"Dzikie knieje"
Nastał poranek. Promienie słońca wpadały do alkowy królowej. Jadwiga otworzyła oczy. Ręką przetarła oczy. Popatrzyła się w bok. Zobaczyła twarz mężczyzny, który był jej mężem. Oddychał równomiernie śpiąc.
Przypomniał jej się wczorajszy wieczór. Przez chwilę pomyślała, że to sen na jawie, ale jednak, ubrania króla leżały na krześle.
Jadwiga nie chcąc obudzić Władysława, delikatnie wyszła spod kołdry. Swoje nagie stopy postawiła na zimnej podłodze. Wstała z łoża i cicho jak mysz czmychnęła do drzwi. Otworzyła je i powoli zamknęła. Przy tej czynności słychać było skrzypnięcie zawiasów.
Nikogo nie było w komnacie. Prawdopodobnie musiała o to zadbać Margit, którą wczoraj wysłała po króla. Na ostatnie słowa kącik ust poszedł w górę.
Królowa podeszła do swojej skrzynii i otworzyła ją. Wyjęła jedną z sukien, ciemno-czerwoną z perłami oraz futrem. Robiło się coraz zimniej, a nie chciała się przeziębić.
Prawdopodobnie słysząc dźwięk zamykanej skrzynii, do komnaty weszła Margit. Dygnęła.
- Witaj pani. Powiadomiłam wszystkich, aby nikt nie przychodził do twojej komnaty z uwagi...- nie dokończyła, bo zobaczyła minę królowej. Jadwiga wyglądała jakby zaraz miała się roześmiać, ale zarazem jej wzrok mógł zabijać.
- Pomóc ci pani z założeniem sukni? - zapytała, ciszej niż wcześniej, dwórka.
- Tak, przyda mi się twoja pomoc.
Margit podeszła do Jadwigi i pomogła jej założyć suknię. Królowa wcześniej poprosiła dwórkę, aby mówiła ciszej z uwagi na śpiącego króla, który mógł w każdym momencie się obudzić.
Nagle Jadwiga usłyszała śpiew ptaków. A dokładnie jednego, słowika.
- Margit, pójdźmy na spacer.
- Ależ pani...Jest chłodno. Jeszcze zachorzejesz.
- Nie musisz się bać kochana - rzekła królowa. - Chcę posłuchać śpiewu ptaków, zwiedzić Lwów, poznać poddanych. Przy okazji ta pogoda to nic w porównaniu z zimą na Litwie. Przynajmniej tak słyszałam z opowieści babki Elżbiety, posłańców czy też Władysława. A już niedługo będę mogła przekonać się sama na własnej skórze czy mówili prawdę.
Dwórka zbladła.
- Jedziemy...Jedziemy na Litwę? Do tych...dzikusów? - ostatnie słowo niemal wyszeptała.
Jadwiga pokręciła głową.
- Litwini to nie dzikusy. Nie musisz się ich obawiać, ale wszystko opowiem Ci jak już wyjdziemy. Zabierzemy ze sobą także Erzebet.
Margit nieprzytomnie kiwnęła głową.
- Musimy zabrać ze sobą straże.
- Nie musimy. Nic nam się nie stanie.
Margit wydawała się jakby miała zaraz wybuchnąć.
- Królowo...Proszę...Król...Król będzie...zły.
Królowa widząc strach dwórki westchnęła.
- Pamiętaj, że ja też jestem królem, ale skoro tak się boisz, dobrze. Zabierzemy ze sobą pięciu zbrojnych.
Dwórka nic nie powiedziała, więc razem z Andegawenką wyszły z komnaty.
***
- Pani...Wybacz, że pytam, ale jak to jest? - zapytała Erzebet.
Jadwiga nie rozumiejąc pytania zmarszczyła czoło.
- O co pytasz Erzebet?
- No...Pytam..O...pokładziny. To boli? Jak to było kiedy...- nie dokończyła. Nie musiała. Jadwiga zrozumiała o co jej chodziło.
Rozumiała, że Erzebet pyta, ponieważ zaraz nocy poślubniej, na której miało odbyć się do takowego aktu, zaczęły zadawać jej pytania dotyczące pokładzin, jednak królowa nie chciała z nimi o tym mówić. Nie miała o czym, ponieważ nic się nie zdarzyło przez jej strach i niepewność, lecz one o tym nie wiedziały. Jadwiga umiejętnie omijała ten temat, a one nie drążyły.
Teraz, zmieniło się. Doszło do tego aktu. Wczoraj wieczorem kiedy posłała po króla. Dwórka dlatego zdała to pytanie, miała nadzieję, że tym razem królowa jej odpowie.
Andegawenka zanim odpowiedziała, nabrała powietrza w płuca i je wypuściła.
- No więc, może boleć na początku. Wszystko też zależy od mężczyzny. Jeden będzie delikatny i umiejętny, drugi już nie. Ja dobrze trafiłam.
Erzebet oblizała usta.
- A dlaczego pytasz?
Dwórka lekko się zaczerwieniła i wbiła wzrok w buty.
- Czeka, aż wojewoda się jej oświadczy. Później ślub, pokładziny...- podkreśliła ostatnie słowo. - I gromadka pacholąt.
- Margit! - podniosła głos Erzebet. - Miałaś nic nie mówić.
Jadwiga przybrała na twarz czuły uśmiech.
- Oj Erzebet, widać jak na siebie patrzycie. To tylko kwestia czasu, aż staniecie przed ołtarzem.
Dwórka popatrzyła się na królową i lekko się uśmiechnęła.
- Mam nadzieję pani, mam nadzieję- szepnęła.
***
Otworzył oczy. Obudziło go słońce spadające do komnaty. Musiało być wysoko. Obrócił się na bok. Zdziwił się bardzo, ponieważ nie było tam Jadwigi. Przez chwilę się wystraszył, że coś się jej stało, ale potem się uspokoił.
"Może poszła na mszę." - pomyślał.
Jagiełło wstał z łoża. Zamyślił się.
Wrócił do wczorajszego wieczora. Do królowej, która posłała po niego z niecodziennym rządaniem. Z jej dotykiem na ramieniu, klatce piersiowej, twarzy czy włosach. Władysław jeszcze chwilę tak rozmyślał, jednak musiał iść do swoich obowiązków.
Król założył na siebie ubranie z wczorajszego dnia i przygładził swoje ciemne włosy. Kiedy wyglądał w miarę znośnie szybkim krokiem skierował się do swojej komnaty, aby się przebrać w lżejsze stroje. Nie lubił przepychu, nie lubił nosić nie wiadomo jakich okazałych strojów, czym się pewnie różnił od większości władców.
Kiedy wszedł do komnaty zawołał swojego wiernego sługę, Opanasza. Ten z uśmieszkiem zaczął pytać gdzie król wczoraj zabłądził. Wtedy także Władysław posłał mu mordercze spojrzenie, lecz nic nie rzekł. Opanasz wyjął ze skrzyni granatowy kaftan. Wziął także grzebień i wyczesał Jagielle włosy.
Kiedy król wyszedł szybko poszedł do sali, w której stał wielki stół. Na nim stało już przyszykowane jedzenie.
- Królowa już jadła? - zapytał.
Służka która dopiero co odstawiła dzban z wodą pokręciła głową.
- Nie panie. Od rana nie widziałam Najaśniejszej Pani.
Król zmarszczył brwi lecz nic nie rzekł. Zajął miejsce i w milczeniu spożył posiłek.
"- Może zjadła w innym pomieszczeniu?" - pomyślał.
Szybko jednak odgonił od siebie myśl, kiedy do sali wszedł Spytek. Mężczyzna powiedział mu co dzisiaj będą musieli zrobić. Jednym z tych obowiązków było potwierdzenie wszystkich dokumentów, pożegnanie Piotra I oraz napisanie listu do Skirgiełły o ich rychłej podróży na Litwę.
Razem ze Spytkiem skierowali się do kancelarii gdzie przez długi czas potwierdzał dokumenty i czekał, aż ktoś skończy czytać aby być pewien, że chce potwierdzić dokument. Było to bardzo uciążliwe.
Następnie nakazał urzędnikowi napisać list do księcia Skirgiełły z wieściami o ich przyszłym przyjeździe na Litwę.
Kiedy skończył swoją pracę i upewnił się, że list trafił do zaufanego gońca, razem z wojewodą wyszli z pomieszczenia. Wtedy natknęli się na uśmiechniętą Jadwigę przechodzącą korytarzem, z futrem na ramionach.
Spytek od razu się pokłonił.
- Pani - rzekł Jagiełło.
- Witaj królu, potrzebujesz mojej pomocy?
Władysław pokręcił głową. Spytek nie chcąc przeszkadzać królewskiej parze, szybko pożegnał się z władcami i odszedł w swoją stronę.
- Gdzie byłaś? - zapytał król.
Jadwiga odrzekła.
- Na spacerze razem z Erzebet i Margit.
- Same? - Jagiełło był oburzony.
Uśmiech Jadwigi lekko zmalał.
- Nie.
Władysław przekręcił głowę w bok.
- Dlaczego nie powiedziałaś mi, że gdzieś idziesz? - zapytał.
Andegawenka przestała się uśmiechać.
- A dlaczego miałabym ci o tym mówić?
Król westchnął.
- Ponieważ jestem królem...- Jadwiga przerwała mu.
- Ja także jestem królem.
- ...i twoim mężem - dokończył zdanie.
Królowa odparła oschle.
- To nie powód, abyś musiał wiedzieć gdzie idę. Byłam ze zbrojnymi, nic nam by się nie stało.
- Jednakże wolałbym, abyś mi mówiła gdzie chodzisz.
Jadwiga uniosła dumnie głowę i odrzekła.
- Ta rozmowa nie ma sensu. Tak jak tym jestem królem i mam te same prawa co ty - przerwała. - Należy mi się trochę zaufania, nie sądzisz?
Gdy wymówiła ostatnie słowa powiedziała spokojnym tonem.
- A teraz wybacz, ale idę spożyć obiad.
Jagiełło ostatni raz spojrzał na królową. Wtedy ona wyminęła go i skierowała się do sali.
***
- Bardzo dziękuję za tak wspaniałą gościnę - powiedział Hospodar żegnając się z Jadwigą i Władysławem.
- To my dziękujemy za tak wspaniałe towarzystwo - powiedziała królowa lekko się uśmiechając.
- Mam nadzieję, że nasz sojusz będzie trwały - odparł Piotr.
Przez chwilę nikt mu nie odpowiedział, ponieważ słudzy w tym samym momencie przeszli ze skrzynią Piotra.
- Ja także mam taką nadzieję - odpowiedział Jagiełło.
Po uroczystym pożegnaniu, wymienieniu kilku uśmiechów oraz pokłonach, Hospodar mołdawski Piotr I odjechał swoim powozem razem ze swoją świtą.
Królowa i król stali tak obok siebie. Ramię w ramię. Nagle Władysław się odezwał.
- Wysłałem list do mego brata, Skirgiełły, że jeszcze przed zimą wyruszymy do Wilna.
Jadwiga kiwnęła głową.
- Dobrze.
Widać, że nie chciała z nim rozmawiać. Jeszcze nie teraz.
- Pani...Nie chciałem.
Królowa spojrzała się na profil króla.
- Rozumiem. Wybaczam.
Jagiełło spojrzał się na Jadwigę.
- Ja Cię nawet nie przeprosiłem, a ty mi wybaczasz?
- Tak panie, właśnie tak. Król nie przeprasza, to podstawa. Ale chrześcijanin musi wybaczyć nawet największą krzywdę. Ty tak naprawdę nic mi nie uczyniłeś.
- A jeżeli uczynię ci coś strasznego? Coś co naprawdę bardzo cię zrani? - zapytał.
W oczach Jadwigi pojawił się dziwny błysk.
- To ci wybaczę.
***
22 października 1387 Lwów
Kufry zostały spakowane, konie gotowe do podróży, a słudzy niecierpliwi, chcieliby już jechać, a nie czekać.
Jadwiga i Władysław pożegnali się z zarządcą miasta oraz poddanymi.
Wsiedli na swoje konie. Władczyni nie chciała jechać w powozie. Wolała jazdę konną.
Kiedy władcy odjeżdżali, król zanim pojechał przodem rzekł.
- Czas ruszać na Litwę.
Jadwiga odrzekła z uśmiechem.
- Czas ruszać na Litwę.
***
28 listopada 1387 Wilno
Skirgiełło szybkim krokiem zmierzał do komnat książęcych. Było wcześnie rano jednakże on stał na nogach już od kilku godzin. Teraz miał zamiar zrobić coś co nie spodobałoby się młodszemu rodzeństwu.
Postanowił najpierw zajść do komnaty Korygiełły. Nie zważając na to, że śpi mocnym ruchem otworzył drzwi. Już w progu krzyczał.
- Wstawaj!
Nie zadziałało. Książę spał jak kamień. Przyjechali niedawno, kiedy dowiedzieli się o przyjeździe brata i jego małżonki.
Skirgiełło szturchnął brata.
- Wstawaj Korygiełło, natychmiast!
Korygiełło tylko chrapnął głośniej i podciągnął pierzynę pod sam nos.
Skirgiełło z całej siły walnął go pięścią w ramię. To obudziło księcia. Z jego usta wydobył się głośny krzyk bólu.
- Czyś ty już kompletnie zwariował?!
Skirgiełło tylko rechotał głośno i odwrócił się plecami do brata.
- No braciszku, wstać nie chciałeś to musiałem, twoja wina, nie moja.
Korygiełło po cichu wyklinał na brata.
- Słyszę to bracie, nie wiedziałem, że aż takie masz o mnie poważanie - parsknął śmiechem.
Kazimierz podniósł się z ociąganiem do pozycji siedzącej. Przetrał ręką twarz mrużąc oczy i ziewnął.
- Po co mnie tak wcześnie budzisz? Przecież prawie noc jest.
- Niedługo nasz kochany brat przyjedzie ze swoją żoną, bogobojną niewiastą.
Korygiełło szepnął.
- Może jej się uda wypędzić z Ciebie diabła. Tylko nienormalni ludzie budzą w taki sposób braci...
Skirgiełło odwrócił się twarzą do brata.
- Coś ty powiedział? - powiedział to prawie krzycząc.
- Nic, nic...Dlaczego nie budzisz Wigunta?
Namiestnik powiedział.
- A no właśnie...Wigunt...Szybko wstawaj, doprowadź się do porządku, zjedz coś i czekaj w sali konferencyjnej.
- Dobrze, dobrze...Idź już - powiedział Kazimierz.
- Tylko żebyś mi tu nie zasnął - pogroził palcem Skirgiełło.
- No idź już...Nie zasnę - jęczał Korygiełło.
Skirgiełło nie uwierzył bratu, ale wyszedł szybko zmierzając tym razem do komnaty Wigunta.
Tak jak w przypadku Korygiełły zamaszystym ruchem otworzył drzwi i już u progu krzyczał, aby wstawał.
Skirgiełło widząc, że Wigunt dalej śpi w najlepsze, szturchnął go ,jednak to nic nie dało.
Nagle do komnaty weszła zaspana Oleńka.
- Co ty tak wrzeszczysz? W całym zamku cię słychać.
- Ten którego chcę obudzić, jakoś nie słyszy - odrzekł. - Sługa!
Chwilę później do komnaty wszedł sługa.
- Przynieś mi dzban z wodą.
Sługa pokłonił się i szybko przyniósł dzban z wodą.
- Jeśli to go nie obudzi, to nie wiem co może...
Książę podszedł do Aleksandra trzymając dzban w prawej dłoni. Podniósł dzban nad głowę Olgierdowicza i wylał mu jego zawartość na głowę. Tamten nie wiedząc co się dzieje krzyczał.
- Krzyżacy! Krzyżacy atakują...
Nie dokończył, ponieważ tak się wiercił, że spadł z łoża.
Oleńka i Skirgiełło zaczęli się śmiać.
- Krzyżacy mówisz hę? - rzekł namiestnik.
Wigunt podniósł głową zza łoża rozglądając się po pokoju. Szybko pojął, że to tylko koszmar, lecz ktoś naprawdę wylał mu wodę na głowę. Tym kimś oczywiście był Skirgiełło.
- Ty psie! Budzić mnie w taki sposób? Na głowę upadłeś? A Ty co rechoczesz? - zapytał Oleńki.
Księżniczka próbowała stłumić śmiech, lecz nie udawało jej się to.
- Nie pozwalaj sobie Aleksandrze - odrzekł Skirgiełło. - Starałem się Ciebie obudzić. Krzyczałem, szturchałem, ale nic. To już Oleńka pierwsza wstała mimo tego, że jej nie budziłem.
Wigunt wstał i otrzepał głowę z kropel wody jak pies.
- Uważaj! - mówiła Oleńka.
- Było nie lać na mnie wody!
Oleńka zrobiła się zła. Łatwo było ją zezłościć. Odziedziczyła to po matce tak jak większość rodzeństwa. Większość, ponieważ Jagiełło był spokojny, przynajmniej takiego grał.
- To nie ja! To Skirgiełło! A Ty serio powinieneś wstawać wcześniej, a nie spać do południa!
Wigunt chciał jej coś odpowiedzieć, ale przerwał mu Skirgiełło.
- Rozumiem, że chcecie się jeszcze kłócić, ale teraz nie czas na to. Za dzień lub dwa przyjedzie tutaj Jagiełło, nasz ukochany braciszek razem z Jadwigą, jego bogobojną małżonką.
Oleńka wyraźnie się poruszyła.
- Poznam Jadwigę?
Skirgiełło kiwnął głową.
Chwilę ciszy przerwał Wigunt, który najpierw powiedział, a potem pomyślał.
- Z tą śliczną niewiastą? Jogaiła to musi cały czas siedzieć z nią w komnacie...
Nie dokończył, bo Skirgiełło trzasnął go dłonią w głowę. Wigunt pisnął.
- Po pierwsze nie Jogaiła, ale Władysław. Po drugie uważaj, nie mów tego przy Jagielle, bo cię tak trzaśnie o podłogę, że się nie pozbierasz. Co do ostatniego zdania nie jestem tego taki pewien. Mają wiele do roboty, a nie tylko siedzą w komnacie jak ty to ująłeś. No i ostatnia sprawa, myśl Wigunt, myśl!
Księżniczka słuchała tego jak zaczarowana. Zastanawiała się jak to będzie u niej w małżeństwie z Siemowitem.
- A teraz wysusz się, przebierz się, zjedz coś i udaj się do sali konferencyjnej - teraz odwrócił się w stronę Oleńki. - A Ty, przebierz się i zjedz coś.
- Zrobię to pod warunkiem jeśli coś mi obiecasz - powiedział Wigunt.
- Słucham - nadstawił uszu Skirgiełło.
- Nigdy więcej mnie nie bij.
***
29 listopada 1387
Mimo tego, że Jadwiga jechała do Wilna już ponad miesiąc, nie była zmęczona. Spała także bardzo mało, ponieważ chciała jak najbardziej zapamiętać kraj męża. Dzikie knieje, chłodny wiatr oraz poddani, którzy wyglądali zza okien i kłaniali się przejeżdżającemu orszakowi. Królowa często wychodziła z orszaku, aby dać ludziom chleb. Poddani dzielili się na kilka grup. Jedna z nich padała na kolana i dziękowała miłosiernej królowej. Inni zaś dziękowiali i mówili, że Bóg istnieje skoro ich modły zostały wysłuchane.
Królowa spotkała się także z tym jak pewien starzec splunął na orszak mówiąc, że Jagiełło zdradził ich bratając się z Polską. Żołnierze chcieli go pobić, jednak Jadwiga nie zgodziła się na to. Powiedziała, że nie można nikogo zmuszać do wiary oraz że ten człowiek przekona się jeszcze o miłosierdziu Bożym. Na koniec uśmiechnęła się ciepło do mężczyzny. Ten popatrzył się na nią tak jakby zobaczył ją po raz pierwszy.
Kiedy Jadwiga jechała tak za Władysławem ujrzała w oddali piękny zamek. Domyśliła się, że to cel ich podróży.
Zawsze zastanawiała się jak wygląda Wilno. Próbowała wyobrazić sobie jak może wyglądać z opowieści kupców. Jednak żadne wyobrażenie nie mogło się równać tym co ujrzała.
Królowa była coraz bardziej zdenerwowana. Nie mogła uwierzyć, że zaraz pozna rodzinę męża. Skirgiełłę poznała, Wigunta i Korygiełłę także, ale...Nie tak dobrze jakby chciała. Jednak bardzo chciała poznać przyszłą księżną mazowiecką, Oleńkę. Miała nadzieję, że pozna także Marię.
Zbliżali się w bramy otwierającej miasto. Byli już bardzo blisko. Kiedy wjechali przez wjazd, poddani z wielką ciekawością przyglądali się orszakowi. Większość szukała wzrokiem ich wielkiej księżnej. Kiedy już ją ujrzeli nie mogli oderwać wzroku od jej twardy. Od tych ostrych rysów twarzy, prostego nosa oraz oczu jak niebo.
Władysław zwolnił, aby Jadwiga jechała obok niego.
- Mam nadzieję, że Wilno ci się podoba - rzekł.
- Jest piękne.
Przy zamku wyprostowani stali bracia Jagiełły, Skirgiełło, Korygiełło i Wigunt. Królowa widziała także obok nich nawet wysoką niewiastę, o ciemnych włosach. Uśmiechała się.
Cały orszak stanął przed rodziną króla. Władysław i Jadwiga zsiedli z koni.
Skirgiełło wystąpił kilka kroków do przodu, a następnie bez ceregieli zamknął brata w niedźwiedzim uścisku.
Jadwiga przyglądała się temu z lekkim uśmiechem na ustach. Gdy namiestnik odsunął się od brata, spojrzał się na królową. Pokłonił się jej z uśmiechem na ustach.
- Witaj pani. Jesteśmy radzi wreszcie gościć cię w Wilnie.
- Książę, nie musisz się mi kłaniać - rzekła. - Ja także jestem szczęśliwa będąc tutaj.
Nagle w oczy Jadwigi rzucił się Wigunt.
- Książę, co ci się stało? - zapytała królowa, ponieważ Aleksander miał wielkiego guza na głowie.
Wigunt na początku nie wiedział, że pytanie zostało skierowane do niego jednak szybko się otrząsnął i odpowiedział.
- Nic pani, naprawdę.
Królowa mu nie uwierzyła, lecz nic nie powiedziała, jednakże Wigunt widząc jej wzrok na swojej głowie powiedział.
- Książę Skirgiełło lepiej ci powie - na ostatnie słowa uśmiechnął się złośliwe.
Namiestnik szybko spojrzał się na brata, wbijając w niego mordercze spojrzenie.
Skirgiełło odwrócił się do królowej.
- Korygiełłę znasz...Znaczy Kazimierza. Nie znasz jednak naszej najmłodszej siostrzyczki, Oleńko podejdź.
Oleńka z ciepłym uśmiechem podeszła do Jadwigi dygając.
- Witaj Jadwigo, jestem Oleńka - księżniczka przywitała się. - Bardzo chciałam Cię poznać.
Jadwiga kolejny raz powiedziała, aby się przed nią nie kłaniała, bo nie ma potrzeby. Przyjrzała się księżniczce. Zobaczyła, że Oleńka jest trochę od niej wyższa, ma zielone oczy oraz bardzo ciemne włosy. Można by powiedzieć, że nawet czarne.
- Ja także. Władysław wiele o tobie mówił.
Na ostatnie słowa Oleńka lekko się speszyła.
Jadwiga widząc to rzekła.
- Same dobre rzeczy. Nie musisz się stresować - przerwała na chwilę. - Widzę, że znakomicie radzisz sobie z językiem polskim.
Księżniczka lekko się uśmiechnęła i kiwnęła głową.
- Jako, że w niedalekiej przyszłości mam wyjść za księcia Siemowita musiałam zacząć się uczyć języka. A teraz Jadwigo, rozgość się w komnatach - widzę, że jesteś zmęczona.
Królowa uśmiechnęła się z wdzięcznością. Dopiero teraz zrozumiała, że Oleńka miała słuszność.
Władysław podszedł do Jadwigi i podał jej swoje ramię. Ona je przyjęła i razem z rodzeństwem Olgierdowiczów skierowała się do zamku.
***
Witajcie! Na wstępie chciałam powiedzieć, że założyłam konto na instagramie, abyście mogli śledzić postępy w pisaniu rozdziałów. Moja nazwa to: _kalsia123
Zgodnie z waszą decyzją przedłużymy życie Jadwidze👸Ich wspólne życie jak ich potomstwa oraz przyszłości królestwa jak też dalszego życia Jagiełły, mam zaplanowane:)
Mam nadzieję, że rozdział przypadł wam do gustu. Chciałam, aby pojawili się Litwini. Dodaje to jakiegoś wyrazu.
Piszcie szczere opinie oraz zostawcie gwiazdkę.
Pozdrawiam❤
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top