Rozdział 24
Arthur zaskakująco szybko przywykł do Madison i swojego nowego życia. Tak jak i swojego pierwszego dnia ciągle trzymał się z Luke'iem i Harper. Byli w porządku, przedstawili go szkolnej elicie. Ogólnie rzecz biorąc, był ustawiony, jeśli chodzi o szkolną hierarchię. Nie narzekał ani na brak towarzystwa, ani na brak imprez. Nawet ustanowił sobie cel na ten rok szkolny. Zaliczyć wszystkie możliwe imprezy.
Nieco gorzej szło mu z nauką. Nie miał motywacji, a nauczyciele też raczej nie zachęcali do nauki. Prędzej grozili albo raczej informowali, że jak dalej pójdzie to obleje... Jednak blondyn w żadnym stopniu się tym nie przejmował. Może jak będzie zawalał niektóre przedmioty to ojciec załatwi mu korepetycje z Sarah?Nie obraziłby się za coś takiego. Nawiasem mówiąc, próbował się z nią skontaktować. Pisać, dzwonił, ale studentka się nie odezwała. Ani słowem. Nawet nie napisała mu, żeby sobie odpuścił, co było wyjątkowo frustrujące.
Co ta cisza oznaczała? Nie chciała mieć z nim kontaktu? Zmieniła numer? Nie mogła mu tego powiedzieć? Przecież nie był pieprzonym stalkerem! Nie, to nie. Kurwa. Nie miałby problemu ze zrozumieniem tak prostego komunikatu. W każdym razie przestał do niej wypisywać. To nie miało najmniejszego sensu.
Od ojca również nie odbierał. Ignorował jego telefony od przyjazdu. Nie wysłał mu też ani jednego SMS'a. Ojciec nie poddawał się i od czasu do czasu dzwonił albo mu coś wysyłał. Bez rezultatu. Blondyn nie zamierzał mu odpowiadać. Po jego trupie. Chciał wysłać syna do szkoły z internatem? Niech się przyzwyczai do braku kontaktu. Pomimo tego, że niemal przywykł do nowego życia, nie zapomni ojcu jak łatwo było mu podjąć za niego decyzję. To była jego przyszłość i ojciec nie miał nic do gadania w tej sprawie. Niech się pieprzy.
Jego rozmyślania przerwał Luke, który z niezadowoleniem dosiadł się do jego stolika na stołówce. Rzecz jasna, jego zły humor wcale nie wynikał z faktu wyboru stolika. Chodziło o coś innego. Taką przynajmniej blondyn miał nadzieję.
- Co tam?- zapytał Art, dostrzegając zły humor kumpla. Ten skrzywił się teatralnie.
- Nie wierzę, że dałem się namówić na ten głupi konkurs. Ten smród będzie się za mną ciągnął do końca szkoły!- jęknął Luke.
Arthurowi chwilę zajęło zorientowanie się o jakim smrodzie jego rozmówca mówił. Chodziło oczywiście o footballistów. Pewnie znowu dostał kosza i dlatego był taki załamany. No cóż, nie powie mu tego głośno, ale za głupotę się płaci.
- Powinieneś się cieszyć, że nie wyleciałeś ze szkoły i ciągle jesteś w drużynie. Dziewczyny kiedyś o tym zapomną.
- Kiedyś?- powtórzył po nim Luke z jeszcze większym niezadowoleniem.- No to zajebiście. Kiedyś sobie pójdę na randkę. Właśnie o to mi chodziło. To za długo. Dobrze wiesz, że nie miałem ochoty brać w tym udziału.
Art przewrócił oczami. Powtarzał mu to kilka razy dziennie. Mógłby z pamięci zacytować jak bardzo "niesprawiedliwe" go obecnie traktowano.
- Tak, byłeś szantażowany przez Blake'a. Opowiadałeś o tym.
- Dokładnie, właśnie dlatego nie rozumiem, czemu dziewczyny omijają mnie z daleka jakbym roznosił zarazę...
Blondyn starał się ukryć irytację, ale odpowiedź była oczywista, wręcz banalna. Czemu Luke sam na to nie wpadł?
- Skoro uważasz się za takiego męczennika, to przyznaj się głośno, że brałeś w tym udział- wtrąciła Harper, zajmując jedno z wolnych krzeseł. Rudowłosa odrzuciła do tyłu opadające jej na twarz kosmyki długich włosów.- Powiedz, że musiałeś to zrobić, żeby być w drużynie. Myślę, że taką deklaracją choć trochę zrehabilitujesz się w oczach żeńskiej części Madison.
Pomysł Harper nie był zły. I tak już traktowano Luke'a jakby to zrobił. Czemu nie miałby przyznać, dlaczego to robił? Chociaż dla niego wymówka ze zmuszaniem nie brzmiała wiarygodnie, było to lepsze niż bierne czekanie na cud.
- Ma rację- dodał Art.- Dziewczyny nie wiedzą, że brałeś w tym udział z pewnego powodu. Myślą, że postanowiłeś zabawić się ich kosztem. Pokaż, że jest inaczej.
Luke zmarszczył brwi, po czym po kolei przyjrzał się ich dwójce, jakby zastanawiał się czy mówią serio. Przecież nie robili sobie żartów z poważnych tematów.
- Kurczę, zrobiłbym to, ale nie mogę- stwierdził Luke z zawodem.- Wtedy na pewno wyleciałbym z drużyny footballowej. Nie wyobrażam sobie, że miałbym nie uczestniczyć w międzyszkolnych zawodach i omijać treningi... Z tym sportem mam jakąś przyszłość, a bez niego...
Luke zakończył swoją wypowiedź wymownym wzruszeniem ramion.
Arthur nie wiedział co mu powiedzieć. Ciężka sytuacja. Jego kumpel musiał zdecydować, co było dla niego ważniejsze. Jeśli wybierał sport, musiał się z tym pogodzić. Chyba nie miał innego wyjścia.
- W takim razie przestań zamulać i ćwicz football. Jak już będziesz sławny, żadna dziewczyna nie przejmie się taką błahostką- stwierdził Art, czym zarobił sobie mordercze spojrzenie od Harper.
- Tylko idiotki lecą na kasę- oznajmiła rudowłosa.
Arthur nie kontynuował tematu, ale miał na ten temat inne zdanie. Wbrew pozorom takie śluby z bogatymi facetami to wcale nie taki zły pomysł. Mówił to jako naoczny świadek takiego zjawiska. Matka Arthura odeszła, gdy był dzieckiem. Nawet jej nie pamiętał. Wychowywał go trochę ojciec, ale w większej mierze liczne opiekunki. W każdym razie, nie o tym teraz chciał mówić. Gdy był w podstawówce, ojciec przedstawił mu swoją nową narzeczoną. Była nieco młodsza, ale wcale nie jakoś dużo w stosunku do jego ojca. Jeśli dobrze pamiętał... Było między nimi jakieś pięć lat różnicy? Nie ważne. Pamiętał, że mocno się wtedy pokłócili. Jego ojciec i tak się ożenił. Był bardzo drogi i wystawny ślub, ale nie to zapadło blondynowi w pamięć. Po niecałych dwóch latach jego "macocha" chciała rozwodu. Doskonale pamiętał ich ostatnią rozmowę.
- Gdzie idziesz? Jedziesz na wakacje?- zapytał młodszy Arthur, powodowany ciekawością.
Kobieta uśmiechnęła się, pokazując swoje idealne białe zęby. Pokręciła głową, poprawiając rączkę walizki na kółkach, którą za sobą ciągnęła.
- Nie, zostawiam twojego ojca. Nie mogę z nim dłużej wytrzymać. Przekaż mu, proszę, że też nie mam ochoty na batalię sądową. Chętnie dogadam się z nim co do ceny.
- Ceny za co?- spytał z niezrozumieniem. W tamtym czasie nie znał się na sądach, a tym bardziej na rozwodach. Dopiero później ojciec zaczął wprowadzać go w meandry prawa.
- Za małżeństwo. Będę z tobą szczera. Wyszłam za niego dla pieniędzy. Wiem, że może to dla ciebie trudne do zrozumienia...
- Wcale nie- wtrącił chłopak. Nie dziwił się, że nikt nie potrafił z nim wytrzymać. Też miał z tym problemy.- Też bym chciał, żeby mi płacono za cały ten czas, który muszę z nim spędzać.
Kobieta uśmiechnęła się szerzej, mierzwiąc mu włosy, czego tak nie znosił.
- Fajny z ciebie dzieciak. Mam nadzieję, że nie będziesz podobny do swojego ojca. Okropny interesowny dupek.
I tak była żona ojca zniknęła raz na zawsze z ich życia. Podobno dogadali się w kwestii finansowej. Teraz jak myślał o tej rozmowie, od kobiety wiało hipokryzją. Sama nie była lepsza. Chociaż tak mu powiedziała, Art był przekonany, że jej w pewnym stopniu zależało na jego ojcu. Inaczej dlaczego tkwiłaby w tym małżeństwie prawie dwa lata? Mogła wcześniej wnieść sprawę o rozwód. Zgarnęłaby taką samą sumę. Mogłaby też szantażować ojca jakimiś sprawami z kancelarii, do których miała dostęp, ale tego nie zrobiła. Dlaczego? Blondyn do tej pory tego nie wiedział. Niemniej uważał, że wyszła na tym całkiem nieźle. Musiała dostać okrągłą sumę za rozwód. Jej zachowanie było bardzo racjonalne, w kwestii finansowej. Nie była idiotką, to musiał przyznać.
- Ziemia do Arthura- powiedziała Harper, machając mu dłonią przed oczami. Ten spojrzał w jej kierunku. Na chwilę się wyłączył.- Jesteś z nami?
- Sorki, zamyśliłem się. Co mówiliście?
- Pytałem czy idziesz wieczorem na imprezę- odezwał się Luke.- Będzie zajebiście. Kumpel załatwi towar najlepszej jakości. Nie chcesz tego przegapić.
Czemu nie? Blondyn był za. Jutrzejsze lekcje zawsze może ominąć. Kto by się przejmował nieobecnościami? Ojciec i tak utrzyma go w tej szkole, nawet jeśli musiałby za to dodatkowo zapłacić.
- Mówiłem już o moim tegorocznym postanowieniu? Nie chcę ominąć żadnej imprezy, więc oczywiście, że w to wchodzę.
Luke skwitował to pełnym zadowolenia uśmiechem.
- Też w to wchodzę. Dotrzymam ci towarzystwa, no chyba że następnego dnia będzie mecz. Wtedy pasuję.
- Wątpię, żeby wam się to udało- oceniła Harper.- Za kilka tygodni wam się znudzi, ale możecie próbować.
Mu się znudzi? Wkurzanie ojca? Nigdy.
- Co z tą twoją studentką?- zainteresował się Luke, przypominając sobie zdjęcia, które Arthur mu pokazywał.
Ten wzruszył ramionami. Gdyby chociaż cokolwiek mu powiedziała... Ta cisza była niezwykle wkurwiająca. Myślał, że Sarah była inna. Że nawet jeśli chciała mu przekazać, że nic z tego nie będzie, powie mu to. Chociażby przez telefon, bo oddzielało ich kilkaset tysięcy kilometrów. Zrozumiałby, że raczej tutaj nie przyleci, chociaż gdyby go zapytała, bez problemu by jej kupił bilet. Jakieś korzyści z posiadania bogatego ojca miał.
- Ignoruje mnie. Nie odbiera, nie odpisuje... Kompletna cisza.
- Szkoda, niezła jest.
Blondynowi ciężko było się z nim nie zgodzić. Naprawdę stylowo się ubierała. No i była atrakcyjna...
- Nie chcę wam przerywać, ale musimy iść. Przerwa się kończy- poinformowała Harper, nie ukrywając niezadowolenia. Też wcale nie miała ochoty iść na lekcje. Arthur pocieszał się myślą o późniejszej imprezie. Teraz się trochę pomęczy, ale później się zabawi. Chciał korzystać z życia. Ciągle bił się z myślami czy wysłać ojcu filmik z imprezy. Tak bardzo by się wkurzył na niego... Korciło go, żeby to zrobić.
*****
Art nie ubierał się jakoś szczególnie na imprezę. To nie było nic szczególnego. Żadnego motywu przewodniego czy chociaż dobrego powodu do organizacji imprezy. Po prostu ktoś wpadł na pomysł jak ciekawie spędzić wieczór i tyle. Żadnej filozofii.
Jednak kiedy zajrzał do szafy, zmienił zdanie. Chciał pokazać się w swojej firmowej, zajebistej kurtce. Tyle mógł zrobić, bo dlaczego nie?
Przed wyjściem dostał SMS'a. Zignorował go. Pewnie znowu ojciec chciał dowiedzieć się co u niego słychać... Jakby go to w ogóle obchodziło, to nie wysłałby go do Madison wbrew jego woli.
Blondyn schował telefon do kieszeni i wyszedł na korytarz. Akademik tętnił życiem, jak zwykle. Rzadko kiedy bywało tutaj spokojnie. O dziwo, wcale mu to nie przeszkadzało. Podobało mu się, że ciągle coś tutaj się działo. W apartamencie, gdzie mieszkał, zawsze było cicho i spokojnie. No chyba że akurat organizował imprezę. Tamta cisza przeszkadzała mu, przypominając jak bardzo gdzieś miał go ojciec. On zawsze twierdził, że pracował, ale ile można? O swojej narzeczonej też mu nie mówił aż do ślubu. Pewnie ojciec zabawiał się z coraz to nowymi kobietami zamiast przychodzić do domu.
Nie myśl o tym, stwierdził w myślach. Jednak wcale nie tak łatwo było mu wyrzucić wspomnienia z głowy. Im dłużej był w Madison, tym dosadniej dostrzegał różnicę pomiędzy jego życiem, a znacznej części szkoły. Krótko mówiąc, tamci rodzice interesowali się swoimi dziećmi. Na serio. Niejednokrotnie słyszał też, że uczniowie widzieli w Madison szansę na dobry college i obiecującą karierę w przyszłości. Przyjeżdżali tutaj z własnego wyboru, wkładając w to mnóstwo wysiłku. Jego sytuacja wyglądała inaczej. Z tego powodu myśli o ojcu i żalu do niego nachodziły go coraz częściej. Za cholerę nie mógł się ich pozbyć.
Dopiero teraz blondyn uświadomił sobie, że zatrzymał się. Miał iść na imprezę, a zamiast tego stał i rozmyślał. To głupie. Nie zamierzał zamulać jak Luke. Oj nie, chciał się dobrze bawić i zapomnieć o całym tym syfie.
Nagle zobaczył, że przygląda mu się jakaś dziewczyna o włosach w kolorze miodu i zielonych oczach. Stała kilka kroków od niego. Wyglądała jakby się nad czymś zastanawiała. Gorączkowo zerkała na ekran telefonu, jakby chciała się upewnić, że to co widzi jest prawdziwe.
- Coś się stało? Mogę ci jakoś pomóc?- odezwał się Arthur. Może miała jakiś problem tylko bała się poprosić o pomoc? Nie był dobry w pocieszaniu, ale mógł ją zabrać na imprezę. Była całkiem ładna, tylko mogłaby się lepiej ubierać. Bluza, którą miała na sobie była na nią kilka rozmiarów za duża. Widać było, że na niej wisi.
- Tak. Ja... Eee... Muszę coś zrobić. Nie utrudniaj, okej?
Blondyn nic z tego nie rozumiał. Dziewczyna wyraźnie intensywnie nad czymś myślała. Co chciała zrobić albo raczej musiała?
- Em... Okej. Powiedz o co chodzi- odparł Art, zaciekawiony i nieco zaskoczony tą sytuacją.
Dziewczyna podeszła do niego, wspięła się na palce i pocałowała go. Arthur był zdziwiony. Niecodziennie całowała go praktycznie obca dziewczyna. Cokolwiek to było... Chyba mu się podobało. Chciał pogłębić pocałunek, ale nieznajoma szybko się odsunęła.
- Przepraszam. Musiałam... Ja... Miałam takie wyzwanie- wyjaśniła, czerwieniąc się. Miała spojrzenie niczym przerażona sarenka zagoniona w róg przez kłusowników. Przecież to tylko zwykłe wyzwanie, co nie? Dlaczego była taka przerażona? Z każdą chwilą rozumiał z tej sytuacji coraz mniej.
Arthur chciał ją uspokoić, powiedzieć, że nic się nie stało. Nie raz całował się z przypadkową dziewczyną na imprezie. Też mu się zdarzyło brać udział w wyzwaniach, grać w butelkę... Nieznajoma nie powinna aż tak się bać. Zrobiła to. Wygrała zakład czy coś. Dopiero teraz blondyn zauważył w jej ręce telefon. Pewnie to nagrała. Dalej nie miał nic przeciwko.
Zanim zdążył odezwać się, blondynka uciekła. Dosłownie pobiegła w przeciwnym kierunku niż on przyszedł. Nie oglądała się za siebie. W tym momencie jeszcze bardziej przypominała mu przestraszone zwierzę. Ciągle miał przed oczami te jej duże zielone pełne strachu oczy. Nie powinna się tym aż tak przejmować. No chyba że ktoś ją szantażował. Może to miała na myśli, mówiąc, że musiała to zrobić?
Blondyn wzruszył ramionami i udał się w tym samym kierunku co wcześniej miał w planach - do Luke'a. Razem zamierzali wezwać taksówkę. Każdy z nich miał własny samochód, ale obaj zamierzali pić i nie chcieli z tego rezygnować. Po coś szli na tę imprezę, co nie?
*****
Już niemal dojeżdżali na miejsce, gdy Arthur przypomniał sobie o nietypowej sytuacji, która spotkała go w akademiku. Opowiedział o tym Luke'owi. Wcale nie śmiał się z tamtej dziewczyny. Po prostu stwierdził, że takie wydarzenie miało miejsce. I tak nie miał bladego pojęcia kim była i jak się nazywała. Nie zamierzał jej też szukać, bo nie miał ku temu powodu.
- Czekaj- przerwał mu kumpel pod koniec opowieści, robiąc wielkie oczy.- Mówisz, że jakaś laska tak po prostu do ciebie podeszła i cię pocałowała?
Blondyn przewrócił oczami. Luke rejestrował tylko wybrane fakty. Jakoś nie zwrócił uwagi na to, że była wyraźnie przerażona i twierdziła, że musiała to zrobić. Coś w tej historii nie dawało Arthurowi spokoju, tylko jeszcze nie wiedział co.
- Tak, masz problemy ze słuchem?
- Co za akcja. Ładna była chociaż? Poziom tej twojej studentki czy niżej? No przyznaj się.
Arthur szturchnął Luke'a, gdy ten zaczął przysuwać się do niego, unosząc brwi.
- Totalne przeciwieństwo. W sensie nie była brzydka. Po prostu inny typ urody i diametralnie różne zachowanie.
Sarah była pewna siebie, wiecznie uśmiechnięta. Z kolei nieznajoma zachowywała się jakby bała się własnego cienia. Porównując je, wydawały mu się kompletnie różne. Absolutnie nic ich nie łączyło. No dobra, może nie znał tamtej dziewczyny, ale zazwyczaj jego pierwsze wrażenie się sprawdzały.
- Nie obraziłbym się za taką sytuację. To powiedz, kto to był? Znam ją?
Art wzruszył ramionami. Też chciałby to wiedzieć.
- Nie wiem. Nie przedstawiła się. Uciekła.
- Aż tak źle całujesz?- zażartował Luke, wybuchnąwszy śmiechem. Blondyn zgromił go wzrokiem.- No dobra, nie unoś się. To tylko żart.
W tym momencie taksówka zatrzymała się. Arthur zapłacił kierowcy. Umówili się, że on płaci w jedną stronę, a Luke w drugą. Tak było sprawiedliwie.
Weszli do środka. Art pokiwał głową z uznaniem, rozglądając się ciekawie. Niezły lokal. Wysoko nad nimi znajdował się przeszklony sufit, który wyglądał świetnie. Pomieszczenie było przestronne, urządzone stylowo, co pewnie nie mało kosztowało. Poza tym było sporo ludzi, panował półmrok, a muzyka dudniła, ale czego mógł się spodziewać. Najczęściej imprezy organizowano w tego typu miejscach.
Blondyn usiadł przy barze, zamawiając najdroższego drinka z menu. W tym samym czasie poczuł wibracje w kieszeni spodni, więc wyciągnął telefon, żeby go wyłączyć. Jednak powstrzymał się na widok nowej wiadomości. Po raz kolejny ten nieznany numer do niego wypisywał.
Czas na zadanie #1 Masz rozbić wszystkie szyby samochodu o następujących numerach rejestracyjnych. Jeśli odjedzie do czasu, aż będziesz chciał wykonać zadanie, wyślę ci kolejną rejestrację. W ramach dowodu wyślij mi zdjęcie lub filmik. Powodzenia :)
Arthur nie bawił się w odpisywanie. Jednym haustem wypił swojego drinka. Mocno, pomyślał. Postanowił wyjść na zewnątrz i porozmawiać z tym żartownisiem, żeby się od niego odwalił. Nie zamierzał nikomu rozbijać szyb w samochodzie. Po cholerę miałby to zrobić? Nie szukał problemów.
Blondyn wybrał numer i czekał aż nieznany numer odbierze. No jasne, w SMS'ach gość był mocny, ale w rozmowie już nie za bardzo. Takie zachowanie tylko jeszcze bardziej go zdenerwowało. Kiedy już myślał, że włączy się poczta głosowa, ten ktoś odebrał.
- Nie wiem kim jesteś ani czego chcesz, ale nie mam zamiaru rozbijać szyb w samochodzie, który mi wskrzesz. Mam gdzieś ten konkurs. Wsadź sobie te pięćdziesiąt tysięcy dolarów...
- Arthur?- usłyszał po drugiej stronie damski, niepewny głos. Chwilę musiał zastanowić się do kogo on należał, ale w końcu zaskoczyło.
- Sarah?- spytał zaskoczony. Po raz kolejny tego dnia był totalnie zbity z tropu. To ona od niego nie odbierała, a teraz okazuje się, że bawi się w żarty z konkursem z innego numeru? Po co? To nie w stylu jego byłej nauczycielki. Jeśli okaże się, że zrobiła to, żeby go ośmieszyć... Nie wiedział, co zrobi, ale tego nie zostawi. Popamięta go.
- Tak się cieszę, że cię słyszę... Porwano mnie. Nie wiem kto to zrobił. Szłam do domu, gdy uderzono mnie czymś ciężkim w głowę, a potem obudziłam się tutaj... Proszę pomóż mi- błagała Sarah. Po jej głosie wyraźnie słyszał, że płakała.
Momentalnie opuściła go złość. To dlatego od niego nie odbierała. Jakiś psychol ją porwał. O co chodziło? O okup? Stwierdzili, że skoro jego ojciec ma dużo pieniędzy to jego syn chętnie za zapłaci za uratowanie swojej nauczycielki?! Robiło się coraz dziwniej. Co miał teraz zrobić?! Zaproponować pieniądze, a może postraszyć rozmówcę, że powiadomi policję? Może to amatorzy, którzy wycofają się jak tylko zauważą kłopoty na horyzoncie.
- Wszystko będzie w porządku- mruknął Arthur uspokajająco. Starał się brzmieć wiarygodnie.- Tylko mów spokojnie. Wiesz kto to i czego chce? Nie zrobią ci krzywdy, przysięgam...
- Koniec rozmowy z Sarah- odpowiedział mu zniekształcony, robotyczny głos. Ktoś specjalnie używał modulatora głosu. Jezu, w co Sarah się wpakowała? Albo on? O kogo chodziło? Niby on był wolny, ale to jemu wysyłano wiadomość...- Gram uczciwie, jeśli przestrzega się zasad. W ramach mojej dobrej woli, odpowiem ci na twoje pytania. Nazywają mnie Dyrektorem. Chcę, żebyś jedynie przestrzegał zasad. Wtedy nikomu nic się nie stanie.
- Jakich zasad, do cholery?! Natychmiast ją wypuść albo...
Odpowiedział mu zmodulowany krótki wybuch śmiechu, co tylko jeszcze bardziej go rozjuszyło. Mimo wszystko, powściągnął emocje. Powinien to rozegrać na spokojnie. Dla dobra Sarah. Musiał ją jakoś z tego wyciągnąć.
- Nie rozśmieszaj mnie, Arthurze. Nic mi nie możesz zrobić, bo nie masz pojęcia kim jestem. To ja organizuję konkurs i to ja dyktuję zasady. Czy to jasne?
Powinien się zgodzić, ale zdrowy rozsądek tym razem przegrał z wściekłością o porwanie Sarah. A jeśli jej coś zrobią albo już zrobili?!
- Nie. Dlaczego ją porwałeś? Chcesz pieniędzy? Ile? Mogę załatwić to z ojcem tylko podaj sumę.
Tyle było z wysublimowanej gry, którą chciał załatwić bez udziału ojca. Nawet gdyby musiał go błagać o pieniądze, byłby w stanie to zrobić, jeśli to miałoby oznaczać, że Sarah będzie wolna.
- Nie wszystko można kupić za pieniądze. Poza tym już ci powiedziałem jaki jest powód jej chwilowej nieobecności. Chcę, żebyś przestrzegał zasad. Wykonywał wyzwania. Jeśli będziesz stosował się do moich zaleceń, nikomu nic się nie stanie. Rozumiesz?
Czy on nazwał porwanie "chwilową nieobecnością"?! Co to miało, kurwa, znaczyć?! Ten gość nie brzmiał ani odrobinę racjonalnie! Zachowywał się jak jakiś psychopata! Skoro tak mówił... Art chyba nie miał innego wyjścia. Musiał wziąć w tym udział. Zniszczenie kilku szyb to chyba nic szczególnego, prawda?
- Czyli jak rozbiję szyby w tym samochodzie... To ją wypuścisz?- zapytał blondyn, właściwie nie dostrzegając otaczającego go chłodu. Tak bardzo pochłonęła go rozmowa z porywaczem Sarah, że wszystko inne w tym momencie odeszło na dalszy plan.
- Pod warunkiem, że będziesz przestrzegał zasad i nie zadzwonisz na policję. Nikomu też nie możecie o tym powiedzieć. Ani ty ani ona. Nie chcesz, żebyście obydwoje ucierpieli, prawda?
Wtedy przeszedł go dreszcz. Nie z zimna. Raczej ze strachu. Ktokolwiek to był mówił tak spokojnym głosem jakby przedstawiał prognozę pogody, a nie groził mu.
- Nie chcę- potwierdził krótko blondyn, bo nie był w stanie powiedzieć więcej. W jego głowie kotłowało się tyle myśli... Jednak miał na tyle rozsądku, żeby nie pogarszać sytuacji. On był względnie bezpieczny, w przeciwieństwie do Sarah.
- W takim razie czekam na dowód wykonania wyzwania. Później wypuszczę Sarah, ale jeśli będziesz sprawiał później problemy... Nie będę miał skrupułów, żeby zrobić komuś krzywdę.
W tym momencie Dyrektor rozłączył się, tym samym kończąc połączenie. Arthur nie mów w to uwierzyć. Co za okropna sytuacja. Chciałby zwalić sytuację na alkohol lub narkotyki, ale nie mógł. Do tej pory wypił jednego drinka. Nie czuł żadnego efektu. Czuł tylko paraliżujący strach o Sarah i siebie. Do tej pory nigdy nie czuł czegoś takiego. Jako że jego ojciec był bogaty zawsze miał nieopodal ochroniarzy, w apartamencie był założony szalenie czuły alarm. Apartament był naszprycowany wszelakimi możliwymi środkami ochronnymi. Był jak pieprzony sejf, tylko ładniej urządzony. Nigdy nie musiał się bać. W hotelach i restauracjach był traktowany jak gość specjalny, bo zostawiał tam mnóstwo forsy, ale jednak. Znajomi ojca też obrzucali go samymi komplementami. Dosłownie nie miał się czego obawiać. Aż do teraz. Ta zmiana wcale mu się nie podobała.
Nagle z lokalu wyszedł uśmiechnięty od ucha do ucha Luke. Skierował się w jego stronę tylko nieznacznie skręcając z linii prostej.
- A ty gdzie zniknąłeś?- rzucił już lekko podpity kumpel.- Szukam cię po całym lokalu, a ciebie nigdzie nie ma. Wypatrzyłem takie dwie fajne laski. Moglibyśmy do nich zagadać. To nie ta twoja studentka, ale...
- Chyba straciłem ochotę na imprezowanie- przerwał mu Arthur. Chrzanić jego postanowienie. Wymyślając je, nie sądził, że kiedykolwiek spotka go taka sytuacja... Porwanie, groźby, zmodulowany głos wyzuty z emocji i jeszcze jakieś cholerne wyzwania. Tego wszystkiego było dla niego za dużo jak na jeden wieczór.
- Ale sam chciałeś- zaczął zbity z tropu Luke.- Co się stało?
Blondyn walczył ze sobą, żeby mu nic nie mówić. Chciał to zrobić. Naprawdę. Jednak w głowie dźwięczały mu słowa Dyrektora. Miał nikomu nie mówić. Ani on ani Sarah. Ciekawe jak Sarah wyjaśni swoje zniknięcie znajomym i ludziom z pracy. Arthur podjął decyzję. Jak tylko ten psychol wypuści Sarah, natychmiast do niej poleci. Niezależnie od tego czy będzie chciała się z nim umówić czy nie. Teraz wcale nie chodziło mu o randkę. Chciał się upewnić, że wszystko z nią w porządku. Poza tym była jedyną osobą, z którą mógł o tym rozmawiać. Była porwana, więc zakaz rozmowy jej nie obowiązywał.
- Nic. Ja po prostu... Rozmawiałem z Sarah. Oddzwoniła. Chciałbym wrócić i pogadać z nią przez kamerkę na spokojnie. Nadrobimy imprezę następnym razem, okej?
Luke był nieco marudny, bo nie podobało mu się to nagłe wyjście kumpla. W każdym razie szybko odpuścił. Zaczął sobie z niego kpić, że wszystko rzuca dla dziewczyny i że ktoś tu się zakochał, co oczywiście było bzdurą. Gdyby Arthur tylko mógł go wyprowadzić z błędu... Wyjaśnić, że chodziło tutaj o coś więcej.
Kiedy kolega zniknął w środku, blondyn rozejrzał się po parkingu. Musiał namierzyć to cholerne auto. Udało mu się. Stało kilkanaście metrów od niego. Przerażająco blisko. Dyrektor nie tylko wiedział jak się nazywa, wiedział też o jego zainteresowaniu Sarah, chyba, oraz o tym gdzie aktualnie przebywał... Nie czas na roztrząsanie tego, stwierdził. Zaczął rozglądać się za potencjalną bronią, bo czymś musiał rozbić te szyby. Znalazł kawałek płytki chodnikowej. Przy ulicy trwał jakiś remont.
Nada się, pomyślał, po czym bez zastanowienia rzucił kawałkiem chodnika w szybę. Rozległ się alarm, ale on i tak podszedł do samochodu i zostawił kartkę z numerem.
Przepraszam, pokryję koszty naprawy. Zadzwoń pod ten numer.
I tak wykonał pierwsze wyzwanie.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top