II. Jaskółka
Niebieska dłoń zawisła tuż nad przyciskiem dezaktywacji biomanekina. Niebieski kosmita otworzył szerzej powieki sześciorga oczu, przechylając lekko głowę. Ku jemu zdziwieniu nastolatka nie pobiegła po nazistów, aby go wydać. Pobiegła po sąsiadkę, która próbowała dotrzymać jej kroku. Trzymała w dłoniach dużą walizkę, a dziewczynka torbę. Skaner wykazał, że niosły mało zaawansowany sprzęt medyczny. Obie wpadły do domu szukając rannego.
Redstarianin cofnął dłoń od hologramu i wyłączył dostęp do panelu dezaktywacji. Ciekawość ponownie wygrała. Ludzie ewidentnie chcieli pomóc biomanekinowi i przyprowadzili kogoś kto najwyraźniej posiadał wiedzę medyczną.
W zaciszu swego statku, Danveld oglądał jednym okiem poczynania ludzi. Pozostałą uwagę skupił na latających dronach, które wypuścił aby przeskanowały pobliskie górzyste tereny.
Nartilianie nie byli na tyle głupi, aby przylatywać na orbitę okołoziemską transportowcami czy innymi większymi statkami. Zostałyby one w mig wykryte i przejęte lub zdezintegrowane przez Redstariańskie drony. Jedyną szansę powodzenia miały niewielkie i szybkie myśliwce, które lądowały w oceanie. Wykorzystywali najzdolniejszych żołnierzy, aby zająć najważniejsze i wpływowe posady. Mieszali w ludzkich umysłach, przejmowali kontrolę. Kierowali przedstawieniem z ukrycia. Wiedzieli, że przejęcie kontroli nad TCRX3, czyli Ziemią, nie będzie proste. Byli świadomi, że Redstarianie będą próbować wszystkiego, aby im przeszkodzić w przerobieniu Ziemi na jedną ze swoich kolonii.
Agresywna ekspansja Nartilian w galaktyce budziła niepewność w Federacji Międzygwiezdnej. Pyszni potomkowie upadłych bogów pragnęli zagarnąć wszystko dla siebie. Kosztem nawet zamieszkałych planet. Uważali, że Galaktyka należy do nich i wytępiali wszelaką obcą bioróżnorodność. Nartilianie szli w zaparte, aby odzyskać także swoją kolebkę - Ziemię. I to wcale i nie z szacunku czy miłości do swych nieco bardziej prymitywnych kuzynów, homo sapiens. Wręcz przeciwnie, Nartilianie gardzili i nienawidzili ludźmi, przyrównując ich do zwierząt, mimo iż sami wyglądają niemalże identycznie. Nartilianie pragnęli przejąć planetę Ziemię, ze względu na dawne zainteresowanie nią pradawnych istot, Pierworodnych. Jeżeli cokolwiek na tym świecie po nich pozostało, lepiej aby n i g d y nie trafiło w ręce Nartilian.
Redstariańska Federacja Międzygwiezdna miała ręce pełne roboty, aby odstraszać zbrojnie Nartilian, a także ratować niezliczone rasy przed najazdami Temarian. Temarianie z kolei niszczyli planety, a ich pola siłowe były niezniszczalne. Ich inwazje były niezwykle szybkie i precyzyjne. Kiedy ich flota zjawiała się w układzie, RFM natychmiast ruszało z akcją ratunkową i ratowała ile się dało. Potężne statki Temarian zawsze wykradały najcenniejsze surowce. Pobierały z planety materię organiczną oraz nieorganiczną, po czym posyłały na planetę promień śmierci. Ziemi na szczęście nie groził aktualnie najazd Temarian.
Jedno było pewne. I Wojna Światowa była jedynie preludium, zasłoną dymną prowadzącą do apogeum. Napięcia z ,,potomkami bogów'' się nasilały. Kiedy Pierworodni zniknęli w tajemniczych okolicznościach, Nartilianie sami rozpoczęli krwawą rewolucję na swojej planecie. Niegdyś Nartilia oraz jej kolonie tętniły różnorodnością ludzkiej rasy, ale gdy władzę przejęli Tytani - najsilniejsi, najpotężniejsi Nartilianie, którzy uznają się za półbogów, najbliższych potomków Pierworodnych - zapanował chaos. Rozpoczęła się rzeź, ludobójstwo, której nie przeżyły liczne mniejszości hybryd i mutantów. Nartiliańską Eugenikę przetrwali jedynie Empaci, którzy zdołali w porę wezwać Redstarian na pomoc. Natomiast Plejadianie, w obliczu nieuniknionej zagłady, przenieśli na wyższy poziom egzystencji całą wielomiliardową społeczność.
***Danveldranopax***
Kończyłem pić pełnowartościowy shake białkowy. Drony skończyły skanować topografię terenu, która nie wykazała żadnego nienaturalnego promieniowania. Żadnych skupisk energii, czy pozaziemskich fal, które świadczyłyby o technologii Nartiliańskich szpiegów. Westchnąłem i przeniosłem uwagę na inny hologram. Statystyki biomanekina nie były satysfakcjonujące, ale o dziwo jego stan był stabilny.
Jednym z dronów pilnowałem budynku, w którym znajdował się biomanekin. Był już poranek, a dzięki specjalnej wizji dostrzegłem, że kobieta weszła właśnie do pokoju z rannym. To był dobry moment na przebudzenie awatara. Oparłem się wygodnie w fotelu i pozwoliłem kablom podłączyć się poprzez neurozawory do swego umysłu. Przejście było płynne.
Otworzyłem powieki czekając aż oczy biomanekina wyostrzą obraz. Bodźce bólowe natychmiast zaatakowały umysł, przypominając o ranach. Lekko przetarłem zmęczoną twarz, czując jak mdłości kotłują się w brzuchu. Każdy oddech przyprawiał mnie o chęć przywołania statku i wyleczenia tego wątpliwego ciała. Bezsensowny ból przypominający o uszkodzeniach. Przecież wiedziałem, że muszę go naprawić! Może następnym razem zanim się przełączę obniżę ten okropny i próg bólu do zbędnego minimum.
Zerknąłem w kierunku kobiety, która zastygła w bezruchu pojmując się, że się ocknąłem. Dopiero teraz mogłem jej się przyjrzeć. Jej bladą cerę oświetlały promienie słońca. Była szczupła, ale nie zaniedbana. Posiadała kobiece krągłości, które świadczyły o dojrzałości płciowej. Włosy miała czarne niczym próżnia kosmosu, uplecione w jeden warkocz. Dwa kosmyki włosów opadały jej na twarz. Równie ciemne miała cienkie brwi i rzęsy. Nos i usta delikatne. Tęczówki miała błękitne niczym niebo, a jako Redstarianin, bardzo lubiłem ten kolor. Od zawsze miałem sentyment do niebieskiego i jego wszystkich odcieni.
- Nie mogę tu zostać. - mruknąłem zachrypniętym głosem
- Nie możesz też wstać i wyjść, pęknie ci szew. Ledwo zatamowaliśmy wczoraj krwotok - szepnęła kobieta, trzymając w dłoniach miskę z gorącą substancją- Zostań tu, ukryjemy cię do czasu aż nabierzesz sił.
- Jeśli zostanę... naziści nie będą mieli dla was litości.
- O to będziemy się martwić jeśli przyjdą. A teraz pij, pomoże ci. - nalegała przysiadając się ostrożnie obok
Chwyciłem miskę z gęstym naparem, najprawdopodobniej zupą. Biomanekin miał obniżoną reaktywność na bodźce, co tyczyło się również zmysłu powonienia i smaku. Ciepła ciecz miała ciekawy posmak, pomimo pływających oczek tłuszczu.
- Co to jest?
- Rosół. Postawi cię na nogi, a przynajmniej... odzyskasz siły. - zapewniła, na co potaknąłem. Dopiero po dłuższej chwili milczenia ponownie zabrała głos- Jesteś Polakiem?
- Nie.
- Wcześniej mówiłeś z dziwnym akcentem, teraz mówisz perfekcyjnie po polsku. - przyznała na co zacisnąłem mocnej palce na misce i zmarszczyłem pochmurnie brwi. Właśnie z tego powodu biomanekiny powinny unikać bezsensownych kontaktów. Dociekliwość obcych jest niesamowicie upierdliwa- Dlaczego do ciebie strzelali, mimo...?
Nie dokończyła, tylko spojrzała wymownie w kierunku nazistowskiego munduru. Uniosłem spojrzenie ponad naczynie z zupą, lecz kobieta uniknęła konfrontacji wzrokowej. Widocznie się mnie bała, nieznajomego o niepewnym pochodzeniu. Postanowiłem milczeć popijając ów r o s ó ł, pozwalając mu ogrzać wnętrze od środka.
- Chyba mam prawo wiedzieć kogo uratowałam? - spytała cierpliwie
- Nie jestem z Europy, jeśli o to pytasz. - odparłem. Nie jestem nawet z Ziemi, pomyślałem.
Na twarzy kobiety mignął uśmiech, a w oczach błysnęło jakby podekscytowanie. Chyba nie zrozumiałem jej reakcji. Ludzkie reakcje są zawiłe i skomplikowane, a wszystko to przez emocje. Ja jednak potrafiłem odwzorowywać mowę niewerbalną w doskonałej jakości. Nikt nie rozpoznałby iż jest sztucznie wykreowana na potrzeby wypełnienia misji.
- Jesteś amerykańskim szpiegiem??- sapnęła, klepiąc mnie ostrożnie po nodze- Nas nie musisz się obawiać. Jesteś wśród przyjaciół.
Gapiłem się przez chwilę w dno misy. W zasadzie kobieta sama podsunęła mi świetną przykrywkę. Amerykański szpieg, przykładowo Christopher Hardy, wcielający się w rolę nazisty. Uroda biomanekina sprzyjała tej wersji zdarzeń.
- No proszę, łatwo mnie przejrzałaś... - odparłem ze słabym uśmiechem- Tamci też mnie przejrzeli, musiałem uciekać...
- Gonili cię i gdyby nie ja, leżałbyś trupem w lesie. - mruknęła, krzyżując dłonie, oczekująco. Szybko zrozumiałem o co jej chodziło. Należało okazać podziękę, aby uniknąć obrazy.
- Dziękuję. Za uratowanie życia i opiekę. - powiedziałem z wykreowanym zakłopotaniem- Czy dane mi będzie poznać imię wybawicielki?
- Jaskółka. Mów mi Jaskółka.
Nie podała imienia, rozumiałem. Polacy bali się, przybierali najróżniejsze pseudonimy pozwalające im zmienić tożsamość, uniknąć zdemaskowania. Szczególnie jeśli knuli przeciwko wrogowi. Może nawet ona i jej rodzina należeli do Polskiego Państwa Podziemnego? Mój wywiad wiedział o nim wcześniej niż opublikował to ,,Biuletyn Informacyjny'' na początku roku. Drony zwiadowcze, podzielna uwaga oraz punkt wymiany informacji Federacji Międzygwiezdnej był w takich sytuacjach bezkonkurencyjny.
- A ja nazywam się Christopher Hardy, choć jako moja przykrywka to...
- Reinhard Heydrich, wiem. - wzruszyła ramionami- Przejrzałam twoje dokumenty w mundurze.
Uśmiechnąłem się i kiwnąłem głową na znak potwierdzenia. Kobieta była podejrzliwa, nieufna, ale także cwana. Podobało mi się to. Lubiłem momenty, których prymitywne istotki próbowały zaskakiwać czymś Redstarian. Oczywiście domyśliłem się już wcześniej, że przejrzy to co mam przy sobie. Ja pozwoliłem przejrzeć sobie ich dom i okolicę na wylot przy pomocy dronów. Infiltracja działa dwukierunkowo.
- Kiedy tylko poczuję się lepiej opuszczę ten dom, a wy czym prędzej o mnie zapomnicie. - powiedziałem, na co kobieta zmarszczyła brwi
- Cóż... mogę pokazać ci mapę i ewentualnie drogi, którymi możesz uciekać.
- A ja przygotuję ci prowiant na drogę. - zaproponował miło starszy mężczyzna, wychodząc zza progu drzwi- Ja jestem Gacek. - wskazał ze słabym uśmiechem na swoje zamglone oczy- Może i jestem ślepy, ale słuch mam doskonały. Głuszec! Zaparz wody na herbatę, nasz gość się obudził!
- CO?! - odkrzyknęła jakaś kobieta
- HERBATĘ ZRÓB!!
Kaleka wycofał się w głąb domu, idąc zapewne do kuchni. Mimo iż kuśtykał. przemieszczanie nie sprawiało mu większych trudności. Najprawdopodobniej znał każdy centymetr domu. Kobieta o nieznanym pseudonimie prawdopodobnie była przygłucha.
- Dziękuję. Wasza gościnność jest nie do opisania. - powiedziałem szczerze, chcąc poszukać jakiejś zapłaty w kieszeni spodni- Gdybym tylko mógł się jakoś odwdzięczyć...
- Nie musisz. - odparła niemal natychmiast Jaskółka
- Gdzie moje spodnie? - spytałem
Zrozumiałem, że musieli mnie przebrać. Zdjąć ubłocone, przemoknięte i zakrwawione obrania, które nie sprzyjały ani zabiegowi, ani regeneracji. Nie miałem pretensji, nie było mi również wstyd, gdyż Redstarianie nie odczuwali wstydu z nagości.
- Na tamtej kupce. - wskazała kobieta- Nie zdążyliśmy ich przeprać.
- To zbędne. - zapewniłem
Kiedy tylko wrócę na statek, ubrania zostaną rozebrane na czynniki pierwsze i wykorzystane do stworzenia nowej odzieży. Pomocność nanobotów w codziennym życiu była niedopisania. Pozwalały na wygodę i zwiększały efektywność pracy, odbierając zbędne obowiązki. Z zamyślenia wyrwało mnie pojawienie się w progu srebrnowłosej kobiety z kubkiem herbaty.
- Zrobiłam dla ciebie herbatę! - orzekła donośnym głosem, uśmiechając się przy tym szeroko- Jak się czujesz?!
- Dziękuję, dobrze(!) - potaknąłem przyjmując napar, starając się mówić wytaczająco głośno- Mówiłem Jaskółce, że dziękuję za gościnę, ale muszę stąd uciekać (!) Nie chcę was narażać na niebezpieczeństwo (!)
- Po obiedzie!! - wrzasnęła kobieta, prawdopodobnie o pseudonimie Głuszec- Kto to widział szwendać na głodnego! Zjesz z nami obiad, czy ci się podoba to czy nie!
Głuszec machnęła dłonią i pośpiesznie wyszła. Zamarłem nieco zdezorientowany, gdyż ton wypowiedzi kobiety przypominał groźbę. Groźbę konieczności zjedzenia obiadu, który wszakże nie jest uznawany za torturę. Zazwyczaj. O ile samemu nie jest się owym obiadem.
Zerknąłem w kierunku kobiety ze spojrzeniem żądającym odpowiedzi. Jaskółka jedynie zachichotała, postanowiłem również uśmiechnąć się na tę sytuację. A zatem nie ja będę obiadem. W zasadzie mogłem odrzucić opcję kanibalizmu, bo nie był popularny na TCRX3. Stęknąłem i dotknąłem miejsca rany, które przesiąknięte było krwią. Jaskółka natychmiast zmarkotniała i z przejętą miną znalazła się nade mną.
- Nie ruszaj. Trzeba zmienić opatrunki. - rzekła i natychmiast odebrała m o j ą herbatę
Pozwoliłem jej odstawić naczynia na pobliski blat. Obejrzałem ostrożnie przestrzelony bok. Krew biomanekina przesiąkła nie tylko przez opatrunek. Poplamiła również nakrycie i prześcieradło pode mną. Że też utknąłem tu do obiadu... W zasadzie mógłbym wyjść w każdej chwili, podlecieć myśliwcem i naprawić awatara. Męczył mnie stan biomanekina niezdolnego do akcji. Ostatnio zrobiłem się mniej niecierpliwy...
Wszakże kilka godzin nie powinno mi zaszkodzić w towarzystwie przyjaznych tubylców. Wykorzystam ten czas aby zaplanować ponowne wślizgnięcie się w szeregi III Rzeszy. Mogę również wykorzystać te kilka godzin i dowiedzieć się co wiedzą tutejsi Terranie. Chociaż wątpię abym znalazł tu cokolwiek co by mi umknęło. Obawiałem się jedynie wtargnięcia nazistów. Mój biomanekin był w jednym kawałku i takim wolałbym go odzyskać. Niestety jeżeli naziści nakryliby mnie w tym domu, pozostawiliby po sobie jedynie pożogę.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top