VIII. Darowanemu koniu w umysł się nie zagląda.
Pierwszy raz miałem wrażenie, że umysł nie mógł znaleźć swojego miejsca. To było coś nowego. Mrugałem powiekami, z rozmazanych kolorów wyłoniła się kobieta. Przestraszona brunetka klepała mnie lekko po twarzy, to jednak mi umykało. Miałem wrażenie, jakby ciało płonęło w próżni. Ciepło i chłód palące kolejno po sobie, wgryzające się w skórę. Nawet się nie zorientowałem, gdy ciało biomanekina poderwało się do góry jak poparzone. Oczywiście krótki zryw zakończył się twardym lądowaniem. Próbowałem wstać, lecz zatrzymałam się chwiejnie na czworakach.
- Christopher? Chris! Zasłabłeś, nie wstawaj! - mówiła zdenerwowana Jaskółka. - Opanuj się, co ci się dzieje?!
Tyle sygnałów ciała naraz. Obraz wyostrzał się powoli, błędnik awatara nie mógł się ustabilizować. Nieprzyjemny ucisk w ciążącej głowie, kamienie wbijające się boleśnie w skórę. Tyle bodźców podszytych tak obcą intensywnością, utrudniającą skupienie. Zapachy, które chciały rozsadzić zatoki. Dziwne objawy termiczne. Wszystko tak nagle, ciągle, aż kręciło się w głowie od nadmiaru tego wszystkiego.
Danveldranopaxie myśl jak Redstarianin, skarciłem się w myślach. Musiałem się uspokoić. Wkrótce bodźce przestaną zalewać twój umysł niczym rój asteroid. Prawdopodobnie. Przyzwyczaiłeś się do wąskokątnego patrzenia na świat, przyzwyczaisz się i do tej szaleńczej mieszanki doznań.
Wzrok się nie wyostrzał, za to oczy bolały coraz bardziej. Znów ta nieprzyjemna fala gorąca, jak gdybym wpadł w rozbłysk słoneczny. To tylko pot, spociłem się, dziwnie jest czuć gruczoły potowe. Oddychałem nierówno, czując jak mięśnie drżą. Wtem dotarł okropny, cierpki smak jamy ustnej, aż coś zakotłowało się w trzewiach. Skurcz mięśni i wilgoć w oczach. Mój biomanekin zwymiotował, a w zasadzie odczułem to w pełni, zatem ja zwymiotowałem. Obce doznanie. Nieprzyjemny smak w ustach tylko się nasilił. Powietrze opuszczające moje płuca rozbrzmiało niczym zbolały lament.
W każdej chwili mogę to przerwać, powtarzałem. W każdej chwili. Ale byłoby to doprawdy żałosne, aby wytrzymać w biomanekinie bez osłon zaledwie minutę.
Obok mnie pojawiło się wiadro z wodą. Kobieta coś mówiła, nawet ją słyszałem, lecz miałem wrażenie, że słowa nie zaczepiały się o żadne neurony. Zagarnęła wodę w dłonie i obmyła mi twarz z piasku i kurzu, lecz wzbraniałem się na wszystkie sposoby. Oczy piekły potwornie jakby je wypalano, może to nie woda tylko kwas. Warknąłem zaciskając dłoń na kłykciu Jaskółki, coś krzyknęła, lecz nie puściłem.
Powietrze napełnił plask i ból. Solidny palskacz w twarz zresetował chaos. Zamrugałem mocno, nareszcie łzy pozbyły się zanieczyszczeń. Odetchnąłem kilka razy, na nowo znajdując się w rzeczywistości.
Odnalazłem wzrokiem twarz kobiety. Była czerwona na twarzy i rozmasowywała nadgarstek. Musiałem ją zbyt mocno złapać.
- Wystraszyłeś mnie - jąknęła jakby chciała się usprawiedliwić. - Broniłam się.
- Wybacz mi, ja.... Przepraszam... ja... - wykrztusiłem z trudem. Wskazując na głowę. - Zdjąłem emocjonalną barierę. Teraz mogę czuć...
- C-co to już? Tak po prostu!? - zachłysnęła się powietrzem. - M-mogłeś mnie uprzedzić!
- Mogłem, mogłem... - mruknąłem. - Nie sądziłem, że dostanę takiego amoku. Przepraszam cię z całego serca. To było nieodpowiedzialne.
Jaskółkaobserwowała mnie uważnie aż westchnęła ciężko. Przemyła swoje dłonie i podała mi wiadro.
- Jak się czujesz?
- Nie wiem - przyznałem oglądając swoje dłonie. Przemyłem je i otarłem wciąż piekące oczy. - Wszystko jest... takie o b c e.
Obce było zbyt powierzchownym określaniem, ale nie chciałem okazywać swoich słabości.
Wszystko było tak nieprzyjemnie intensywne. Zbytecznie moce. Irytująco bolące. Do przesady wyraziste. Niepotrzebnie wyolbrzymione przez układ nerwowy.
Bodźce z otoczenia docierały do mnie intensywniej niż przedtem. Czułem nawet jak ziemia nieprzyjemnie wpija się w kolana. Dźwignąłem się z powrotem na drewnianą ławeczkę. Czułem całe ciało biomanekina, każdy jego element jak nigdy wcześniej. Analiza wszystkich doznań zdecydowanie utrudniała skupienie.
Ponadto zachodzące słońce bardziej raziło mnie w oczy, przez co musiałem się skrzywić i zmrużyć powieki. Lekki powiew wiatru sprawił, że zapach łąki ponownie uderzył w mój nos, aż zakręciło mi się w głowie. Złapałem głęboki oddech, przyznając, że mieszanka zapachów kwiatów była niesamowicie mocna i... p r z y j e m n a. Zupełnie jakby ktoś muskał moje komórki w jamie nosowej. Nigdy wcześniej nie czułem zapachu kwiatów. Aż tylu różnych kwiatów! To było niczym koncert różnorodnych dźwięków, które splatały się ze sobą w niezwykłą melodię. Z każdym zaczerpniętym prze nos tchem miałem wrażenie, że zapachy biją się ze sobą o dominację. Nie chciałem, aby przestały, chciałem, aby jeszcze raz muskały mój umysł. I jeszcze raz.
W swoim Redstariańskim ciele za ''przyjemny zapach'' uznać mogłem co najwyżej shake lub inny produkt wysokobiałkowy. Życie w sterylnych warunkach sprawiło, żę rejestrowanie różnych bodźców stało się zbędne. Wcześniej biomanekin również posiadał obniżoną reaktywność na bodźce typu zapach czy smak. Dlatego teraz doznałem takiego szoku. Nie spodziewałem się, że zapachy mogą być tak różnorodne... tak przyjemne. Słodkie.
- To może... hm... niech pomyślę - zastanowiła się Jaskółka, wyrywając mnie z analizy zapachów. - Dobrze, chodź ze mną.
Razem udaliśmy się do stodoły, gdzie stał wielki zimnokrwisty ogier. Tu zapachy się zmieniły. Wnętrze budynku pachniało sianem i czymś zupełnie nowym, prawdopodobnie zwierzęciem. Przyłapałem się na tym, że ponownie zaciągam się powietrzem, aby pozwolić bodźcom dotrzeć do komórek węchowych. Musiałem przestać to robić, Terranie nie węszą jak co poniektóre gatunki. Ale te zapachy były tak interesujące nowe...! Ciekawe! Czegoś takiego nie da się namacalnie dotknąć czy przeczytać.
Kobieta zdjęła uzdę podwieszoną na beli, zerkając na mnie dziwnie.
- Dlaczego tu przyszliśmy? - spytałem, zaprzestając czynności węszących.
- Nie wiem od czego można zacząć tłumaczyć uczucia - przyznała. - Ale spędzanie czasu z końmi zawsze sprawiało mi przyjemność, więc może zaczniemy od czegoś przyjemnego?
- Dlaczego akurat konie?
- Nie są ludźmi, patrzą na świat inaczej - wzruszyła słabo ramionami.
- To oczywiste. Dzięki odpowiedniej lokacji oczu mają znacznie szersze pole widzenia od człowieka - odparłem, na co kobieta potrząsnęła głową z kwaśną miną.
- N-nie zupełnie oto mi chodziło... Chodziło mi bardziej oto, że konie są potężne i silne, a mimo wszystko potrafią być cierpliwe i delikatne. Kiedy jestem blisko nich, czuję wewnętrzny spokój. A w siodle, zapominam o otaczającym mnie świecie... Podejdź - zaproponowała, lecz gdy tylko się zbliżyłem ogier zarzucił głową prychając donośnie. Zaczął też tupać kopytem agresywnie, zupełnie jakby tym przenikliwym oczom nie umknął fakt iż nie jestem prawdziwym człowiekiem. - Prrr, spokojnie! Churchill, spokooooojnie...!
Jaskółka zdołała uspokoić konia i założyć mu uzdę na głowę. Uszy konia nasłuchiwały komend kobiety. Zwierzę posłusznie spełniało jej wolę, oboje grzecznie wyszli z boksu. Kobieta wyprowadziła ogiera ze stodoły i uwiązała lejce na haku. Ruszyłem w ich kierunku, widząc jak koń znowu nerwowo stąpa kopytami po ziemi.
- Stój, co robisz? - krzyknęła nagle kobieta.
- Idę do ciebie?
- A nie wiesz, że nie podchodzi się do konia od strony zadu? - jęknęła znudzona.
- Dlaczego?
Kobieta pacnęła się dłonią w twarz.
- Jak podejdziesz, to się zorientujesz.
Zrobiłem krok przed siebie, ignorując jak uwiązany koń wierzga. Ogier zarżał i strzelił w powietrze tylnymi kopytami, posyłając biomanekina w tył. Błąd, posyłając mnie z wszystkimi bolesnymi konsekwencjami.
- Na miłość boską, Christopher! Nic ci nie jest?! - krzyknęła przestraszona kobieta.
- Zorientowałem się - przyznałem czując dotkliwy ból w brzuchu
Chciałem szybko wstać, lecz ból mi to skutecznie utrudnił. Poczułem jak biomanekina oblewa ciepło i pot. Serce waliło jak oszalałe, a dłonie drżały delikatnie. Nie podobał mi się ten stan organizmu. Szumiało mi w głowie ze wzrostu ciśnienia. To było coś nowego.
- To był sarkazm, nie rozkaz! - żachnęła się Jaskółka, upewniając się czy wszystko ze mną w porządku. - Każdy głupi wie, że do konia nie podchodzi się od tyłu! - sapnęła łapiąc się za głowę. - Nie wierzę, że to zrobiłeś...
Czy Jaskółka sądziła, że byłem głupi? Śmieszne, że wiedziałem znacznie więcej od wszystkich Terran razem wziętych!
Aczkolwiek jej uwaga dotycząca mnie... zabolała. To było dziwne. Nie chodziło wcale o ból spowodowany kopnięciem konia, czy oszołomienie wywołane adrenaliną. Ten ból pochodził jakby ze środka mnie. A może ze środka biomenekina? To była kolejna emocja czy uszkodzenie awatara? Może kopnięcie spowodowało jakiś wewnętrzny krwotok? Nie, to nie był zwykły prosty ból. Ten ból był złożony, zdecydowanie skomplikowany niczym obliczenia algorytmów gwiezdnych.
- O proszę... - mruknęła zaintrygowana przeglądając mi się jakbym był artefaktem na wystawie. - Krzywisz się jak Mirabelka, której zabierze się mirabelki. Może coś się tam ruszyło w tobie? - zadumała.
- Za takie przyjemności to ja chyba podziękuję - burknąłem.
- Hah, to raczej nie ma nic związanego z przyjemnością, ale i tak wspaniale doskonale! - uśmiechnęła się szeroko Jaskółka. Westchnąłem zbolały. - Myślę, że trafiliśmy na pierwszą emocję. To powiedz. Jeździłeś kiedyś na koniu?
- Nie - odparłem na co brwi kobiety powędrowały wysoko do góry.
- Boże, z jakiej tyś się choinki urwał, to ja nie wiem. - zaśmiała się kobieta wytykając mnie palcem- Ha, ha! Co z ciebie za szpieg, który na koniu jeździć nie potrafi?
Nie wiedziałem dlaczego nieprzyjemne ciepło rozlało się po ciele biomanekina. Dlaczego czułem się tak źle i niezdrowo i miałem wrażenie, że uczucie to eskaluje? Jaskółka popłakała się ze śmiechu, rozczochrując mi włosy.
Zerwałem się z trudem z ziemi i zmierzyłem ją wzorkiem z góry. Czy to była próba zdominowania mnie? Sygnał do rozpoczęcia walki? Zacisnąłem dłonie w pięści, czując napięcie mięśni. Rozluźniłem szybko dłonie. Nie, walka z Jaskółką w każdym calu przekreśliłaby powodzenie misji. Po za tym stracie z kobietą byłoby niesprawiedliwe, bo nie miałaby ze mną szans. Chociaż jej celny plaskacz, wywarł wrażenie na komórkach bólowych biomanekina.
To co odczuwałem nie było przyjemne. Mój umysł zaczął spinać powoli doznania z posiadaną teorią. Bardziej emocjonalne rasy chyba określają ten stan mianem upokorzenia. Czy naprawdę ktoś mógł się tak czuć, gdy Redstarianin wytykał mu błędy? Wcześniej zaprzeczyłbym natychmiast, przecież zwrócenie uwagi i szerzenie wiedzy to dobro uniwersalne. Lecz w aktualnym stanie nie byłem już taki pewny. To okropne doznanie! Nie chciałem go czuć! Zdecydowanie odczuwanie tego wszystkiego było zbędne.
Mój umysł wertował informacje dotyczące jazdy konnej. Owszem, konie były bardzo dobrze znanym zwierzęciem transportowym Terran, lecz nigdy nie miałem okazji choćby rekreacyjnie pojeździć. Nie widziałem w tym większego sensu.
- No i co? - spytała Jaskółka przyglądając mi się z uwagą. - Chyba coś tam poczułeś. Nigdy wcześniej nie widziałam cię tak obrażonego na świat. To się nazywa gniew, jak sądzę. Może i trochę przykrości ci sprawiłam? - przyznała muskając brodę w zastanowieniu. - Ale tylko po to, abyś znów mógł czuć, to nic osobistego.
- Ale ja u m i e m jeździć na koniu - wycedziłem przez zęby.
- Christooopher, nie musisz mi niczego udowadniać - jęknęła Jaskółka wywracając oczami. - Po za tym Churchilla coś dzisiaj ugryzło... nigdy się tak nie zachowywał. Wcześniej muchy by nie skrzywdził...
Chciałem podejść do ogiera, lecz na jego nerwowy ruch całe moje ciało cofnęło się o krok. Poczułem wyimaginowany ból, który zatrzymał ciało. To również było coś nowego. Pierwszy raz miąłem odczynienia z niezależnym odruchem biomanekina. Na pamięć mięśniową było za szybko, ale ewidentnie układ nerwowy chciał uniknąć ponownej konfrontacji z kopytami zwierzęcia.
Co za potworne głupstwo. Byłem Redstarianinem! Siłą mojego umysłu powodowałem, że zwierzęta były mi uległe i posłuszne. Ponadto potrafiłem przyswajać wiedzę w tempie nieosiągalnym dla ludzi. Jeżeli zachcę pojeździć na koniu, zwyczajnie to zrobię.
Mimo protestów i uwag kobiety złapałem siodło i poszedłem szerokim łukiem, aby ominąć zad konia. Dotarłem do boku zwierzęcia, chcąc zarzucić siodło na jego grzbiet. Ogier w ułamku sekundy zmienił swoją pozycję i trafił celnie kopytami.
- Boże Christopher! - krzyknęła kobieta łapiąc się za głowę
- Ta głupi czy jaki, nie zachodź konia od tyłu! - wydarła się Głuszec. - Chodźcie na obiad!
Leżąc plackiem na ziemi, czułem jak wilgoć ponownie zbiera się w oczach biomanekina. Była to najwyraźniej reakcja na ból, który aktualnie przeszywał każdy narząd wewnętrzny. Bez przerwy. Westchnąłem ciężko widząc zmartwioną twarz Jaskółki nad sobą.
- Podjąłem decyzję, że nie będę dziś jeździł na koniu - oznajmiłem kręcąc głową.
- W ogóle nie będziesz jeździł - bąknęła kobieta. - Możesz wstać?
Potaknąłem krzywiąc się z bólu. Obolały wstałem czując dokładnie miejsca, w które trafił ogier. Kobieta zabrała zdenerwowane zwierze z powrotem do boksu, ja natomiast odniosłem siodło na miejsce. Jaskółka przytuliła szyję ogiera na pożegnanie i zamknęła za sobą drewniane drzwiczki. Posłała mi delikatny uśmiech i ruszyła w kierunku domu.
Ruszyłem za nią, lecz w połowie drogi moją uwagę przykuł wyróżniający się na tle roślinności kwiat. Ten miał spiczaste płatki, które tworzyły krąg niczym horyzont zdarzeń wokół czarnej dziury. Ale kolor był tak intensywnie niebieski, tak kuriozalnie szafirowy, że mógłbym podziwiać go godzinami. Coś znowu wewnątrz mnie sprawiało, że nie mogłem oderwać wzroku. Było mi dobrze na widok niebieskiego kwiatu, równie niebieskiego co moja Redstariańska skóra.
- Chodź, na co czekasz? - spytała zniecierpliwiona Jaskółka. - Obiad wystygnie.
- Ten kwiat... - rzekłem z podziwem, pokazując jej ziemię u swych stóp.
Kobieta podeszła i spojrzała na roślinkę, później na mnie z lekkim zwątpieniem.
- To tylko chaber - odparła niewzruszona, poczym pewnym ruchem zerwała roślinkę.
Coś wewnątrz mnie szarpnęło, choć nie drgnąłem o milimetr. Wiedziałem, że zerwane rośliny bez odpowiedniej opieki obumierały. Nie chciałem, aby ten chaber zaniknął, pragnąłem by trwał racząc mnie swym niebieskim kolorem.
- Dlaczego go zerwałaś? - spytałem ze smutkiem.
- Mnóstwo ich tutaj rośnie - stwierdziła beztrosko Jaskółka, zbliżając kwiat do nosa.
- Ale ten jest inny niż tamte. Tamte nie mają takiego koloru jak ten.
- Jak dla mnie wszystkie są piękne. Ale jeśli ten tak bardzo się podoba, proszę - odparła z uśmiechem podając mi chaber. - Weź go sobie jeśli ci się podoba, pełno ich tu.
Trzymałem kwiat w dłoni i powtórzyłem ruch kobiety. Zbliżyłem roślinę do nozdrzy i nabrałem powietrza. Jego delikatny słodki zapach uderzył w zmysły. Jakież to intrygujące, przyznałem.
Wcześniej nie poświęcałem czasu nad rozmyślaniem nad rozwiązaniami ewolucyjnymi innych istot, gdyż nie miałem ku temu żadnych powodów. Wiedziałem, że niezliczona ilość roślin pomimo braku narządów wzroku, tworzyło wyróżniające się kwiatostany, aby przyciągnąć zapylacze. A może i nawet oczarować swym pięknem inne stworzenia. Dotychczas logicznym było dla mnie prowadzenie upraw roślin, które rodziły zjadliwe plony. Schemat prosty i oczywisty, nawet dla pierwotnych cywilizacji urozmaicających swą dietę roślinami. Nigdy jednak nie pojmowałem dlaczego niektóre istoty hodują rośliny dla kwestii wizualnych zamiast funkcjonalnych.
Trzymając w dłoni kwiat rozumiałem dlaczego hoduje się rośliny, które nie owocują zjadliwymi owocami. To kwestia chemii. Wszystko poprzez reakcje zachodzące w ciele biomanekina, które determinują pojęcie piękna i... czegoś jeszcze. Wcześniej nie poświęciłbym roślince więcej niż sekundę, w której Redstariański umysł uznałby ją za nieprzydatną.
Teraz chciałem patrzeć na każdy kąt załamania świtała w cieniutkich płatkach i porównać z kolorem swojej skóry. Mojej prawdziwej skóry. Coś co teraz się we mnie mieszało, chyba zwane było nostalgią. Przyjemne wspominanie i zatracanie się w sobie, choć doskonale wiedziałem, że kwiat nie stanowi realnie żadnej cząstki mnie. Jeszcze raz zaciągnąłem się zapachem kwiatu próbując zapamiętać jego woń i opuściłem go na ziemię.
Pora obiadu przyniosła ze sobą nowe doznania. Zapachy i smaki. Niesamowicie przyjemne smaki. Jajka były smaczne, szczególnie żółtka. Chleb, też był dobry. Miał wspaniałą fakturę, trzeba było go rzuć przez co smak był jeszcze intensywniejszy. Ziemniaki z koperkiem, bardzo ciekawe, miękkie i wyraziste zarazem. Każde warzywo było inne w smaku i posiadało odmienną gęstość. Pomidor, marchew, fasola, cebula.
Przypadkowo dokonałem odkrycia, że połączenie składników tworzyło coś nowego. Ziemniaki z warzywami, albo jajko na chlebie tworzyły nieznane wariancje odczuć. Mimo, że znałem już ich smak, razem smakowały po stokroć lepiej! Tylne różnorodnych smaków! Chciałem poznać każdą możliwą kombinację! Chciałem je móc odczuwać dłużej, lecz ich smak był ulotny.
Zorientowałem się, że Jaskółka i Głuszec patrzą na mnie dziwnie. Nie byłem pewny dlaczego, zachwalałem jedzenie. Ludzie nie mieszali składników, aby zbadać ich nowy ciekawszy smak? Najraźniej nie, bo tylko mój talerz przypominał zderzone galaktyki.
Jadłem z takim zapałem, że rozbolały mnie trzewia. To było niesprawiedliwe, było tyle różnych rzeczy do zjedzenia. Tyle wariancji smaków przy tak ograniczonym żołądku. Teraz było mi niedobrze i nie mogłem nawet myśleć o kolejnym kęsie jedzenia. Okropne. To doświadczenie na pewno sobie zapamiętam na przyszłość.
Przy A.I. i synchronizowanym shakespresie nie było mowy, aby doprowadzić się do stanu przejedzenia czy głosu. W przyszłości będę musiał więcej uwagi poświecić wielkości jedzenia jakiego spożywam, a także w jaki sposób. Chociaż ciekawość nakazywała mi poznawać nowe smaki, zachłanność doprowadzała do nieprzyjemnego stanu.
Gdy nastał mrok Terranie udali się na spoczynek. Nie protestowałem, aby ukryć biomanekina na strychu stodoły i również ułożyć go do odpoczynku. Pierwszy raz czułem w ciele tak przytłaczające zmęczenie. Nie było ono przyjemne i odprężające jak po bieganiu. Powieki same mi opadały, a myśli co się łączyły to rozpadały. Dosłownie toczyłem walkę z ciałem o utrzymanie świadomości.
Gdy manekin leżał ukryty w stertach kłującego siana, wycofałem się z powrotem do swojego ciała. Nareszcie. Choć powrót był inny niż poprzednie. Lekko szumiało mi w głowie i przez chwilę nie mogłem odnaleźć się w pustce. Tyle bodźców zniknęło w ułamku sekundy. Miałem wrażenie, że implanty oczu mnie mrowią. Mrugnąłem jednak kilka razy i całkowicie opuściłem sprzęg.
Odetchnąłem głęboko i zgrabiłem się na fotelu, pozwalając myślom się odnaleźć. Nareszcie otaczała mnie izolowana czysta i niezmącona cisza. Błogi spokój. Spojrzałem na swoje dłonie i zacisnąłem je kilka razy w pięści. Dotyk i nacisk nie był tak przejmująco intensywny. Przetarłem palcami po skórze i odetchnąłem jeszcze raz. Brakowało mi tej sterylności, a przede wszystkim czystości umysłu. Moje myśli nareszcie były klarowne i racjonalne. Takie jakie powinny być.
Jeden z hologramów wygenerował listę rutynowych obowiązków, które muszę zrobić. Prychnąłem. Jeszcze nigdy nie zapomniałem o posiłku, wysiłku fizycznym czy innych potrzebach fizjologicznych. Przed tym jednak miałem coś innego do załatwienia. Założyłem skafander i obniżyłem pułap myśliwca.
Przyłapałem się na tym co robiłem. Co ja tak właściwie robiłem? Chciałem wytłumaczyć koniu kim byłem! Kompletny absurd! Nie powinienem opuszczać myśliwca, od tego był awatar. Cofnąłem dłoń od panelu sterowania i pokręciłem głową.
W ciele biomanekina nie mógł się doczekać, aby tego dokonać, dokładnie pamiętałem to u c z u c i e. Pragnąłem nawiązać nić porozumienia z tą kopytną istotą, bo mnie wkurzyła. Chciałem wytłumaczyć ogierowi, że nie stanowiłem zagrożenia. W biomenkinie chyba oberwałem kopytami o jeden raz za dużo.
Aktualnie w żadnym stopniu nie zależało mi, aby tłumaczyć się przed nieparzystokopytnym. Aczkolwiek, jeśli wciąż będzie się tak agresywnie zachowywał, może to wpłynąć na powodzenie mojej misji. Aktualnie musiałem dostać się w głąb polskiej konspiracji, a do tego będzie potrzebny mi transport. Jeśli koń oszaleje na drodze może wyrządzić krzywdę Terranom.
W takiej sytuacji załatwię to bardzo szybko. Koń przestanie się bać biomanekina, dzięki czemu nie będzie stanowił zagrożenia dla misji. Dotknąłem panelu, a podłoga myśliwca uformowała rampę. Nacisnąłem przycisk na zgięciu lewego kłykcia. Nad przedramieniem uformował się hologram ze skanera. Dzięki temu widziałem nie tylko układ budynków, ale także aktualne położenie Terran. To pozwoli mi uniknąć nawiązania bezpośredniego kontaktu z tubylcami.
- Danveldranopaxie, nie powinieneś opuszczać myśliwca - rozbrzmiał A.I.
- Zaraz wrócę.
- Możesz doprowadzić do incydentu z udziałem...
Zignorowałem reprymendę sztucznej inteligencji i ruszyłem rampą w otchłań. Wyszedłem na pole tuż za stodołą, słysząc cykanie owadów. Zaczerpnąłem powietrza głęboko w dziwnym oczekiwaniu. Wypuściłem powietrze. Nic, zero zapachów mącących zmysły. Czego innego mógłbym się spodziewać.
Ziemska atmosfera była nieco uboższa w tlen, więc kliknąłem na przyciski na obojczykach pancerza, aby ten zmaterializował hełm. Ogier musiał wyczuć moją obecność, bo zarżał donośnie. Odetchnąłem i skupiłem myśli na zamknięciu. Gdy boks się otworzył koń natychmiast skorzystał z okazji.
Zimnokrwisty ogier wybiegł z szopy zarzucając grzywą i praskając co chwila. Ukazał się w pełni okazałości, uderzając o ziemię silnymi nogami. Stanął naprzeciw mnie z szeroko rozdętymi nozdrzami i zdziwionymi oczyma. Jego oddech formował duże obłoki, które świadczyły o spadku temperatury.
Wyprostowałem się dumnie, wypinając pierś. Prosty mentalny atak dał do zrozumienia zwierzętom w pobliżu kto przed nimi stał. Ogier natychmiast wyczuł bijącą ode mnie energię i położył po sobie uszy. Schylił umięśnioną szyję i podwinął kopyto, aby się zgrabnie ukłonić. To wystarczyło, zwierzę było już w pełni uległe i poddane mej woli. Koń wyprostował się i wysłuchał mej prośby, aby się zbliżyć. Mimo iż zimnokrwisty ogier był dla ludzi olbrzymem, teraz ja przewyższałem jego. Pogładziłem delikatnie jego grzywę oraz głowę.
Umysły zwierzęce były o wiele prostsze od istot, które klasyfikujemy do inteligentnie tworzących. Bezproblemowo przekazałem ogierowi, że biomanekin i ja w rzeczywistości to ta sama istota. Koń parsknął i posłusznie powrócił do swojego boksu w stodole. Dzięki telekinezie zamknąłem furtkę.
Doskonale, mogłem już wrócić na statek i zatracić się w swoich rutynach. Zawróciłem w kierunku myśliwca i zahaczyłem nogą o kępkę roślinności. Od niechcenia zerknąłem w dół i natychmiast rozpoznałem chabry. Najzwyklejsze chabry, niczym nie wyróżniające się na tle innych roślin.
Kucnąłem przy nich by móc lepiej im się przyjrzeć. Pamiętałem jakie wrażenie wywarły na mnie w ciele biomanekina. Te zwykłe, niepozorne kwiaty. Chciałem już je ominąć, ale coś nie dawało mi spokoju. Nie umiałem tego nazwać. Nie umiałem tego wytłumaczyć.
Zerwałem niebieski kwiat i dezaktywowałem przyłbicę. Obracałem chwilę roślinkę w palcach i zbliżyłem do szpar. Wciągnąłem powietrze do płuc, chcąc natknąć się chociaż na znikomy, śladowy zapach. Nic jednak nie poczułem.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top