"Zgrzyt, gość na Wawelu i pani królująca w sercu jegomościa"
•CZYTAJCIE NOTKĘ POD ROZDZIAŁEM•
Wrzesień 1388 Kraków
Promienie wrześniowego słońca padały na twarz młodej niewiasty. Ta lekko przymykała oczy, jakby delektowała się tym momentem. W oddali dało się słyszeć gwar miasta oraz szum wiatru przedzierającego się przez korony drzew. W tej chwili chodziła z mężem po łące nieopodal Wawelu. Zamek pięknie prezentował się na wzgórzu otoczony przez chaty mieszkańców miasta, kolorowe liście zdobiące drzewa jeszcze przez jakąś chwilę czy też same słońce, które coraz szybciej chyliło się ku zachodowi.
- O tej porze w ¹lipieniu byłoby jeszcze jasno - westchnęła kobieta. - A tu niedługo ciemnica nas czeka.
- W Wilnie nie zwróciłabyś na to uwagi pani. Ponadto chciałabyś, aby słońce zaszło za horyzont jak najszybciej. Niebo staje się wtedy czarne jak smoła, a na nim błyszczą tysiące gwiazd. Migoczą jakby chciały zwrócić na siebie uwagę patrzących na nie ludzi, aby pokazać, która jest najpiękniejsza i tym samym wzbudzić w innych zazdrość.
Białogłowa lekko uchyliła powieki i z ciekawością spojrzała na towarzysza.
- Lecz skąd wiadomo, że taki zamiar mają gwiazdy? Może mimo tego, że jest ich tak wiele są samotne i w taki sposób próbują znaleźć osobę, przy której nie będą czuć się samotnie. Z którą będą mogły porozmawiać, poczytać poezję czy dramaty lub też zatańczyć.
Czarnowłosy popatrzył się na rozległe pola i lasy, a następnie na lico żony. Im częściej i dłużej z nią rozmawiał tym bardziej go zaskakiwała.
- Zawsze musisz zagiąć swojego rozmówcę, prawda? Przecie ledwo dwa miesiące mnie nie było, a już zapomniałem jak z tobą się mówi.
Czternastoletnia niewiasta uśmiechnęła się delikatnie. Zatrzymała się i głęboko wzięła powietrze w płuca. Swoje bystre spojrzenie skierowała na ciemnookiego mężczyznę.
- Tu nie chodzi o zagięcie rozmówcy, ale o przedstawienie innego punktu widzenia.
W oczach króla dostrzec można było iskierki rozbawienia.
- Nazywaj to sobie jak chcesz - mnie nie przekonasz podstępna lisico.
Jadwiga podniosła brew i zaśmiała się.
- Lisico? Czy tego miana nie użyłeś kiedy mówiłeś o królu Zygmuncie?
- Owszem, ale zmieniłem zdanie - przerwał szybko zmieniając temat. - Wiesz, kiedy byłem w Lubowli, Zygmunt pomógł mi zrozumieć pewną rzecz. Z pozoru powinna wydawać się oczywista, lecz tak nie było i nie jest.
Władczyni zmarszczyła brwi.
- A cóż takiego?
Jagiełło założył ręce za plecy i podszedł do Andegawenki tak, że czuł jej oddech na swojej twarzy.
Popatrzył się z pewną czułością na jej niebiesko-szare oczy, pełne, różowe usta i jej prosty nos. Niewiasta patrzyła na niego w niezrozumieniu. Władysław podniósł dłoń i kciukiem delikatnie przejechał po jej żuchwie.
Jadwiga zadrżała i zesztywniała. Jej źrenice szybko poruszały się po jego twarzy jakby szukały odpowiedzi. Nie znalazła jej. On sam nie spieszył się z odpowiedzią. Litwin dalej gładził jej szczękę cały czas patrząc się w jej oczy. Kobieta znalazła odpowiedź na pytanie, gdy mąż zaczął przybliżać swoją twarz do jej.
Oblał ją zimny pot. Dłońmi mocno złapała poły swojej szmaragdowej sukni. Ona nie była w tej chwili na to gotowa.
Zrobiła coś co było jej pierwszą myślą.
Odwróciła głowę w bok. Zrobiła to tak szybko, że niektóre kosmyki jej włosów wypadły z fryzury, którą miała schowaną pod welonem.
Jagiełło widząc co zrobiła - zabrał rękę tak szybko, jakby przed chwilą dotknął rozgrzanego drewienka. Odsunął się także kilka kroków od damy.
Jego ciemne oczy - spochmurniały. Zrobiły się wtedy niemal czarne. Nie trwało to jednak długo. Nie minęło kilka chwil, a spojrzenie jego chłodne się zrobiło, aż dreszcz Jadwigę przeszedł. Twarz nie wyrażała emocji. Wyglądała jak wyrzeźbiona z marmuru. Emocji żadnych wyczytać się z niej nie dało. Lico takie przybierał, gdy poczuł się urażony lub rozmawiał z obcym. Jego postawa była spięta. W tej chwili nie czuł się komfortowo. Królowa w duchu westchnęła: "Znowu zamknął się w swoim pokoju, do którego nie ma nikt wstępu."
- Ja...- zaczęła Jadwiga. W jej oczach można było dostrzec zawstydzenie i lekką obawę.
Władysław, głosem wypranym z emocji, odparł:
- Nie Jadwigo, lepiej nic nie mów. Ja rozumiem.
Kobieta chciała coś powiedzieć, lecz Jagiełło nieuprzejmie jej przerwał:
- Mówię, ja rozumiem.
Po jego słowach zapadła niezręczna cisza, w której obydwaj władcy nagle zaciekawili się swoimi butami czy też źdźbłami trawy. Niekomfortową atmosferę przerwała niewiasta chrząkając.
- A więc nie rzekłeś nic o waszym spotkaniu z królem Zygmuntem oprócz kilku szczegółów takich jak jego wygląd.
Mężczyzna przez jakąś dobrą chwilę nie odzywał się i patrzył wprost na horyzont. Znowu wyglądał jak rzeźba.
- Zygmunt jest sprytny i przebiegły. Można by rzec, że nawet inteligentny, lecz swoją inteligencję w zły sposób wykorzystuje. Chce wojować, podbić cały świat i nie dostrzega tego co w tej chwili jest najważniejsze...- mówił to beznamiętnym tonem co przyprawiało Jadwigę o dreszcze. - Jego przymiotem jest też uroda - tego odmówić mu nie można. Niepokoi mnie jednak fakt, że wykorzystuje ją w nieodpowiedni sposób - kiedy mówił ostanie słowa na moment spojrzał się na królową. Ta w jego oczach ujrzała trwogę i płomień złości, który zaraz zniknął pozostawiając pustą taflę wody.
Ostatnie słowa mocno zaniepokoiły Andegawenkę.
Niepokoi mnie jednak fakt, że wykorzystuje ją w nieodpowiedni sposób.
Owe słowa siedziały jej w głowie i powoli rozchodziły się w coraz dalsze zakamarki jej mózgu niemal tak jak trucizna mająca odbierać siły życiowe kawałek po kawałeczku.
Jagiełło ciągnął dalej.
- Z Luksemburczykiem wypracowałem porozumienie trwające od roku do dwóch lat. Nie jest ono spisane, więc nie jest mocne, jednak daje nam to chwilę oddechu na południowo-zachodnich granicach.
Kobieta z uwagą kiwnęła głową. Atmosferę w dalszym ciągu można by było ciąć nożem, jednakże małżonków w tej chwili łączyła polityka, więc nie było mowy o jakiś kaprysach. Polityka, w której każdy ruch może zostać źle odebrany, w której każdy czyha na twoje potknięcie niczym wilk na małego baranka.
Słońce było już za horyzontem. Niebo przybrało barwę krwawej czerwieni oraz złotych słoneczników. Można było ujrzeć też wschodzący księżyc, który mienił się jak kryształ. Jagiełło rzucił okiem na zamek, a następnie na kobietę.
- Nie uważasz, że czas wracać?
- Tak, robi się zimno i ciemno. Ponadto nie każmy na siebie czekać. Panowie zapewne zaczynają się stresować dlaczego tak długo nie wracamy.
Na licu Władysława pojawił się cień kpiącego uśmiechu.
- Gdyby chodziło tylko o to zostałbym tu na noc.
Jadwiga powstrzymała się od uśmiechu. Wzięła poły sukni i skierowała się w stronę Wawelu. Król podążał za nią, jednak idąc wolniej, aby jeszcze przez chwilę delektować się ostatnimi chwilami poza wzrokiem możnych, z którymi już niedługo ma wybrać się do Lublina...
¹lipień - inaczej lipiec
***
Październik 1388 Lublin
- My, z Bożej łaski król Polski oraz Wielki książę litewski Władysław, uroczyście nadajemy tu obecnemu Siemowitowi Bełz, który należny mu jest za zrzeczenie się praw do tronu Korony oraz jest to posag mojej najmilszej siostry - Aleksandry. Tak nam dopomóż Panie Boże Wszechmogący w Trójcy Jedyny.
²Jagiełło skończył mówić. Przed jego obliczem stał Siemowit, książę mazowiecki uśmiechając się nerwowo. Owszem, dostał ziemię przecie o to mu chodziło, jednakże nie dostał dokumentu. Dokumentu potwierdzającego jego prawa jak i nabycie tej ziemi.
- Sprytnie sobie to ugrał mój ³swak - dumał książę.
Oprócz nich w przestronnym pomieszczeniu znajdowały się takie osobistości jak: wojewoda sandomierski Jan z Tarnowa, kaliski Sędziwój z Szubina, poznański Bartosz Wezenborg z Odolanowa, łęczycki Jan Ligęza, starosta generalny Wielkopolski Krzesław z Chodowa oraz kasztelanowie - wiślicki Jan z Ossolina i sądecki Krystyn z Kozichgłów.
Szlachta wielkopolska rzucała raz na króla, a raz na możnych z Małopolski nieprzyjemne spojrzenia. Znowu czuli się gorsi od tych z Krakowa.
Ciemne tęczówki władcy miotały się po pomieszczeniu obserwując każdy najmniejszy ruch na twarzach możnych jak i księcia.
- Gniazdo żmij. Czyhają jak by mnie tu ugryźć swoimi ostrymi jak brzytwa kłami i wpuścić do mojego organizmu śmiertelną truciznę.
- Ktoś zgłasza jakiś sprzeciw? - zadał pytanie Jan z Tarnowa. Oczywiście ów pytanie było retoryczne. Ponadto nikt o zdrowych zmysłach nie sprzeciwiłby się litewskiemu synowi.
Po chwili ciszy odezwał się władca.
- Tak więc panowie, dłużej was nie zatrzymuję. Wieczorem spotkamy się na wieczerzy, a teraz wypoczywajcie w komnatach tego zamku.
Mężczyźni, nie licząc Jana z Tarnowa i Sędziwoja z Szubina, pokłonili się i wyszli z sali. W pomieszczeniu został król, książę mazowiecki oraz dwóch bliskich szlachciców.
- Chciałeś Siemowicie ze mną pomówić.
Siemowit kiwnął głową, a następnie niebieskie tęczówki skierował w stronę dwóch szlachciców stojących obok władcy. Łypnął na nich nieprzychylnym wzrokiem. Nie ufał im.
Jagiełło wyczuwając jego niechęć do możnych odprawił ich gestem dłoni. Jan i Sędziwój popatrzyli się po sobie, jednak nic nie powiedzieli. Opuścili komnatę zostawiając króla i księcia samych.
Blondyn niespodziewanie się uśmiechnął.
- Cóż wprawiło ciebie w tak dobry nastrój? - zapytał Władysław.
- Chodzi o Aleksandrę.
Litwin zmarszczył brwi. W pierwszej chwili zaniepokoił się słowami niebieskookiego, jednakże wiedział, że nie może być to nic złego skoro na jego licu widniał uśmiech.
- Co z nią?
Nagle do głowy króla wpadła niespodziewana myśl. Czyżby Oleńka była...? Siemowit patrzył na ciemnowłosego i gdy dojrzał na jego twarzy zrozumienie - skinął.
- Moja siostra jest brzemienna?
- Tak, za kilka miesięcy na świecie pojawi się dziedzic księstwa mazowieckiego! Lepszej nowiny nie mógłbym sobie wymarzyć.
Jagiełło zamyślił się.
- Kiedy się dowiedziałeś?
- Przed moim wyjazdem tutaj. Przy okazji powiadomiła mnie o tym, że ma zamiar wyjechać do Krakowa, aby spotkać się z królową. Chce powiadomić ją o swoim błogosławionym stanie jak i po prostu zobaczyć zamek, w którym urzędujecie.
Władysław uśmiechnął się. Nie mógł się doczekać kiedy na świecie pojawi się siostrzeniec bądź też siostrzenica. Cieszył się też, że jego żona znalazła wspólny język z Aleksandrą.
Król uścisnął ramię Siemowita.
- W takim razie będzie co świętować na uczcie.
²Między końcem września, a początkiem października nastąpił zjazd w Lublinie między możnymi, królem i księciem mazowieckim (możliwe, że byli tam jeszcze książęta litewscy, jednakże pojawiają się tylko w jednym źródle jaki znalazłam). Niemniej spotkanie polegało na nadaniu Siemowitowi ziemi (Bełza) jako wiano/posag Aleksandry, gdy ta za niego wychodziła czy też odszkodowanie za zrzeczenie się praw do tronu polskiego. Sęk w tym, że de facto ziemia należała do Siemowita, jednak dokument potwierdzający to nadanie dostał dopiero w roku 1396.
³swak - szwagier
***
Październik 1388 Kraków
Jadwiga chodziła po korytarzach Wawelu doglądając przygotowań. Na zamek miała przybyć księżna mazowiecka - Aleksandra razem z księżną opolską, która miała zabrać ze sobą córkę Jadwigę swataną z księciem Wiguntem Aleksandrem. W ten sposób królowa przeszła wszystkie korytarze jakie są uśmiechając się do służby. Zeszła nawet do kuchni wiedziona zapachem pieczonej kaczki z jabłkami, miodu, owoców w cukrze, dziczyzny z owocami leśnymi, kaszy okraszonej słoniną, okonia i pstrąga, wina i piwa. Dwórki nie były zadowolone mówiąc: "Najjaśniejsza pani, ależ tak nie można. Kto to widział królową w kuchni?!"
Nie zwracała na to najmniejszej uwagi. Nie widziała w tym żadnego problemu.
Królowa weszła do komnaty. Próbowała zabić czas haftując i rozmawiając z dwórkami, ale była zbyt podekscytowana, aby móc usiedzieć w miejscu. Co jakiś czas pytała się Erzsebet i Śmichny czy żaden włos nie wypada jej z misternego upięcia. Tak samo ze swoją kobaltową suknią - czy, aby przypadkiem nie jest pognieciona? Czy prezentuje się godnie? Jej rozterki przerwał sługa mówiący, że orszak księżnej jest już na horyzoncie. Wtem Andegawenka przyodziała na ramiona płaszcz z futrem z gronostaja i razem z fraucymerem poszła wyjść na spotkanie gościom.
***
Aleksandra wyszła z powozu. Rozejrzała się, aby zobaczyć otaczający ją krajobraz. W oddali, tuż za nią, byli chłopi i mieszczanie patrzący się na nią z wielkim zainteresowaniem. Przed sobą widziała wielki zamek oraz mur, który go otaczał. Zmrużyła oczy. Ujrzała sylwetki niewiast oraz mężów idących trochę za nimi. Wśród kobiet odznaczała się jedna sylwetka - wysoka i smukła w kobaltowej sukni. Księżna uśmiechnęła się pod nosem.
Z rozmyślań wyrwało brzemienną wyjście z powozu dwóch innych niewiast. Jednej pani, drugiej panny. Starsza z nich ubrana była w ciemny płaszcz, który zakrywał większość pomarańczowo-złotej sukni. Ciemne blond włosy spięte miała w ciasny kok, w którym można było zobaczyć spinkę z bursztynem. Cerę miała niemal alabastrową. Rysy twarzy były delikatne, jak piórko na wietrze. Zielone oczy ze spokojem omiatały przestrzeń wokół niej. Najmłodsza z niewiast, Jadwiga, miała na sobie lawendową suknię, na której zostały wyhaftowane orły. Ciemne włosy, których nie odziedziczyła po matce, spływały jej na ramiona. Piwne oczy uważnie patrzyły się na wszystko to co się ruszało. Po Eufemii odziedziczyła figurę, cerę oraz rysy twarzy. Były to jej największe atuty, którymi mogła się szczycić.
Kilka chwil później na spotkanie niewiastom wyszła królowa.
Jadwiga szła z gracją, z pewną wrodzoną delikatnością, jakby chodziła po białych obłokach tam na górze. Zatrzymała się kilka metrów przed niewiastami i uważnie każdej się przyjrzała. Największą uwagę zwróciła na siostrę króla, która zrobiła się trochę krąglejsza przy brzuchu. Andegawenka zaczęła wysuwać wnioski, jednak chciała usłyszeć potwierdzenie od samej kobiety, na której była skupiona jej uwaga.
Królowa chciała przywitać się z niewiastami, jednakże najpierw one dygnęły jak nakazywała etykieta. Teraz Jadwiga mogła zasypać je potokiem słów.
- Witajcie w Krakowie. Jestem niezmiernie rada, że mogę was gościć. Razem z ochmistrzem i podskarbim dopilnowaliśmy, aby wszystko zostało dopięte na ostatni guzik. Królewscy kucharze przygotowali wyborne potrawy, a służki oporządziły najlepsze komnaty. Mam nadzieję, że potrawy będą wam smakowały, a w komnatach będziecie czuć się komfortowo. A teraz, jak minęła wam podróż?
- Doskonale najjaśniejsza pani. Jesteśmy wdzięczne, że pytasz. Pogoda nam dopisywała, a i warunki podróży nie były najgorsze. Brat mój, a mąż Aleksandry wyprawił naprawdę dostojny orszak - Eufemia mówiąc ostatnie słowa dotknęła ramienia córki i spojrzała się na Aleksandrę.
Księżna mazowiecka uśmiechnęła się delikatnie.
- Tak, mąż mój postarał się, aby nic nam nie zabrakło.
Najwyższa z niewiast złączyła dłonie przed sobą i uśmiechnęła się.
- W takim razie bardzo się cieszę - zaczęła. - Chodźmy już na zamek, zapewne potrawy stygną. Służba zaniesie wasz zbytek do waszych komnat.
***
- Wyśmienite - zaczęła brązowooka Jadwiga kiedy wzięła do ust kawałek kaczki z jabłkami. - Rozpływa się w ustach.
Andegawenka, która siedziała dwa krzesła dalej, uśmiechnęła się.
- Przekażę kucharzowi. Napewno będzie zachwycony.
Uczta trwała w najlepsze. Grajkowie grali skoczną muzykę, ludzie tańczyli, śpiewali i rozmawiali. Była przyjemna atmosfera. Dwórki królowej także były obecne na uczucie. Erzsébet tańczyła ze Spytkiem, który patrzył się na nią jak na obrazek. Młoda niewiasta miała zaróżowione policzki oraz ogniki w oczach. Margit była ich przyzwoitką. Patrzyła się na nich z daleka, aby przypadkiem żadnemu z nich nie przyszło nic głupiego do głowy. Małgorzata patrzyła na nich i starała się nie śmiać widząc coraz bardziej rumieniącą się Elżbietę słuchającą co mówi do niej wojewoda. Śmichna rozmawiała z Zawiszą. Na licu miała delikatny uśmiech. Widać było, że interesował ją ten skryty i tajemniczy mężczyzna.
Nagle odezwała się Oleńka siedząca najbliżej władczyni.
- Widzę, że korzystasz z nieobecności mego brata, aby przyrządzić kaczkę z jabłkami.
Andegawenka roześmiała się.
- Rozgryzłaś mnie.
Księżna uśmiechnęła się szeroko. Jadwiga zapytała się czy Aleksandra chciałaby napić się wina lub piwa, jednak ta odmówiła.
- Mogłabym prosić wody? W moim stanie mocne wino i piwo nie jest wskazywane.
Jadwiga od razu poprosiła o dwa dzbany wody i uważnie popatrzyła się na Aleksandrę. Czyli jej przypuszczenia były słuszne.
- Aleksandro, czyżbyś była przy nadziei? - mówiąc to oczy się jej świeciły.
Litwinka potwierdziła to z wielkim entuzjazmem.
- Jestem przeszczęśliwa! Mogłaś mi od razu powiedzieć. Nie narażałabym cię podróżą.
Brązowooka machnęła ręką.
- Podróż tutaj dobrze mi zrobiła. Nawet gdybym nie była ciężarna, przyjechałabym tutaj. Musiałam odpocząć od męża. Jest wobec mnie czuły, lecz...Musiałam odpocząć. Czasami miałam dosyć jego obecności. Jest momentami zbyt nadgorliwy.
Ludwikowa córa z uwagą słuchała Aleksandry. Zrobiło jej się trochę przykro słysząc, że jej przyjaciółka miała dosyć obecności męża, bo spędzała z nim zbyt dużo czasu. Andegawenka miała na odwrót. Niemal nie spędzała czasu z mężem, gdyż był cały czas w rozjazdach. Nie miała do niego o to żalu, wiedziała, że przyjął taką formę rządów i była to najlepsza opcja z możliwych, jednak...Często czuła się samotna. Dlatego właśnie, gdy Władysław wracał z podróży bardzo zabiegała o jego uwagę i towarzystwo. Nie chodziło tu o sprawy łóżkowe, bo mówiąc szczerze nie spieszyło jej się do tego, mimo, że wiedziała, że to jej powinność, którą powinna spełnić, a o zwykłą rozmowę. Chciała go poznawać. Chciała być dla niego oparciem. Chciała poznać jego kulturę, przyzwyczajenia, tradycje, nawyki. Chciała, aby sobie ufali...Ufali tak jak powinni mąż i żona. Aby mur, który mimo wszystko wciąż był między nimi - runął.
Uśmiech władczyni zbladł. Nie umknęło to jednak jej brzemiennej towarzyszce, która z zaniepokojeniem popatrzyła się na młodą królową. Ta jednak szepnęła, że pomówią o tym później. Kobiety przerwały ten temat i zaczęły kolejny tym razem mówiąc o dziecku oraz o odczuciach Aleksandry w czasie jej błogosławionego stanu. Humory niewiast od razu się poprawiły.
- Aleksandro, ile chciałabyś zostać na Wawelu?
Ciemnowłosa niewiasta zamyśliła się przez chwilę i pogładziła dłonią brzuch.
- Zastanawiałam się nad tym. Nie śmiałabym o to prosić, ale im dłużej byłabym w Krakowie, tym późniejsza podróż byłaby niebezpieczniejsza dla mnie jak i dla dziecięcia. Czy mogłabym zostać w Krakowie aż do rozwiązania?
- Oczywiście! Sama miałam ci to zaproponować mając na uwadze twój delikatny stan - rzekła Jadwiga.
Siostra króla uśmiechnęła się z wdzięcznością, a następnie wzięła łyk wody. Swe spojrzenie skierowała na bawiących się ludzi. Oh, ile ona by dała, aby znowu tak potańczyć...
Po skończonej rozmowie Andegawenka zabawiała Eufemię oraz jej córę czy też rozmawiała z możnymi, którzy aż do przesady próbowali pokazać swe oddanie władczyni. Widać było, że trunek mocno wpłynął na ich umysły.
Niedługo później uczta dobiegła końca. Aleksandra, Eufemia oraz Jadwiga udały się do swoich gościnnych komnat, Erzsébet i Śmichna zostały odprowadzone do swoich pokoi przez swych adoratorów, którzy, dzięki Bogu, nie próbowali ich obłapiać, słudzy zaczęli sprzątać stoły oraz podłogi po kolacji oraz tańcach, a Margit i Jadwiga udały się do komnaty królowej, aby przygotować ją do snu.
Gdy królowa odesłała już Margit, aby wypoczęła, zaczęła odmawiać pacierz. Modliła się o szczęście w miłości dla jej dwórek, o zdrowie dla Oleńki oraz jej nienarodzonego dziecka czy też o szczęście dla swoich poddanych. Ostatnią intencją, o którą się modliła był szybki powrót męża na Wawel oraz o naprawienie relacji między nimi. Po tej jakże wzruszającej modlitwie udała się do łoża.
***
Koniec listopada 1388, Kraków
W Krakowie padał śnieg. Białe płatki wirowały w powietrzu tak jakby toczyły ze sobą walkę lub też tańczyły w romantycznym tańcu. Erzsébet ubrana w niebieski płaszcz szła ze Spytkiem po wawelskim ogrodzie. Kilka metrów za nimi szła Margit i Śmichna, które pełniły rolę przyzwoitek. Kobiety patrzyły się uważnie na parę przed nimi. Jeszcze przed spotkaniem rozmawiały z mężczyzną, który opowiedział im o swoich planach. Prawił, że wysłał gońca do ojca kobiety, z pytaniem, czy może prosić o rękę Erzsébet. Ten wysłał twierdzącą odpowiedź. Dogadali się także w sprawie posagu, który do najmniejszych nie należał. Lackfi jednak zaznaczył, że mimo tego, że wojewoda to zacny kandydat na męża, to wbrew woli córki ją za niego nie wyda i to od niej będzie zależeć czy zostanie jego żoną.
Margit wysłuchała tego ze względnym spokojem. Nie dała po sobie poznać, że bała się tego. ⁴Erzsébet była jej starszą siostrą, polegały na sobie. Od zawsze były razem, razem się wychowywały, razem służyły swojej najjaśniejszej pani i razem wyjechały do obcego kraju, do którego Małgorzata była sceptycznie nastawiona. Nie chciała słyszeć o zamążpójściu, a teraz jej siostra wychodzi za Lacha...Mimo wszystko przełknęła gorycz, która utknęła jej w gardle i słabo uśmiechnęła się do Spycimira. Ten popatrzył się na nią jak szczenię i chciał usłyszeć jej zdanie na ten temat. Ona nie miała serca powiedzieć mu, że nie jest do tego przekonana, więc po prostu dyplomatycznie odrzekła, że najważniejsze jest dla niej szczęście jej siostry i jeżeli się zgodzi za niego wyjść to będzie radować się razem z nią.
Z rozmyślań wyrwał ją głos Śmichny.
- Margit, stańmy i dajmy im więcej prywatności. Pan wojewoda będzie chciał się jej oświadczyć. Widzę to po jego postawie i twarzy. Aż stąd widzę kropelki potu na jego czole.
Blondwłosa kiwnęła głową. Była jeszcze lekko nieobecna duchem. Smysława starała się wciągnąć Małgorzatę do rozmowy i w końcu się jej to udało. Margit wciągnęła się w rozmowę, jednak kątem oka obserwowała przyszłe małżeństwo...
Tymczasem u Erzsébet i Spytka
Niewiasta czuła się komfortowo w towarzystwie mężczyzny. Dobrze ją rozumiał i rzadko kiedy zbywał ją lub nie traktował jej poważnie. Cieszyła się, że nie widział w niej jedynie kobiety, której jedynym zainteresowaniem jest ubieranie się w najpiękniejsze suknie, mimo tego, że miała do nich pewną słabość.
Erzsébet musiała przyznać sama przed sobą, że poczuła głębsze uczucie do pana wojewody. Na początku czuła się z tym jakby zdradzała swoją siostrę, która nigdy nie pałała do Korony dobrymi uczuciami, jednak wiedziała, że z tymi emocjami nic nie zrobi.
Zawsze kiedy stała obok Spytka, serce chciało jej się wyrwać z klatki piersiowej, ręce robiły się mokre, a i oddech jej przyspieszał. Kiedy patrzyła w jego oczy - nie unosiła się, a tonęła w ich barwie. Chciała walczyć próbując zaczerpnąć powietrza, jednak zawsze była na straconej pozycji.
Najgorzej było, gdy miała jakikolwiek kontakt fizyczny z tym diabelskim mężczyzną. Wtedy nogi robiły jej się jak z siana i gdyby nie jej silna wola i niekiedy jego mocny uchwyt, dawno by się przewróciła.
Tak jak zwykle udała się ze Spytkiem na spacer. Za nimi szły jej najbliższe osoby - Śmichna i Margit. Podążały za nimi w pewnej odległości, aby dać im prywatności, jednak nie na tyle, aby stracić ich z oczu. Spacer jednak nie wyglądał tak jak każdy inny. Wojewoda krakowski był dziwnie poddenerwowany i bardzo często zerkał za ramię. Łapał wtedy spojrzenia z Margit, która patrzyła na niego z lekką rezerwą oraz ze Śmichną, która podbródkiem dawała mu znaki. Zapewne każdego innego razu Elżbieta śmiałaby się z tego zachowania, lecz spokoju nie dawało jej zdenerwowanie Spycimira.
Niewiasta nie podejrzewała nawet co za chwilę miało się zdarzyć. Odwróciła głowę w stronę dwóch niewiast, które nagle stanęły i zaczęły prowadzić konwersację. Zmarszczyła czoło.
- Spytku, Margit i Śmichna przystanęły. Czy i my nie powinniśmy się zatrzymać? Nie wypada iść dalej. Złe języki zawsze się znajdą.
Mężczyzna spojrzał się na nią i uśmiechnął się delikatnie. Zaczerpnął powietrza i wypowiedział kilka słów.
- Pani, już od dawna to zamierzałem, jednak nie było idealnych sposobności, aby to uczynić - przerwał patrząc na reakcję panny. Ona słuchała go jak zaczarowana, wstrzymując oddech. - Zawładnęłaś moimi snami i myślami. Kiedy widzę jakąkolwiek niewiastę od razu moje myśli kierują się do ciebie. Twoja uroda zwala mnie z nóg, a o to jest bardzo ciężko. Kiedy widzę cię z innym mężczyzną jestem zazdrosny, chociaż wiem, że nie jesteśmy małżeństwem i nie mam do tego prawa, jednakże mam nadzieję, że to się niedługo zmieni...- mówiąc ostatnie słowa wyjął zza pazuki przepiękny, złoty pierścień z amesrytem w kształcie łzy. Erzsebet popatrzyła się na niego w kompletnym szoku. W oczach młódki pojawiły się łzy wzruszenia. Dłonie zaczęły jej się trząść z wrażenia. Spytek nie zważając uwagi na śnieg, który pomoczyłby jego dolną odzież - uklęknął.
- Elżbieto Lackfi, córko Emeryka Lackfiego, czy zrobiłabyś mi ten zaszczyt i zostałabyś mą żoną?
Niewiasta drżącym głosem przytaknęła. Ten wziął jej dłoń w swoją i założył na jej palec serdeczny pierścionek. Przyjrzała się biżuterii bardzo dokładnie i szepnęła:
- Zapewne ten pierścionek był bardzo drogi. Naprawdę nie musiałeś.
- Ależ musiałem. Dla takiej niewiasty jak ty było warto...
Spytek pod wpływem impulsu chciał złożyć na jej ustach pierwszy pocałunek, jednak dama uchyliła się.
- Spytku, nie teraz i nie dziś. Pomyśl co muszą teraz myśleć Margit i Śmichna stojące tam, za nami.
Zaśmiał się cicho.
- Dobrze, masz rację. Jednakże jestem przeszczęśliwy, że mogę cię nazwać moją narzeczoną...
Policzki Erzsébet przybrały barwę delikatnej czerwieni.
- Wracajmy już Spytku. Przekażmy wszystkim szczęśliwą nowinę. Wiesz ile teraz mam rzeczy do zrobienia związku z tym? Kiedy odbędzie się ślub, gdzie się odbędzie, kto na nim będzie, co ubiorę...- jej monolog przerwał wojewoda.
- Spokojnie, miła moja, zostało nam jeszcze sporo czasu - powiedział i podał jej ramię, które ona przyjęła.
Zaczęli kierować się w stronę dwóch kobiet, które wyczekiwały ich z niecierpliwością.
⁴U mnie Margit jest tą młodszą siostrą patrząc na plany jakie wiążę z nimi oraz to, że po prostu pasuje mi to do charakteru Margit. Ponadto w średniowieczu jak i w nowożytności przyjęło się, że za mąż musi wyjść najpierw ta starsza córka, więc nie chciałam zmieniać takiej rzeczy, która chcąc nie chcąc jest ważna.
***
- Chciałabym wiedzieć, kiedy odbędzie się ślub - rzekła z uśmiechem Aleksandra, która siedziała w komnatach gościnnych razem z Jadwigą i jej dwórkami. Spycimir poszedł świętować swe zaręczyny razem z panami. Wysłał też gońca do swojej siostry, Jadwigi.
Królowa uśmiechała się promiennie. Cieszyła się z wieści jakie usłyszała. Wiedziała, że prędzej czy później ich zaręczyny jak i ślub by nastąpił.
- Jedyną rzeczą jakiej mogę być pewna, że na ślubnym kobiercu staniemy po adwencie - odparła Erzsébet ze śmiechem.
Dla ludzi postronnych mogłoby wydawać się to dziwne, że dwórki bez skrępowania jak i wszelkich tytułów zwracały się do Aleksandry, jednakże księżna zdążyła przez swój pobyt na Wawelu dać kobietom do zrozumienia, że ma dosyć słuchania na każdym kroku jaśnie pani i zaleciła im, aby przestały zwracać uwagę na dworską etykietę, która zaczynała ją bardzo męczyć.
- Władysław powinien już wtedy przybyć na Wawel, czyż nie? - zapytała Oleńka, która bardzo chciała w końcu ujrzeć brata.
Jadwiga zamyśliła się na chwilę, aby odpowiedzieć zgodnie z prawą. Ostatni goniec wysłany przez jej męża przybył pod koniec października. W liście nic nie było o jego rychłym powrocie. Andegawenka wyczytała, że król wrócić może dopiero w okolicach Narodzenia Pańskiego lub też po owym święcie. Niewiasta wypuściła powietrze z płuc.
- Jagiełło jeszcze przez jakiś czas nie zawita na zamek. Ostatni pośrednik został wysłany w październiku. Już wtedy pisał, że wróci w czasie świąt Bożego Narodzenia lub też później. Niemniej może wróci wcześniej niż zapowiadał - odrzekła królowa.
Księżna kiwnęła lekko głową. Na twarz przyodziała maskę, która wyrażała uprzejme zainteresowanie, lecz Jadwiga nie dała się na to nabrać. Przecież była mistrzynią w ich zakładaniu...Aleksandra była lekko zasmucona tymi wieściami, niewiasta była tego pewna. Wiedziała, że ona chciała, w końcu zobaczyć swojego brata.
Aby odgonić nieprzyjemne emocje kobiety pogrążyły się w rozmowie o najnowszych szykach mody oraz o tym jak powinna odbyć się ceremonia zaślubin między Erzsébet a Spytkiem.
***
Zamek w Pilicy, początek grudnia 1388
Młoda niewiasta trzymając w dłoniach poły jasnofioletowej sukni, kierowała się w stronę komnat wdowy. Wypełniała ją od ranka wielka radość i energia, której od dawna nie było czuć w murach twierdzy.
Minęła sługę, który z szacunkiem schylił kark i otworzyła drzwi do komnaty, do której zmierzała. Oczom kobiety ukazała się niewiasta o kasztanowych włosach, które spięte były w kok i schowane za chustą, którą przytrzymywała grawerowana obręcz. Ubrana była w skromną, ciemną, granatową suknię, na którą narzuciła niemal czarny płaszcz. Szyję ozdobił wisior z krzyżem. Na dłoniach kobiety widać było ciemne rękawiczki. Wdowa siedziała na fotelu, pod oknem studiując jakiś tom poezji. W tym świetle jej cera wydawała się jeszcze bardziej blada niż dotychczas. Była lekko zgarbiona, a czoło miała zmarszczone. Szare oczy ze znużeniem czytały kolejne zdania. Na stoliku obok stał jeszcze parujący napar z ziół, który miał dodać kobiecie sił. Odkąd została wdową minęły cztery lata, które bardzo ją zmieniły. Postarzała się przynajmniej o ⁵jeden krzyżyk. Bardzo zeszczuplała, cera zrobiła się bledsza, a włosy zmatowiały. Oczy utraciły swój młodzieńczy blask. Niekiedy wyglądała jak duch z tą mlecznobiałą twarzą.
Ludzie zadawali sobie pytania dlaczego ta niewiasta, niegdyś uważana za bardzo ładną, tak się zmieniła? Czyżby tak pokochała swego małżonka, że teraz umiera z tęsknoty?
Jest to mylne wrażenie.
Jadwiga, bo tak nazywała się wdowa, szanowała swego męża, starała się być dla niego oparciem, jednak nie darzyła go żadnym szczególnym uczuciem. Gdy udał się na tamten świat przyodziała czerń, dużo modliła się o jego duszę, poczuła też smutek, bo jednak przeżyli ze sobą parę dobrych lat, lecz nic więcej. Dalej była tą samą niewiastą.
Do czasu.
W spadku po mężu dostała naprawdę pokaźny majątek, który obejmował kilka wsi, zamków, sukni, ksiąg, zastawy stołowej i wiele, wiele innych. Odtąd to ona musiała nosić brzemię, które przedtem nosił jej mąż. Musiała zwalczać wszystkich, którzy chcieli zagarnąć majątek dla siebie przez kilka miesięcy. Dochodzili do tego mężczyźni, którzy ubiegali się o rękę jej córki. Jedynego dziecka oraz spadkobiercy tak wielkiego majątku. O rękę Elżbiety.
Elżbieta w tym roku skończyła siedemnaście lat. Była już w doskonałym wieku na zostanie żoną, matką oraz panią wielkiego majątku. Do wrót zamku przybywały poselstwa od szlachciców z propozycją mariażu, jednak i Jadwiga, i Spytek z Melsztyna za każdym razem odmawiali. Większość jeżeli nie wszyscy mężczyźni proszący o rękę młódki chcieli dysponować tak wielkim majątkiem. W zadaniu odpędzania adoratorów nie pomagała uroda latorośli, którą większość opisywała jako niebiańską. Niewiasta miała ciemne blond włosy, które zawsze lekko opadały na ramiona, szare oczy, w których jeszcze tkwiła dziecięca naiwność, jasną cerę bez większych skaz, delikatne rysy twarzy nadające jej młodości, wręcz dziecinności. Była średniego wzrostu, o dobrze widocznych krągłościach.
Blondwłosa podeszła do matki i usiadła obok niej. Ta skierowała na nią spojrzenie swych szarych oczu. Widząc radość córki uniosła brew do góry zastanawiając się co wprawiło ją w taką euforię.
- Elżbieto, cóż wprawiło cię w taki nastrój?
- Toż nie wiedziałaś matko? Wuj Spytek zaprosił nas na swój ślub, który odbyć się ma na Wawelu.
Jadwiga wypuściła powietrze z płuc i w zadumie kiwnęła głową.
- Ah, czyli o to chodzi - mówiąc te słowa zamknęła książkę.
- Nie cieszysz się? - spytała Elżbieta.
- Nie chodzi o to moja droga. Cieszę się, że brat mój postanowił się w końcu ustatkować, ale uważasz, że dobrym pomysłem byłoby podróżowanie w taką zimę? - mówiąc ostatnie słowa wskazała na okno, za którym trwała śnieżyca.
Białogłowa westchnęła cicho, lecz nie poddawała się.
- Tak, widzę. Niemniej nie rozumiem powodu, dla którego miałbyśmy się nie zjawić. Byłoby to wbrew etykiecie. Ponadto zauważ, że jesteśmy jego rodziną, której w ten dzień potrzebuje najbardziej. Jednak jeżeli to ciebie jeszcze nie przekonało to powiem coś jeszcze. Nie uważasz, że powinnam zobaczyć jak to jest żyć na dworze za nim wyjdę za mąż?
Wdowa popatrzyła się w oczy swojej córki. Widziała w nich płomyk nadziei, której nie potrafiła zgasić. Kochała ją nad życie. Zrobiłaby dla niej wszystko. Chciała do końca życia dbać o jej bezpieczeństwo i szczęście, mimo tego, że wiedziała, że nie jest to możliwe. Przymknęła oczy i westchnęła.
- Widzę, że nic nie zmąci twojego zapału, prawda? - mówiąc ostatnie słowa, uśmiechnęła się czule.
- Otóż to mateńko - rzekła Elżbieta i uśmiechnęła się z wyraźną satysfakcją.
- W takich chwilach przypominasz mi brata. Zawsze wiedział czego chce i zaciekle do tego dążył...- szepnęła Jadwiga z nostalgią kończąc tym samym rozmowę.
⁵jeden krzyżyk - ok. 10 lat
***
Początek stycznia 1389, Kraków
Ciepło wody okalało jego skostniałe ciało. Słyszał tylko dźwięk ognia w kominku. Nakazał wyjście całej służby z jego apartamentów, ponieważ chciał pobyć w ciszy, której od dłuższego czasu mu brakowało. Cały czas był w rozjazdach. Nie żeby mu to przeszkadzało, przecie nie przepadał za Wawelem, jednak w czasie ów podróży nie było mowy o owej upragnionej ciszy. Zawsze był otoczony przez możnych, którzy chcieli wtrącać swoje trzy grosze i nie dawali mu spokoju. Mężczyzna z natury spokojny i cierpliwy, w takim środowisku dostał niemal furii, którą musiał trzymać na wodzy, aby nie daj Boże, zamienił się w niedźwiedzia.
Narodziny Pańskie spędził poza zamkiem, w którym była jego siostra jak i żona. Wrócił dzisiaj. Bez zbędnych czułości powitał się z niewiastami jak i poddanymi, a następnie od razu zarządał długiej kąpieli. Musiał choć na chwilę odpocząć od ciężaru, który ciążył mu na ramionach.
⁶Najpierw osadzenie brata na tronie w Nowogrodzie, cały trud, który w to musiał włożyć, następnie niepokojące informacje płynące z terenów Zakonu, a kończąc na ⁷dalszej chrystianizacji jego rodzimych ziem.
Podniósł kielich z wodą, który stał obok wanny i wziął łyk cieczy. Chwilę później chcąc go odłożyć postawił go zbyt mocno i tym samym rozlał wodę. Syknął ze zniecierpliwieniem.
- Opanasz! - krzyknął.
Nie musiał długo czekać. Łaziemny przybiegł do króla jak najszybciej mógł zważywszy na jego krótkie nogi.
- Tak panie. Dolać gorącej wody? - zapytał.
- Nie, zawołałem cię, bo chcę już zakończyć moczenie.
Opanasz mruknął, że zrozumiał i wziął prześcieradło w dłonie, aby osuszyć władcę. Widząc, że król nie jest w nastroju na żarty, milczał. Pomógł założyć Jagielle kontusz, a następnie zawołał służki, aby pomogły mu wylać wodę jak oraz wytrzeć podłogi. Sam król wyszedł z sauny i poszedł na ucztę. Tam królowa, Aleksandra jak i wszyscy siedzący wstali na widok Litwina. Oleńka na głowę założyła ⁸podwijkę, na swoje ciało założyła szmaragdową suknię oraz płaszcz z futrem. Na szyję przyodziała naszyjnik z bursztynem. Ciemne oczy błyszczały ze szczęścia, a na licu pojawił się szeroki uśmiech, którego nie zamierzała ukrywać. Wzrok króla skierował się na królową. Włosy miała zaplecione w dwa warkocze, a następnie spięte siateczką. Na sobie miała czerwoną suknię wyszytą błyszczącą nicią na klatce piersiowej. Założyła także złoty pas na biodra. Usta wygięte były w chłodnym uśmiechu, jednak w oczach tańczyły iskierki radości, których nie zdołała stłumić.
Podszedł do krzesła po lewicy Andegawenki i usiadł na nie. Wszyscy razem z nim opadli na siedzenia.
- A więc moje drogie - zwrócił się łagodnym głosem do niewiast siedzących obok niego. - Działo się coś godnego uwagi, o czym chciałybyście mnie poinformować?
Księżna i królowa popatrzyły się na siebie konspiracyjnym wzrokiem, a następnie lekko zachichotały. Władysław podniósł brew z wyraźnym zdziwieniem.
- A cóż...
- Bracie, rzekłeś to tak, jakbyś przyłapał niesforne dzieci na podjadaniu słodkości - odparła Oleńka ledwo powstrzymując się od śmiechu.
Władysław nachmurzył się nieco. Jadwiga widząc to położyła dłoń na jego ramieniu i szepnęła:
- Nie złość się mężu, to niewinne żarty, które nie miały uderzyć w twoją osobę.
Mężczyzna obrócił swój wzrok na żonę, aby dokładnie się jej przyjrzeć. Patrzyła się na niego, obdarzając go delikatnym uśmiechem. Napięcie jakie kryło się na jego twarzy zniknęło jak za sprawą czarów. Aleksandra zauważyła tę zmianę. Ledwo zauważalnie zmarszczyła brwi.
Król odkaszlnął tym samym zwracając na siebie pełną uwagę obu niewiast.
- Wracając do pytania - działo się coś wartego uwagi czym chciałybyście się ze mną podzielić?
- Ależ oczywiście, że tak, bracie - odparła melodyjnym głosem Aleksandra.
Jagiełło podniósł kielich i wziął łyk wody.
- Zamieniam się w słuch.
Księżna poprawiła się na krześle oraz położyła swoje dłonie na coraz większym brzuchu.
- Jeszcze przed świętami opuściła nas księżna Eufemia razem z córą Jadwigą...- Oleńka przerwała widząc zdziwioną minę brata. - A co ty się tak patrzysz jakbyś ducha ujrzał?
- Co robiła tutaj ta wie-wielmożna dama? - zapytał od razu się poprawiając.
- Przybyła z naszym gościem - oznajmiła Jadwiga. - Księżna opolska jest naprawdę zacną damą. Jest obyta w świecie mody, posiada poczucie humoru, a i rozumu jej nie brakuje. Niestety musiała wrócić do swych dóbr. Próbowałam ją przekonać, że w taką pogodę nie warto, jednak była zbyt uparta.
Wielki książę w zamyśleniu pokiwał głową. Wyrwała go z tego siostra.
- Oprócz tego już jutro przybędą panie Pileckie, a za tydzień odbędzie się ślub Spytka i Erzsébet.
- Już za tydzień będę mógł ujrzeć mojego druha na ślubnym kobiercu? Widzę, że nie chcą czekać.
Królowa wzięła łyk wina i odrzekła.
- Nie mają powodów do czekania. Miłują się.
- Cóż, muszę się zgodzić.
Reszta rozmowy rodziny królewskiej nie wniosła niczego konkretnego. Władysław streścił kobietom swoją podróż oraz wziął się za kolację. Po wspólnie zjedzonym posiłku udali się do kościoła na mszę, a następnie poszli do komnat, aby wypocząć.
⁶W tym punkcie chodzi o to, że na przełomie roku 1388/1389 Jagiełło podjął trud dyplomatyczny, aby osadzić swojego brata Lingwena-Semena na tronie Nowogrodu Wielkiego. Zrobił to po to, aby uzyskać przewagę nad Moskwą. Wszystko jednak było za "zgodą" Dymitra Dońskiego. Oczywiście do czasu, ale o tym będzie w kolejnych rozdziałach:)
⁷10 stycznia 1389 roku Władysław Jagiełło wydał nakaz, nadający biskupowi prawo wznoszenia kościoła w miejscach przez niego wybranych.
⁸podwijka - początkowo duża chusta zasłaniająca boki głowy oraz szyję. Wiązano ją na czubku głowy. W XIV-XV podwika zaczęła w większości krajów europejskich przybierać formę wąskiego paska pod brodą, na którą nakładano obręcz lub diadem (tutaj zależało od statusu noszącej ją kobiety). Podwijkę (podwikę) nosiły kobiety zamężne.
***
Styczeń 1389 Wawel, Kraków
Niebieskie oczy z nieskrywanym zainteresowaniem przyglądały się Wawelowi. Wielki zamek przepiękne prezentował się na tle białego puchu, niemal magicznie. Płatki śniegu wirowały na niebie jakby w tańcu.
Niewiasta wystawiła dłoń przez okno, aby śnieżynki opadły jej na rękawiczkę. Mimo tego, że nie była małym dziecięciem w dalszym ciągu lubiła na to patrzeć.
Otrzepała dłoń ze śniegu i uważnie przyglądała się mieszczaństwu, które z zaciekawieniem przyglądało się przybywającemu orszakowi. Blondwłosa odwróciła głowę w stronę siedzącej obok matki i zapytała:
- Któż ma nas powitać, matko?
Wdowa wygładziwszy suknię, odparła:
- Wuj Spycimir już powinien na nas czekać, przynajmiej tak wynikało z mowy gońca, którego nam przysłał.
Elżbieta skinęła twierdząco głową. Jadwiga jednak nie skończyła mówić.
- Elżbietko, pamiętaj jak masz się zachowywać. Z szacunkiem pokłonisz się przed władcami i podziękujesz im za gościnę. Ponadto wolałabym, abyś zacieśniła stosunki z królową - masz być jej dwórką, należeć do jej fraucymeru. Na dworze też jest pełno dobrych partii dla ciebie, więc zachowuj się jak na dobrze urodzoną córę przystało.
- Tak, pamiętam, mateńko. Nie musisz się frasować.
Starsza z niewiast chciała jeszcze zabrać słowo, jednak nie zrobiła tego, gdyż orszak dotarł na miejsce. Chwilę później kobiety stały już na obu nogach i otrzepywały poły długich sukni. Oczom kobiet ukazał się dwudziestopięcioletni mężczyzna o blond włosach ubranego w ciemnozielony bogato zdobiony kontusz oraz grube futro. Uśmiechał się do nich delikatnie. Gestem ręki nakazał sługom zabranie ekwipunku do komnat niewiast, a następnie podszedł do swych krewnych i po kolei zamknął obie w szczelnym uścisku.
- Jadwigo, Elżbietko...Jak dobrze was widzieć! - rzekł uradowanym tonem.
Wdowa wzięła ręce brata w swe dłonie i uśmiechnęła się czule.
- Widzę żeś w zdrowiu i w euforii. Aż tak zaczarowała cię ta Węgierka?
Spytek parsknął śmiechem, podając jedno ramię Elżbiecie, a drugie Jadwidze, a następnie we trójkę udali się na zamek. Ostatnim co powiedział było, że po odświeżeniu się w komnatach oczekiwały je królowie.
***
- Władysławie, pospiesz się. Panie zaraz przybędą! - rzekła Jadwiga, która od rana była w skowronkach. Nie mogła się doczekać, aby w końcu poznać Elżbietę. Szlachcianka miała zostać jej dwórką, więc miała wielką nadzieję, że znajdzie z nią wspólny język po tym jak Erzsébet opuści ją i wyjedzie do swojego przyszłego majątku w Melsztynie. W tej chwili Andegawenka ubrana w krwistą czerwień nerwowo przemierzała kolejne kroki po komnacie Olgierdowicza, który to nie podzielał nerwowości swojej małżonki i poruszał się jak ślimak. Nie spieszyło mu się nigdzie. Niewieście wydawało się nawet, że robił to specjalnie, aby wyprowadzić ją z równowagi, jednak od razu wybijała sobie podobne myśli z głowy, gdyż to nie podobne do jej małżonka.
Tymczasem Jagiełło wolno pił wodę z kufla i ani myślał się pośpieszyć. Nie chodziło tutaj o żadną niechęć do niewiast, oczywiście, że nie. Przecie Jadwiga to jego matka chrzestna. Niemniej ani myślał specjalnie się spieszyć dla kogokolwiek. To oni wszyscy powinni czekać na władców. A to, że jego młodziutka żona starała się zachować emocje na wodzy nie pomagało zadaniu pośpieszania go, ponieważ bardzo bawiło go jej zachowanie, lecz ani myślał jej tego wyznać. Już prędzej wolałby pić przez tydzień wiosenną rosę, której nawiasem mówiąc teraz nie było, niż narazić się na gniew Jadwigi.
Odstawił kielich na stół i uważnie zaczął się przyglądać małżonce, która to teraz zaczęła prowadzić z nim niemą bitwę na spojrzenia, aż w końcu przymknęła oczy wzdychając.
- Widać, że płynie w tobie litewska krew. Jesteś okropnie uparty i idziesz w zaparte. Ponadto tylko tę wodę byś pił, jeszcze w rybę się zamienisz.
Litwin odbił piłeczkę.
- W tobie za to wyczuwam krew węgierską i polską. Nie wiem kogo bardziej. Uparta, nerwowa i musi być wszystko tak jak ona chce. Zaraz wyrosną ci białe pióra i orli dziób.
W oczach Andegawenki pojawił się intrygujący błysk, którego mężczyzna nie potrafił zrozumieć.
- Uparta i nerwowa prawisz...- mówiąc te słowa z gracją podeszła do męża nachylając się w jego stronę. - Białe pióra, orli dziób...
Oddech niewiasty drażnił żuchwę i nos męża. Spoglądał w jej ślepia i starał się zrozumieć co chodzi po głowie tej kobiecie. Mogło wszystko. Bystra, inteligentna i sprytna. Do tego tak piękna...
Jadwiga czuła, że tarcza, którą bronił się dotąd jej mąż - zaczynała pęknąć. Wykorzystała to oczywiście. Położyła swoją dłoń na jego ramieniu. Jego oddech na chwilę zamarł. Niewiasta szepnęła.
- Dlaczegoż to nie chcesz wyjść z tej komnaty, Władysławie?
Jagiełło przełknął ślinę. Oto ta jedna niewiasta, jedyna na tym świecie potrafiła zamknąć mu usta, mieszała mu język i myśli, w taki sposób, że gdyby chciał coś powiedzieć zabrzmiałby jak ktoś bez rozumu.
- Ciepło tu...Ogień w kominku...Muszę dopić wodę...- owe zdania były tak przerywane i bez większego ładu i składu, że gdyby Jadwiga nie skupiała się na jego słowach prawdopodobnie nie zrozumiałaby co miał jej do przekazania.
Ogień w kominku, ciepło...- pomyślała.
Od razu na myśl przyszło jej to, aby zgasić kominek, wtedy zrobi się chłodniej i będzie mieć kartę przetargową, aby wymusić na nim szybkie opuszczenie komnaty. Nie mogła jednak poprosić służek oto, gdyż Władysław zgłosiłby nagły sprzeciw, tak więc musiała sama to zrobić. Do tego woda, którą będzie pił do końca dnia. Kątem oka popatrzyła się na kielich z cieczą dalej trzymając prawą dłoń na jego ramieniu. W jej głowie powstał plan, który miał się prawo udać tylko wtedy, gdy będzie działać szybko i zdecydowanie.
Postanowiła wprowadzić go jak najszybciej w życie.
Swoją twarz przybliżyła jeszcze bliżej twarzy męża, który to syknął, przymykając niemal czarne oczy. Oto właśnie chodziło. Szybkim ruchem chwyciła drugą dłonią kielich i odeszła od Jagiełły, który to z zamglonym wzrokiem przyglądał się Jadwidze. Wtedy to ona z cwanym uśmieszkiem wylała zawartość przedmiotu do kominka. Władysław zmarszczył czoło, a usta rozłożył w niemym zdziwieniu.
Ah, ta sprytna...
Nie dokończył myśli, ponieważ wstał i kilkoma krokami zmniejszył odległość między małżeństwem. Wyjął z dłoni Jadwigi kielich i odstawił go na bok.
- Ty lisico...
- Nie mnie przysługuje ten sławetny tytuł - odrzekła z ironią.
- Skoro nie to będziesz orłem...
- ...orłem, który zjadł rybę - dokończyła Andegawenka.
- A może to ryba ujarzmiła orła? Przedłużyłem przecież nasz pobyt w komnacie wbrew twoim oczekiwaniom.
- Może i tak - przerwała zdanie. - Jednakże to ja zakończyłam pobyt w tej komnacie szybciej niżli ty byś sobie tego zażyczył.
- W takim razie mamy remis.
- Nie remis, a kompromis. Zawody się skończyły.
Jagiełło podniósł brew.
- To to były zawody?
Jadwiga wygładziła poły sukni.
- A nie były nimi?
I znowu ich spojrzenia się skrzyżowały. Tym razem jednak to Jagiełło opuściła wzrok wzdychając.
- Dokończymy tą rozmowę mój orle - odparł podając jej ramię.
Królowa z rozbawieniem pokiwała głową.
- Uważaj, bo jeszcze też orzeł zrobi ci krzywdę.
W ten sposób załagodzili swój "spór" na jakiś czas, przynajmiej do końca tego dnia.
***
Szlachcianka ze zdenerwowaniem trzymała w dłoniach poły swojej różanej sukni. Stała wyprostowana, z uniesionym podbródkiem, jednak nie tak, aby uważano ją za pyszną. Z oddali można by rzec, że blondwłosa kobieta stała pewnie, wiedząc, że nic złego się zdarzyć nie może, jednak było wręcz odwrotnie.
Jadwiga próbowała uspokajać młodą latorośl, jednakże nie dawało to większych skutków.
- Elżbieto, nie musisz się niczego obawiać. Nasi władzy są miłosierni oraz...- nie zdążyła, gdyż pachołek zapowiedział, że królowie są gotowi je przyjąć. Niewiasty odprawiły sługę i poszły do sali audiencyjnej. Drzwi od komnaty otworzyli im strażnicy, którzy pełnili wartę. Gdy wrota stanęły otworem Elżbiecie w oczy od razu rzuciły się dwa zajęte trony na środku pomieszczenia, które znajdowały się na lekkim podwyższeniu tak, aby ukazać wyższość królów nad poddanymi. Dopiero później swoje niebieskie tęczówki skierowała na twarze władców. Po lewej stronie siedział król Władysław. Mierzył ją spojrzeniem swoich niemal czarnych tęczówek, które błądziły po jej twarzy, jakby próbował wyczytać jej zamiary. Ciemne włosy tylko dodawały mu mroku, ale i tej dziwnej, niepojętej siły. Nie odważyła się już więcej na niego patrzeć. Szlachcianka przełknęła ślinę. Odwróciła wzrok od twarzy mężczyzny i popatrzyła się na niewiastę. Od razu mogła powiedzieć, że była przepiękna. Lśniące włosy spięte miała z tyłu głowy siateczką, tak, aby żaden kosmyk nie opadał jej na kark. Niebieskie oczy z łagodnością wpatrywały się w jej twarz co trochę uspokoiło młódkę. Ostre rysy nadawały Jadwidze pewnej stanowczości, a czerwień sukni podkreślała już bardzo dobrze widoczną szlachetność i majestat jaka biła od niej biła.
Kobiety pokłoniły się władcom, a następnie wdowa rzekła:
- Najjaśniejszy panie, najjaśniejsza pani, jesteśmy stokroć wdzięczne, że tak dobrze powitano nas na zamku i że zgodziliście się na wyprawienie wesela mojemu bratu.
Jadwiga uśmiechnęła się ciepło.
- Drogie panie, naprawdę nie ma żadnego problemu zważywszy na to, że Spytek zrobił wiele dla nas jak i fakt, że bierze za żonę moją dwórkę, która była ze mną od kołyski.
- Niemniej uważam, że powinniśmy być wam naprawdę wdzięczni.
- Jadwigo, żona moja ma rację, za służbę jaką Spytek dla nas wypełnia jest wystarczającą zapłatą jeżeli o to chodzi - odparł Jagiełło.
Melsztyńska uśmiechnęła się lekko do władcy.
- A jak wam minęła podróż do stolicy?
Tym razem, po raz pierwszy, odezwała się Elżbieta.
- Dziękuję, że pytasz pani. Ja i matka dobrze zniosłyśmy podróż, mimo tego, że nieraz łapał nas taki mróz, że tylko modliłyśmy się, aby trafić do jakiejś karczmy.
- Żywię nadzieję, że nic wam, ani waszym sługom nie stało - powiedziała Andegawenka.
- Nie pani, naszczęście nie.
- Niemniej teraz jesteście na Wawelu gdzie nic wam brakować nie będzie. Powiedzcie mi, jak podobają wam się komnaty?
W taki sposób niewiasty zaczęły prowadzić krótką konwersację, aby rozładować napięcie oraz zdenerwowanie, które Jadwiga zauważyła u Elżbiety mimo tego, że starała się tego nie pokazywać.
Jagiełło przysłuchiwał się tej rozmowie, lecz dyskusja bardzo go nudziła. Nie usłyszał nic, co mogłoby interesować litewskiego księcia, tak więc gdy zobaczył, że do sali wszedł wojewoda krakowski, odetchnął z wyraźną ulgą.
- Pani, panie - rzekł Spytek kładąc dłoń na piersi i schylając kark. - Kucharze mówią, że uczta już gotowa. Zaraz potrawy staną na stołach.
- Zaraz się tam wszyscy udamy, Spytku - odparł Władysław.
- Zatem udam się teraz, aby to powiedzieć.
Już miał wychodzić, gdy król go zatrzymał.
- Jabłek nie będzie?
- Spokojnie panie, nie musisz się tego obawiać.
Drzwi się zamknęły, a Jadwiga zwróciła się do szlachcianek.
- Jak więc widzicie drogie panie, uczta zaraz zawita na nasze stoły. Uważam, że powinniśmy się już tam udać. Z chęcią zasięgnę waszej opinii o potrawach oraz posłucham o waszym życiu w Pilczy.
Powiedziawszy ostatnie słowa, wstała z tronu, a Jagiełło za nią. Mężczyzna podał jej ramię, a ona je przyjęła. Popatrzyli się na siebie z jakimś nieobecnym błyskiem w oczach, a następnie razem ze swoimi gośćmi udali się na ucztę, na której będą same największe smakołyki.
***
Styczeń 1389, Kraków
- Auć, uważaj trochę! - podniosła głos Erzsebét, której Margit zbyt mocno pociągnęła włosy.
- Staram się, Erzsébet! Okaż choć gram wdzięczności! - rzekła naburmuszona Margit.
- Nie kłóćcie się, przecie dzisiaj wielki dzień, a zachowujecie się jak pacholęta, które dopiero mówić się nauczyły! - krzyknęła Śmichna, która nie wytrzymała.
Węgierki popatrzyły się na dwórkę spod byka. Aleksandra i Jadwiga, które były razem z kobietami w pomieszczeniu starały się nie roześmiać.
- Małgorzato, Elżbieto, Śmichna ma słuszność - odparła blondwłosa magnatka, która poprawiała suknię Erzsébet.
Od tamtego momentu siostry się do siebie nie odzywały, aby uniknąć takich sprzeczek. Gdy Margit skończyła upinać fryzurę, Elżbieta Lackfi popatrzyła się na siebie przez zwierciadło. Wyglądała wprost jak z baśni. Niesforne włosy upięte miała z tyłu głowy, tak, aby kosmyki nie wpadały jej na twarz. Na głowie miała welon, który był przetrzymywany przez drogo zdobioną obręcz. Suknia jej była zielonkawa, obszyta koronką i srebną nicią. Zielony kolor podkreślał barwę jej tęczówek. Na szyję założyła naszyjnik, który dostała od królowej. Twarz miała pokrytą bielidłem oraz różem.
Erzsébet uśmiechnęła się szeroko do swoich towarzyszek. One odpowiedziały jej tym samym. Do dwórki podeszła Jadwiga i załapała ją za ręce.
- Nie mogę uwierzyć, że wychodzisz za mąż. Przecież niedawno bawiłyśmy się w berka na zamku w Budzie, a teraz...- w oczach pojawiły jej się łzy wzruszenia. - A teraz opuszczasz gniazdo.
W komnacie zapanowała cisza pełna melancholii i wzruszeń. Jadwiga przytuliła Erzsébet, a potem poszła po jedwabną chustkę. Margit ze łzami w oczach przeprowadziła ostatnią rozmowę po węgiersku z siostrą, w której życzyła jej wszystkiego najlepszego oraz rozmawiały o siostrzanych rzeczach, które tylko do uczu ich wzajemnych trafić miało, a Śmichna próbowała je wszystkie wesprzeć ma duchu mówiąc, że nie żegnają się na zawsze i jeszcze się spotkają. I miała rację.
Aleksandra od razu rzekła, że to nie ich ostatnie spotkanie i w dzień dzisiejszy wszystkie powinny się cieszyć i świętować. Mówiła to tak entuzjastycznym tonem, że od razu niewiasty poczuły się lepiej. Całe ich przygotowania przerwała Jadwiga z Melsztyna, która powiedziała, że pan młody czeka już w Kościele. Erzsébet uśmiechnęła się delikatnie, z przejęciem łapiąc za poły sukni.
A więc to czas.
***
Kościół został przepięknie przystrojony w gałązki świerku, białe wstążki oraz w ostrokrzewy. Świece płonęły oświetlając wielkie pomieszczenie, w którym roiło się teraz od gości. Przybyła bliska i daleka rodzina Spytka, przyjaciele panny młodej oraz osoby z rodziny królewskiej, które nadawały prestiżu temu wydarzeniu.
Kiedy panna młoda weszła do Kościoła wszystkie oczy skierowały się na jej osobę nie licząc wojewody, który stał plecami do niej czekając cierpliwie, aż blondwłosa stanie obok niego na ślubnym kobiercu.
Erzsébet powoli ruszyła w stronę jej przyszłego męża. Jeden krok, drugi...Stanęła obok mężczyzny. Odwróciła twarz w jego stronę, aby ujrzeć jego lico. Gdy to zrobiła poczuła w środku wielką radość, przez którą robiło jej się gorąco. Przez chwilę wpatrywali się w swoje oczy, gdy rozległy się słowa przysięgi.
- Czy ty Spycimirze z Melsztyna, herbu Leliwa bierzesz sobie tu obecną Elżbietę Lackfi za żonę i ślubujesz jej miłość i wierność aż do śmierci? - zapytał biskup.
-Tak.
- A czy ty Elżbieto Lackfi bierzesz sobie tu obecnego Spycimira z Melsztyna i ślubujesz mu miłość i wierność aż do śmieci?
Erzsebét wzięła wdech, uśmiechnęła się do szlachcica, a następnie odparła z mocą:
- Tak.
Spytek odwrócił się w stronę kobiety i odsłonił jej welon. Popatrzyli się w sobie w oczy, a następnie mężczyzna złożył na jej ustach pocałunek przepełniony miłością.
***
Witam was serdecznie! Mam nadzieję, że rozdział się wam podobał i nie rozczarowałam was, bo tego bym bardzo nie chciała.
A więc tak, niedługo po wstawieniu tego rozdziału pojawi się kolejny, informacyjny. Będzie to najważniejszy rozdział informacyjny, który chyba kiedykolwiek się pojawi, więc liczę na to, że większość z was go przeczyta.
Co do następnego rozdziału to pojawi się w nim wątek sądu, w którym Gniewosz będzie odszczekiwał oszczerstwa, które powiedział na królową Jadwigę. Mam zamiar jeszcze pokazać wątek krzyżacki i pokazać Lingwena-Semena.
Mam w planach pokazać jeszcze majowy wiec dostojników w Sandomierzu oraz rozpocząć wątek porwania Elżbiety, jednak nie wiem czy uda mi się to pokazać akurat w tym rozdziale.
Tak więc życzę miłego wieczoru!
(Na marginesie dzisiaj jest rocznica chrztu Jagiełły, więc rozdział idealnie się wpasował.)
[Rozdział wstawiony 15.02.2021r., 8230 słowa]
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top