11 - Czy to śrubeczka?
Chyba wyszło długie. Ale wiecie, było długo oczekiwane *ba dum tsss*. Trudno było zebrać wenę po takiej akcji jak była wcześniej xD albo raczej ciężko było dalej lecieć komedyjką, bo ja bym chętnie zrobiła dramat, no ale cóż, taka konwencja więc niech ruszy karuzela śmiechu! Co do samego opka, chciałabym go zamknąć w najbliższym czasie, myślę, że tak 2 rozdziały do końca będą. Ewentualnie 3, ale zobaczę jak się rozwinie. Bo ja generalnie zaczynam studia i wolałabym się nimi zająć niż fanficzkiem XD (kogo ja próbuje oszukać, nie ten, to napiszę inny). Ale spoko, zanim ja te 2 napisze to jeszcze trochę czasu minie XD zapraszam do czytania, gwiazdeczek i komentowania. pozdróweczka
- Czy to tylko ja, czy Tadeusz zachowuje się jakoś dziwnie? - zapytał Janusz Dan.
- Nie wiem, jak dla mnie to całkiem normalnie - odparł Bronek.
- Tadeusz zachowuje się wspaniale - powiedziała z dumą Janina.
- Proszę, sąsiedzi moi, oto pomidorki dla was - oznajmił Tadeusz z uśmiechem, wręczając mężczyznom reklamówki pełne czerwonych pomidorów.
- Mnie to tylko zastanawia, gdzie ty je wyhodowałeś, Tadek. - Janusz odebrał siatkę. Wszytko wydawało mu się jakieś dziwne.
Tadeusz zaprowadził gości na balkon, gdzie zaprezentował trzy wielkie donice z krzakami pomidorów. Dan i Ursyn byli pod wrażeniem ogrodniczych umiejętności Tadeusza, bo chociaż wiedzieli, że pracuje w sklepie ogrodniczym, to nigdy nie widzieli, aby przejawiał jakiekolwiek zdolności w tym kierunku. Myśląc o Tadeuszu nie oczekiwało się wiele, bo zaskoczeniem było, gdy zachowywał się jak normalny obywatel. Może właśnie dlatego Janusz był w szoku? Tadeusz był jakiś normalny. To było zbyt podejrzane. Gdzie krył się spisek? Kiedy wpadli w pułapkę? A może wszytko było od początku tylko grą? Janusz żałował, że nie poszedł do tej szkoły policyjnej, gdy miał na to szansę.
- Dzięki Tadek za pomidorki, my się musimy już zwijać - powiedział nagle Janusz, patrząc znacząco na Bronka. Bronek nie znał jednak znaczenia tego spojrzenia.
- Serio musiMY? - zapytał.
- No pamiętasz, mamy tę rzecz do zrobienia - nalegał Janusz.
- Tę rzecz? - Ursyn dalej nie rozumiał przekazu, a Janusz zaczynał wątpić we wszystkie plotki o konspiracjach osiedlowych jakimi Bronisław rzekomo kieruje.
- A ta rzecz nie może poczekać? - zapytał Tadeusz. - Myślałem, że może pogracie ze mną w Fife. Granie z Janiną robi się już nudne.
Janina zakaszlała: - Eghuboprzegrywaszeghu.
- W fife?! - Bronkowi zaświeciły się oczy. - O stary, w fife to zaw...
Janusz, tracąc cierpliwość, dyskretnie dźgnął Bronka łokciem.
- ...sze, ale nie dziś. Widzisz, ta rzecz - tu spojrzał na Janusza tak, jakby miał go zabić na miejscu. - musi być załatwiona teraz.
- Także dzięki Tadziu i widzimy się - pożegnał się prędko Janusz i niemal wypychając Bronka za drzwi, koledzy Józefowicza opuścili jego mieszkanie.
Dopiero, gdy dwaj kumple wyszli z klatki, Bronek zwrócił się do Janusza.
- O co ci chodzi, ziom, mogliśmy sobie pograć w fife, a ty tak po prostu zmarnowałeś taką okazję. Oby ta twoja rzecz była ważna - mówił, gdy przechodzili przez parking w kierunku bloku Ursyna.
- Z Tadeuszem jest coś nie halo. Nie wydaje ci się, że jest jakiś nieswój? - zapytał Janusz.
Bronek zastanowił się przez moment.
- Może jest trochę bardziej... przyziemny? Nie wiem, jestem facetem, nie zastanawiam się nad takimi rzeczami. - Wzruszył ramionami.
- On tydzień temu do mnie zadzwonił czy już rozliczyłem pit, po czym zaczął narzekać na rząd.
- Racja, skoro zaczyna się interesować polityką to musiał upaść na głowę - zgodził się Ursyn.
- Nie o to mi chodzi! - Dan wydał z siebie szorstkie westchnięcie. - On nie wie co ze sobą robić! Ja myślę, że ten incydent z podpaleniem samochodu musiał go zmasakrować w środeczku.
- Przesadzasz. - Bronek machnął ręką. - On nie zabił człowieka, tylko puścił z dymem jakiegoś grata.
- Może ma jakąś traumę? Wiesz, ciebie tam nie było, ale trzeba było widzieć jego oczy... takie puste - mówił przejęty Janusz, przypominając sobie wydarzenia tamtego dnia, gdy Tadeusz zgolił włosy.
- Pusty to ja mam żołądek, idę zrobić pomidorówkę. Chcesz wpaść na obiad? Wszystko ci opowiem, bo się Januszku martwisz na zapas, a zupełnie niepotrzebnie - powiedział Bronek i uśmiechnął się pocieszająco od ucha do ucha.
- No niech ci będzie. Tylko z ryżem tę zupę.
- Z makaronem będzie i już, moja zupa, moje zasady.
* * *
Janusz i Bronisław siedzieli w kuchni w mieszkaniu Ursynów, siorbiąc pomidorówkę ze szklanych talerzy. Kwadratowy stolik zasłany był gustowną, żółtą ceratą w dzbanki i napisy Sweet Home. Bronek powiedział swojej żonie, Sarze, żeby poszła do salonu, bo oni mają męską rozmowę, na co ona fuknęła, żeby tylko później się nie pultał, jak ona będzie chciała mieć kobiecą rozmowę i go wyprosi za drzwi.
- Kobiety, co? - westchnął Bronek, jednak Janusz nie rozumiał jego bólu, bo był singlem od liceum.
- To powiesz czemu mam się nie martwić Tadkiem?
- Jasne - powiedział Bronek,kończąc pierwszy talerz zupy i wstając po dokładkę. - A więc wszystko zaczęło się, gdy byłem małym chłopcem i mój ojciec zabrał mnie...
- Jeżeli znowu będziesz recytował tę rzewną poezję Gerarda muzykanta spod spożywczaka to wychodzę.
- Dobra dobra, już się uspokój i jedz zupkę - Ursyn zasiadł z powrotem do stolika. - Tak na serio, to odkąd poznałem Tadeusza kilka lat temu, miewał wzloty i upadki. I nie mówię tu o wypadaniu z okna...
- CO? - Janusz prawie zakrztusił się łyżką.
- Tylko o takich emocjonalnych, wiesz - kontynuował. - Ilekroć ten "Bluri", czy cokolwiek, wchodzi za mocno, Tadek traci kontakt ze światem bardziej niż na co dzień. Różne to ma natężenie. A po tym łapie doła, coś jak emocjonalny kac. Wtedy zajmuje się pierdołami jak rozliczanie pitu, przeglądanie promocji w Lidlu i oglądanie wiadomości. Teraz, jak widać, robi ogródek na balkonie. W sumie to dobre te pomidory, nie?
- Całkiem dobre.
- Więc widzisz, mamy z tego pożytek, a i Janina szczęśliwa, bo Tadek nie odwala żadnych akcji, bo Bluri mu nie szepcze do uszka. Ale niedługo Bluri wróci i wtedy na serio trzeba się będzie martwić o Tadeusza. Do tego czasu niech chłopak odpocznie, podlewa nasionka i ogląda przegląd sportowy.
Janusz był zadziwiony takowym stanem rzeczy, ale skoro Bornek mówił, że tak jest, to nie mogło być inaczej. Dokończył więc zupę i wrócił do siebie uderzać w bębny, nie kontemplując więcej stanu zdrowia swojego sąsiada. Tadek był jego przyjacielem i Janusz zawsze będzie go wspierał.
* * *
Janusz Dan drzemał własnie na kanapie, odpoczywając po nagrywaniu kolejnego coveru na youtuby, a raczej drzemałby dalej, gdyby nie czyjeś agresywnie walące w jego drzwi pięści. Żółtowłosy stoczył się z kanapy, słysząc, jak strzelają mu wszystkie kości.
- Kto tam? - krzyknął z pokoju, zanim doczołgał się do drzwi.
- JANUSZ WYCHODŹ Z DOMU, KARUZELE PRZYJECHAŁY
To zdecydowanie mogła być tylko jedna osoba. Janusz otworzył drzwi, by spotkać podekscytowaną postać Tadeusza Józefowicza w czarnym dresie i laczkach na skarpetkach.
- Jakie karuzele?
- No wesołe miasteczko przyjechało Janusz, ale nie byle jakie, maja wielkie karuzele, patrz na to! - Józefowicz wcisnął Danowi swój telefon w twarz. Na rozmazanym zdjęciu, które nie dość, że było chyba robione tosterem, to ten toster spadał wtedy z 10 piętra, widać było zarys czegoś co wyglądało jak dziwny model nowych arimaxów. Ale jak się obróciło telefon to trochę jak diabelski młyn i... katapulta?
- Ubieraj gacie, idziemy - wykrzyczał Tadeusz, wtedy Janusz zrozumiał, że powitał gościa w majtasach. Nie żeby się przejął. Ile razy Tadeusz bez pardonu wchodził mu do łazienki, gdy ten brał prysznic, by ogłosić kolejny świetny pomysł podyktowany poleceniem jakiegoś kosmicznego imperatora. Janusz zastanawiał się, czy powinien wymienić sobie zamki. Tadeusz potrafił być czasem dosyć creepy.
Za dziesięć minut Janusz, Janina i Tadeusz przechodzili przez zieloną trawkę, na której ustawiono kilka karuzel dla dużych i małych. Tadeusz nie mógł przestać krzyczeć przez całą drogę, przez co Janina i Janusz szli pięć metrów za nim. Miasteczko rzeczywiście prezentowało się dość imponująco jak na standardy polskich karuzel objazdowych, obsługiwanych w 3/4 przez Ukraińców. Stał wielki diabelski młyn, samochodziki, dwupoziomowa kolejka typu Smok Wawelski, mała karuzela katarynka dla dzieci (do wyboru od koni po tira), coś szybkiego i obrotowego, domek strachu i owa wielka katapulta. Obok inne dmuchane rzeczy dla dzieciaczków, chociaż Tadeusz upierał się, że on chce na zjeżdżalnie.
- No to kupujemy bilety - zarządził i podszedł do kasy Józefowicz. Ale jak zobaczył ceny to mu się odechciało trochę.
- 25 zł za 1,5 minuty jazdy, czyście oszaleli!
- Tadek, uspokój się - powiedziała Janina. - Pamiętaj, że wygrałeś tysiąc.
- A, faktycznie - przypomniał sobie Tadek, a Janusz pacnął się otwartą dłonią w czoło.
- To co, zaczynamy od katapulty - powiedział Tadeusz i zwrócił się do pana z wąsem z okienka. - Dobry, ja poproszę 3 na tę katapultę.
Pan z wąsem już wymieniał banknot na kolorowe żetony, gdy Janusz zaczął szarpać Tadeusza za rękaw.
- NIE, MI NIE! Tadek, ja umrę na tym, ja nie mogę na takie coś, przecież to zostało skręcone wczoraj, to się urwie i wylecę w kosmos, TAdek! - panikował Janusz, jednak pan z wąsem nie przyjmował zwrotów, a Tadek nie przyjmował cykorzenia.
- Proszę pana, ja to przeżyję, prawda? To się nie urwie, prawda?! - pytał zdesperowany Dan, jednak pan z wąsem tylko uśmiechał się i wzruszał ramionami, jakby chciał powiedzieć "Panie, urwie to urwie, na chuj drążyć temat".
Dan, blady jak ściana, został pociągnięty za kaptur pod wielką katapultę. Panowie z obsługi przypięli całą trójkę do siedzeń w wielkiej metalowej kuli, która połączona była linami z dwoma wysokimi jak ego Bronka słupami. Janusz czuł, że zbliża się zawał.
- Panie Boże, jeżeli to przeżyję, to ogolę się na łyso i wstąpię do zakonu. Proszę, trzymaj te linki - modlił się Janusz, gdy usłyszeli, że maszyna zaczęła już pracować.
Nagle dało się słyszeć cichy brzdęk. Pan z obsługi podniósł coś małego i błyszczącego z ziemi.
- Czy to śrubeczka? - zapytał jego kolega.
Janina, która siedziała po środku, chwyciła obu panów za rączki.
- CO, ŚRUBECZKA?! - wykrzyczał Janusz.
- Janusz, trzymam cię za słowo - powiedział Tadeusz i było to ostatnie zdanie, które zostało przy ziemi, gdy wielka kula wystrzeliła w powietrze, niosąc za sobą krzyki całej trójki - dwa podekscytowane i jeden taki, z którym dusza opuściła ciało.
*
Gdy kula zeszła na ziemię, Janusz musiał pięć minut odsiedzieć na ławce i odmówić zdrowaśki. Nigdy nie czuł się tak blisko Boga jak w tamtej chwili. Może przez to, że poleciał tak blisko nieba, że czuł, jak aniołki muskają jego policzki piórkami skrzydełek. Po takiej podróży, w której ziemia i niebo zamieniają się miejscami, a prędkość zabiera możliwość oddychania, człowiek doznaje prawdziwego katharsis.
- Janusz, ja mam golarkę w domu, wpadniesz do nas później - Tadeusz posłał mu oczko.
- Pamiętaj, Janusz, nad tymi małymi wesołymi miasteczkami Bóg czuwa trochę bardziej - Janina także posłała mu oczko. Janusza w ogóle nie dziwił fakt, że są małżeństwem.
Następne karuzele były już w porządku. Smok skrzypiał bardziej niż powinien, szybkie i kręcące trochę się trzęsło i od czasu do czasu przestały się palić światełka. Janusz i Tadeusz krzyczeli z ekscytacji, a chłopiec siedzący naprzeciwko nich był jakiś niewzruszony przeciążeniami karuzeli.
- Co młody, w CSie większe emocje? - zagadnął go Janusz.
- No trochę - odpowiedział chłopiec od niechcenia i odszedł.
Ostatecznie nie wpuszczono Tadeusza na dmuchaną zjeżdżalnie i Józefowicz był tym faktem oburzony. Na koniec weszli sobie na diabelski młyn, skąd mogli podziwiać piękno betonowych bloków swojego osiedla.
* * *
Około 22 Janusz Dan klęczał nad wanną w mieszkaniu Józefowiczów, a Tadeusz trzymał nad jego głową golarkę elektryczną z końcówka do włosów.
- Proszę cię Tadek, nie na łysą pałę - błagał Janusz.
- Spokojnie, mam doświadczenie - zapewniał Tadeusz. Urządzenie zaczęło brzęczeć.
Tadeusz z dziwnie sadystyczną satysfakcją ścinał złote włosy Janusza. Kolejne kosmyki bujnej grzywki wpadały do pustej wanny, razem z samotną łzą Dana. Odrosną, zapewniał siebie.
nieeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeee, TyLko NIe wŁOSY JANUSZA
Nagle Tadek stanął jak wryty, golarka wypadła mu z ręki, Janusz odskoczył, wpadając w przerwę miedzy sedesem a wanną.
- Co się dzieje, uciąłeś coś więcej, jak ja wyglądam - Janusz zerwał się na nogi, patrząc w lustro. Był teraz ścięty jakby miał iść na nabór. Dobrze, że miał odrosty, bo głupio by wyglądał z krótkim żółtym.
- Sezonie czapek - nadchodzę - pomyślał.
Obrócił się do Tadka. Ten dalej stał w szoku.
- Spokojnie Tadek, nic strasznego się nie stało, no sam obiecałem najwyższej instancji, że się zgolę.
tragedia narodowa ludzie, piękno ostateczne zostało sprofanowane, co następne, może zdeptanie konstytucji?!
- Janusz...
- Co jest?
- On wrócił.
- O szit.
ja się nie pozbieram tadek po tych włosach, och, takie piękno, takie żywe złoto, w wannie bez szans na bardziej świetlaną przyszłość
- Bluri to tylko włosy, zamknij się.
tadek to tylko dusza, zamknij się, odrośnie
Janusz i Tadeusz westchnęli głęboko. Koszmar powrócił. Jednak Dan poklepał przyjaciela po plecach.
- Może się obrazi i będzie ciszej trochę dłużej - uśmiechnął się do Tadka.
Tadek odpowiedział uśmiechem.
- Racja, może tak będzie.
JAnusz I tY przeCIWKo mnie :cccc
- Chcesz iść do maka? Ja stawiam - zaproponował Janusz. Tadeusz kiwnął głową na zgodę i poszli. Z Januszem u boku Bluri nie miał nic do gadania.
w zasadzie mogłabym tutaj skończyć, nie? XD
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top