Rozdział 33
Pamela tkwiła w tej chatce w środku lasu już drugi dzień. Wiedziała tyle samo co na początku, czyli nic. To nie uległo zmianie. Dyrektor nie odezwał się więcej od czasu swojego osobliwego "przywitania". Rudowłosa nie mogła uwierzyć, że można mówić w tak beztroski sposób o morderstwach. Brakowało czterech osób i te osoby miały się już nie pojawić. Jeszcze przez jakiś czas, mimo jakże pokrzepiającej mowy Dyrektora, łudziła się, że ktoś jeszcze może się zjawić... Tak się nie stało.
Te myśli doprowadzały Pamelę do naprawdę trudnego tematu, problemu, który towarzyszył jej od kilku lat. Nigdy nikomu się z tego nie zwierzała. Nie w całości, chociaż rodzice domyślali się powodu jej kiepskiego humoru. Jej zaginiony brat. Czym zaginięcie różniło się dla niej od śmierci? Niczym. Na początku łudziła się, że Luke wróci, ale z czasem powoli i boleśnie uświadamiała sobie, że tak się nie stanie. Oswajała się z myślą, że nie żyje, o ile w ogóle można się z czymś takim oswoić. Nigdy nie potrafiła tego pojąć... Dalej nie umiała. Dlaczego zniknął? Dlaczego ktoś miałby go zabijać? To był wypadek czy celowe działanie? Czy jeśli istnieje jakiś bóg, to dlaczego na to pozwala? To chyba oczywiste, że nigdy nie była szczególnie religijna. Zwłaszcza po tym zdarzeniu. Jej droga rozminęła się z religią już w dzieciństwie, a później tylko się oddalała. Bardziej i bardziej... Gdyby miała podać jakąś konkretną odległość, byłyby to lata świetlne, pieprzony kosmos, cała galaktyka.
Więc wcale nie opłakiwała zaginięcia... Tak naprawdę przeżywała żałobę. Wiedziała, że gdyby żył, nigdy by jej nie zostawił bez słowa. Różnie układały się pomiędzy nimi relacje, jak to bywa z rodzeństwem, ale wiedziała, że by jej tego nie zrobił. Rodzicom również, nawet gdyby byłby na nich wściekły. Już prędzej Luke powiedziałby im prosto w twarz, że nie chce ich więcej widzieć niż zniknął bez słowa. To nie było w jego stylu. Zresztą musiałby mieć do tego naprawdę dobry powód, a takowego nie posiadał.
Dla Asher dzieciństwo skończyło się w tamtym momencie, kiedy dowiedziała się o zaginięciu. Jej spokojny świat runął, zawaliły się fundamenty i wszystko się zmieniło. Nieodwracalnie. W tamtej chwili czuła jakby jej życie rozszczepiło się na dwa etapy. Kiedy Luke był z nimi i kiedy zniknął. Pierwszy był zwyczajny, czasami nudny, ale w gruncie rzeczy szczęśliwy. Drugi był z kolei pasmem porażek, niepowodzeń, mnóstwem wylanych łez i tych nieskończenie wielu sytuacji, gdy ukrywała swoje złe samopoczucie. Nie chciała martwić innych. Co by jej to dało? Litość ze strony najbliższych? Nie chciała tego. Nie chciała nawet słyszeć o potencjalnej możliwości pójścia do psychiatry czy psychologa. Nigdy nie miała myśli samobójczych, aż tak źle z nią nie było. I tego się trzymała.
Z dnia na dzień jej życie wywróciło się do góry nogami, tracąc wszelkie kolory. Rudowłosa momentami czuła się jak zombie. Niby robiła to co zwykle, ale nic już nie sprawiało jej takiej radości jak kiedyś. Nic już nie było takie samo jak kiedyś. Dom już nie był schronieniem, jej ulubionym miejscem. Stał się miejscem, gdzie usłyszała tę okropną wieść, gdzie przepłakała tyle nocy, że nie potrafiłaby tego zliczyć... Miejscem gdzie TO się wydarzyło i gdzie spędziła pierwsze tygodnie, a nawet miesiące. Krótko mówiąc, gdzie spędziła najgorsze chwile swojego życia.
Czas tuż po chwili, gdy uświadomiła sobie bolesną prawdę o śmierci brata... Nie miała pojęcia jak go określić. Z jednej strony był cholernie długi. Dni ciągnęły się niemiłosiernie, noce również, bo miała problemy ze snem. Swoją drogą z towarzyszyły jej aż do dnia dzisiejszego. Były jak ten znienawidzony kolega z osiedla, którego cały czas widujesz, choć nie masz na to najmniejszej ochoty. Z drugiej strony ten czas zlał się w jeden okropny okres, podczas którego nie wszystko do niej docierało. Czuła jakby jej duch znajdował się poza ciałem i patrzył na to wszystko z boku. Towarzyszyło jej dojmujące uczucie straty, nic więcej. Nie przejmowała się bodźcami fizycznymi. Potrafiła otworzyć okno i o tym zapomnieć. Mimo że było cholernie zimno, dosłownie kostniała... Nie czuła tego. Jedzenie niemal straciło dla niej smak. Jadła, bo musiała. Nie czerpała z tego radości. Potrawy, które kiedyś uwielbiała, smakowały tak samo, ale jednocześnie inaczej. Nie miały dla niej żadnego znaczenia. To nie one zmieniły smak, ona zmieniła sposób postrzegania rzeczywistości.
Trochę to trwało zanim otrząsnęła się z tego marazmu. Nie żeby później było lepiej. W pewnym stopniu przywykła do tych nowych odczuć... Po prostu chciała coś poczuć, choć przez chwilę udawać, że jest tak jak dawniej. Dlatego skrzętnie ukryła swoje emocje i przyłączyła się do grupki dzieciaków ze szkoły. Słynęli z buntu, palenia trawki i picia alkoholu. Przez jakiś czas myślała, że to jej pomaga. Znajomi, "życie" i nowe doświadczenia. A później uświadomiła sobie, że efekt alkoholowego upojenia mija, a ona wraca do domu i czuje się tak samo źle jak wcześniej.
Miała za sobą lepsza i gorsze okresy, co w gruncie rzeczy nie uległo zmianie. Przez jakiś czas było w porządku. Potrafiła uśmiechać się, funkcjonować, ze szczerym uśmiechem wspominać swojego brata. Tłumiła w sobie negatywne emocje, udając przed resztą rodziny i znajomych, że ma się dobrze. Przeszła do porządku dziennego nad informacją o zniknięciu brata. Ale wcale tak nie było. Emocje zbierały się w niej i w pewnym momencie wybuchały. Wtedy wracała do tego ciemnego okresu, gdy wszystko straciło sens. I tak w kółko. Raz lepiej raz gorzej.
Wszyscy mamy swoje demony. Jej na jakiś czas ukrywały się, a potem wracały ze zdwojoną siłą, nie pozwalając jej o sobie zapomnieć. Bardzo dobitnie jej o sobie przypominały. Czuła się w takich momentach jakby stała nad bezdenną czarną przepaścią. Wystarczył jeden krok, żeby się w tym bezpowrotnie zatracić. Metaforycznie spaść. Dosłownie dać się złamać albo może załamać, wszystko jedno.
Kiedyś próbowała liczyć na pomoc innych, ale szybko przekonała się, że to bezcelowe. Ludzie wokół zawodzili ją. Wszyscy, bez wyjątku, dlatego przestała na nich polegać. Czuła, że odziela ją od innych niewidzialna ściana. Jakby jej rzeczywistość była dużo mroczniejsza niż innych i dlatego czuła, że tam nie pasuje. Nigdy nie była i nie będzie jedną z nich. Beztroska i radość opuściły ją dawno temu. Bezpowrotnie.
Od tamtego momentu musiała nauczyć się funkcjonować na nowo. Inaczej. Starała się, choć efekt nie był powalający. W każdym razie jakoś dawała radę. Dużą pomocą okazał się dla niej Logan, mimo że nie była z nim w pełni szczera. Nawet z nim nie była w stanie podzielić się wszystkim. Wbrew sobie, pozwoliła na zaufanie komuś innemu niż sobie samej. Nie wiedziała kiedy ani jak to się stało... Ale się zdarzyło. W obecnej sytuacji bardzo dobitnie uświadomiła sobie brak tego bezwarunkowego wsparcia. Demony ją dogoniły. Znowu. Uczucie było nieco inne niż zwykle, ale w pewnym sensie znajome. Za każdym razem tak samo okropne.
Dlaczego tutaj? Dlaczego teraz? Nie potrafiła odpowiedzieć na te pytania. Za to po raz pierwszy w życiu nie musiała tego ukrywać. Całą dziewiątką byli w tak samo okropnej sytuacji i odnosiła wrażenie, że nie tylko ją dopadły demony. Innych też. Nawet szczególnie się z tym nie kryli. Realne zagrożenie, o ironio, w pewien sposób pozwoliło im się wyzwolić i zwyczajnie być sobą. Nie musieli udawać, bo po co? Dopiero się poznali, a kiedy wyjdą z tej chatki, będą chcieli zapomnieć o tym horrorze raz na zawsze.
- Jak ci się tutaj podoba?- zagadnęła ją Lindsay. To z nią dzieliła pokój, więc siłą rzeczy trochę rozmawiały, więcej niż z innymi. Rudowłosa rzuciła brunetce zdziwione spojrzenie. Czy to nie było oczywiste?
- Jest chujowo. Gdybym mogła, byłabym daleko stąd. Myślisz inaczej?
- Nie, oczywiście że nie. Chodziło mi o to, że... To miejsce ma dziwną aurę. Wiem jak to brzmi. Wcale nie interesuję się tym całym astralnym gównem. Moja przyjaciółka to lubiła, chociaż ukrywała to przed wszystkimi. To był nasz wspólny sekret, a teraz... Czuję złą energię- odparła brunetka, wzruszając ramionami.
- Pewnie to przez te kamery.
Rudowłosa czuła się bardzo niekomfortowo z tym całym sprzętem. Kamery, podsłuchy, mikrofony... Czuła się nieustannie obserwowana. Tylko czy faktycznie tak było? Przecież nawet Dyrektor musiał od czasu do czasu spać. Kimkolwiek był, nie mógł nie robić sobie przerw. Gdyby tylko mogli to jakoś sprawdzić, może mieliby szansę na ucieczkę. Chociaż co by im to dało? Psychol wiedział, gdzie mieszkali i gdzie chodzili do szkoły. Znalezienie ich będzie dziecinnie proste. Wtedy będzie mógł urzeczywistnić swoje groźby, a tego nie chcieli.
- Być może. Ten gość jest zboczony. Podglądać nas w sypialniach? Za kogo on się ma?
Za kogoś kto może zrobić wszystko i nie poniesie za to żadnych konsekwencji, bo grozi im oraz ich bliskim. Najgorsze było to, że miał rację.
- Za twórcę gry- mruknęła rudowłosa, przewracając oczami.- W jego mniemaniu to jest równoznaczne z byciem bogiem.
- Pewnie tak. Idę do łazienki.
Brunetka wyszła, trzymając w ręku ubrania na zmianę. Obecnie miała na sobie piżamę. Żadna z nich nie przebierała się w pokoju. Nie przy kamerach, a nie miały pewności czy Dyrektor akurat nie patrzy.
Pamela wstała z łóżka, przeciągając się. Nawet nie wiedziała, która jest godzina. W pokoju nie było nawet zegara, a telefonów mieć nie mogli. To miejsce samo w sobie było dziwne. Wokół panowała cisza i nie zauważyli innych ludzi, chociażby przechodzących przez las. Wręcz można było odnieść wrażenie, że byli sami w promieniu wielu kilometrów, co nie napawało optymizmem. Zwłaszcza, że Dyrektor twierdził, że ma swoich ludzi w lesie, którzy będą strzelać bez ostrzeżenia... Niby nikt mu nie wierzył, ale też nikt nie miał odwagi zostać ruchomym celem. Brak zegarów wręcz pogłębiał odczucie nierealności całej tej sytuacji. Zupełnie jakby byli poza czasem i przestrzenią.
W każdym razie rudowłosa była głodna. Zeszła na dół i skierowała się do kuchni. Od razu do jej nozdrzy dotarł apetyczny zapach. Czy to naleśniki? Tak bardzo miała na nie ochotę.
- Barman i kucharz w jednym. Zazdroszczę twojej dziewczynie- stwierdziła Quinn w kierunku Joe, który na serio robił naleśniki. Wyglądały tak dobrze!
- Czy mogłabym liczyć na jednego, Joe?- spytała go rudowłosa z zadowoleniem chłonąć przyjemny zapach.
Szatyn uśmiechnął się. Pewnie słyszał już to pytanie kilka razy. Na swoje usprawiedliwienie chciała zauważyć, że kuchnie mieli tylko jedną, a zapach roznosił się po obu piętrach.
- Jasne, zaraz ci dam. Twoja porcja Quinn już prawie gotowa.
- Dzięki- odezwały się niemal jednocześnie Quinn i Pamela.
- Ratujesz mi życie- dodała rudowłosa, nieco wyolbrzymiając sytuację.
- Nie ma sprawy.
Joe był cudowny, a jego uśmiech wydawał się zaraźliwy. Jak można być optymistą w ich sytuacji? Rudowłosa nie potrafiła sobie tego wyobrazić. I jeszcze robił dla nich śniadanie.
- Twoja dziewczyna ma szczęście- rzuciła po raz kolejny Quinn. Czy ona próbowała go podrywać? Raczej nie. Dla Pameli był jak dobry kolega, który zawsze jest gotowy służyć pomocą i nie będzie oczekiwał nic w zamian.
- Możesz jej to powiedzieć jak stąd wyjdziemy, chociaż nie jestem pewien czy nie będzie zazdrosna. Nie próbujesz mnie podrywać, co?- zapytał Joe przyjaznym tonem, jakby z góry zakładał, że nie.
- Nie... Jesteś spoko, ale nie w moim typie- poinformowała cheerleaderka.- Poza tym mam chłopaka. Chyba. To skomplikowane i dlatego zazdroszczę twojej dziewczynie oraz tobie. Jesteś w niej totalnie zakochany. Wasza sytuacja prawdopodobnie jest prosta, a moja... Lepiej nie mówić.
Quinn była miła, ale wyraźnie coś ją męczyło. Jednak skoro nie zamierzała mówić, rudowłosa nie zamierzała jej namawiać.
- Na pewno nie jest tak źle- wtrąciła się Asher.- Też mam chłopaka i on teraz pewnie wariuje z niepokoju. Chciałabym móc mu dać znać, że jest w porządku.
Zwłaszcza po zaginięciu Luke'a, dodała w myślach rudowłosa. Chociaż o tym nie mówił, sytuacja z jej bratem na pewno go dotknęła. A teraz ona robiła mu to samo. Wbrew swojej woli. Czuła się z tym źle.
- Ja też. To znaczy, chciałbym dać znać swojej dziewczynie- powiedział Joe, podając naleśniki jej i Quinn. Obie po raz kolejny podziękowały, bo nie musiał tego robić, a jednak im nie odmówił.
Pamela wzięła swoją porcję i skierowała się na kanapę. Stołki barowe przy wyspie były zajęte, więc został jej salon. Nie przeszkadzało jej jedzenie w powietrzu. Stolik do kawy był dość niski, więc jedzenie na nim byłoby niewygodne. Zauważyła, że kawałek dalej na kanapie siedzą Arthur i blondynka o miodowych włosach. Czy ona nazywała się Nancy? Pamela nie mogła sobie tego przypomniała.
- Cieszę się, że znowu się spotykamy. Pomimo okoliczności... Chciałem z tobą porozmawiać po tamtym zderzeniu tylko nie mogłem cię znaleźć- zwrócił się do blondynki Arthur.
- Nie sądzę, żebyśmy mieli o czym rozmawiać- mruknęła dziewczyna z wyraźnym zdenerwowaniem. Odwróciła wzrok, skupiając się na naleśnikach.- To było tylko wyzwanie.
- Okej, nie chcesz o tym tutaj gadać. Uszanuję to, ale wiesz... Od razu domyśliłem się, że chodzi o Dyrektora. Nie wiem skąd, ale czułem, że nie jesteś osobą, która zrobiłaby takie wyzwanie podczas imprezy.
Nancy nie odpowiedziała. Wyraźnie bardzo krępowała się tym tematem. Ciekawe jakie miała wyzwanie.
- Co to było za wyzwanie?- zainteresował się Scott, siadając na wolnym fotelu ze swoją porcję naleśników. Joe chyba karmił wszystkich.
Blondynka nie odpowiedziała, wkładając do us kęs naleśnika. Ewidentnie unikała odpowiedzi. Z kolei jej rozmówca nie miał z tym problemu.
- Miała mnie pocałować- wyjaśnił Arthur jakby to była najwyklejsza rzecz na świecie. Blondynka wymamrotała coś pod nosem, zaczerwieniła się i wyszła.- Powiedziałem coś nie tak?
Rudowłosa wzruszyła ramionami. Nie uważała, żeby pocałunek był krępującym tematem. Dyrektor im groził. Ludzie całowali się na imprezach na porządku dziennym. Po co robić z tego sensację?
- Nie wszyscy podchodzą do tego tak lekko, chociaż nie wiem czemu. Wystraszyłeś ją- stwierdziła Quinn.
- Też was tak wkurwia brak telefonu?- zapytała głośno Liv, nie kierując tego pytania do nikogo konkretnego. Kilka osób jej przytaknęło.- Nie mam pojęcia co się dzieje u moich znajomych, czy nas szukają... Nie mamy żadnych informacji. Jesteśmy kompletnie odcięci od świata!
Pamela się z nią zgadzała, chociaż nie uważała, żeby panika była im potrzebna. Musieli czekać do końca gry, jakkolwiek źle to brzmiało.
- Mam wrażenie, że zaraz zwariuję!- kontynuowała Liv, chodząc w tę i z powrotem.- Ryan pewnie bardzo się o mnie martwi...
- Już to przerabialiśmy- wtrącił się Zack ze znudzeniem. Rudowłosa wcześniej go nie zauważyła. To było tak jakby się teleportował, chociaż wiedziała, że tak się nie stało.- O wszystkich ktoś na pewno się martwi. Nie możemy do nich zadzwonić ani napisać, ale możemy zrobić coś innego. Jaka jest podstowa zasada przebywania na obcym terenie?
Zapadła cisza. Większość gapiła się na czarnowłosego jakby zwariował. Pamela nie miała pojęcia co mógł mieć na myśli.
- Rekonesans- rzucił Zack takim tonem jakby to była najoczywistsza rzecz na świecie. Pewnie grał w dużo gier internetowych. Rudowłosa nie lubiła sugerować się stereotypami, ale gość na takiego wyglądał. Jego słowa tylko to potwierdzały.- No wiecie, trzeba rozejrzeć się po domu. Może dowiemy się czegoś o właścicielu.
- Dobry pomysł- odezwała się Pamela. Skoro Dyrektor nie dawał im żadnych odpowiedzi, sami musieli je znaleźć. Może i zakazał im wychodzić, ale nie mówił nic o przeszukaniu domku letniskowego. A może on to przewidział i nie zakazał im tego, bo nic nie znajdą?- Wszystko jest lepsze niż bezczynne siedzenie.
Kilka osób również wyraziło swoją aprobatę.
- Zgadzam się, ale najlepiej byłoby podzielić się na pary- zaproponowała Liv.- Dwie osoby łatwiej coś zauważą... To znaczy, gdyby to nie było takie oczywiste. Może ten dom jest sam w sobie wyzwaniem? Jak escape room.
Chociaż Liv nie poruszyła tego aspektu, Asher od razu pomyślała o czymś innym. Jedna osoba mogłaby coś ukryć. Nic dziwnego, że sobie nie ufali. Kompletnie się nie znali. W większości wiedzieli się po raz pierwszy w życiu.
Nikt nie wyraził sprzeciwu, choć miny niektórych osób sugerowały brak zaufania. Rudowłosa od razu zapytała Lindsay czy chciałby być z nią. Ta od razu się zgodziła.
Ostatecznie utworzyły się następujące pary. Quinn była z Joe. Liv, Zack i Scott razem, bo musiała powstać jedna trójka. Z kolei Arthur zadeklarował chęć bycia w parze z Nancy, która chwilę temu opuściła pokój, więc nie mogła się sprzeciwić.
Sprawnie podzielili się terenem. Właściwie ten dom nie był taki duży. Trójka i jedna dwójka zostali na parterze. Natomiast Pamela, Lindsay oraz Quinn i Joe poszli na górę. Podzielili się po połowie piętra.
- Tylko nie grzebiemy w naszym rzeczach- poprosił Scott.- Nie sądzę, żeby ktokolwiek miał coś do ukrycia, ale chyba nikt nie ma ochoty, żeby grzebano mu po to torbach.
Wszyscy się zgodzili. Nikt nie chciał, żeby naruszano jego prywatność, o ile można było mówić o czymś takim w domku w środku lasu należącym do Dyrektora. Zresztą było ich tutaj dziewięcioro. Niby każdy miał swój kąt, ale... Nie każdy miał swój pokój, a miejsce było dla wszystkich nowe.
- Myślisz, że cokolwiek znajdziemy?- spytała Lindsay, wskazując pierwszy pokój po lewej i rzucając jej pytające spojrzenie.
- Możemy tutaj zacząć- odpowiedziała na nieme pytanie rudowłosa, po czym wzruszyła ramionami.- Może, nie wiem. Na pewno poszukiwania są lepsze niż czekanie na nowe wyzwanie. Jeśli istnieje jakakolwiek szansa, żeby szybciej się stąd wyrwać, myślę, że warto próbować.
Rodzice Pameli i Logan pewnie wariowali z niepokoju, że historia się powtórzy. Rudowłosa nie chciała dla nich takiego losu. Pamiętała jak jej było ciężko po zniknięciu Luke'a. Nigdy świadomie nie skazałaby kogoś na taki los, szczególnie swoich bliskich.
- To prawda, jeśli ktoś ma do czego wracać- mruknęła Lindsay, nie rozwijając swoich słów. Co miała na myśli? Rudowłosa jednak nie dopytywała. Nie chciała być wścibska.
Rozpoczęły poszukiwania. Przede wszystkim nie wiedziały czego szukać, więc szukały czegokolwiek, co wydało się im nie na miejscu. Zaglądały do szaf i pod łóżka, ale tylko pobieżnie, jeśli w środku były czyjeś rzeczy. Sprawdzały materace i czy przypadkiem coś nie było ukryte w nich lub pod nimi. Sprawdzały nawet obrazki na ścianach. W filmach często kryto coś za nimi. W pierwszych dwóch pokojach nie znalazły niczego, co mogłoby rzucić chociaż cień podejrzeń.
Został im tylko jeden. Rudowłosa była przekonana, że nic tam nie znajdą. Pomimo tego, szukały uważnie. Pamela starała się nie tracić koncentracji ani nadzei. Coś gdzieś musiało być.
Z lekkim oporem sięgnęła pod łóżko. Była przekonana, że znajdzie tam mnóstwo kurzu. Poza tym nie chciałby natrafić na pająka. Bała się pająków, nawet jeśli wiedziała, że były całkowicie niegroźne. Przynajmniej te niejadowite, ale nawet tymi się brzydziła. Miała tak od zawsze. Nic nie mogła na to poradzić. Kiedy myślała, że nic tam nie ma, natrafiła na fakturę torby sportowej. Owa torba była wciśnięta na sam tył jakby ktoś starał się ją ukryć. Rudowłosa sięgnęła po nią automatycznie. Może to rzeczy któregoś z uczestników, ale ustalili, że nie chowają rzeczy tylko trzymają je na widoku. Rzeczy na wierzchu mieli omijać, a to znaczyło, że mogła zajrzeć do torby. Najwyżej zobaczy ubrania i nie będzie grzebać dalej, prawda?
- Co tam znalazłaś?- zainteresowała się brunetka, zerkając na torbę.
- Jeszcze nie wiem, ale wydaje mi się, że ktoś ją ukrył celowo.
Rudowłosa otworzyła torbę i zamarła. Aż uchyliła usta z zaskoczenia. Torba była pełna pieniędzy, plików studolarowych banknotów. Skąd ktoś z nich miał tyle pieniędzy w gotówce i po co miał je przy sobie?! Pamela nie potrafiła tego wyjaśnić.
- Ja pierdolę. Ile forsy. Zupełnie jakby ktoś napadł na bank- mruknęła Lindsay z zaskoczeniem. Żadna z nich nie spodziewała się takiego znaleziska.
- Kto tutaj śpi?
- Chyba Scotta.
Ciekawe skąd Scott miał tyle pieniędzy. W przeciwieństwie do na przykład Arthura wcale nie wyglądał jakby był bogaty. A to skłaniało do myślenia... Zarobił te pieniądze w nielegalny sposób czy... Druga opcja była dla niej jeszcze gorsza.
- Pamiętasz ile pieniędzy ma być w rzekomej nagrodzie za konkurs Dyrektora?
- Pięćdziesiąt tysięcy. Myślisz, że...- zaczęła Lindsay, wodzac wzrokiem pomiędzy rudowłosą, a torbą pieniędzy. Nie powiedziała tego na głos, ale nie musiała. Obydwie myślały o tym samym. Że to jest nagroda, a to znaczyło, iż Scott był Dyrektorem, ewentualnie z nim współpracował, a to była jego zapłata. Już sama możliwość, że wśród nich był Dyrektor, psychol, który ich śledził i skutecznie niszczył im życie... To było przerażające. W tym momencie wyjątkowo dobitnie dotarło do rudowłosej jak niewiele wiedziała o swoich nowych współlokatorach. Chociaż Dyrektor mówił do nich z głośnika... Podobno ich podglądał... Czy to możliwe, że się mylili, a ktoś sprytnie używał głośnika, puszczając przygotowane wcześniej teksty? Pamela obiecała sobie, że następnym razem, gdy Dyrektor się do nich odezwie, będzie uważnie się rozglądać.
- Nie mam pojęcia- odparła całkowicie szczerze Pamela.- Jak myślisz, lepiej się tym podzielić z resztą czy ukryć to? Na jakiś czas oczywiście... Jeśli zrobi coś podejrzanego, to od razu powiemy prawdę. Co myślisz?
Brunetka mimowolnie przegryzła wargę. Rozglądała się jakby szukała odpowiedzi. Rudowłosa doskonale ją rozumiała. Też była skonsternowana, bo sytuacja, w której się znaleźli była dość nietypowa.
- Niebezpiecznie byłoby ujawniać tę informacją... Nie wiemy czy Scott nie współpracuje z Dyrektorem... Może lepiej o tym nie mówmy. Do czasu aż nie dowiemy się czegoś konkretnego. Będziemy go obserwować oczywiście. W końcu będzie musiał zrobić coś podejrzanego. Może spróbuje się z nim skontaktować?
- Może. Dobra to na razie tak zróbmy...- zgodziła się Pamela. Urwała w pół zdania, słysząc krzyk dochodzący z dołu. Rudowłosa wymieniła zaniepokojone spojrzenie z brunetką, po czym obie pobiegły na dół. Co jeszcze tam znajdą? Ten dom już sam w sobie był wystarczająco straszny.
- Co się stało?- zapytała Quinn, niemal wpadając na Pamelę. Przeprosiła ją krótko, po czym obie skierowały wzrok i całą swoją uwagę na korytarz. Pod dywanem znajdował się właz, a to znaczyło... Że pod domem była piwnica! Rudowłosa przeklęła pod nosem.
Na początku z piwnicy wyszła Lindsay. Była przeraźliwie blada, trzęsła się jakby było jej zimno, a jej wzrok wydawał się nieobecny. Zaraz za nią wyłonił się Zack, który wyglądał zaskakująco normalnie. Nie wydawał się ani trochę przerażony. Pamela nic już nie rozumiała. To coś się stało czy jednak nie?
- To tutaj jest piwnica?!- zdziwił się Arthur.- Co tam jest?
- Zapraszam odważnych- rzucił Zack, wskazując na właz.- Osobom o słabych nerwach odradzam zejście na dół. Na serio. Nie zgrywajcie bohaterów, bo nie macie po co.
Rudowłosa nie wiedziała, co ją do tego skłoniło, ale podeszła do włazu. Zack pokiwał głową z uznaniem na widok pierwszej ochotniczki. Pamela zeszła na dół po rozkładanej drabinie. Czy się bała? Tak, ale musiała wiedzieć co tam jest. To było silniejsze od niej. Drabinka nieznacznie się ruszała, ale wydawała się w miarę solidna. Zresztą w tym momencie to nie miało dla niej najmniejszego znaczenia. Z ostatnich stopni Pamela ześlizgnęła się. Ani przez moment nie domyślała się tego co zastanie na dole.
Jej oczom ukazały się kości. Cała sterta ludzkich kości. Całkowicie czystych prawdziwych kości. Ten dom i sytuacja nie mogły być już chyba bardziej przerażające. Pamela czuła strach, zimno przebiegło jej po kręgosłupie, powodując dreszcze. Czy będzie miała jeszcze szansę zobaczyć Logana lub swoją rodzinę? Z każdą chwilą traciła na to nadzieję i ogarniały ją coraz większe wątpliwości.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top