bywali różni, a Zack wcale nie zabił tych ludzi, żeby obejrzeć ich kości. Zostali wmanewrowani w tę sytuację siłą, więc przynajmniej mogli coś z tego wyciągnąć dla siebie.

- Niecodzienne zainteresowanie. Wiesz może ile lat mogą mieć te kości? Da się to jakoś sprawdzić?

- Nie mam pojęcia. W obecnych warunkach nie da się tego sprawdzić. Trzeba byłoby zastosować metodę datowanie radioaktywnym izotopem na przykład C czternaście, a nie mamy tutaj specjalistycznego sprzętu. Poza tym kości zostały potraktowane wodorotlenkiem sodu- powiedział Zack, ale na widok jej konsternacji dodał wyjaśnienie.- Używa się go do usunięcia mięsa. Dlatego te kości są w tak, powiedzmy, idealnym stanie. Nie pozostało na nich ani odrobinę tkanek miękkich, są całkowicie czyste. Znalazłem zapas tej substancji tutaj w piwnicy.

Na moment zapadła cisza. Pamela trawiła nowe informacje. Ktoś oczyścił kości z mięsa... I w tej piwnicy trzymał zapas służącego mu do tego wodorotlenku. Czy to oznaczało, że szykował się na kolejne kości do oczyszczania? Ten wniosek wcale nie podobał się rudowłosej. Ta sytuacja była chora. Chciała stąd wyjść i wrócić do Logana. Chciała, żeby ją przytulił i zapewnił, że wszystko będzie w porządku i nic jej nie będzie. Nie chciała tak młodo umierać. Miała jeszcze tyle planów, tak wielu rzeczy nie zdążyła jeszcze zrobić. Ciągle też nie odkryła prawdy o zniknięciu Luke'a.

- Myślisz, że reszta kości jest ukryta w innym miejscu? Może zakopał je na zewnątrz w okolicy domu?- spytała Asher, oddalając na chwilę myśli o potencjalnej śmierci z rąk psychopatycznego mordercy. Pozbyła się już naiwnego przeświadczenia, że Dyrektor jest jedynie niegroźnym świrem. Wystarczająco wyraźnie pokazał im, że może zrealizować swoje groźby.

- Nie wiem. Tak czy siak nie możemy tego sprawdzić. Mamy się nie oddalać i nie wychodzić poza werandę. Nawet jeśli gdzieś tam są... Nie możemy nic z tym zrobić.

No jasne, przecież w lesie znajdują się jego ludzie, przypomniała sobie rudowłosa. Nie chciała ich spotkać. Zresztą, jeśli Dyrektor mówił prawdę, nawet nie zdążyłaby ich spotkać, bo zostałaby niezwłocznie zastrzelona.

- Coś jeszcze wartego zainteresowania było w tej piwnicy?- zapytała Asher. Nie miała ochoty tego sprawdzać. Wodorotlenek czegoś tam do oczyszczania kości, same kości... Co jeszcze tam mogło być? Piła mechaniczna? Zapas naostrzonych noży?

- Raczej nie. Jedynie dużo narzędzi i jeszcze więcej kurzu oraz brudu. Dawno tutaj nikogo nie było.

Rudowłosa rzuciła rozmówcy przerażone spojrzenie. Czy to dziwne, że w tej sytuacji narzędzia skojarzyły jej się jednoznacznie?

- Narzędzia?

- Czyste. To znaczy... Zakurzone. Żadnych widocznych śladów krwi. Szkoda, że nie ma tutaj luminolu...

Pamela odetchnęła z ulgą, chociaż nie miała pojęcia czym był wspomniany przez czarnowłosego luminol.

- A co to jest? Wybacz, ale mam praktycznie zerową wiedzę w tym temacie- przyznała rudowłosa rozbrajająco szczerze.

- Substancja, która pozwala wykryć stare ślady krwi. Posługują się nie policyjni technicy. Można w ten sposób znaleźć mnóstwo niewidocznych śladów biologicznych.

Początkowo Pamela przyszła tu z własnej woli, ale każda chwila spędzona w piwnicy sprawiała, że czuła się jakby powoli się dusiła. To pomieszczenie było przerażające, a te kości wcale nie pomagały. Musiała stąd wyjść.

- To fascynujące, ale chyba pójdę na górę zaczerpnąć świeżego powietrza. Zostawię cię, żebyś mógł w spokoju... Dokończyć to co robisz- mruknęła rudowłosa, po czym zaczęła wchodzić na górę po średnio stabilnej drabinie. Z każdym stopniem czuła jak drewno się pod nią ugina i to wcale nie było przyjemne. Starała się unormować oddech i w żadnym wypadku nie panikować. Jednak będąc na górze, odetchnęła z ulgą.

- Zazdroszczę- usłyszała dochodzący z salonu głos Quinn. Wcale nie podsłuchiwała. W tym domku głos niósł się po całym piętrze. No prawie- Tak szczerze mówiąc, to mam jedną prawdziwą przyjaciółką. Reszta cheerleaderek to suki. Chętnie zobaczyłyby jak łamię sobie nogę byleby zająć moje miejsce w choreografii. Są takie sztuczne.

- Ja z moimi przyjaciółmi trzymam się od lat. Wcześniej chodziliśmy razem do szkoły i nawet wspólnie wybraliśmy Madison. Stwierdziliśmy, że będzie fajnie mieszkać w akademiku z dala od rodziców- powiedział Scott.

Rudowłosa postanowiła iść do salonu. Nie chciała im przerywać, ani wcinać się w dyskusję. Salon był wspólny. Mogła to zrobić. Opadła na kanapę jak to zwykła robić po męczącym dniu. To znaczy, w domu tak robiła. W Madison w pokojach nie było miejsca na kanapę. Tam kładła się na łóżku.

- A ty?- zapytała ją Liv. Nawet bez makijażu wyglądała ślicznie. Poza tym była wyjątkowo miła. Dobrze, że na co dzień Pamela nie miała z nią styczności. Przy kimś takim na pewno nabawiłaby się kompleksów.- Masz prawdziwych przyjaciół? Jeśli chodzi o mnie, to owszem. Mam paczkę przyjaciół. Poznałam ich w Madison i po prostu ich uwielbiam. Zajebiście się z nimi bawię i naprawdę umilają mi czas spędzony w szkole. Nie wiem co bym bez nich zrobiła.

Rudowłosa uśmiechnęła się smutno. Przez chwilę miała przyjaciółki, ale to szybko minęło. Zraniła je, bo takie miała wyzwanie. Nie łudziła się, że jeszcze kiedyś jej wybaczą. To co zrobiła było niewybaczalne.

- W sumie moim jedynym przyjacielem jest mój chłopak, Logan. Miałam przyjaciółki, ale straciłam je. Nie dziwię się, że nie chciały mieć ze mną nic wspólnego. A to wszystko przez wyzwanie od Dyrektora- odpowiedziała Pamela z prowokacją rzucając nienawistne spojrzenie w kierunku kamery.

- Przykro mi- odparła Quinn.- Co musiałaś zrobić? Wiesz, że my cię zrozumiemy. Też musieliśmy zrobić rzeczy, których nie chcieliśmy w ramach wyzwań. To totalnie popieprzone.

Quinn miała rację. Im mogła powiedzieć i nie musiała martwić się, że ocenią ją negatywnie. Nie chciała tego robić. Zresztą cały czas tego żałowała.

- Musiałam opublikować sekret przyjaciółki. Dość wstydliwy sekret. Jeszcze lekko "podkręcony"- zaczęła rudowłosa, po czym streściła historię Diany i jej byłego, który okazał się żonatym facetem z dzieckiem. Oczywiście w tym głupim poście przedstawiła ją jako lafiryndę, niszczącą rodzinę, chociaż Diana nie miała o tym pojęcia.- Wstyd mi. Gdybym mogła cofnąć czas... Nie chciałam jej tego robić, ale Dyrektor groził mi i mojemu chłopakowi. Bałam się, że coś nam zrobi...

- Nie musisz się tłumaczyć- przerwał jej Joe, uśmiechając się do niej pokrzepiająco.- Wszystkim nam groził. Ja na przykład nie chciałem wykonać nawet pierwszego wyzwania, bo nie wierzyłem, że ktoś ot tak będzie chciał mi dać tyle pieniędzy... A potem dostałem zdjęcie mojej dziewczyny z dopiskiem, żebym robił to co mi każe, bo może jej się coś stać. Później robiłem wszystko co mi kazał. Nie mogę jej stracić.

- Z każda chwilą jestem coraz bardziej team Joe. Jesteś takim romantycznym i uczciwym chłopakiem- stwierdziła cheerleaderka.- No powiedz, Liv, czy on nie jest chodzącym ideałem?

Jeśli chodzi o Pamelę, to w pewnym sensie zgadzała się z Quinn. Oczywiście dużo bardziej w jej typie był Logan, którego kocha, ale obiektywnie rzecz biorąc, Joe był idealnym chłopakiem. Cały czas chwalił swoją dziewczynę, opowiadał o romantycznych randkach, które dla niej zorganizował, a poza tym był przemiły, zabawny i chętnie pomagał.

- Jest świetny, chociaż moje serce już jest zajęte przez innego mężczyznę- odparła Liv, rumieniąc się.

Quinn od razu chciała znać więcej szczegółów, ale Liv ją zbyła. Stwierdziła, że i tak nie może pokazać im jego zdjęć, bo jej telefon tkwi gdzieś przy przystanku nieopodal Madison. To stwierdzenie nieco ostudziło atmosferę, przypominając im gdzie się znajdują i w jakich okolicznościach.

- Tak w ogóle to zauważyliście, że Arthur i Nancy spędzają ze sobą sporo czasu?- spytała Quinn, uśmiechając się sugestywnie. Czyżby sugerowała, że coś między nimi było? Póki co Pamela zauważyła jedynie wyraźne zainteresowanie osobą Nancy przez Arthura. To jeszcze nic nie znaczyło. Nawet jeśli mu się podobała, mogła go olać, a nie wyglądała na równie chętną do kontynuowania znajomości.

- Myślisz, że coś między nimi jest?- odparła Liv, niemal wyjmując jej to z ust.

Quinn pokiwała głową, po czym zaczęła opowiadać jak to na pewno na siebie lecą. Rudowłosa przestała ją słuchać, gdy zobaczyła na schodach Lindsay. Brunetka gestykulowała, wskazując na górę. Chyba chciała, żeby do niej poszła. Nie mogła jej tego po prostu powiedzieć na głos?

- Za chwilę wrócę- rzuciła Asher, po czym udała się w kierunku Lindsay, posyłając jej pytające spojrzenie. Naprawdę nie rozumiała, czemu tamta nie mogła użyć słów. Tak byłoby prościej.- Co jest?

- Ćśś- uciszyła ją Lindsay, po czym poprowadziła ją do pokoju Scotta i chyba Zacka, chociaż tego nie była pewna. Dopiero kiedy zamknęła za nimi drzwi, przerwała ciszę.- Postanowiłam jeszcze raz się rozejrzeć i coś znalazłam.

Brunetka wskazała jej drewnianą ramę łóżka. Z boku przy ścianie znajdowały się inicjały. Rudowłosa kompletnie się tego nie spodziewała. Ta informacja uderzyła w nią niczym bumerang, niszcząc kruchą równowagę, którą udało jej się do tej pory zachować. Upadła na kolana, zakrywając usta dłonią. Po jej policzkach spływały łzy. Nie potrafiła ich powstrzymać. Czuła się jakby świat stanął w miejscu. Widziała przed sobą inicjały, ale nic więcej do niej nie docierało. Poczuła się jakby ktoś wziął jej serce i rozwalił na tysiące kawałków. Jakby cały jej dotychczasowy świat runął. Bo mimo że się tego spodziewała... Nigdy przez myśl nie przeszło jej, że akurat w tym miejscu znajdzie odpowiedź. Nie sądziła też, że to będzie aż tak bolesne.

Dopiero po dłuższej chwili zarejestrowała, że Lindsay siedzi na podłodze koło niej, potrząsając nią lekko za ramię. Jej usta się poruszały, ale Pamela musiała się mocno skupić, żeby cokolwiek zrozumieć. Nawet jak odwróciła wzrok, miała przed oczami tamte inicjały. Tak bardzo znajome.

- Co się stało? Nie wiedziałam, że tak zareagujesz... Proszę powiedz mi co się stało i nie udawaj, że nic, bo nie ma szans, że ci uwierzę- powiedziała Lindsay. Na jej twarzy malowała się wyraźna troska i niepokój.

To bardzo miło z jej strony, pomyślała rudowłosa, chociaż wydobycie z siebie słów było cholernie ciężkie. Nie spodziewała się, że ta informacja tak nią wstrząśnie. Spodziewała się tego... A jednak wszystkie towarzyszące jej niegdyś emocje, te negatywne oczywiście, wróciły. Pamela zdołała jedynie wydobyć z siebie kilka słów. Dłonią zaczęła gładzić wyryty w drewnie napis.

- Ja... Znam te inicjały... Mój brat... On tutaj... Był.

L. A.

Cholernie charakterystyczne L. A. Jak Luke Asher. Jej brat prawdopodobnie tutaj zginął. Czy znajduje się wśród kości w piwnicy?

*****

Rudowłosa najbliższe godziny przeleżała w łóżku. Nie czuła się na siłach, żeby wstać i z uśmiechem prowadzić niezobowiązujące rozmowy. Dręczyły ją wspomnienia o bracie, a jej umysł nieustannie wracał do tamtych pierwszych dni po zaginięciu. To były najgorsze dni jej życia. Jej świat runął, a wraz z nim zakończyło się jej dzieciństwo.

Nie mogła sobie z tym poradzić. Świadomość, że Luke tutaj był... To ją dobiło. Bo jeśli tutaj był... To oznaczało, że stąd nie wyszedł. Nigdy nie wrócił do domu. Czy Dyrektor go zabił? A może jej brat zbagatelizował jego ostrzeżenia i poszedł do lasu? Już sama myśl, że skończył w taki sposób powodowała nieprawdopodobny ból.

Odnosiła wrażenie jakby tamte inicjały wryły jej się w mózg i nawiedzały ją jak tylko zamykała oczy. Luke pisał wyjątkowo czytelnie, nawet ładniej od niej. Wszyscy, którzy mieli okazję zobaczyć jego pismo, chwalili go. Ponadto zawsze przy literze "L" robił charakterystyczny zawijas. Właśnie po tym poznała, że to były jego inicjały. Jasne, pod tymi inicjałami mogłoby kryć się mnóstwo imion i nazwisk... Ale ten nieudolnie zrobiony zawijas demaskował prawdę. Cały Luke, pomyślała rudowłosa, czując kolejną falę smutku, nawet w drewnie musiał zrobić ten zawijas. Nie mógłby się bez niego podpisać.

Pamela wybuchnęła płaczem, wciskając twarz w poduszkę. Miała nadzieję, że to trochę zagłuszy jej płacz, chociaż pewnie już i tak wszyscy o tym wiedzieli. Poprosiła Lindsay, żeby nikomu o tym nie mówiła, ale nie miała pewności czy brunetka jej posłuchała.

*****

- Cześć- przywitała ją Lindsay z troską, kucając koło jej łóżka. Obudziła ją, ale rudowłosa nie miała żalu. Było jej wszystko jedno. Brunetka trzymała talerz z kanapkami. Podsunęła jej go, ale rudowłosa pokręciła głową.

- Dzięki, ale i tak nic nie przełknę. Na serio- mruknęła Asher, kuląc się pod kołdrą. Nie chciała, żeby Dyrektor zobaczył w jakim jest stanie. Nie zasługiwał na to, żeby czerpać chorą satysfakcję ze swojego działania.

- Musisz coś jeść. Chociaż jedną.

Rudowłosa skapitulowała, ale tylko ze względu na Lindsay. Brunetka wydawała się zmartwiona jej stanem. Wzięła kanapkę i ugryzła kęs. Przez chwilę myślała, że będzie miała odruch wymiotny, ale w końcu przełknęła kęs. Nie chodziło o to, że jedzenie było nie dobre. Po prostu miała tak ściśnięte gardło, że była w szoku, iż cokolwiek przełknęła. Znała ten stan aż za dobrze. Niestety.

- Przykro mi... I nie chodzi tylko o inicjały. Obudziłam cię nie tylko z powodu kanapek. Dyrektor się z nami skontaktował. Jeszcze dzisiaj dostaniemy nowe wyzwanie. Wspólne, cokolwiek przez to rozumie- tutaj brunetka wznosiła oczy ku górze i pokazała środkowy palec w kierunku kamery. Rudowłosa nieznacznie uniosła kąciki ust. Też tak zrobiła, kiedy pierwszy raz weszła do pokoju.- Nic więcej nie powiedział. Może nas zawołać na dół w każdej chwili, dlatego stwierdziłam, że lepiej cię obudzić. No wiesz, żebyś mogła się przygotować do zejścia.

- Dzięki- rzuciła krótko rudowłosa. Nie sądziła, że zdoła się przygotować czy to fizycznie czy psychicznie. Na pewno było po niej widać, że płakała. Nawet nie miała ochoty robić makijażu, żeby to ukryć. Poza tym psychicznie była rozbita. Nie zdołała w pełni pozbierać się od zniknięcia Luke'a, teraz w kilkanaście minut czy nawet godzin też nie zdoła tego zrobić.- Ale bardziej gotowa nie będę.

Pamela jeszcze nie wiedziała co zrobi i w jaki sposób, ale wyciągnie od Dyrektora informację jak skończył Luke. Potrzebowała też jakiegoś potwierdzenia, że tutaj był. Na szczęście lub raczej nieszczęście, miała owe potwierdzenie pod ręką, w pokoju Scotta.  Całego łóżka nie weźmie, ale wystarczyło jedynie wyciąć kawałek ramy łóżka. Skoro w piwnicy znajdował się taki arsenał narzędzi, na pewno znajdzie coś odpowiedniego do tego zadania.

*****

Dyrektor zawołał ich na dół niecałe dwie godziny później. Rudowłosa jeszcze nie wprowadziła swojego planu w życie. Zamierzała to zrobić po tym wyzwaniu. W końcu nie miała pewności jak się ono skończy. Po odkryciu, że Luke również tutaj był nie czuła się zbyt pewnie. On nigdy stąd nie wrócił. Czy jej się uda?

- Czas na wyzwanie #5- oznajmił zniekształcony głos Dyrektora dobiegający z głośników. Rudowłosa zdecydowanie wolała wersję z wiadomościami. Wtedy przynajmniej nie słyszała tego przepełnionego pewnością siebie i dumnego głosu. Ten psychol świetnie się bawił ich kosztem.- To wyzwanie będzie wyjątkowe, jako pierwsze będzie wspólne. Wezmą w nim udział wszyscy uczestnicy gry, ale nie bójcie się. Każdy gra na własny rachunek, dlatego to czy przeżyjecie jest kwestią indywidualną.

- Skończ tę swoją przydługą przemowę- przerwał mu bezceremonialnie Arthur. Rudowłosa była mu wdzięczna. Też chciała to zrobić, ale obawiała się, że może za dużo powiedzieć. Nie chciała wybuchać. Jeszcze nie teraz.- Po prostu powiedz co mamy zrobić. Chętnie już sobie stąd pójdziemy.

- Cóż za brak cierpliwości. Niestety nie wyjdziecie stąd aż do momentu ukończenia gry i wyłonienia zwycięscy- odparł Dyrektor, po czym zrobił krótka pauzę. Pewnie chciał podnieść napięcie. Pamela z każdą chwilą pałała do niego coraz większą nienawiścią. Chciała, żeby zapłacił za to co zrobił im, uczestnikom gry, którzy tutaj nie dotarli oraz ich poprzednikom. Nieszczęśnikom takim jak Luke. Rudowłosa była pewna, że wcale się o to nie prosił. Dyrektor sam wybierał sobie osoby według tylko mu znanych kryteriów.

Rudowłosa rozejrzała się po pozostałych uczestnikach tej chorej gry. Żadne z nich nawet się nie uśmiechnęło na wspomnienie o nagrodzie. Nic dziwnego. Żadne pieniądze świata nie były tego warte. Nikomu już nie zależało na wygranej. Chcieli po prostu stąd wyjść i wrócić do swojego życia, z którego siłą ich wyrwano.

- Zagracie w prawda czy wyzwanie. Zapewne domyślacie się czym skutkuje niewykonanie wyzwania lub nie odpowiedzenie na pytanie... Nie muszę wam o tym przypominać?

Czy on sobie, kurwa, żartował?! Tak brzmiała pierwsza myśl Pameli.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top