VI. Głuszec, ale nie ślepiec

Zamarłem w bezruchu, czując jak kolejna kropelka mojej krwi wolno spływa po mojej brodzie. Dopiero po dwóch sekundach znalazłem racjonalną odpowiedź na ten incydent. Automat modułu telekinetycznego systemu przyciągania musiał niefortunnie wciągnąć znajdującą się przy biomanekinie Jaskółkę.

Kobieta była świadkiem mojej mentalnej walki z telepatą, lecz skąd mogła to wiedzieć, że to ja walczę o dobro Ziemi? Była przerażona do szpiku kości. Z jej punktu widzenia zamordowałem w nieznany sposób Hauptsturmführera ze szczególnym okrucieństwem. Dla niej byłem co najwyżej straszliwym potworem, podczas gdy ranny Christopher leżał u jej boku i umierał na jej ramionach.

Byłem ciekaw co zrobi, choć nawet tak błahy eksperyment był dość nieetyczny w tej sytuacji. Nie krzyczała, tylko oddychała nie równo. Najwyraźniej w pewnym stopniu oswoiła się z mym widokiem, lub nie chciała sprowokować ataku żadnym swym czynem. Jej niebieskie oczy były dzikie, a ciało pobudzone do ucieczki i walki. Było w tym coś co mi się podobało, choć ,,podobać'' to za dużo powiedziane. Jej aktualny stan był najczystszą postacią jaką można dostrzec w żywej istocie. Szczera, prostolinijna i najbardziej pierwotna chęć przetrwania. Bez zbędnych słów, mieszających się emocji czy innych elementów, które powodują informacyjny szum. Ponadto pierwszy kontakt zawsze był ciekawy, nieprzewidywalny.

Jaskółka szybko oceniła sytuację. Wiedziała, że jest na przegranej pozycji i ma do czynienia z istotą rozumną. Jej myśli były tak głośne, że słyszałem je bez problemów.

- P-proszę, nie rób nam krzywdy. Błagam, nie zabijaj nas... - wykrztusiła to tak słabo, że moje wewnętrzne uszy ledwie to wychwyciły. Po chwili wydukała te same słowa w języku niemieckim, licząc, że coś zrozumiem.

Nie patrz na niego, może nie powinnaś, nie patrz na niego, nie prowokuj, kurwa przestań się gapić, myślała donośnie Jaskółka. Przerwała kontakt wzrokowy zamykając powieki i opuszając głowę. Nawet uległość jest okazywana podobnie na wielu planetach we wszechświecie, pomyślałem. Przyłapałem się na tym, że stałem jak wryty przez całe dziesięć sekund, odkąd na nią spojrzałem.

Ruszyłem w jej kierunku powoli. Moje kroki sprawiły, że nie podniosła wzroku, ale zadrżała zdenerwowana. Z mojej perspektywy wydawała się być jeszcze mniejsza i bezbronna niż przedtem.

Niestabilny umysł to słaby umysł. Jej zlęknione do cna myśli przypominały opustoszały stadion, odkryty na wszelakie ataki. Wejście do jej umysłu było proste i bezbolesne. Nakryłem wszystko wyimaginowaną płachtą odcinającą od rzeczywistości. Mogła poczuć jedynie przypływ senności i powieki same opadły jej w dół. Zatraciła się w śnie, a jej głowa opadła bezwładnie.

Dzięki telekinezie wzmocnionej antenami, bez problemów uniosłem dwa ciała. Przeniosłem uszkodzonego biomanekina na stół regeneracyjny, Jaskółkę zaś na nowo powstały blat obok. Myślą nakazałem dezaktywację alarmu, mogąc nareszcie delektować się ciszą. Wypuściłem ciężko powietrze aż drobne kropelki mojej krwi rozprysły się w powietrzu. Dotknąłem uderzonego miejsca dłonią i skupiłem myśli, aby zasklepić swoje rany w pierwszej kolejności. Po chwili przyjemnego ciepła rozchodzącego się po tkankach mogłem odetchnąć pełną piersią. Bioenergio terapia była przydatną umiejętnością. 

Spojrzałem na nieprzytomną Jaskółkę. Nie powinienem był dopuścić do takiej sytuacji. Nie mogłem od tak teraz usunąć jej pamięci, było to niezgodne z kodeksem. Wypełnianie specjalnego protokołu byłoby okropną skazą w raporcie. Co innego wykorzystać manipulację umysłu podobnie jak Mitroplexxomar, co innego robić to, bo pozwoliło się na wtargnięcie tubylca na pokład. Niczym intergalaktyczny idiota.

Mogłem jedynie sprawić, aby jej wspomnienia wyblakły, zatarły się nieznacznie. Wciąż będzie mieć je w głowie, lecz nie będą miały tak potężnej wagi emocjonalnej. Gdy ujrzy mnie ponownie w postaci biomanekina, z łatwością przekonam ją, że zemdlała i miała koszmar.

Przyłożyłem czystą dłoń do jej czoła i czym prędzej oddaliłem jej wspomnienia. Przez chwilę wahałem się, do którego momentu powinienem upozorować zemdlenie. Chwilę przed tym jak zobaczyła biomanekina nadzianego na widły? Czy może od chwili, gdy Hauptsturmführera zaciągnął ją do szopy? Mógłbym jej dzięki temu oszczędzić traumę wywołaną próbą gwałtu. Trzymałem się tych pęczków wspomnień zaskoczony nieco ilością myśli o Christopherze Hardym. Intrygujące.

Nie. Nie mogłem pozwolić sobie, na bezkarne łamanie czyjejś prywatności spowodowane czymś tak irracjonalnym jak moja ciekawość. Owszem, przeglądanie czyjegoś umysłu zawsze było czymś kuszącym dla Redstarianina, ale musiałem się powstrzymać. Przekopywanie wspomnień kobiety nie miało żadnego udziału w wypełnieniu celu, tak więc było etycznie niezgodne. Wybrane wcześniej wspomnienia zatarłem, aż stały się niewyraźne jak sen. Doskonale.

Wyszedłem z umysłu Jaskółki, której rysy twarzy ukazywały spokój i ulgę. Oddychała spokojnie i miarowo w porównaniu do biomanekina. Jego oddech był świszczący przez krew płucach. Hauptsturmführer porządnie podziurawił widłami mojego awatara. Ruchem dłoni uruchomiłem MechMedyka, aby przyśpieszył leczenie biomanekina. Nie mogłem pozwolić sobie, aby hospitalizacją zajął się sam stół regeneracyjny, bo trwałoby to zdecydowanie za długo. Z resztą zamieniłem miejscami ciała ludzi. MechMedyk zajmie się awatarem, a stół regeneracyjny zajmie się wszelkimi obdarciami Jaskółki. Moja historyjka musi być przecież w pełni wiarygodna.

W budynku wciąż ich powrotu oczekiwali Gacek i ranna Głuszec. Ponadto w każdej chwili może pojawić się patrol, który nie będzie łaskawy dla staruszków, kiedy znajdzie trupy. Będę musiał pozbyć się ciał nazistów oraz śladów krwi i to jak najszybciej. W przypadku niemieckich pionków dowództwo będzie podejrzewało dezercję, lecz po zniknięciu Nartiliańskiego szpiega... mogą zacząć coś podejrzewać. Staną się czujniejsi, co utrudni mi dotarcie do celu.

Aktualnym priorytetem było jednak dostanie się do piekarni. A żeby móc tam łatwo przeniknąć, potrzebuję utworzonych już relacji z tubylcami. Muszę odstawić Jaskółkę bezpiecznie do domu, oczyścić miejsce ze śladów zbrodni i w razie potrzeby opatrzyć staruszków. W ramach wdzięczności za ratunek życia powinni już całkowicie zaufać biomanekinowi. Tak, zdecydowanie tak będzie. Wiele istot po ocaleniu życia darzy wybawiciela osobliwą relacją, bardzo często zakrawającą pod uwielbianie.

Wdrożyłem plan w realizację, myślami rozdając systemom zadania. Posłałem jednego z mobilnych dronów, aby zrekonstruował i naprawił dziurę w ścianie szopy. Inny zaś dron zajął się oczyszczaniem ubrań kobiety ze śladów krwi. Bez tego Jaskółka nie przyjęłaby mojej wersji zdarzeń i szybko stwierdziła, że kłamię. Fabrykator wytwarzał nowe ubrania dla biomanekina. Mały sprzątający robocik zawzięcie krążył po pokładzie czyszcząc powierzchnie. W wolej chwili umyłem dłonie. O skażenie biologiczne nie musiałem się martwić. Każdy członek Federacji Międzygwiezdnej był szczepiony specjalnie zaprogramowaną Nanotarczą. W moim ciele miliardy nanobotów wzmacniały system odpornościowy, a także odpowiedzialne były za degradację komórek, które pozostawiam po sobie, uniemożliwiając rozprzestrzenianie się patogenom. Zatem i Jaskółka była bezpieczna.

Zwłoki będę musiał przenieść do lasu, poza zasięg ludzkich oczu i następnie przechwycić myśliwcem. Naziści mogliby odnaleźć dziki grób i rozstrzelać tutejszą ludność. Upozorowanie samobójstwa byłoby bardzo ciężkie ze względu na odniesione przez nich obrażenia.

Pozostaje zabrać ciała i pozwolić specjalnie zaprogramowanym nanobotom rozłożyć ciała na proste cząsteczki. Nachyliłem się nad zwłokami Nartilianina i aktywowałem kolejny moduł. Półprzeźroczysta kopuła zakryła ciało, pozwalając nanobotom na realizację programu. Mimo mętnej struktury było widać jak postać szpiega maleje, zupełnie jakby się rozpuszczała. Rozpływała. Następnie myśliwiec rozpyli pozostałości do atmosfery. Najprawdopodobniej blisko ziemi, aby molekuły stały się źródłem minerałów dla roślin. Naziści zostaną uznani za nieodnalezione ofiary wojny. Nartiliański szpieg za nieudacznika, który dał się zabić wrogowi.

Biomanekin był ponownie zdatny do użytku, toteż usiadłem w fotelu i pozwoliłem kablom zrobić swoje zadanie. Już jako awatar ubrałem czystą odzież.

- Osadź myśliwiec za szopą i otwórz zejście. - nakazałem męskim głosem, na co statek zareagował bezzwłocznie

Chwyciłem Jaskółkę na ręce, mając wrażenie, że waży tyle co dziecko. Wzmocnienia biomanekina były bardzo przydatne, jak widać nie tylko w walce. Zszedłem ostrożnie po rampie i ruszyłem w kierunku budynku mieszkalnego. Przez dźwięk moich kroków Gacek stał wystraszony. Trzymał w drżącej dłoni drewnianą łyżkę, zapewne pierwsze, co wpadło mu w ręce.

- Spokojnie, to ja. Jestem razem z Jaskółką, straciła tylko przytomność. Jest cała i zdrowa. - powiedziałem szybko

Na pomarszczonych rysach człowieka pojawia się ogromna ulga. Ruszyłem pomiędzy bałaganem i ciałami do pokoiku, aby położyć czarnowłosą na łóżku.

- Niech Ci Bóg wynagrodzi... - wyszeptał z trudem Gacek- A co z innymi...? Nazistami?

- Nie żyją. - odparłem bez emocji, wracając z pokoju- Czy z Głuszec wszystko w porządku?

- Ja... - rzekł zmartwiony otwierając zaschnięte usta. Brwi jego zmarszczyły się mocno- N-nie wiem, nie widziałem co się stało... ja usłyszałem tylko, że upadła.

Przykucnąłem przy starszej kobiecie, oglądając jej rozcięte czoło. Rana nie była głęboka ani szczególnie spuchnięta. Raczej obyło się bez uderzenia, jak wcześniej podejrzewałem. Prawdopodobnie zemdlała i podczas upadku uderzyła głową o podłogę.

- Jej rana nie wygląda groźnie, powinna niedługo odzyskać przytomność. Przeniosę ją na łóżko i zrobię okład. - stwierdziłem, biorąc w ramiona starszą kobietę

Na końcu do tego samego pokoju zaprowadziłem Gacka, aby nie przewrócił się o bałagan zrobiony przez nazistów. Nakazałem mu sprawować pieczę nad kobietami, podczas gdy ja zabrałem się za zbieranie ciał.

***

Kiedy pierwsze prześwity świadomości dotarły do Jaskółki, zrobiło jej się nie dobrze. Miała mętlik w głowie. Przez chwilę nie wiedziała gdzie się znajduje, ani jak się tu zaznała. Za oknami było już niemal całkowicie ciemno, a przecież było południe...!

Spałą tak długo i miała potworny koszmar? Nie, to nie był koszmar. Uzmysłowiła to sobie widząc prześwit do drugiego pokoju. Głuszec trzymała się za głowę, przecież upadła. Na podłodze był jeszcze bałagan.

To nie był koszmar, to się wydarzyło. Serce jej ścisło się ze strachu. Naziści wtargnęli do domu, na czele z tym obleśnym natrętem, Hauptsturmführerem. Zadrżała wspominając to co działo się później. Zawlókł ją do szopy. Tak. Zawlókł ją, to pamięta dokładnie. Jak się bała, jak próbowała się bronić.

Oddychała nierówno czując narastającą panikę. Wspomnienia później były tak potwornie rozmyte... To oznaczało jedno. Zemdlała i została wykorzystana.

Bała spojrzeć się między nogi. Zrobiło jej się słabo, mimo plam przed oczami jej świadomość walczyła by zweryfikować prawdę. Była bliska wydania z siebie krzyku, gdyby nie Christopher, który wyłonił się w progu drzwi.

- Nie krzycz. - powiedział w ostatniej chwili- Jesteś bezpieczna, nikt cię nie tknął. Gacek i Głuszec też żyją.

Jej umysł zapadł się jeszcze bardziej niż przedtem, miała wrażenie, że spada. Przebłysk wspomnień mignął jej w głowie. Przypomniało jej się jak szarpała się na gryzącym w skórę sianie. Jak ten sam Christopher co stoi w progu został nabity na widły przez Niemca. I to caluśkie dwa razy nie, wydając przy tym ani jęku. A później walczyli, walczyli aż nazista wyfrunął przez ścianę szopy. A później...? Im dalsze wspomnienie tym było bardziej rozmyte, nie mogła sobie przypomnieć. Pamiętała jak usilnie rozplątywała więzy, lecz jej dłonie nie nosiły przetarć. Pamiętała jak szukała amerykańskiego szpiega i znalazła go całego we krwi. Pamiętała oślepiające światło...

- Hauptsturmführer zaciągnął cię do szopy, ale zemdlałaś. - oznajmił spokojnym tonem- Byłem w pobliżu, zdążyłem w porę zareagować.

Nic nie pasowało, czuła to. Jaskółka była pewna, że to nie był jakiś sen. Sny nie są tak realne, prawda? Ale przecież mężczyzna byłby martwy po takich ranach... Może to był sen...?

- Byłeś ranny... - wydusiła z siebie w końcu- Przebił cię widłami, widziałam... ja...!

Mężczyzna zdziwiony zerknął na swoją czystą bluzkę i posłał jej rozbawiony uśmiech.

- Musiał ci się przyśnić paskudny koszmar. Zapewniam, że nic mi nie jest.

- Ale jak... ale... co z nazistami? - sapnęła chcąc przełknąć ślinę, lecz jej gardło było za suche

- Wziąłem ich z zaskoczenia. - odparł i kontynuował. Kobieta otworzyła tylko szerzej oczy, gdyż nie przypominała sobie, aby słyszała jakieś strzały. Jak się zatem ich pozbył?- Powinnaś odpoczywać. Ja muszę jeszcze tu posprzątać.

Miała mętlik w głowie. Okropny mętlik. Może rzeczywiście był to tylko koszmar. Jej umysł wykreował potworną śmierć dla Hauptsturmführera. I tą dziwną niebieską istotę. Wiedziała jedno, że musi się umyć po tym wszystkim, zmyć z siebie jak najszybciej brud tego dnia.

Rzuciła się pędem do łazienki. Wciąż czuła mdłości na myśl o ostatnich wydarzeniach, które obijały się o jej umysł niczym nieprzyjemny dzwon. Twarze nazistów miała ciągle przed oczami. Zrzuciła z siebie ubrania, rozpalając ogień w piecu, aby zagrzał nieco wodę w bojlerze. Zatrzymała się nagle przeglądając w przybrudzonym lustrze.

Kiedy ostatnio Hauptsturmführer szarpnął ją za ramię, zostawił po sobie okropnego siniaka na przedramieniu. Przejrzała się dokładnie w lustrze zdziwiona, obmacując miejsce opuszkami. Siniec zniknął. Nie było go. Jak to możliwe?

***

Wszystko przebiegało zgodnie z planem. Głuszec czuła się lepiej, Jaskółka odzyskała przytomność. Zdążyłem zabrać już wszystkie ciała i pozwolić modułowi degradacji dokończyć usuwanie śladów. Porozrzucane krzesła stanęły na nogi, a za zgodą i instrukcjami starszej kobiety przygotowałem strawę. Ugotowane jajka, chleb oraz herbatę. Jaskółka potrzebowała samotności, toteż nikt nie mącił jej spokoju. Posiłek minął w ciszy, którą czasami przerywały odgłosy hodowlanego drobiu. Zabrałem głos, gdy na niebie panował już mrok, a jedynym źródłem światła w pokoju były dwie naftowe lampki

- Gacku? Mam do ciebie pytanie.

- Słucham, przyjacielu. - odparł starzec, obracając się na słuch w moim kierunku- Co takiego cię nurtuje?

- Za pierwszym razem, gdy u was byłem... ostrzegłeś nas przed nadchodzącymi nazistami. Skąd wiedziałeś, że nadciągają?

Starszy mężczyzna zmarszczył się na chwilę, a cienie pogłębiły się na jego twarzy. Po chwili jego twarz rozjaśniła się i zachichotał, na co Głuszec przewróciła oczami. Gacek splótł w dziwny sposób w dłonie i dmuchnął. W pokoju rozległo się donośne przeciągłe huczenie. Musiałem zrobić jakąś głupią minę, bo staruszka się zaśmiała.

- No zgaduj, co to za dźwięk? - zaśmiała się Głuszec

- Brzmi jak gołąb. - sapnąłem nie rozumiejąc

- To sowa*! - sapnął uśmiechnięty od ucha do ucha staruszek

Gacek dmuchnął jeszcze dwa razy, odczekał chwilę i ponownie dmuchnął mocniej. Niespodziewanie od strony okna odpowiedział nam ptak. Dwa gruchnięcia. Nastała chwila przerwy a ponownie sowo-gołąb zahuczał dokładnie w tej samej kombinacji co staruszek na samym początku.

Patrzyłem na nich nie wiedząc co począć. Głuszec nie mogła wytrzymać ze śmiechu na mój widok. Gacek nadał kolejne dwa pohukiwania.

- Zgaduję, że nasz gość jeszcze nie pojął. - zaśmiał się słabo Gacek, próbując mętnym wzrokiem odnaleźć moją postać- Razem z kuzynką wymyśliliśmy sposób na przekazywanie sobie informacji. Właśnie spytałem jej czy wszystko w porządku. Odpowiedziała, że tak i spytała o to samo. Odpowiedziałem tak samo.

- To... to było zaskakujące. - wykrztusiłem.

- Wiemy. Naziści się nie zorientowali.

- Bo nikt nie zwróciłby na coś takiego uwagi... - mruknąłem wciąż oniemiały

Nasza baza danych nie wspominała, że ludzie potrafią w taki sposób się komunikować. Terranie potrafili wydać różne odgłosy, w tym gwizdy oraz naśladować wiele dźwięków, ale nie w celu przekazywania informacji. Stworzyli nowy sposób szyfrowania danych i tylko oni znali klucz odpowiedzi. To było coś nowego. Byłem pod wrażeniem sprytu tych istot, gdyż nawet ja się nie zorientowałem.

- Rozumiem... - mruknąłem sam do siebie, z chwilą zawracając się znów do Terrana- Gacku? A skąd wiedziałeś, że to ja zabiłem nazistów w tym pokoju? Dzisiejszego dnia. Nie wydałem z siebie ani jednego słowa, a ty jednak wiedziałeś.

- Naprawdę? - staruszek poruszył się nerwowo, marszcząc nieco- Możliwe, że miałem przeczucie... może twój odgłos kroków rozpoznałem... zgadywałem. - bąknął- W stresie i strachu człowiek różne rzeczy plecie...

- Powiedz prawdę. - przerwałem mu, gdyż od razu rozpoznałem kłamstwo. Ponadto podsłuchałem ich wcześniejszą rozmowę- Słyszałem jak rozmawialiście o mnie z Głuszec. Boicie się mnie.

- Christopher... - zaczął cicho i niepewnie starszy mężczyzna

- Słucham.

Nastała dłuższa chwila milczenia. Emocje na twarzy niewidomego można było czytać jak z otwartej księgi. Konsternacja, strach, niezrozumienie, wstyd.

- Wiem, że to dziwnie zabrzmi, ale... nie zrozum nas też źle, proszę, ale... - Gacek był podenerwowany, starał się ostrożnie dobierać słowa- Kim jesteś? Kim ty tak naprawdę jesteś?

A zatem dobrze ich podsłuchał. Oboje dyskutowali o jego biomanekinie, kiedy zajmował się usuwaniem dowodów. Głuszec tylko przysunęła się bliżej starszego mężczyzny, oboje ledwo znajdując się w zasięgu światła lampki.

- Jestem Christopher Hardy, szpieg amerykańskiego pochodzenia. - odparłem, co nie usatysfakcjonowało Gacka- Nie rozumiem twojego pytania.

- Nie denerwuj się tylko! - dodała starsza kobiecina- Jesteśmy ci dozgonnie wdzięczni za ratunek i nic nie zmieni tego. W naszym domu zawsze będziesz gościem...

- Ale twoje zdolności wykraczają poza ludzkie... - stwierdził Gacek i skrzywił się nieznacznie- Twój zapach jest tak specyficzny... sterylny, chemiczny, dziwny... może trochę jak agrest i guma, ale w życiu całym niczego takiego nie czułem. - zamyślił się, drapiąc za uchem- Może gdybyś akurat wyszedł ze szpitala, albo z laboratorium, ale żeby pachnieć tak ze szczerego pola...? W dodatku zabiłeś aż pięciu nazistów, nie marnując przy tym nawet kuli...

Wyprostowałem się nieznacznie, na co Głuszec zadrżała z szeroko otwartymi oczyma. Siwa kobieta ocknęła się dość szybko i zapewne widziała martwe ciała. Na pewno powiedziała mężczyźnie jakie obrażenia nosiły. Terranie bali się nieznanego. Gacek zmarszczył się nieznacznie, głaszcząc uspokajająco żonę po ramieniu.

- Rozumiem do czego zmierzasz. Nie musicie się mnie obawiać. Powiem wam, ale trzymajcie to w tajemnicy. Jestem szpiegiem najnowszej generacji. Moje ciało zostało zmodyfikowane w laboratorium, abym był skuteczniejszy w warunkach polowych. To wojna i wyścig zbrojeń, nawet jeśli tą bronią stają się ludzie.

- E-eksperymentowali na was...? - szepnął zmartwiony Gacek

- Tak.

- Nie wiem czy jesteście lepsi, w końcu dałeś się postrzelić, mój drogi. - wytknęła mu Głuszec

Odruchowo zakryłem ramieniem brzuch. Zapomniałem o tym, że biomanekin powinien symulować ranę, zamiast podjudzać ludzką ciekawość i teorie spiskowe. Tylko w pierwotnym założeniu, miał tu już nigdy nie wrócić.

- Nie odczuwam już bólu w takim samym stopniu jak kiedyś. Dzięki kuracji genowej jestem szybszy, silniejszy, moje ciało jest odporniejsze na choroby. Szybciej też zdrowieję.

- To odwracalne?

- Zmiany w organizmie nie. - odparłem

- Czy bolało jak ci to robili? - spytała zmartwiona Głuszec

- Tylko na początku. Zabieg składał się z wielu zastrzyków. Nie wielu przeżyło. - stwierdziłem bez emocji. Możliwe, że w tym tempie zostanę intergalaktycznym bajkopisarzem.- Szpieg wysłany do waszej piekarni nie dał rady dotrzeć. Góra zleciła mi przejąć jego zadanie.

Gacek i Głuszec się nieco spięli. Zapewne dlatego, że oni nie dostali żadnej informacji o tak poważnych zmianach. Wciąż byli nieufni wobec biomanekina.

- Możecie być spokojni, wiem, że piekarnia rozprowadza informacje w wypiekach. Ale musicie mnie wprowadzić. - powiedziałem, na co staruszkowie odetchnęli nieco z ulgą

- W porządku zatem. - potaknął Gacek- Gdyby pytali, naziści byli przejazdem i chcieli zabrać Jaskółkę, ale odmówiła. I tyle ich widziano. Musimy trzymać się jednej wersji zdarzeń i jak najdalej od problemów.

- Powiem Jaskółce. - zaproponowała donośnie Głuszec

- Dzisiejszej nocy pojedziemy do piekarni. - kontynuował Gacek- Normalnie, jakby nic się nie stało. Ale jeszcze bez ciebie, Christopher. Przekażemy informację o tobie odpowiedniej osobie. Brzeszczot zadecyduje co dalej. 

___________

* sowa - gdyby ktoś wątpił o co chodzi, to wrzuciłam filmik instruktarzowy, dzięki któremu sama się nauczyłam XD (bardziej druga połowa filmiku)

https://youtu.be/7WX2SwyTejI

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top