7 - Czochraj pudla
a) chcę zaznaczyć, że to nigdy nie będzie Joshler
b) ten rozdział zrobił się dziwnie tragikomiczny (bardziej niż zwykle), Bluri pociągnął wodze akcji
c) Mokrego jajka i wesołego dyngusa
d) #720 w fanfiction i ponad 8tys odsłon, love was <3
W piątek, tydzień po Sylwestrze, do Janiny zadzwoniła ciotka Marysieńka, przypominając o umówionych odwiedzinach młodego małżeństwa. Janina oczywiście potwierdziła, że tak, przyjadą jutro, że Tadeusz się cieszy i tym podobne, po czym rozłączyła się i zaczęła się głowić kiedy to obiecała ciotce, że do nich przyjadą.
- Tadeusz, czy ty pamiętasz, kiedy obiecałam cioci, że do nich przyjedziemy? – zapytała męża, gdy ten wrócił z pracy.
Tadeusz zrobił wielkie oczy.
- Obiecałaś coś takiego? Czemu nic o tym nie wiem? – odpowiedział pytaniem.
- Ciocia przed chwilą zadzwoniła, pytała się czy obiecane w Nowy Rok odwiedziny są aktualne. Powiedziałam, że tak – wyjaśniła Janina. Jak tak teraz pomyślała, to w sumie nie wiedziała, czemu odpowiedziała twierdząco, skoro nie pamiętała swoich czynów z Sylwestra. Może dlatego, że jej trudno było odmówić.
- Nie pytaj mnie o Sylwestra, moja pamięć nie zarejestrowała przejścia z jednego roku w drugi.
- Wiem, Tadeusz, wiem.
- Czy to znaczy, że musimy tam jutro jechać? – zapytał, siadając na fotel.
- Tak. Może poszedłbyś jeszcze do sklepu kupić zestaw herbat czy coś. Przydałoby się przywieźć im jakiś podarunek z okazji nowego roku – zaproponowała Janina.
- To może od razu kupię naklejki z piłkarzami, to się wujek Heniek uraduje.
- Dorzuć do tego ćwiartkę. Masz dobre serduszko, Tadeusz – powiedziała i pocałowała męża w policzek.
I małe zasoby cierpliwości
I tak z sobotniego, słodkiego lenistwa zrobiła się figa z makiem, a właściwie mak w kołaczu i kawa z fusami ze szklanki w koszyczku, poprzedzona korkami na autostradzie. Ciocia mieszkała dobry kawał drogi od Ochajo, wycieczka zaplanowana była na cały dzień, co nie było Tadeuszowi w smak.
I nawet ten kołacz nie smakował lepiej
Nie, żeby nie lubił cioci Marysieńki. Właściwie, to nie była ona nawet jego prawdziwą ciocią, a Janiny, więc w sumie miałby pełne prawo za nią nie przepadać. Jednak ze względu na swoją ukochaną żonę i jej sympatię względem poczciwej ciotki, Tadeusz nauczył się tolerować starszą panią, a jej towarzystwo uznawał za znośne. Poza jej uszczypliwymi komentarzami na temat jego życia i przyszłości, nieustannie słodziła ona Janinie oraz częstowała ich niebywałą ilością ciastek wątpliwej daty przydatności do spożycia. I może te okazjonalne wizyty nie byłyby takie złe, gdyby nie wujek Heniek. Raz podczas ich wszystkich wizyt zdarzyło się, że Heńka nie było w domu, bo w pracy został na dłużej i Tadeusz niemal całował ciocię Marysieńkę po rękach, nawet zagrał z nią partyjkę w warcaby. Wujek Heniek to był już wyższy poziom.
Musicie wiedzieć, że wujek Heniek był zapalonym fanem piłki nożnej. Pół domu zawalone gazetkami typu Przegląd sportowy, Poradnik Kibica, a w koszyczku w łazience leżą nawet Bravo Sport. Jego syn nauczył go w internet, więc ten , gdy tylko przychodził do domu, pierwsze co sprawdzał, to fora internetowe dotyczące futbolu polskiego. Kiedyś na oczach Tadeusza wujek Heniek wywalił klawiaturę komputera przez okno. Okazało się, że na forum ktoś trollował, że Cracovia jest słaba i w ogóle, że jej zawodnicy się nie myją i inne pierdoły. Wujek Heniek zrobił się czerwieńszy niż jego nieśmiertelne polo. Bo za Cracovie to on by życie oddał, a na pewno swoją kolekcję kart z piłkarzami. No więc jak zaczął wyklinać na cały świat, to nawet Bluri nie miał nic do dodania. Podczas obiadów gadał jedynie o pozycji Cracovii na listach Ekstra Klasy i o meczach, akcjach, że ten to powinien tam strzelić, że sędzia przekupiony i że Cracovia to już dawno by była mistrzem Polski, ale ciągle im robią koło nosa, bo zazdroszczą utalentowanych zawodników i strategii. W takich momentach Tadeusz wychodził z siebie i stawał obok, co w jego stanie jest dość częstym zjawiskiem. Wtedy nie dość, że wujek Heniek sam się nakręca, to jeszcze Bluri próbuje się z nim kłócić albo sam zaczyna rozprawiać o jakichś rzeczach kompletnie nieistotnych. Tadeusz najczęściej wtedy wybucha, uderza pięściami w stół, wstaje od stołu i idzie do samochodu się uspokoić. Temat schodzi wtedy na jego wątpliwą poczytalność i propozycje leczenia. Janina musi wtedy wymyślać usprawiedliwienia dla Tadeusza, na przykład, że go znów zdenerwował perkusista z piętra czy inne takie.
Tym razem Tadeusz postanowił, że z anielskim spokojem zniesie całą wizytę, a jeżeli nie, to w aucie będzie czekać jego tajna broń. Fifa. Bo z wujkiem Heńkiem było trochę jak z pięciolatkiem. Trzeba go było czymś zająć, żeby nie robił scen.
ty tadek to nie mniejsze sceny robisz, moglibyście otworzyć teatr z takim zasobem dramatu
- Nie urodziłem się aktorem – stwierdził Tadeusz.
nie musisz grać. masz naturalny dar. uwierz mi.
I Tadeusz uwierzył.
Gdy dojechali do domostwa wujostwa Janiny, ciotka od razu wybiegła z domu, by ich wyściskać i wycałować, zostawiając na policzkach Tadeusza ślinę i czerwoną szminkę. Za nią wybiegł z domu mały wściekły pudel i zaczął skakać wokół samochodu i szczekać. Tadeusz pomyślał, że ten pudel przypomina mu trochę Bluriego.
poczochraj pieska Tadeusz
Ale Tadeusz wiedział, że pudla się nie czochra, bo można stracić rękę. A on lubił swoje ręce. Były przydatne.
- I dojechaliście, o jak dobrze was widzieć. Duże korki? Obwodnica w remoncie jest, podobno lewo jest przejazd. Halina mi opowiadała, że raz stała trzy godziny w korku. Ale chyba nie było tak źle, prawda? – nawijała ciocia Marysieńka.
- Nie, było w porządku – Tadeusz wymusił uśmiech, przypominając sobie wszystkie te środkowe palce, które posłał ludziom po drodze.
Janina i ciotka zaczęły rozmawiać o nowym roku, mieszkaniu, o Ochajo i wolontariacie Janiny w społeczności przykościelnej. Ciocia Marysieńka była zagorzałą uczestniczką wszelkich wydarzeń kościelnych i była bardzo dumna z tego, że Janina idzie w jej ślady. Tadeusz także dużo się modlił, gównie o to, by Janina nie tyle nie poszła w ślady swojej ciotki, co nie włożyła jej butów. Józefowicz bardzo pilnował metaforycznego obuwia swojej żony, co jakiś czas kontrolując półkę na buty.
Tadeusz rozgościł się w pokoju gościnnym. Za chwilę dołączyły do niego Janina z ciotką, przynosząc kawę i filiżanki. Ciastka i kołacz z makiem już stały na stole.
- No to opowiedzcie, dzieci, jak wam się żyje – zachęciła ciotka Marysieńka, rozlewając kawę do filiżanek. Dziś wyjątkowo nie dostali szklanek w koszyczkach. Tadeusz był nieco zawiedziony.
- Dobrze, ciociu. Żyjemy sobie dostatnio, Tadeusz nawet poznał nowych przyjaciół – pochwaliła się Janina, tak jak matki chwalą się, że ich dziecko umie już chodzić.
Ciocia Marysieńka nachyliła się do ucha Janiny.
- Ale widziałaś tych przyjaciół, tak? Istnieją?
- Ciociu! Oczywiście, że tak. Za kogo ty masz Tadeusza?
Ciocia Marysieńka tylko uśmiechnęła się z pobłażaniem na męża swojej siostrzenicy.
- To kim są ci przyjaciele, Tadku?
- Jeden to Janusz, ten co grał na perkusji. Sąsiad z piętra. A drugi to stary znajomy, ale odzyskany. – Tadeuszowi spodobało się stwierdzenie, że Bronisław był przyjacielem z odzysku. W końcu przez długi czas uważał go za śmiecia. Tadeusz dbał o recykling. – Bronek. Prowadzi lombard.
Ciocia Marysieńka nie wiedziała, czego się spodziewała, ale z drugiej strony poczuła ulgę, że byli to ludzie z krwi i kości.
- To dobrze, że masz przyjaciół, Tadziu. Przyjaciele to ważna rzecz.
też jestem twoim przyjacielem Tadeusz. powiedz im o mnie. przyjaciele są ważni. WAŻ NI I Są P R Z YJA CI ELE TaDEUSZ jesteś my P R z y J ACIÓŁMI NIKT nie był tak BLISKO CIEBIE JAK JA TADEU-
- Przepraszam, muszę wyjść do łazienki – powiedział Józefowicz, wstał od stołu i udał się do łazienki, gdzie zamknął drzwi na zamek. Spojrzał na siebie w lustrze. W swoich oczach widział Bluriego, który z jakiegoś powodu był wściekły.
- O co ci chodzi, cudaku, nie rób mi wstydu przed rodziną Janiny.
Nie wiem o co ci chodzi. To ty mi robisz wstyd. Przecież jestem twoim przyjacielem. Powinieneś o mnie wspomnieć a nie o tamtych przegrywach życiowych.
- To moi prawdziwi przyjaciele, Bluri. Ciebie i tak nikt nie widzi, czemu tego nie zrozumiesz.
PO KAŻ IM MNIE POKaż IM MNIEPOKAŻPOKAŻPOKAŻ POKAŻSIEBIEMNIEJAKIJESTEŚNAPRAWDĘTADEUSZ
- Jeszcze nie zjadłem nawet żadnego ciasteczka, co ci odbija!?
NIE WIEM JA Tadeusz ja tak mi smutno
- Czemu ci smutno, Bluri. Jak tobie smutno, to co ja mam powiedzieć? – Tadeusz czuł jak coś go ściska w serduszku.
nie ma
- Czego nie ma?
nie ma szklaneczek w koszyczku Tadeusz. nie ma szklaneczek. Zawsze były szklaneczki Tadeusz. ZAWSZE.
Wtedy Tadeusz zrozumiał, że dlatego te filiżanki wywołały w nim taki niepokój. Zawsze były szklaneczki. Zawsze była kawa w szklaneczkach. Tadeusz obmył twarz wodą i wyszedł z łazienki.
- Ciociu, czy mógłbym prosić szklaneczkę w koszyczku? – zapytał, stojąc w przejściu.
Ciocia zdziwiła się, ale powiedziała, że nie ma problemu, po czym wstała i poszła do kuchni. Tadeusz wrócił na miejsce przy stole obok Janiny.
- Co ci się stało, kochanie, zbladłeś. Wszystko w porządku? I po co ci szklanka? – zapytała zmartwiona Janina, gładząc męża po plecach.
- Bo zawsze były szklaneczki w koszyczku.
Wtedy Janina przestała go głaskać i pomyślała, że faktycznie, zawsze były szklaneczki w koszyczku.
***
Po około godzinie do domu wrócił wujek Heniek. Przysiadł do stołu i dopiero wtedy wszyscy zjedli obiad. Heniek opowiadał o zakładach jakie podjął i o tym, że Cracovia na pewno wygra, ale trochę sam się nakręcił, gdy zaczął opowiadać o swoim znajomym Bogdanie, który twierdzi, że ten mecz przegrają.
- Wysmaruje mu kiedyś twarz chodnikiem, temu Bogdanowi - zagroził wujek Heniek, gniewnie gryząc kotleta. Tadeusz zastanawiał się czy już wspominać o Fifie, czy może jeszcze poczekać. Liczył na to, że naklejki do albumu trochę ostudzą jego temperament.
Pod koniec obiadu padło w stronę młodego małżeństwa Józefowiczów niespodziewane pytanie.
- A z dziećmi to kiedy nas odwiedzicie? – zapytał wujek Heniek.
Janina przestała mrugać. Tadeusz zakrztusił się kompotem, który właśnie pił. Trzeba go było poklepać, bo by się biedak udusił.
- Dzieci? Jakie dzieci, wujku? ! – zapytał, gdy odzyskał zdolność oddychania.
- Jak to jakie, Tadek, wasze dzieci! – odparł ochoczo.
Tadeusz nie wiedział co ma powiedzieć. Spojrzał milcząco na Janinę, jednak w jej pięknych oczach nie znalazł odpowiedzi. Oczy cioci Marysieńki także były w tej chwili wyjątkowo milczące i wyjątkowo nie oceniające go. Zapadła cisza.
to pan walnął panie Heniu. Tadek czy już mam wieźć respirator? łio łio łio
- Nie zastanawialiśmy się nad tym – powiedział w końcu Tadeusz, rozumiejąc, że chyba on musi się odezwać.
- A bo w młodzi to się nad niczym nie zastanawiacie teraz. Jak się stanie to się stanie mam rację? – powiedział i zaczął się śmiać, aż się zrobił czerwony.
Janina też zaczynała się robić czerwona. Tadeusz bladł. Wszyscy tworzyli teraz ukochany zestaw barw wujka Heńka. Barwy klubu.
- Heniek, zachowuj się! Do jasnej panienki... - powiedziała w końcu ciotka Marysieńka.
- Oj tam, już, cicho – odparł Heniek, uspokajając się. – Ale no młodzi są, już trochę po ślubie. A ja to bym takiego małego dzieciaczka podszkolił już w piłkę trochę. O klubie opowiedział. Mój syn to już dawno mnie przestał słuchać.
- Marcin ma 30 lat, dziwisz mu się?
- Pamiętaj Tadek, pierworodny to skarb, dobrze go zakop w swoich przekonaniach, zanim go społeczeństwo rozkopie.
Józefowicze nie wiedzieli co począć z tą niezbyt obiecującą maksymą. Nie dziwili się, że Marcin nie chciał go słuchać.
Tym razem obeszło się bez Fify. Janina i Tadeusz opuścili dom wujostwa skonfundowani, wysmarowani szminką cioci i z kotletami do odgrzania. Pudel szczekał, gdy Tadeusz odpalał silnik. Będą mieli dużo do przemyślenia po powrocie do domu.
myślisz ze mały tadeuszek miałby małego Bluriego? chciałbym być ojcem Tadeusz
Tadeusz modlił się, by wirus Bluriego nie przemieszczał się do żadnych innych komórek jego ciała, za tym bardziej po za nie.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top