Rozdział 26

Scott nie mógł w to uwierzyć. Chociaż miał przed oczami wiadomość, naoczny dowód, był co najmniej skonsternowany. To było idiotyczne. Na serio miał to zrobić? Długo zastanawiał się czy posłuchać tej wiadomości i brać udział w konkursie czy zrezygnować. Z jednej strony ostatnio ten facet groził mu, wysyłając zdjęcia Stalli. Ewidentnie ich śledził, bo wysłał mu zdjęcia sprzed ewentualnie kilku minut. Mógłby być też sprzed kilku sekund. To było cholernie przerażające. Od tamtej wiadomości nieustannie zastanawiał się co powinien zrobić. Zgłosić to na policję i ryzykować życiem Stelli i pewnie też swoim czy brać w tym udział, ryzykując być może jeszcze bardziej? Każde rozwiązanie wydawało się równie złe.

Póki co miał jedynie iść do durnego baru, gdzie zobaczył Stellę ze swoim chłopakiem. Od tamtej pory z nią nie rozmawiał. Nie zamierzał kontaktować się z kimś, kto tak skrzętnie ukrywał fakt, że ma chłopaka. Mogła mu od razu powiedzieć, że z kimś jest. Wtedy traktowałby to jako czysto przyjacielską relację, a tak... Chcąc nie chcąc wyobrażał sobie coś więcej. Była bardzo w jego typie. Podobała mu się i dobrze mu się z nią rozmawiało. Kiedy mu opowiadała o tamtym filmie... Już nawet nie chodziło o fabułę. Po prostu dobrze mu się słuchało jej głosu i emocji, które wkładała w tę opowieść, by brzmiała ciekawie...

Najgorsze w całej tej sytuacji było to, że nie mógł przestać o niej myśleć. Raz towarzyszyły mu wspomnienia z ich spotkań sam na sam, widział ten śliczny uroczy uśmiech, a później widział ją z tym gościem. W takich momentach powracała do niego złość. Nie był dupkiem, ale musiał stwierdzić, że ona zdecydowanie dawała mu sygnały. Pomimo tego, spotykając się z innym facetem. Kto tak robił?! Po co bawiła się jego uczuciami?!

Czasami miał ochotę iść do niej, nawrzeszczeć, dać upust kotłującym się w nim emocjom oraz poznać odpowiedź na pytanie "dlaczego to zrobiła?". Jednak za każdym razem rezygnował z tego pomysłu. To głupie. Nie chciał widzieć jak się z niego śmieje. Nie chciał ujrzeć w jej oczach pogardy i rozbawienia. Nie potrzebował tego. Czuł się już wystarczająco mocno upokorzony. Prędzej będzie poprawiał w wakacje cały semestr niż poprosi ją o pomoc.

W każdym razie tego dnia dostał zaskakującego SMS'a. To brzmiało prosto. Za prosto, skoro nagrodą było pięćdziesiąt tysięcy dolarów. Co by mógł zrobić z taką sumą. Tak wiele rzeczy przychodziło mu to głowy. Kłamałby, gdyby powiedział, że nie chce wygrać. Bądźmy szczerzy, niewiele w swoim życiu wygrywał, nie licząc oczywiście gier ze znajomymi. W nich był całkiem dobry. W innych obszarach życia nie odnosił tak wielkich sukcesów. Dostał się do Madison i to tyle. Czy cokolwiek innego w jego życiu było warte pochwały? Zdecydowanie nie. Niezależnie od tego jak się starał, zawsze coś szło nie tak. Zawsze istniało słynne "ale", które nie pozwalało mu się cieszyć sytuacją.

Tym razem również takowe istniało. Nieznany numer jawnie mu groził. Jemu i nie tylko, bo też Stelli. Niezależnie od tego jak bardzo był na nią zły, nie potrafiłby świadomie jej zaszkodzić. Jakkolwiek niesprawiedliwe się wobec niego zachowała, nie zasługiwała na zemstę psychopaty. Tylko ktoś taki byłby zdolny do zmuszania do uczestnictwa w jego grze za wszelką cenę.

- Myślisz, że powtórzysz swój poprzedni sukces?- zagadnął go Danny z uśmiechem, gdy znaleźli się pod salą. Wcale nie miał mu za złe, że kumpel zdobył lepszą ocenę. Danny nigdy nie był typem, który kocha rywalizację i za wszelką cenę chce być najlepszy w każdej sytuacji. Cieszył się z jego sukcesu i życzył mu jak najlepiej.

- Wątpię- odparł Scott, mimowolnie zerkając na SMS'a, jakby chciał się upewnić, że faktycznie miał to zrobić.

Czas na wyzwanie #2 Masz oblać najbliższy sprawdzian z matematyki. W ramach dowodu wyślij mi zdjęcie swojego sprawdzianu. Oceny nie są najważniejsze :)

Może i już więcej nie widział się ze Stellą, bo szerokim łukiem omijał bibliotekę, ale to nie znaczyło, że nic nie umiał. To co mu wytłumaczyła, ciągle wchodziło w zakres do sprawdzianu. Gdyby zrobił jedno czy dwa zadania nauczycielka pewnie by mu to zaliczyła, a musiał oblać. Chyba musiał zostawić pustą kartkę i zrobić jej zdjęcie. Może mu to wystarczy.

Caine pokręcił głową na widok ostatniego zdania wiadomości. Oceny nie są najważniejsze, w tym kontekście brzmiało to dziwnie. Kompletnie nie na miejscu. Od dawna uważał, że oceny nie są istotne, ale żeby musiał celowo oblewać test?! Inaczej ten psychol mógłby go dopaść. Jezu. W co on się wpakował?! Dlaczego on? Wcale nie prosił się o szybką gotówkę. Kiedy jej potrzebował, znalazł inny sposób. Wtedy żaden niezrównoważony organizator konkursu się z nim nie kontaktował. Zdobył ją w inny sposób, chociaż nie był z tego dumny.

- Długo nie mówiłeś o tej lasce z biblioteki- zwróciła uwagę Sky, z czymś na kształt troski. Ogólnie była nawet miłą osobą, jeśli akurat w coś nie grali.- Coś się stało?

Scott zastanawiał się przez chwilę czy powinien im o tym mówić. Przeważyła chęć wygadania się. W końcu on nie zrobił niczego źle. To Stella wszystko przekreśliła.

- Tak, zapomniała mi wspomnieć, że ma chłopaka. To się stało- wyjaśnił niechętnie Caine. Sky poklepała go po przyjacielsku po ramieniu.

- Auć- skomentował Parker, na co Sky trąciła go łokciem.

- Och, szkoda. Nie przejmuj się nią. Jej strata.

Scott pokiwał głową.

- Jasne, że się tym nie przejmuję. Po co?

To nie było do końca zgodne z prawdą, ale nie był gotowy mówić im wszystkiego. Jeszcze nie teraz. Tak na serio to chciał mieć to gdzieś, ale nie potrafił. Niezależnie od tego jak mocno się starał, co wyjątkowo go wkurwiało.

- Może powinieneś poznać koleżanki Steph? Na pewno mogłaby ci kogoś przedstawić. Wiesz jakaś podwójna randka czy coś.

Zwłaszcza po ostatnim, pomyślał, przypominając sobie słowa dziewczyny kumpla.

Jesteś na serio fajnym gościem. Nie spodziewałam się tego.

On też nie spodziewał się wtedy takich komplementów. Nue gniewał się, że wcześniej mogło mieć o nim inne zdanie. Też nie miał o niej zbyt dobrego mniemania i nie chodziło tylko o to, że spotykała się z Dannym. Ocenił ją po wyglądzie, co nie było w porządku. Teraz to wiedział. Dbanie o wygląd wcale nie wykluczało możliwości, że była fajną dziewczyną. Może Danny miał rację i powinien poznać jakąś jej koleżankę? Przynajmniej nie oceni ich zbyt pochopnie.

- Pomyślę nad tym- rzucił Caine. Danny kiwnął głową z uśmiechem. W tym momencie zadzwonił dzwonek i po chwili oczekiwania na nauczyciela weszli do klasy.

Scott zaczął się lekko denerwować. Wyzwanie było banalna. Wystarczyło, żeby nic nie napisał na kartce i na tysiąc procent nie zaliczy. Jeśli mu się uda, musiał też zrobić zdjęcie i od razu wysłać nieznanemu numerowi. Kto to mógł być? Znał tę osobę, organizatora konkursu czy był jedynie przypadkowo wybraną osobą? Co ten psychol jeszcze każe mu zrobić? Czy jeśli wymyśli skok z dachu, to też tak chętnie to zrobi?

Nauczyciel rozdał sprawdziany. Scott z nutką rozczarowania zerknął na kartkę. Kurwa, przeklął. Pierwszy raz od dawna wiedział co napisać, ale nie mógł tego zrobić. Zajebiście, prawda?

Caine rozejrzał się po klasie, skupiając uwagę głównie na nauczycielce. Musiał niepostrzeżenie wyciągnąć telefon i zrobić fotki pustej kartki. Kiedy tylko nauczycielka obróciła się do klasy plecami, błyskawicznie zrobił zdjęcia. Pod ławką sprawdził czy były wyraźne, po czym wysłał je. Nie miał na co czekać. I tak nie zdał jedynego sprawdzianu od początku roku, który potrafił przynajmniej częściowo zrobić.

*****

- Nic? Nie wierzę. Przecież ostatnio dostałeś najwyższą ocenę- zdziwił się Danny, słysząc że Scott oddał pustą kartkę. Ten w odpowiedzi wzruszył ramionami. Co miał mu powiedzieć? Słuchaj, stary, ale musiałem to zrobić, bo ktoś podpisujący się literą "d" groził mi? W życiu by mu w to nie uwierzył.

- To co jaką cholerę robiłeś zdjęcie?- wtrącił się Parker z pytającym wyrazem twarzy. Raz jego kolega wykazał się spostrzegawczością, co w tym przypadku wcale nie było takie dobre. Jednak Scott był przygotowany na takie pytanie.

- Żeby mieć polecenia. Rozpracuję je i następnym razem pójdzie mi lepiej.

- Aha- mruknął bez przekonania Parker, lustrując go tak uważnym spojrzeniem jakby wiedział, że Caine kłamie. Czy to możliwe?

- Jakbyś potrzebował pomocy to mów. Chętnie ci pomogę- zaproponował Danny. Scott kiwnął głową, choć wiedział, że nie skorzysta z tej propozycji. Po pierwsze, gdyby nie to głupie wyzwanie, poszłoby mu lepiej. Po drugie, widział w oczach kumpla współczucie i nie chciał go. Pewnie przemawiała przez niego duma, ale nie zamierzał przyjmować pomocy z litości. To było wbrew jego zasadom.

Caine niemal podskoczył, gdy dostał nową wiadomość. Przeprosił znajomych i odszedł na bok, żeby w spokoju przeczytać wiadomość. Obawiał się czy szantażyście wystarczyło zdjęcie pustego testu. Może jednak chciał mieć czarno na białym, że oblał wspomniany sprawdzian? Jednak treść wiadomości kompletnie go zaskoczyła.

Dobra robota :)

Mimo że na końcu była uśmiechnięta emotikonka, Scotta przeszedł dreszcz. Wyzwanie było takie proste, a jednak czuł bliżej nieokreślony niepokój. Ta cała konwersacja była pojebana. Postanowił mu odpisać, nawet jeśli to było ryzykowne.

Co jeszcze będę musiał zrobić? Kiedy to się skończy? I kiedy będę miał gwarancję, że nic się nie stanie mi i Stelli?

Imię dziewczyny zostawiło mu gorzki smak na języku. Jak można kogoś tak potraktować? A skoro już o niej mowa... Tuż koło niego pojawiła się brunetka w sporo za dużej na nią szarej bluzie. Po raz pierwszy od kiedy ją poznał, zaczął zastanawiać się czy te bluzy należały do niej. Niektóre na pewno, bo kolory były typowo kobiece, ale ta szara? Mogła należeć do jej chłopaka, z którym ją widział.

- Możemy porozmawiać, Scott?- zapytała brunetka. Kiedy chciała dotknąć jego ramienia, odsunął się.

- Nie mam ochoty. Lepiej będzie jak zostawisz mnie w spokoju. Już nie potrzebuję twojej pomocy z matematyką ani niczym innym.

- Proszę. Nie rozumiem czemu tak nagle mnie unikasz. Chodzi o to spotkanie w barze?- kontynuowała Stella nieco rozpaczliwie. Wyglądała jakby faktycznie nie była pewna, że to właśnie tamten moment przekreślił ich relację. Scott pewnie powinien zamilknąć, ale nie potrafił. Był na nią naprawdę wściekły.

- Jeszcze masz wątpliwości?!- warknął ze złością. Co z tą laską było nie tak?! Była aż tak ślepa i kompletnie niedomyślna?!

Brunetka speszyła się, spuściła wzrok i przegryzła wargę. Denerwowała się. Dobrze jej tak, pomyślał Scott. Przemawiała przez niego złość na to że go okłamała.

- Chciałam za tobą iść, ale nie zdążyłam... Kiedy przebiłam się przez tłum, było już za późno... Nie widziałam cię przez cały wieczór.

Wow. Kto by się tego spodziewał?! Nie miał ochoty patrzeć jak dziewczyna, która mu się podoba obściskuje się z innym facetem! To takie dziwne?!

- Bo wyszedłem, kiedy zobaczyłem cię z twoim chłopakiem. Będę z tobą szczery. Myślałem, że coś między nami jest. Chciałem zaprosić cię jeszcze na jedną czy dwie randki, a później zapytać czy chcesz być moją dziewczyną... A ty zapomniałaś wspomnieć, że masz chłopaka! Dlaczego mi tego nie powiedziałaś na początku?!

Stella wyglądała jakby chciała zapaść się pod ziemię, ale z drugiej strony nie próbowała uciekać. Jej mina przywodziła na myśl zranionego szczeniaczka, ale Scott nie zamierzał się nad nią litować.

- To skomplikowane- mruknęła cicho.

- Więc mi to, kurna, wyjaśnij!- zażądał Caine.- Chociaż to mi się należy, nie uważasz?! Lubiłaś mnie chociaż czy tylko mi się wydawało...

- Oczywiście, że sobie tego nie wymyśliłeś- potwierdziła brunetka, co sprawiło, że jego serce zrobiło fikołka. Też coś do niego czuła?! To idiotyczne, ale ciągle miał nadzieję, że jakoś mu to wyjaśni. Nie sądził, że ma u niej szanse, a teraz... To cholernie skomplikowane, z tym się musiał zgodzić. Już sam gubił się we własnych emocjach.- Bo widzisz... Gdy się poznaliśmy w bibliotece, byłam po kłótni z chłopakiem. Myślałam, że to koniec, chciałam czymś zająć myśli i pojawiłeś się ty... Na początku zakładałam, że tylko ci pomogę z matmą. Nie wyobrażałam sobie niczego więcej.

Auć, pomyślał Scott. To trochę bolało. On też nie od razu wyobrażał sobie, że coś z tego będzie, ale już wtedy go oczarowała. Spodobała mu się. Myślał tylko o tym, żeby ponownie iść do biblioteki i ją spotkać, a ona zdecydowanie o nim nie myślała. Ani przez moment.

- Ale później coś się zmieniło. Ta kawa miała być randką prawda?

- To ty miałaś wytłumaczyć, dlaczego masz chłopaka, o którym nie wiem. Przejdź do sedna- powiedział Caine, celowo nie odpowiadając na jej pytanie. Sam nie widział czy to miała być randka. Chciał po prostu spędzić z nią czas w innym miejscu niż w bibliotece.

- W porządku, nie musisz odpowiadać. Po prostu jak się poznaliśmy to byłam pokłócona z chłopakiem. Myślałam, że to koniec aż do tamtego wieczoru w barze... Zaprosili mnie tam wspólni znajomi, jego i moi, a potem on się zjawił. Musiałam z nim porozmawiać. Nie miałam wyboru. Był taki miły i przepraszał... Pogodziliśmy się. Zobaczyłeś nas razem tuż po tym. Przykro mi, że nic nie mówiłam. Myślałam, że nie wrócimy do siebie i że to był koniec.

Świetnie, pomyślał Caine ironicznie. Wydawało jej się, że skoro się pokłóciła z chłopakiem to go nie ma i może podrywać kogoś innego. Na jego nieszczęście tym kimś innym był on. Te wyjaśnienia wcale nie poprawiły mu nastroju. Czuł się jeszcze gorzej.

- W takim razie życzę wam szczęścia. Pójdę już sobie. Myślę, że usłyszałem wystarczająco- oznajmił Scott, chcąc odejść.

- Poczekaj- poprosiła go brunetka.- Przepraszam, na serio jest mi przykro z powodu tego co się stało. Czy jest jakaś szansa, że możemy być znajomymi czy przyjaciółmi? Nie chciałabym cię stracić tak całkowicie...

- Obawiam się, że już to zrobiłaś. Nie, nie ma na najmniejszych szans.

Tym razem Stella go nie powstrzymywała. Tylko jej spojrzenie mówiło "przepraszam". Scottem targały sprzeczne emocje. Nie potrafił w jednym momencie się odkochać. Chciał mieć z nią kontakt nawet jako przyjaciel, ale nie był pewien czy to dobre wyjście. Jak miałby, czysto potencjalnie, spotykać się z kimś innym, jeśli ciągle widywał dziewczynę, która mu się podobała? Gdyby wspomniała o chłopaku na początku, mógłby mieć z nią czysto koleżeńską relację. Obecnie niespecjalnie. Było na to zdecydowanie za późno.

Na domiar złego, bo w głowie miał totalny mętlik, przyszedł mu SMS. Nieznany numer odpisał mu na pytanie, kiedy będzie mógł mieć pewność, że nic im nie grozi z jego strony. Bynajmniej nie miał ochoty sprawdzać nowej wiadomości. Miał ochotę wyłączyć telefon i mieć święty spokój. Najlepiej zaszyć się z dala od wszystkiego co kłopotliwe. Miał na myśli Madison i w tym matematykę, Stellę i cholernego szantażystę z jego dziwnym konkursem. W każdym razie jego problemy nie zamierzały tak szybko pozwolić mu o sobie zapomnieć.

Wróć do pierwszej otrzymanej ode mnie wiadomości. Konkurs zakłada sześć wyzwań. Udało ci się wykonać dwa. To wszystko skończy się, gdy wykonasz ostatnie wyzwanie. Nie wcześniej, nie później... Musisz tylko przestrzegać zasad.

Zajebiście, pomyślał z sarkazmem. Nie uwolni się od tego szantażysty aż do końca, cokolwiek nadawca miał przez to na myśli. Ani przez moment mu się to nie podobało. Z każdą chwilą przekonywał się, że jest coraz gorzej. Tyle poświęcenia, a teraz coś takiego? Czy to przekreśli wszystkie jego starania i czy ten gość znał jego sekret? Czy mógł go użyć przeciwko niemu?

*****

Caine odwrócił się w kierunku drzwi, gdy zauważył w progu Danny'ego. Skrzywił się, co wcale nie było nietypowe. W ich pokoju śmierdziało jakby coś tam zdechło. Konkretnie zdechło pod łóżkiem Parkera. Co on tam miał? Martwe zwierzę czy skunksa? Póki co nie znalazł odwagi, żeby tam zajrzeć, więc nie mógł zweryfikować swojej teorii.

- Czemu tutaj siedzisz? Gramy w karty w pokoju Sky i Steph. Dzwoniłem do ciebie. Dołącz do nas- odezwał się kumpel.

- Wyciszyłem telefon. Nie słyszałem niczego. Po prostu potrzebowałem trochę pomyśleć.

To nie była do końca prawda. Scott wcale nie wyciszył telefonu. Wrzucił go gdzieś za łóżko, kiedy tylko wszedł do pokoju. Miał dość tego szantażu i jakoś tak wyszło. Potrzebował się na czymś wyżyć i trafiło na telefon. Miał nadzieję, że go nie zepsuł. Nie chciało mu się kupować kolejnego, już nie wspominając o tym, że to byłby kolejny wydatek...

Danny podszedł do okna, omijając kilka bliżej niezidentyfikowanych gór śmieci. Otworzył okno na oścież, wpuszczając do środka trochę świeżego powietrza.

- Chodzi o Stellę?- zapytał ostrożnie Danny. Ten posłał mu mordercze spojrzenie.

- Nie wymawiaj przy mnie jej imienia, jasne? Dla mnie jest już nikim. Przestała dla mnie istnieć, więc nie waż się o nią pytać.

- Okej, luz- mruknął przyjaciel, unosząc dłonie w obronnym geście.- Nie chciałem cię urazić. Skoro tak mówisz, nie ma sprawy, ale jakbyś zmieniła zdanie i chciał pogadać, wiesz że zawsze możesz się wygadać.

W tym momencie Scottowi zrobiło się nieco głupio. Kumpel chciał mu tylko pomóc, a on na niego naskoczył. Przetarł oczy, bo niemalże mu się zamykały. Danny miał rację. Siedzenie tutaj mu nie pomoże. Lepiej zrobi mu rywalizacja w gronie przyjaciół. Chciał dokopać Parkerowi i po raz kolejny zobaczyć jego rozpacz, gdy go pokona.

- Dzięki i sorry. Nie chciałem na ciebie naskoczyć. Chyba masz rację. Ta toksyczna atmosfera mi nie służy. Myślisz, że tam się coś zalęgło?

Scott wskazał dłonią łóżko Parkera. Oczywiście miał na myśli to co znajdowało się pod. Danny wzruszył ramionami.

- Nie mam pojęcia i chyba nie chcę tego widzieć. Chodźmy stąd. Tak będzie najlepiej.

- Już tylko muszę znaleźć telefon, bo chyba mi gdzieś upadł- poinformował Caine, kucając przy swoim łóżku. Był tak zły, że rzucił telefonem o ścianę przy wezgłowiu swojego łóżka. Cieszył się, że to przynajmniej nie jest łóżko Parkera. Wtedy znalezienie aparatu byłoby znacznie trudniejsze, a tak leżał koło walizki.

- Pomóc ci? Możemy przesunąć łóżko.

Odsunąć łóżko? Nigdy w życiu się na to nie zgodzi. Scott nie był na tyle głupi i naiwny. Jeśli nie chciał, żeby ktokolwiek poznał jego sekret, musiał trzymać swoich przyjaciół z daleka od walizki.

- Nie trzeba. Dzięki, ale już mam. Możemy iść. Ekran ocalał.

Ulżyło mu, gdy wyszli z pokoju. Jego sekret był bezpieczny, a telefon cały. Właśnie tego chciał. No może jeszcze chciał przestać myśleć o Stelli, ale nie wszystko jest możliwe. Przynajmniej już wszystko sobie wyjaśnili. Chyba wystarczająco jasno wyraził się, że nie chce mieć z nią żadnego kontaktu, prawda?

*****

Scott musiał przyznać, że w towarzystwie przyjaciół bawił się wyśmienicie. Dużo się śmiali, rywalizowali ze sobą we wszystkich grach po kolei... Danny miał całkowitą rację. W pokoju jego dziewczyny i Sky czuł się dużo lepiej niż u siebie. Właśnie tego potrzebował.

- Ha!- krzyknął Parker, stawiając pionek na najdroższym polu na całej planszy. Grali akurat w monopoly.- Moje! Mówiłem, że to kupię! Zbankrutujecie tutaj jak tylko postawię hotel!

Caine przewrócił oczami, nie komentując tej przesadnej reakcji. Zawsze można omijać to pole. Kto powiedział, że akurat na nim staną wszyscy po kolei?

- Zobaczymy- stwierdziła Sky beztrosko, bez grama obawy. Pewnie chodziło o to, że wykupiła chyba z połowę pół po jednej stronie. Jak postawi tak hotele, będzie ciężko nawet jeśli ceny nie były tak zawrotne jak w przypadku hotelu Parkera. Scott marnie widział swoje szanse w tej grze...

W tym samym czasie do pokoju weszła Stephanie, machając im na powitanie. Chociaż się uśmiechała, wcale nie wydawała się zadowolona.

- Możemy iść, Danny? Czekam już godzinę i nie ukrywam, że coraz mniej mi się to podoba. Zaraz przepadnie nam rezerwacja. Nawet nie masz pojęcia jak się musiałam natrudzić, żeby zdobyć rezerwację z tygodniowym wyprzedzeniem.

Jakąś godzinę temu Steph również im przerwała i przypomniała swojemu chłopakowi, że byli umówieni na randkę. Podobno zarezerwowała jakąś świetną, luksusową restaurację. Bardzo chciała tam iść, ale jej entuzjazm znikał wraz z upływającym czasem. Tymczasem Danny od początku dobrze sobie radził w grze i nie chciał jej przerywać do czasu aż pokona Sky. Napięcie wisiało w powietrzu.

- Za chwilę, skarbie. Powoli kończę- rzucił Danny, posyłając Steph szeroki uśmiech. Dziewczyna uniosła brwi i skrzyżowała ramiona.

- Powoli?- spytała z niedowierzaniem i tłumioną złością.- Musimy wyjść natychmiast, żeby w ogóle mieć szansę zdążyć.

- Za chwilę wyjdziemy. Jak nie ta restauracja to inna. Chyba nie masz z tym problemu? Możemy iść tam gdzie ostatnio. Dobre jedzenie, kameralna atmosfera, brak większych kolejek...

- Czy ty mnie w ogóle słuchasz?- przerwała mu blondynka.- Wiesz co?! Mam gdzieś tą cholerną restaurację! Wkurwia mnie, że głupie gry są dla ciebie ważniejsze niż ja!

Danny chyba w końcu zauważył, że ta afera wcale tak szybko się nie rozejdzie. Stephanie nie wyglądała jakby chciała odpuścić. W sumie Scott jej się nie dziwił. Gdyby mu jakaś dziewczyna kazała czekać godzinę, a później poprosiła o jeszcze chwilę... Delikatnie mówiąc, by się wkurzył. Zwłaszcza, gdyby sytuacja powtarzała się na okrągło. W ich przypadku tak było.

- One wcale nie są ważniejsze. Dokończę i zabiorę cię w takie świetne miejsce...

- Nie dam się nabrać na coś takiego! Wybieraj: ja albo gra. Tylko jeśli nie wyjdziesz ze mną w tym momencie, to będzie koniec. Ostateczny. Nie będzie żadnych kolejnych szans.

Caine przez chwilę miał ochotę spoliczkować kumpla, żeby się otrząsnął i poszedł na tę randkę. W końcu udało mu się powstrzymać. Stwierdził, że to jego związek i jego decyzja. Nawet jeśli uważał, że byłby idiotą, gdyby za nią nie poszedł. W ogóle mu nie zależało? Monopoly było sto razy mniej ważne niż naprawdę obiecujący, udany związek! Scott chętnie rzuciłby gry w cholerę, gdyby to oznaczało, że Stella zerwie z chłopakiem i zacznie się z nim spotykać... To głupie, że w ogóle coś takiego przyszło mu do głowy. Nie powinien o niej myśleć.

- Ja...- zaczął Danny, z konsternacją spoglądając to na Steph to na planszę do gry i spory stos banknotów, które uzbierał. Scott posłał kumplowi mordercze spojrzenie, ale ten chyba w ogóle go nie zauważył.

- Okej, rozumiem. To koniec- oznajmiła Stephanie, niemal promieniując złością. Gdyby jej spojrzenie zabijało, Danny padłby trupem.- Nie przeszkadzaj sobie! A do reszty przykro mi, ale to wasz ostatni wieczór gier w tym pokoju. Nie chcę was tutaj więcej widzieć. Może chłopaki w końcu ogarniecie ten chlew w waszym pokoju.

Po tych słowach blondynka opuściła pokój, trzaskając na koniec drzwiami. W tym momencie zapadła nerwowa cisza. Danny siedział jak skamieniały, a powinien biec za Steph! Sky wzruszyła ramionami jakby fakt, że jej przyjaciółka zakończyła związek wcale jej nie dziwił. Nie jeden raz okazywała zdziwienie, że ciągle byli razem... A może nawet rozmawiała ze Stephanie na ten temat, kto wie? Z kolei Parker nie wydawał się ani odrobinę przejęty.

- Gramy dalej?- zapytał jakby nic się nie stało Parker. Scott zgromił go spojrzeniem. Z kolei Sky zakryła dłonią usta, żeby stłumić śmiech.

- Co się stało?- wydusił z siebie Danny. Wydawał się całkowicie zagubiony, zdziwiony, zszokowany... Jakby zgubił się w połowie wypowiedzi jeszcze do niedawna swojej dziewczyny.

- Straciłeś dziewczynę. Gratulacje- rzuciła Sky, zaciskając usta w wąską linię.- Wiedziałam, że tak to się skończy. Ja rezygnuję z dalszej gry, idę zobaczyć jak to zniosła.

Sky równie szybko opuściła pokój co jej poprzedniczka tylko bez trzaskania drzwiami. Danny przeklął pod nosem jakby dopiero do niego dotarło co zrobił. Scott zamierzał go ostro za to opieprzyć, bo jego kumpel zachował się jak skończony dupek. Już nawet nie zamierzał mówić mu, żeby za nią poszedł. To nie miało sensu. Stephanie nie wróci do Danny'ego.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top